[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kirstin odeszła do samochodu, pozostawiając całą trójkę pogrążoną
w rozmowie. Harry dołączył do niej po kilku minutach, włączył silnik i
odjechał, nie oglądając się za siebie. Próbowała odgadnąć jego myśli.
Przeciskali się przez zatłoczone ulice, gdy Kirstin postanowiła
przerwać ciszę.
- Przepraszam, że niewiele miałeś ze mnie pożytku.
- Nie szkodzi - odparł z rezygnacją.
Kirstin spodziewała się innej reakcji. Przypuszczała, że zarzuci jej
brak profesjonalnego podejścia, rozczulanie się nad sobą...
- Właśnie, że szkodzi - upierała się. - Po prostu nie mogłam.
Spodziewałam się, że będzie zle, ale nie aż tak.
Dotarli do przychodni.
- To się zdarza - powiedział powoli.
- Ale powinnam była się przygotować, pokonać własną słabość.
- Pewnie tak, lecz to niełatwe, szczególnie kiedy pacjent nie jest
kimś obcym.
- Mimo wszystko powinnam była dać sobie radę. Poza tym przecież
ty znasz Charlesa o wiele lepiej niż ja. Przecież i dla ciebie musiało to
być straszne przeżycie.
- Tak, to prawda - przyznał, zaciskając ręce na kierownicy tak
mocno, że aż zbielały mu palce.
- Tym bardzej powinnam była ci pomóc.
- W takich przypadkach przydaje się doświadczenie.
- Ale jednak... - Zagryzła wargi.
- Kirstin - powiedział cicho - nie wymagaj od siebie zbyt wiele.
Wolałaby, żeby się złościł, bo tym swoim współczuciem pogrążał ją
do reszty. Jakby jeszcze tego było mało, poczuła, że kładzie rękę na jej
dłoni. Nie, to nie może być prawda. Chyba śni. Ciepła ręka Harry'ego
ściskała jej dłoń w geście pocieszenia.
RS
91
Nie trwało to długo.
- Chodzmy, pacjenci czekają. %7łycie toczy się dalej. Dopiero pózniej
Kirstin zdała sobie sprawę, że tego właśnie dnia nastąpił przełom w ich
stosunkach. Wprawdzie Harry nadal potrafił jej dokuczać i wyśmiewać,
jej naiwność, ale zmiana w jego zachowaniu była wyrazna.
Jeśli akurat nie miała dyżuru, w niedzielę Kirstin lubiła
poleniuchować w łóżku. Potem wstawała, brała prysznic, wkładała dresy
i biegła do sklepu po gazetę i świeży sok pomarańczowy, którym raczyła
się po powrocie.
Pewnej słonecznej, wiosennej niedzieli właśnie wracała do domu z
porannej rozgrzewki, kiedy z balkonu nad nią dobiegł ją głos Harry'ego:
- Wpadniesz na śniadanie?
- Właśnie kupiłam sok - odkrzyknęła.
- To świetnie, bo mój się prawie skończył. Chodz na górę.
Zgodziła się bez wahania. Harry zaprosił ją na balkon.
- Trzeba dzielić z kimś taki widok - wyjaśnił.
W dole płynęła rzeka, w której odbijały się promienie porannego
słońca. Harry wniósł na tacy grzanki, dżem i świeżo zaparzoną kawę.
Niedzielne śniadania z czasem stały się regularną częścią ich życia.
Kirstin biegła po sok i gazety, po czym siadali razem w słońcu, wypijając
niezliczoną liczbę filiżanek kawy, jedząc grzanki i przeglądając prasę.
Tak polubiła te poranki, że gdy obudziwszy się pewnej niedzieli
usłyszała krople deszczu bębniące o szybę, odczuła głębokie
rozczarowanie. Lecz zanim zdążyła się ubrać, Harry zapukał do drzwi.
- Pada, nie możemy siedzieć na balkonie. Ale widok z okna też jest
ładny, więc może zjemy w środku?
Choć tym razem nie wygrzewali się w słońcu, spędzili czas równie
przyjemnie. Kirstin ze zdziwieniem musiała przyznać, że Harry odgrywa
coraz ważniejszą rolę w jej życiu.
