[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się nie nadawał.
Zszedłem na chodnik.
- Nie mogę niestety - powiedziałem, składając kartkę.
240
 A dlaczego to? Koszulę toś chyba na śmietniku wynalazł  zmarszczył czoło i wsadził głowę w
dziurę. Nos miał sinawy i pełen żyłek. Widywałem gości z podobnymi nosami u nas na Kaczych
Dołach. Pewnie rodzina tego tutaj.
 A dlatego to, że to są tajne sprawy detektywistyczne, proszę pana  cofnąłem się o krok.
 No, skoro desty... tykiwiczne, to nie ma co  pokiwał głową.  Znaczy się nie złodziej, tylko
jakby odwrotnie, tak? Ale czego tu szukać, tego złota?
No proszę, nawet dozorca wie o złocie.
 Złota?  udałem zdumienie.
 Przecież w gazetach pisali, że zaraz po wojnie w Po-temkowicach bandyci dwanaście kilo złota
schowali  podrapał się po łysinie.  Ale tu nic nie ma, dobrze przeryte. Wszystko bujdy Ten, co
go milicja złapała, głupot nagadał. A durne ludzie wierzą.
 Ludzie we wszystko uwierzą, proszę pana  zgodziłem się grzecznie.  Zegarka pan nie ma?
 zmieniłem temat, wypatrując kogoś, kogo mógłbym zapytać o godzinę.
 Miałem, ale go prze...  skrzywił się  przepadł gdzieś, czort wie gdzie.
 A psa?  byłem wyczulony na niespodziewane psie ataki.
 Psa to ja mam, śpi zaraza pod stołem. Pasożyt jeden  pogroził zaciśniętą pięścią w kierunku, z
którego przyszedł.  Darmozjad!
Zdaje się, że mogłem odejść bez obaw, że jakiś kundel dobierze mi się do spodni. Pożegnałem się
pospiesznie
241
i zastanawiając się, czy jeszcze mam czas, pobiegłem do miasta.
Zegar na wieży kościoła Zwiętego Dominika właśnie bił osiemnastą, kiedy do Jamy wpadł Jacek
Plomba z miną tyleż ponurą co tajemniczą.
 Widzę, że kłódka działa?  stwierdził, ciężko dysząc.
 Co ma nie działać?  Kostek zasłonił sobą leżący na stole komputerowy wydruk.  Nie
siądziesz?
 Ty nie siedzisz, to i ja nie muszę  Plomba uśmiechnął się nieszczerze.  Co tam chowasz?
 Aaa... nic.
 Jak nic, to pokaż, przyjacielu.
 Ja ci pokażę, synu, a ty mnie załatwisz?
 Nie rozumiem, o czym mówisz  spłoszył się Jacek.  Ostatnio jakoś...
 No dobrze  Ptak spochmurniał.  I tak dłużej tego nie wytrzymam.
Sięgnął po wydruk i machnął nim Plombie przed oczami.
 Co tak machasz, gorąco ci?
 Tobie się zrobi gorąco. Wiem wystarczająco dużo.
 O czym?
 O tym, że otrułeś Cynę jakimś barbituranem, bandyto! W oczach Jacka Plomby zamigotał
strach.
Rozdział 26.
Finita la commedia
Musiało być pózno, bo jedyny kiosk, jaki znalazłem, był już zamknięty. Przy okienku wisiała
kolorowa tabliczka, informująca, że czynne od 6.00 do 18.00, w niedziele nieczynne.
Dzisiaj poniedziałek, czyli minęła osiemnasta, jest czas nauki własnej i Rudy mnie usmaży. Albo i
nie usmaży, gdy mu powiem, że policja go szuka. Ucieknie w podskokach. Powyższe rozważania
świadczyły, jak marnie się znałem na bandyckiej psychice.
Podszedłem kawałek dalej i zobaczyłem budkę telefoniczną. Znajdowała się zaraz za bramą parku,
imieniem Bolka i Lolka, obok gipsowych figurek wyżej wymienionych, przedpotopowych urwisów.
