[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tarczą. Kelly siedziała przy stole, uśmiechając się.
- Nie chcę z tobą rozmawiać - powiedziała Marilyn. -Razem z Kelly doszłyśmy do wniosku, że nie
lubimy mężczyzn. Prawda, Kel?
- Prawda. Precz z mężczyznami. Mężczyzni to dranie.
- Słyszałeś? Nie chcemy rozmawiać z draniami.
- Trudno. Ale ja chcę porozmawiać z tobą. Cofnęła się o krok.
- Nie chcę cię słuchać.
- Nie masz wyboru.
Marilyn cofnęła się jeszcze o krok. Miał rację. Nie mogła siłą woli stać się głucha. Ale siłą woli
postarała się opanować. Była to winna Kelly, sobie, temu, co sobie nawzajem przysięgły - że się nie
ugną i nie zrezygnują z twardych warunków, które postawiły. Zadarła buntowniczo głowę.
- Odejdz. Nie chcę cię widzieć.
- Powiedziałaś, że sprawiłem, że mnie pokochałaś -przypomniał jej Doug.
- I co z tego? Czy to nie jedna z twoich mocnych stron? Sprawianie, żeby kobiety traciły dla ciebie
głowy?
- Nie zauważyłem tego.
- Ażesz - wtrąciła się Kelly. - Aamiesz serca dziewczynom, odkąd skończyłeś czternaście lat. Wiem to
od Franka.
- Kelly, zostaw nas samych.
Kelly, ku zaskoczeniu Marilyn, wzięła butelkę wina i zostawiła Marilyn samą z Dougiem na tarasie
przy basenie. Gdzie się podziała kobieca solidarność? Co się stało z ich rodzącą się przyjaznią?
Marilyn cofnęła się jeszcze o krok i nagle znalazła się pod wodą. Na próżno próbowała odzyskać
równowagę. Doug wskoczył do basenu i wziął ją w ramiona. Woda sięgała mu tylko do pasa.
- Odejdz! - zażądała, starając się naśladować ton, jakim mówiła Kelly. Ale Doug jej nie posłuchał.
Zaczął ją całować. I całował tak długo, aż przywarła do niego, a woda w basenie niemaksię
zagotowała. Całował ją, kiedy rozległ się zdumiony\okrzyk:
- Dougie! Na Boga, co ty robisz w libraniu w basenie? Doug jęknął i odwrócił głowę.
- Całuję się ze swoją narzeczoną, mamo, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Ja nie - powiedziała - ale twój dziadek może być trochę zgorszony. Nie mogłeś sobie wybrać
odpowiedniejszego miejsca?
- Marilyn mnie tu zaciągnęła. Od tygodni dokądś mnie ciągnie. Czy mogłabyś nas zostawić samych,
żebym się wreszcie przekonał, dokąd zamierza mnie zabrać?
- Nie teraz, synu - zaprotestował Douglas II, prowadząc przez trawnik utykającego ojca. - Czy
moglibyście do nas dołączyć? Postanowiliśmy zwołać naradę rodzinną.
Doug podniósł Marilyn, posadził ją na stopniach, prowadzących do basenu, i pomógł jej po nich
wejść. Zdziwiła się, że chociaż się zatacza, jednak może iść.
Lucas i jej matka, którzy przyjechali nie wiadomo jak, nie wiadomo z kim, gapili się na nią. Jej brat
był wyraznie zgorszony.
- Spójrz, mamo - rzucił z satysfakcją - Marilyn jest pijana!
- Lucas... - Marilyn wbiła mu palec w klatkę piersiową. - Zamknij się.
- Przynosisz wstyd naszej... - Znów go ubodła pal-
cem, tym razem silniej. Lucas cofnął się i niezgrabnie, z głośnym pluskiem, wpadł do basenu, co
sprawiło Marilyn wielką przyjemność.
Wypłynął na powierzchnię, próbując zaczerpnąć tchu.
- Nie... mogę... oddychać...
Matka obrzuciła Marilyn jadowitym spojrzeniem i ruszyła synowi na pomoc.
- Widzisz, co zrobiłaś? Nie wiem, co by powiedział ojciec na twoje skandaliczne zachowanie.
- Prawdopodobnie coś w rodzaju Zuch!" - oświadczył Douglas.
Zapaliły się lampy na tarasie, wyszła Kelly, otuliła Marilyn grubym kocem i posadziła ją na krześle.
- Usiądz, zanim się przewrócisz. Aatwo się upijasz. Musisz więcej ćwiczyć. My, Fountainowie,
słyniemy z tego, że mamy mocne głowy.
Marilyn chciała jej wyjaśnić, że nie cierpi z powodu nadmiaru wina, lecz z nadmiaru Douga, ale
ponieważ był tuż obok, nie mogła tego powiedzieć. Zdaje się, że w ogóle nie mogła mówić.
Pojawił się Kerry, niosąc w jednym ręku dwie butelki szampana, a w drugim - tacę z wysmukłymi
kieliszkami. Postawił wszystko na stoliku, z wprawą otworzył jednego szampana, napełnił kieliszki, a
następnie wręczył je każdemu, zaczynając od Franklina - seniora rodu.
Starszy pan wstał.
- Proponuję wznieść toast. - Uniósł wysoko kieliszek. - Za pierwszą kobietę-prezesa Fountain [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
tarczą. Kelly siedziała przy stole, uśmiechając się.