RS
92
ROZDZIAA DZIEWITY
Dzień zaczął się zwyczajnie i nic nie zwiastowało wydarzeń, które
miały nastąpić. Ciepły czerwcowy poranek i niebo pozbawione jednej
chmurki nie nastrajały Kirstin do pracy. Z żalem wspomniała białe żagle
odbijające się w morskiej toni. Widok radiowozów policyjnych
zaparkowanych przed przychodnią sprowadził ją na ziemię.
- Włamanie - wyjaśniła Eva beznamiętnie.
- Dużo ukradli? - zapytała Kirstin, patrząc na odłamki szkła
porozrzucane w rejestracji.
- Nie, bo i nie bardzo mieli co. Oczywiście szukali narkotyków i
bloczków z receptami. Chyba wyrąbali drzwi siekierą. Gdyby tylko
wpadli w moje ręce, wiedziałabym, co z nimi zrobić.
Co do tego Kirstin nie miała żadnych wątpliwości. Nie mogła dalej
prowadzić z Eva rozmowy, bo poczekalnia z wolna zaczęła się zapełniać.
Zazwyczaj przyjmowała nagłe przypadki, podczas gdy Harry leczył
swoich stałych pacjentów. Jednak czasem zamieniali się, żeby nabrała
doświadczenia w terapii chronicznych schorzeń. Dziś był właśnie jeden z
tych dni.
Przekonała się już wielokrotnie, że Harry'ego niełatwo zastąpić.
Często musiała spędzić kilka minut, uspokajając pacjentów, którzy
RS
93
domagali się swojego stałego lekarza.
Seria porannych przyjęć wykończyła ją zupełnie, a przed sobą miała
jeszcze plik kart i dokumentów czekających na wypełnienie. Była mniej
więcej w połowie, kiedy nadeszła pora wizyt domowych. Na liście
wezwań, tym razem wyjątkowo długiej, znalazło się też nazwisko
Maggie, mieszkanki ostatniego piętra wieżowca pozbawionego windy.
Gdy przybyli na miejsce, otworzyła im Trący, córka pacjentki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
Kirstin odeszła do samochodu, pozostawiając całą trójkę pogrążoną
w rozmowie. Harry dołączył do niej po kilku minutach, włączył silnik i
odjechał, nie oglądając się za siebie. Próbowała odgadnąć jego myśli.
Przeciskali się przez zatłoczone ulice, gdy Kirstin postanowiła
przerwać ciszę.
- Przepraszam, że niewiele miałeś ze mnie pożytku.
- Nie szkodzi - odparł z rezygnacją.
Kirstin spodziewała się innej reakcji. Przypuszczała, że zarzuci jej
brak profesjonalnego podejścia, rozczulanie się nad sobą...
- Właśnie, że szkodzi - upierała się. - Po prostu nie mogłam.
Spodziewałam się, że będzie zle, ale nie aż tak.
Dotarli do przychodni.
- To się zdarza - powiedział powoli.
- Ale powinnam była się przygotować, pokonać własną słabość.
- Pewnie tak, lecz to niełatwe, szczególnie kiedy pacjent nie jest
kimś obcym.
- Mimo wszystko powinnam była dać sobie radę. Poza tym przecież
ty znasz Charlesa o wiele lepiej niż ja. Przecież i dla ciebie musiało to
być straszne przeżycie.
- Tak, to prawda - przyznał, zaciskając ręce na kierownicy tak
mocno, że aż zbielały mu palce.
- Tym bardzej powinnam była ci pomóc.
- W takich przypadkach przydaje się doświadczenie.
- Ale jednak... - Zagryzła wargi.
- Kirstin - powiedział cicho - nie wymagaj od siebie zbyt wiele.
Wolałaby, żeby się złościł, bo tym swoim współczuciem pogrążał ją
do reszty. Jakby jeszcze tego było mało, poczuła, że kładzie rękę na jej
dłoni. Nie, to nie może być prawda. Chyba śni. Ciepła ręka Harry'ego
ściskała jej dłoń w geście pocieszenia.
RS
91
Nie trwało to długo.
- Chodzmy, pacjenci czekają. %7łycie toczy się dalej. Dopiero pózniej
Kirstin zdała sobie sprawę, że tego właśnie dnia nastąpił przełom w ich
stosunkach. Wprawdzie Harry nadal potrafił jej dokuczać i wyśmiewać,
jej naiwność, ale zmiana w jego zachowaniu była wyrazna.
Jeśli akurat nie miała dyżuru, w niedzielę Kirstin lubiła
poleniuchować w łóżku. Potem wstawała, brała prysznic, wkładała dresy
i biegła do sklepu po gazetę i świeży sok pomarańczowy, którym raczyła
się po powrocie.
Pewnej słonecznej, wiosennej niedzieli właśnie wracała do domu z
porannej rozgrzewki, kiedy z balkonu nad nią dobiegł ją głos Harry'ego:
- Wpadniesz na śniadanie?
- Właśnie kupiłam sok - odkrzyknęła.
- To świetnie, bo mój się prawie skończył. Chodz na górę.
Zgodziła się bez wahania. Harry zaprosił ją na balkon.
- Trzeba dzielić z kimś taki widok - wyjaśnił.
W dole płynęła rzeka, w której odbijały się promienie porannego
słońca. Harry wniósł na tacy grzanki, dżem i świeżo zaparzoną kawę.
Niedzielne śniadania z czasem stały się regularną częścią ich życia.
Kirstin biegła po sok i gazety, po czym siadali razem w słońcu, wypijając
niezliczoną liczbę filiżanek kawy, jedząc grzanki i przeglądając prasę.
Tak polubiła te poranki, że gdy obudziwszy się pewnej niedzieli
usłyszała krople deszczu bębniące o szybę, odczuła głębokie
rozczarowanie. Lecz zanim zdążyła się ubrać, Harry zapukał do drzwi.
- Pada, nie możemy siedzieć na balkonie. Ale widok z okna też jest
ładny, więc może zjemy w środku?
Choć tym razem nie wygrzewali się w słońcu, spędzili czas równie
przyjemnie. Kirstin ze zdziwieniem musiała przyznać, że Harry odgrywa
coraz ważniejszą rolę w jej życiu.
RS
92
ROZDZIAA DZIEWITY
Dzień zaczął się zwyczajnie i nic nie zwiastowało wydarzeń, które
miały nastąpić. Ciepły czerwcowy poranek i niebo pozbawione jednej
chmurki nie nastrajały Kirstin do pracy. Z żalem wspomniała białe żagle
odbijające się w morskiej toni. Widok radiowozów policyjnych
zaparkowanych przed przychodnią sprowadził ją na ziemię.
- Włamanie - wyjaśniła Eva beznamiętnie.
- Dużo ukradli? - zapytała Kirstin, patrząc na odłamki szkła
porozrzucane w rejestracji.
- Nie, bo i nie bardzo mieli co. Oczywiście szukali narkotyków i
bloczków z receptami. Chyba wyrąbali drzwi siekierą. Gdyby tylko
wpadli w moje ręce, wiedziałabym, co z nimi zrobić.
Co do tego Kirstin nie miała żadnych wątpliwości. Nie mogła dalej
prowadzić z Eva rozmowy, bo poczekalnia z wolna zaczęła się zapełniać.
Zazwyczaj przyjmowała nagłe przypadki, podczas gdy Harry leczył
swoich stałych pacjentów. Jednak czasem zamieniali się, żeby nabrała
doświadczenia w terapii chronicznych schorzeń. Dziś był właśnie jeden z
tych dni.
Przekonała się już wielokrotnie, że Harry'ego niełatwo zastąpić.
Często musiała spędzić kilka minut, uspokajając pacjentów, którzy
RS
93
domagali się swojego stałego lekarza.
Seria porannych przyjęć wykończyła ją zupełnie, a przed sobą miała
jeszcze plik kart i dokumentów czekających na wypełnienie. Była mniej
więcej w połowie, kiedy nadeszła pora wizyt domowych. Na liście
wezwań, tym razem wyjątkowo długiej, znalazło się też nazwisko
Maggie, mieszkanki ostatniego piętra wieżowca pozbawionego windy.
Gdy przybyli na miejsce, otworzyła im Trący, córka pacjentki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]