Obaj byli jednakowo po-obtłukiwani i ozdobieni artystycznie przez tutejszą młodzież. Na czole
uśmiechniętego Bolka wypisano markerem  Manfred to głomp", sprayem domalowano sumiaste
wąsy, zaś Lolka ktoś ubrał w dziurawy zielony podkoszulek, a na głowę nasadził mocno
wypłowiałą czapkę świętego Mikołaja.
W budce stała zajęta rozmową średniego wieku blondynka w niebieskiej garsonce, postanowiłem
więc zaczekać. Może odsprzeda mi kartę?
243
Czas mijał, a ja dreptałem wokół budki, przyglądając si leniwie spacerującym przechodniom,
rzucając żołędziami w Bolka i Lolka, tudzież rysując patykiem wzory na pia. sku. Wreszcie
wynudzony do granic postukałem delikatnie w szybę.
 Przepraszam bardzo, pani jeszcze długo?
Kobieta, nie przerywając rozmowy, dała znak, żebym odszedł. Odszedłem, ale wróciłem zaraz.
 Przepraszam bardzo, czy gdzieś jest inna budka? Drzwi uchyliły się nieco.
 ... musisz cały czas ucierać, bo się zwarzy... poczekaj ... o co chodzi? Pali się?
 Bo ja  zrobiłem strapioną minę  koniecznie przedzwonić muszę i ten...
 To sobie dzwoń... to nie do ciebie, kochanie... no i potem ostrożnie wlewasz olej, najlepiej...
Drzwi zamknęły się, nie usłyszałem więc dalszego ciągu. Potraktowała mnie podobnie jak
kierownik.  To sobie dzwoń", ciekawe czym? Postukałem w szybę.
 ... jaja nie mogą być za świeże, powinnaś... poczekaj... czy ciebie coś opętało? To nie do ciebie,
kochanie. Stukasz i stukasz, zajęcia nie masz? Do nauki byś się wziął, ot co!
 W pierwszy dzień nigdy nie zadają  tłumaczyłem  a przedzwonić muszę, sprawa życia i
śmierci. %7łebym tak skisł, jeśli kłamię!  walnąłem się w pierś.
 Przedzwonić? Na porządne ubranie cię nie stać, a na telefon masz?  oburzyła się.  Może
kradniesz?
Zupełnie zapomniałem, że mam rozdartą koszulę.
 To wypadek, proszę pani  załkałem, chcąc wzbudzić litość.  Ja tylko...
 No dobrze  warknęła  mądry głupiemu ustępuj e. To nie do ciebie, kochanie  uspokoiła
rozmówczynię.  Mam natręta po prostu. Tak, obdartus jakiś się przyplątał. Mhm, zadzwonię z
domowego, całuski!  cmoknęła do słuchawki, z trzaskiem ją odwiesiła i wyszła, patrząc na mnie
jak na karalucha.  Twoje szczęście  powiedziała przez zaciśnięte zęby  że straż miejska się
nie nawinęła. Zaraz zrobiliby z tobą porządek.
 To prawda, moje szczęście  mruknąłem, patrząc, jak
245
odchodzi z torebką przyciśniętą do boku.  Ale karty to mi pani nie sprzeda, co nie?  szepnąłem
zawiedziony.
Wlokłem się w stronę internatu, kiedy dotarło do mnie, że nie pamiętam bardzo ważnej rzeczy Czy
ona zabrała swoją kartę? Jakoś nie kojarzę, uśmiechnąłem się chytrze. Serce zabiło szybciej.
Plastuś patrzył na wychowawcę z rosnącym uznaniem. Z uwielbieniem, rzec można. Ten facet miał
nerwy ze stali. Mielony wsiąkł na amen, a gościu nawet się nie zmarszczył, nie okazał żadnych
uczuć. Plastuś też trenował nieokazywa-nie uczuć, ale na razie szło mu tak sobie.
 I do tej pory go nie ma, tak?  upewniał się pan Witek.
 Nie ma  zachichotał Walerek.
 Nawet obiadu nie zjadł  dodał Plastuś.  Gwozdziu miał dyżur na okienku i zamknął mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl