[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kotku! - Mama poszła za mną, zapominając o bi ałkach
jajek, które skwierczały na patelni. - Myśl ałam, że już to sobie
wyjaśniłyśmy. Ten chłopak nie jest odpowiedni dla ciebie.
- Pa, mamo. - Szarpnęłam za zatrzask, otwierając drzwi.
Rob był pod domem w swojej czarnej furgonetce. Pomachał do
nas ręką.
- Dzień dobry, pani Mastriani! - zawołał.
- Dzi eń dobry, Robercie! - odkrzyknęła mama nieco słabym
głosem. A do mnie powiedziała ciszej: - Jessica, wiesz równie
dobrze jakja, jeśli oszukał raz, zrobi to po raz drugi.
- Toni - odezwał się tata z fotela, w którym siedział sobie w salo
nie. - Pozwól dzieciakom samym rozwiązywać własne problemy.
- Och, jasne. - Mama obejrzała się, piorunując wzrokiem
ojca. - Mam po prostu stać z boku i pozwalać jej robić, co chce,
a pot em być tu pod ręką, żeby j ąpocieszać, kiedy j uż dojdzie do
jakiejÅ› katastrofy.
- Dokładni e tak - rzekł tata i otworzył gazetę.
- Joe! - zawołała mama z irytacją.
- Cześć - powi edzi ałam do nich obojga i szybko zeszłam
po schodkach werandy, a potem ruszyłam trawnikiem w stronę
czterodrzwiowego samochodu z przyciemnionymi szybami.
124
Pomachałam Robowi, żeby mu dać znać, że za chwilę przyj
dę, i zastukałam w okno sedana po stronie kierowcy. Kiedy ani
drgnęło, odezwałam się:
- Dajcie spokój. Wszyscy wiemy, że tam siedzicie.
Szyba w oknie powoli się opuściła. Okazało się, że patrzę
na dwóch dżentel menów ubranych w garnitury mi mo gorącego
poranka i zapowiadajÄ…cego siÄ™ jeszcze upalniejszego dnia.
- Cześć - przywitałam ich. - Panowi e z FBI czy od pana
Whiteheada?
Faceci wymienili spojrzenia. A pot em kierowca odpowie
dział z wyraznym akcentem z Chicago:
- Od pana Whiteheada. Ni e jest z pani zbyt zadowolony.
Twierdzi, że włamała się pani wczoraj wieczorem do mieszkania
jego syna i zabrała stamtąd jakieś rzeczy należące do niego. Pan
Whitehead chciałby je odzyskać.
- No cóż, tak się akurat składa, że mój przyjaciel ija właśnie
się wybieramy do biura pana Whiteheada. Więc mogą panowie
za nami j echać. Mogą nawet panowie, jeśli macie taką ochotę,
zadzwonić do niego i dać mu znać, że j esteśmy w drodze. Aha,
i proszę mu powiedzieć, że Randyj uni or też ma tam być. I że ma
ze sobą wziąć Kristin.
Kierowca i jego kolega wymienili spojrzenia. Powi edzi ałam
zachęcająco:
-Ależ proszę. Zadzwońci e do niego. Jeśli chce odzyskać
rzeczy należące do syna, będzie musi ał spotkać się ze mną. Albo
to, albo idÄ™ z nimi na policjÄ™.
Kierowca zawahał się, a pot em sięgnął do kieszeni na piersi.
Przez chwilę wydawało mi się, że wyciągnie broń i pomyśl ałam
sobie, jak dziwnie byłoby zginąć w taki słoneczny poranek, na
własnej ulicy, na oczach moi ch rodziców i mojego byłego, a za
razem niedoszłego chłopaka.
Ale okazało się, że tylko sięgał po komórkę.
- To do zobaczenia o dziesiątej - powi edzi ałam do facetów
w samochodzie. Apot em odwróci łam się i poszłam w stronę fur
gonetki Roba. . .
125
...i dokładni e w tej chwili biały kabriolet rabbit zatrzymał
siÄ™ na naszym podjezdzie i Karen Sue Hankey, siedzÄ…ca za kie
rownicą, naci snęła klakson.
- Cześć, Jessico! - zawołała. - Jesteś gotowa? Ni e masz chy
ba nic przeciwko temu, że będziemy tylko we dwie, ale Scott gra
w golfa z tatą. Pomyślałam, że to nic nie szkodzi. Zostanie między
nami, dziewczynami. Zrobi łam rezerwację w tej miłej wyśmieni
tej restauracyjce na placu przy sÄ…dach. MajÄ… tam cudowne wafle.
Chociaż wiesz, nie powi nnam jeść rafinowanego cukru. Ale to
taka niezwykła okazja. Och, strasznie mi się podoba twoja fryzu
ra. Strzyżesz się w Nowym Jorku? Wskakuj, bardzo proszę.
Zamiast wskakiwać, mi nęłam ją, a pot em zajęłam miejsce
dla pasażera w furgonetce Roba.
- Hej - przywitał mnie. A potem zerknął przez okno. - Czy
to nie ta sama dziewczyna, co wczoraj wieczorem? Ta, która za
trzymała cię na ulicy?
- Jedz już - poprosi łam.
Rob posłuchał i ruszył w stronę centrum. Kiedy ją mijaliśmy,
usłyszałam Karen Sue, która z rozzłoszczonąmi nąmówi ła:
- No nie, ze wszystkich najbardziej... - A potem zobaczy
łam, jak mama podbiega, żeby j ą uspokoić. Pewnie zapropono
wała jej jajecznicę z białek jajek.
- Jak t am Hannah? - spytałam, zapinając pasy.
- Patrzeć na mnie nie może - oświadczył Rob. - Ni e przepa
da też za Chickiem, który znów jej pilnuje, póki nie przyjedzie
po niÄ… matka.
- Przejdzie jej - uznałam. - Mówi łeś jej o kasetach wideo?
- O, tak. Ni e wierzy mi. Jej cudowny Randy nigdy by cze
goś takiego nie zrobił. Ona uważa, że ja to sobie wymyśliłem,
żeby go oczernić.
- No jasne. - Uśmi echnęłam się. - Ni e martw się. Jeszcze
się opamięta.
- Szkoda, że zani m to nastąpi, będzie już mieszkała znów ze
swoją matką. - Parę sekund pózniej zerknął we wsteczne luster
ko. - Kto nam siedzi na ogonie? - spytał. - FBI?
126
- Mafia - odparłam swobodnie. - Okazuje się, że Randy se
nior ma znajomości.
- No proszÄ™. Facet wyglÄ…da coraz ciekawiej. Moja siostra
z pewnością wie, gdzie sobie poszukać chłopaka. Mam ich zgubić?
- Ni e, to nasza eskorta - powiedziałam.
- Super - rzucił z jeszcze większą ironią. - A mogę wie
dzieć, dokąd się kieruje ta nasza mała procesja?
- Oczywiście - powi edzi ałam. - Na plac przy sądach. Biu
ra pana Randalla Whi teheada seniora mieszczÄ… siÄ™ w Fountai n
Building.
-1 to tam j edziemy? - spytał Rob. - %7łeby się zobaczyć
z Randym seniorem?
- Dokładni e tak. Ale, jak rozumi em, Randyj uni or też się
pojawi.
- Czy to znaczy, że j ednak pozwolisz mi stłuc go do nieprzy
tomności? - spytał Rob z nadzieją.
- Oczywiście, że nie. - Ni e spuszczałam oczu z drogi i nie po
zwalałam sobie na zerknięcie w stronę dłoni Roba, które wyglądały
niesamowicie silnie i sprawnie, kiedy obracały kierownicą. Próbo
wałam nie myśleć, j akby to było, gdyby te ręce dotknęły mnie.
- Oglądałaś te kasety? - zapytał Rob. Zauważyłam, że on
też nie odrywał spojrzenia od drogi.
- Owszem - przytaknęłam.
Rob czekał, aż powiem coś więcej. A kiedy tak się nie stało,
spytał:
- Czy te kasety z Hannah. . . To znaczy, czy było więcej niż
j edna. . . ? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
- Kotku! - Mama poszła za mną, zapominając o bi ałkach
jajek, które skwierczały na patelni. - Myśl ałam, że już to sobie
wyjaśniłyśmy. Ten chłopak nie jest odpowiedni dla ciebie.
- Pa, mamo. - Szarpnęłam za zatrzask, otwierając drzwi.
Rob był pod domem w swojej czarnej furgonetce. Pomachał do
nas ręką.
- Dzień dobry, pani Mastriani! - zawołał.
- Dzi eń dobry, Robercie! - odkrzyknęła mama nieco słabym
głosem. A do mnie powiedziała ciszej: - Jessica, wiesz równie
dobrze jakja, jeśli oszukał raz, zrobi to po raz drugi.
- Toni - odezwał się tata z fotela, w którym siedział sobie w salo
nie. - Pozwól dzieciakom samym rozwiązywać własne problemy.
- Och, jasne. - Mama obejrzała się, piorunując wzrokiem
ojca. - Mam po prostu stać z boku i pozwalać jej robić, co chce,
a pot em być tu pod ręką, żeby j ąpocieszać, kiedy j uż dojdzie do
jakiejÅ› katastrofy.
- Dokładni e tak - rzekł tata i otworzył gazetę.
- Joe! - zawołała mama z irytacją.
- Cześć - powi edzi ałam do nich obojga i szybko zeszłam
po schodkach werandy, a potem ruszyłam trawnikiem w stronę
czterodrzwiowego samochodu z przyciemnionymi szybami.
124
Pomachałam Robowi, żeby mu dać znać, że za chwilę przyj
dę, i zastukałam w okno sedana po stronie kierowcy. Kiedy ani
drgnęło, odezwałam się:
- Dajcie spokój. Wszyscy wiemy, że tam siedzicie.
Szyba w oknie powoli się opuściła. Okazało się, że patrzę
na dwóch dżentel menów ubranych w garnitury mi mo gorącego
poranka i zapowiadajÄ…cego siÄ™ jeszcze upalniejszego dnia.
- Cześć - przywitałam ich. - Panowi e z FBI czy od pana
Whiteheada?
Faceci wymienili spojrzenia. A pot em kierowca odpowie
dział z wyraznym akcentem z Chicago:
- Od pana Whiteheada. Ni e jest z pani zbyt zadowolony.
Twierdzi, że włamała się pani wczoraj wieczorem do mieszkania
jego syna i zabrała stamtąd jakieś rzeczy należące do niego. Pan
Whitehead chciałby je odzyskać.
- No cóż, tak się akurat składa, że mój przyjaciel ija właśnie
się wybieramy do biura pana Whiteheada. Więc mogą panowie
za nami j echać. Mogą nawet panowie, jeśli macie taką ochotę,
zadzwonić do niego i dać mu znać, że j esteśmy w drodze. Aha,
i proszę mu powiedzieć, że Randyj uni or też ma tam być. I że ma
ze sobą wziąć Kristin.
Kierowca i jego kolega wymienili spojrzenia. Powi edzi ałam
zachęcająco:
-Ależ proszę. Zadzwońci e do niego. Jeśli chce odzyskać
rzeczy należące do syna, będzie musi ał spotkać się ze mną. Albo
to, albo idÄ™ z nimi na policjÄ™.
Kierowca zawahał się, a pot em sięgnął do kieszeni na piersi.
Przez chwilę wydawało mi się, że wyciągnie broń i pomyśl ałam
sobie, jak dziwnie byłoby zginąć w taki słoneczny poranek, na
własnej ulicy, na oczach moi ch rodziców i mojego byłego, a za
razem niedoszłego chłopaka.
Ale okazało się, że tylko sięgał po komórkę.
- To do zobaczenia o dziesiątej - powi edzi ałam do facetów
w samochodzie. Apot em odwróci łam się i poszłam w stronę fur
gonetki Roba. . .
125
...i dokładni e w tej chwili biały kabriolet rabbit zatrzymał
siÄ™ na naszym podjezdzie i Karen Sue Hankey, siedzÄ…ca za kie
rownicą, naci snęła klakson.
- Cześć, Jessico! - zawołała. - Jesteś gotowa? Ni e masz chy
ba nic przeciwko temu, że będziemy tylko we dwie, ale Scott gra
w golfa z tatą. Pomyślałam, że to nic nie szkodzi. Zostanie między
nami, dziewczynami. Zrobi łam rezerwację w tej miłej wyśmieni
tej restauracyjce na placu przy sÄ…dach. MajÄ… tam cudowne wafle.
Chociaż wiesz, nie powi nnam jeść rafinowanego cukru. Ale to
taka niezwykła okazja. Och, strasznie mi się podoba twoja fryzu
ra. Strzyżesz się w Nowym Jorku? Wskakuj, bardzo proszę.
Zamiast wskakiwać, mi nęłam ją, a pot em zajęłam miejsce
dla pasażera w furgonetce Roba.
- Hej - przywitał mnie. A potem zerknął przez okno. - Czy
to nie ta sama dziewczyna, co wczoraj wieczorem? Ta, która za
trzymała cię na ulicy?
- Jedz już - poprosi łam.
Rob posłuchał i ruszył w stronę centrum. Kiedy ją mijaliśmy,
usłyszałam Karen Sue, która z rozzłoszczonąmi nąmówi ła:
- No nie, ze wszystkich najbardziej... - A potem zobaczy
łam, jak mama podbiega, żeby j ą uspokoić. Pewnie zapropono
wała jej jajecznicę z białek jajek.
- Jak t am Hannah? - spytałam, zapinając pasy.
- Patrzeć na mnie nie może - oświadczył Rob. - Ni e przepa
da też za Chickiem, który znów jej pilnuje, póki nie przyjedzie
po niÄ… matka.
- Przejdzie jej - uznałam. - Mówi łeś jej o kasetach wideo?
- O, tak. Ni e wierzy mi. Jej cudowny Randy nigdy by cze
goś takiego nie zrobił. Ona uważa, że ja to sobie wymyśliłem,
żeby go oczernić.
- No jasne. - Uśmi echnęłam się. - Ni e martw się. Jeszcze
się opamięta.
- Szkoda, że zani m to nastąpi, będzie już mieszkała znów ze
swoją matką. - Parę sekund pózniej zerknął we wsteczne luster
ko. - Kto nam siedzi na ogonie? - spytał. - FBI?
126
- Mafia - odparłam swobodnie. - Okazuje się, że Randy se
nior ma znajomości.
- No proszÄ™. Facet wyglÄ…da coraz ciekawiej. Moja siostra
z pewnością wie, gdzie sobie poszukać chłopaka. Mam ich zgubić?
- Ni e, to nasza eskorta - powiedziałam.
- Super - rzucił z jeszcze większą ironią. - A mogę wie
dzieć, dokąd się kieruje ta nasza mała procesja?
- Oczywiście - powi edzi ałam. - Na plac przy sądach. Biu
ra pana Randalla Whi teheada seniora mieszczÄ… siÄ™ w Fountai n
Building.
-1 to tam j edziemy? - spytał Rob. - %7łeby się zobaczyć
z Randym seniorem?
- Dokładni e tak. Ale, jak rozumi em, Randyj uni or też się
pojawi.
- Czy to znaczy, że j ednak pozwolisz mi stłuc go do nieprzy
tomności? - spytał Rob z nadzieją.
- Oczywiście, że nie. - Ni e spuszczałam oczu z drogi i nie po
zwalałam sobie na zerknięcie w stronę dłoni Roba, które wyglądały
niesamowicie silnie i sprawnie, kiedy obracały kierownicą. Próbo
wałam nie myśleć, j akby to było, gdyby te ręce dotknęły mnie.
- Oglądałaś te kasety? - zapytał Rob. Zauważyłam, że on
też nie odrywał spojrzenia od drogi.
- Owszem - przytaknęłam.
Rob czekał, aż powiem coś więcej. A kiedy tak się nie stało,
spytał:
- Czy te kasety z Hannah. . . To znaczy, czy było więcej niż
j edna. . . ? [ Pobierz całość w formacie PDF ]