[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że jej nie skrzywdzi, a jednak jakiś zimny dreszcz przeszedł jej
po plecach. Coś w tym było, coś, co przywiodło jej na myśl
tamtego mężczyznę. Trzymał ją w mocnym uścisku, tak że nie
mogła się poruszyć i ogarnęła ją jakaś bliżej nieokreślona
panika.
- Starczy już - powiedziała - przerwijmy tę głupią
zabawę, mam dosyć.
- Nic z tego, złapałem cię i należysz do mnie. -
Podtrzymując ją, delikatnie pchnął ją przed siebie i po chwili
leżała twarzą do ziemi, jak wtedy.
Nie miała żadnych szans, wiedziała o tym. Czuła na sobie
jego znajomy oddech, ale nie widziała go i to czyniło całą
zabawę zdecydowanie bardziej skomplikowaną, niż się
spodziewała. Zaczęła się wyrywać, miotała się pod nim jak
osaczone zwierzę, drapała go i kopała. Zaczęła krzyczeć.
- Uspokój się, kochanie - szepnął - uspokój się, przecież
wiesz, kim jestem. Już dobrze, już cicho, to ja, spokojnie -
szeptał bezustannie - to ja.
W końcu przestała się rzucać i ucichła. Ukryła twarz w
trawie i zaczęła płakać. Całował ją czule i pieścił, gładził jej
plecy i szyję.
154
- Już lepiej, kochanie, lepiej
- Przepraszam - szepnęła. - Tak się przeraziłam...
- Wiem, nie przepraszaj, to ja przepraszam, ale to nie
koniec. Teraz uważaj...
Uniósł się i zadarł jej do góry spódnicę. Poczuła, jak zdziera
z niej bieliznę.
- Nie! - krzyknęła. - Nie, Wolf, proszę... - Czuła się
dokładnie tak, jak wtedy, całkowicie bezradna, bezsilna. Niby
był to Wolf, ale przecież nie widziała go; znała ten głos, te
ręce, te usta, ale nie widziała go.
Chciała mu się wyrwać, trzymał ją jednak mocno jedną ręką,
a drugą odpinał spodnie. Słyszała szczęk paska, a potem
rozsuwający się suwak.
- Coś ci to przypomina, prawda? - Ale wiesz dobrze, że to
ja, Wolf, że nie zrobię ci krzywdy, bo cię kocham. Nie musisz
się bać. - Jego głos stał się ochrypły, czuła, że jest silnie
podniecony.
- Nie chcę! - Szarpnęła się mocno. - Nie podoba mi się ta
zabawa, skończ to!
- Jeszcze chwila, zaraz skończę. Zaraz i tobie się spodoba.
Zobaczysz, będzie ci dobrze, jeszcze chwila cierpliwości.
- Nie chcę - jęknęła - nie chcę się tutaj z tobą kochać.
- Dobrze, nie zrobię niczego, czego nie będziesz chciała,
ale daj sobie tę szansę, rozluznij się, pozwól mi działać.
Przerażenie nieco ustąpiło, wiedziała, że nigdy nie zrobiłby
jej nic złego. To był Wolf, mężczyzna, którego kochała i
wiedziała, że w jego ramionach jest bezpieczniejsza niż
gdziekolwiek indziej.
Zaczął delikatnie całować jej kark i ramiona, lekko pocierać
biodrami o jej nagie pośladki.
- Dobrze ci? - zapytał po chwili.
W odpowiedzi usłyszał cichy pomruk.
- Więc dobrze...
155
Mocniej przywarł biodrami do jej ciała, a jego ręce już nie
trzymały jej w uścisku, lecz pieściły ją coraz intensywniej, aż
zaczęła rytmicznie poruszać całym ciałem i ciężko oddychać.
- Zrób to - wyszeptała - zrób to teraz...
Obudziło ich silnie prażące słońce. Otworzyła oczy. Niebo
było cudownie błękitne, bez najmniejszej chmurki. Wokół
unosił się świeży zapach młodej trawy. Leżała na rozgrzanej
ziemi, obok tego cudownego mężczyzny, który sprawił, że
przerażające wspomnienia zostały zastąpione przez cudowne i
podniecające. Tak się jeszcze nigdy nie kochali, z taką furią i z
tak bezgranicznym oddaniem. A może nosi już w sobie jego
dziecko, pomyślała nagle, przecież nigdy nie myśleli o tych
sprawach, nigdy nie kiwnęli nawet palcem, żeby się
zabezpieczyć. Ale nie miało to przecież żadnego znaczenia,
nawet gdyby ich związek nie przetrwał, pragnęła mieć z nim
dziecko. Poczuła, że dopiero wtedy byłaby w pełni szczęśliwa.
Odwróciła się do Wolfa i szepnęła:
- Strasznie praży słońce, chyba nie chcesz, żebyśmy dostali
porażenia?
- Ależ skąd.
Zapiął spodnie, wsunął jej majtki do kieszeni i wziął ją na
ręce.
- Pójdę sama - zaprotestowała, ale już po chwili zaplotła
ręce na jego szyi.
- Pozwól mi się zanieść... Nie ma nic bardziej
romantycznego na świecie niż... wejść do domu z kobietą na
rękach, zanieść ją do sypialni i tam kochać ją do utraty
zmysłów.
- Przecież przed chwilą się kochaliśmy!
- I co, myślisz, że dam ci spokój? - Jego oczy płonęły, a
głos drżał. - Jesteś teraz zdana na moją łaskę i niełaskę -
szepnął.
156
Wolf wszedł do sklepu, czując na sobie czyjeś lodowate [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
że jej nie skrzywdzi, a jednak jakiś zimny dreszcz przeszedł jej
po plecach. Coś w tym było, coś, co przywiodło jej na myśl
tamtego mężczyznę. Trzymał ją w mocnym uścisku, tak że nie
mogła się poruszyć i ogarnęła ją jakaś bliżej nieokreślona
panika.
- Starczy już - powiedziała - przerwijmy tę głupią
zabawę, mam dosyć.
- Nic z tego, złapałem cię i należysz do mnie. -
Podtrzymując ją, delikatnie pchnął ją przed siebie i po chwili
leżała twarzą do ziemi, jak wtedy.
Nie miała żadnych szans, wiedziała o tym. Czuła na sobie
jego znajomy oddech, ale nie widziała go i to czyniło całą
zabawę zdecydowanie bardziej skomplikowaną, niż się
spodziewała. Zaczęła się wyrywać, miotała się pod nim jak
osaczone zwierzę, drapała go i kopała. Zaczęła krzyczeć.
- Uspokój się, kochanie - szepnął - uspokój się, przecież
wiesz, kim jestem. Już dobrze, już cicho, to ja, spokojnie -
szeptał bezustannie - to ja.
W końcu przestała się rzucać i ucichła. Ukryła twarz w
trawie i zaczęła płakać. Całował ją czule i pieścił, gładził jej
plecy i szyję.
154
- Już lepiej, kochanie, lepiej
- Przepraszam - szepnęła. - Tak się przeraziłam...
- Wiem, nie przepraszaj, to ja przepraszam, ale to nie
koniec. Teraz uważaj...
Uniósł się i zadarł jej do góry spódnicę. Poczuła, jak zdziera
z niej bieliznę.
- Nie! - krzyknęła. - Nie, Wolf, proszę... - Czuła się
dokładnie tak, jak wtedy, całkowicie bezradna, bezsilna. Niby
był to Wolf, ale przecież nie widziała go; znała ten głos, te
ręce, te usta, ale nie widziała go.
Chciała mu się wyrwać, trzymał ją jednak mocno jedną ręką,
a drugą odpinał spodnie. Słyszała szczęk paska, a potem
rozsuwający się suwak.
- Coś ci to przypomina, prawda? - Ale wiesz dobrze, że to
ja, Wolf, że nie zrobię ci krzywdy, bo cię kocham. Nie musisz
się bać. - Jego głos stał się ochrypły, czuła, że jest silnie
podniecony.
- Nie chcę! - Szarpnęła się mocno. - Nie podoba mi się ta
zabawa, skończ to!
- Jeszcze chwila, zaraz skończę. Zaraz i tobie się spodoba.
Zobaczysz, będzie ci dobrze, jeszcze chwila cierpliwości.
- Nie chcę - jęknęła - nie chcę się tutaj z tobą kochać.
- Dobrze, nie zrobię niczego, czego nie będziesz chciała,
ale daj sobie tę szansę, rozluznij się, pozwól mi działać.
Przerażenie nieco ustąpiło, wiedziała, że nigdy nie zrobiłby
jej nic złego. To był Wolf, mężczyzna, którego kochała i
wiedziała, że w jego ramionach jest bezpieczniejsza niż
gdziekolwiek indziej.
Zaczął delikatnie całować jej kark i ramiona, lekko pocierać
biodrami o jej nagie pośladki.
- Dobrze ci? - zapytał po chwili.
W odpowiedzi usłyszał cichy pomruk.
- Więc dobrze...
155
Mocniej przywarł biodrami do jej ciała, a jego ręce już nie
trzymały jej w uścisku, lecz pieściły ją coraz intensywniej, aż
zaczęła rytmicznie poruszać całym ciałem i ciężko oddychać.
- Zrób to - wyszeptała - zrób to teraz...
Obudziło ich silnie prażące słońce. Otworzyła oczy. Niebo
było cudownie błękitne, bez najmniejszej chmurki. Wokół
unosił się świeży zapach młodej trawy. Leżała na rozgrzanej
ziemi, obok tego cudownego mężczyzny, który sprawił, że
przerażające wspomnienia zostały zastąpione przez cudowne i
podniecające. Tak się jeszcze nigdy nie kochali, z taką furią i z
tak bezgranicznym oddaniem. A może nosi już w sobie jego
dziecko, pomyślała nagle, przecież nigdy nie myśleli o tych
sprawach, nigdy nie kiwnęli nawet palcem, żeby się
zabezpieczyć. Ale nie miało to przecież żadnego znaczenia,
nawet gdyby ich związek nie przetrwał, pragnęła mieć z nim
dziecko. Poczuła, że dopiero wtedy byłaby w pełni szczęśliwa.
Odwróciła się do Wolfa i szepnęła:
- Strasznie praży słońce, chyba nie chcesz, żebyśmy dostali
porażenia?
- Ależ skąd.
Zapiął spodnie, wsunął jej majtki do kieszeni i wziął ją na
ręce.
- Pójdę sama - zaprotestowała, ale już po chwili zaplotła
ręce na jego szyi.
- Pozwól mi się zanieść... Nie ma nic bardziej
romantycznego na świecie niż... wejść do domu z kobietą na
rękach, zanieść ją do sypialni i tam kochać ją do utraty
zmysłów.
- Przecież przed chwilą się kochaliśmy!
- I co, myślisz, że dam ci spokój? - Jego oczy płonęły, a
głos drżał. - Jesteś teraz zdana na moją łaskę i niełaskę -
szepnął.
156
Wolf wszedł do sklepu, czując na sobie czyjeś lodowate [ Pobierz całość w formacie PDF ]