- Nie chcę z tobą rozmawiać - powiedziała Marilyn. -Razem z Kelly doszłyśmy do wniosku, że nie
lubimy mężczyzn. Prawda, Kel?
- Prawda. Precz z mężczyznami. Mężczyzni to dranie.
- Słyszałeś? Nie chcemy rozmawiać z draniami.
- Trudno. Ale ja chcę porozmawiać z tobą. Cofnęła się o krok.
- Nie chcę cię słuchać.
- Nie masz wyboru.
Marilyn cofnęła się jeszcze o krok. Miał rację. Nie mogła siłą woli stać się głucha. Ale siłą woli
postarała się opanować. Była to winna Kelly, sobie, temu, co sobie nawzajem przysięgły - że się nie
ugną i nie zrezygnują z twardych warunków, które postawiły. Zadarła buntowniczo głowę.
- Odejdz. Nie chcę cię widzieć.
- Powiedziałaś, że sprawiłem, że mnie pokochałaś -przypomniał jej Doug.
- I co z tego? Czy to nie jedna z twoich mocnych stron? Sprawianie, żeby kobiety traciły dla ciebie
głowy?
- Nie zauważyłem tego.
- Ażesz - wtrąciła się Kelly. - Aamiesz serca dziewczynom, odkąd skończyłeś czternaście lat. Wiem to
od Franka.
- Kelly, zostaw nas samych.
Kelly, ku zaskoczeniu Marilyn, wzięła butelkę wina i zostawiła Marilyn samą z Dougiem na tarasie
przy basenie. Gdzie się podziała kobieca solidarność? Co się stało z ich rodzącą się przyjaznią?
Marilyn cofnęła się jeszcze o krok i nagle znalazła się pod wodą. Na próżno próbowała odzyskać
równowagę. Doug wskoczył do basenu i wziął ją w ramiona. Woda sięgała mu tylko do pasa.
- Odejdz! - zażądała, starając się naśladować ton, jakim mówiła Kelly. Ale Doug jej nie posłuchał.
Zaczął ją całować. I całował tak długo, aż przywarła do niego, a woda w basenie niemaksię
zagotowała. Całował ją, kiedy rozległ się zdumiony\okrzyk:
- Dougie! Na Boga, co ty robisz w libraniu w basenie? Doug jęknął i odwrócił głowę.
- Całuję się ze swoją narzeczoną, mamo, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Ja nie - powiedziała - ale twój dziadek może być trochę zgorszony. Nie mogłeś sobie wybrać
odpowiedniejszego miejsca?
- Marilyn mnie tu zaciągnęła. Od tygodni dokądś mnie ciągnie. Czy mogłabyś nas zostawić samych,
żebym się wreszcie przekonał, dokąd zamierza mnie zabrać?
- Nie teraz, synu - zaprotestował Douglas II, prowadząc przez trawnik utykającego ojca. - Czy
moglibyście do nas dołączyć? Postanowiliśmy zwołać naradę rodzinną.
Doug podniósł Marilyn, posadził ją na stopniach, prowadzących do basenu, i pomógł jej po nich
wejść. Zdziwiła się, że chociaż się zatacza, jednak może iść.
Lucas i jej matka, którzy przyjechali nie wiadomo jak, nie wiadomo z kim, gapili się na nią. Jej brat
był wyraznie zgorszony.
- Spójrz, mamo - rzucił z satysfakcją - Marilyn jest pijana!
- Lucas... - Marilyn wbiła mu palec w klatkę piersiową. - Zamknij się.
- Przynosisz wstyd naszej... - Znów go ubodła pal-
cem, tym razem silniej. Lucas cofnął się i niezgrabnie, z głośnym pluskiem, wpadł do basenu, co
sprawiło Marilyn wielką przyjemność.
Wypłynął na powierzchnię, próbując zaczerpnąć tchu.
- Nie... mogę... oddychać...
Matka obrzuciła Marilyn jadowitym spojrzeniem i ruszyła synowi na pomoc.
- Widzisz, co zrobiłaś? Nie wiem, co by powiedział ojciec na twoje skandaliczne zachowanie.
- Prawdopodobnie coś w rodzaju Zuch!" - oświadczył Douglas.
Zapaliły się lampy na tarasie, wyszła Kelly, otuliła Marilyn grubym kocem i posadziła ją na krześle.
- Usiądz, zanim się przewrócisz. Aatwo się upijasz. Musisz więcej ćwiczyć. My, Fountainowie,
słyniemy z tego, że mamy mocne głowy.
Marilyn chciała jej wyjaśnić, że nie cierpi z powodu nadmiaru wina, lecz z nadmiaru Douga, ale
ponieważ był tuż obok, nie mogła tego powiedzieć. Zdaje się, że w ogóle nie mogła mówić.
Pojawił się Kerry, niosąc w jednym ręku dwie butelki szampana, a w drugim - tacę z wysmukłymi
kieliszkami. Postawił wszystko na stoliku, z wprawą otworzył jednego szampana, napełnił kieliszki, a
następnie wręczył je każdemu, zaczynając od Franklina - seniora rodu.
Starszy pan wstał.
- Proponuję wznieść toast. - Uniósł wysoko kieliszek. - Za pierwszą kobietę-prezesa Fountain [ Pobierz całość w formacie PDF ]