[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głosem. - Przygotowałam pieczyste z królika. Dokładnie takie, jak lubisz.
- Nie, Alice, dziękuję - odparłem.
Choć bardzo chciałem z nią pobyć, potrzebowałem czasu, by pozbierać myśli. Miałem wiele
do przetra¬wienia.
Na twarzy Alice pojawił się grymas zawodu i jakby bólu.
~ Twoja mama kazaÅ‚a nam trzymać siÄ™ z dala od do¬mu, żebyÅ›my nie niepokoiÅ‚y Jacka i
Ellie. Nie chcą, by czarownice zbliżały się do nich, o nie. Toteż możemy się spotkać tylko,
jeśli tu do mnie przyjdziesz.
- Nie martw siÄ™, Alice. Tak zrobiÄ™. ZjawiÄ™ siÄ™ jutro wieczorem.
- Obiecujesz? - spytała z powątpiewaniem.
- Tak, obiecujÄ™.
- Zatem będę czekać. Zjesz jutro ze mną kolację?
- Oczywiście. Do zobaczenia.
- I jeszcze jedno, nim wrócisz na farmę, Tom. Jest tu Grimalkin. Ona też płynie z nami
do Grecji. Chce z tobą porozmawiać. Czeka tam - Alice wskazała dąb tuż za łąką. - Lepiej,
żebyś do niej poszedł.
Uścisnęliśmy się przed rozstaniem - dobrze było znów ją przytulić. Teraz musiałem stawić
czoÅ‚o Gri¬malkin. ZerknÄ…Å‚em w stronÄ™ drzewa, serce zabiÅ‚o mi mocniej. Grimalkin byÅ‚a
czarownicÄ… zabójczyniÄ… z kla¬nu Malkinów. KiedyÅ› polowaÅ‚a też na mnie, gotowa zabić. Ale
podczas naszego ostatniego spotkania wal¬czyliÅ›my ramiÄ™ w ramiÄ™.
Lepiej mieć to już z gÅ‚owy, pomyÅ›laÅ‚em. Pożegnaw¬szy Alice uÅ›miechem oraz skinieniem
głowy, ruszyłem, ścinając narożnik łąki. Przecisnąłem się przez dziurę w głogowym
żywopłocie i ujrzałem wiedzmę zabójczy- nię, opartą plecami o stary dębowy pień.
Ręce Grimalkin zwisały swobodnie, lecz smukłe ciało jak zwykle opasywały niezliczone
rzemienie i pochwy z tkwiÄ…cÄ… w nich Å›miercionoÅ›nÄ… broniÄ…: klingami, ha¬kami, a także
straszliwymi nożyczkami, za pomocą których odcinała wrogom ciało od kości.
pokryte czarnÄ… farbÄ… wargi uÅ›miechnęły siÄ™, uka¬zujÄ…c ostre, spiÅ‚owane szpiczasto zÄ™by.
Mimo wszyst¬ko jednak promieniowaÅ‚a z niej zÅ‚owieszcza uroda, wdziÄ™k i aura urodzonego
drapieżcy.
- Cóż, dziecko, znów siÄ™ spotykamy - rzekÅ‚a. - Kie¬dy gawÄ™dziliÅ›my ostatnio,
przyrzekłam ci prezent na dzień pełnoletności.
Jak wyjaÅ›niÅ‚a wtedy, w Pendle, kiedy nastawaÅ‚ sa¬bat w noc Walpurgii, dziecko pÅ‚ci mÄ™skiej,
należące do klanu czarownic, po czternastych urodzinach staje się mężczyzną. Skończyłem
czternaÅ›cie lat trzeciego sierpnia zeszÅ‚ego roku, noc Walpurgii już dawno mi¬nęła. Grimalkin
obiecała mi coś wyjątkowego na tę okazję i prosiła, bym przybył po prezent do Pendle.
Raczej nie miałem szans. Stracharz nigdy by się nie zgodził, żebym przyjął prezent od
czarownicy!
- Gotów jesteÅ› do przyjÄ™cia mojego daru teraz, dziec¬ko? - spytaÅ‚a Grimalkin.
- Zależy, co przygotowałaś - odparłem, starając się przemawiać możliwie
najgrzeczniejszym, najbardziej ukÅ‚adnym tonem, mimo drÄ™czÄ…cych mnie wÄ…tpliwo¬Å›ci.
Wiedzma przytaknęła, odsunęła siÄ™ od drzewa i po¬stÄ…piÅ‚a krok ku mnie. CaÅ‚y czas
spoglądała mi prosto w oczy. Nagle poczułem się bardzo mały i bezbronny.
Uśmiechnęła się.
- Może ci pomoże, jeśli powiem, że twoja matka zgadza się, że powinieneś to dostać.
Jeżeli mi nie wie¬rzysz, spytaj jÄ… sam.
Grimalkin nie kÅ‚amaÅ‚a - w życiu kierowaÅ‚a siÄ™ su¬rowym kodeksem honorowym. Czyżby
moja mama pozostawaÅ‚a w kontakcie ze wszystkimi czarownica¬mi z Pendle? Powoli, krok
za krokiem, odkrywałem, że wszystko, w co wierzyłem, wszystko, czego nauczył mnie
mistrz, zaczyna się sypać. To, czego chciała ode mnie mama, sprzeciwiało się wszystkim
życzeniom stracharza. MusiaÅ‚em podjąć kolejnÄ… decyzjÄ™. Cokol¬wiek zrobiÄ™, zawiodÄ™ jedno z
nich. Ponownie jednak uznaÅ‚em, że mama ma w tych kwestiach pierwszeÅ„¬stwo przed moim
mistrzem. Toteż skinÄ…Å‚em ku Gri¬malkin gÅ‚owÄ…. ZgodziÅ‚em siÄ™ przyjąć dar.
- ProszÄ™, dziecko. Oto klinga... - podaÅ‚a mi skórza¬nÄ… pochwÄ™. - Wez jÄ….
Na jej oczach odwinÄ…Å‚em pakunek. UjrzaÅ‚em krót¬ki sztylet. PrzekonaÅ‚em siÄ™ też, że
opakowanie kryje pochwę oraz pas. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
głosem. - Przygotowałam pieczyste z królika. Dokładnie takie, jak lubisz.
- Nie, Alice, dziękuję - odparłem.
Choć bardzo chciałem z nią pobyć, potrzebowałem czasu, by pozbierać myśli. Miałem wiele
do przetra¬wienia.
Na twarzy Alice pojawił się grymas zawodu i jakby bólu.
~ Twoja mama kazaÅ‚a nam trzymać siÄ™ z dala od do¬mu, żebyÅ›my nie niepokoiÅ‚y Jacka i
Ellie. Nie chcą, by czarownice zbliżały się do nich, o nie. Toteż możemy się spotkać tylko,
jeśli tu do mnie przyjdziesz.
- Nie martw siÄ™, Alice. Tak zrobiÄ™. ZjawiÄ™ siÄ™ jutro wieczorem.
- Obiecujesz? - spytała z powątpiewaniem.
- Tak, obiecujÄ™.
- Zatem będę czekać. Zjesz jutro ze mną kolację?
- Oczywiście. Do zobaczenia.
- I jeszcze jedno, nim wrócisz na farmę, Tom. Jest tu Grimalkin. Ona też płynie z nami
do Grecji. Chce z tobą porozmawiać. Czeka tam - Alice wskazała dąb tuż za łąką. - Lepiej,
żebyś do niej poszedł.
Uścisnęliśmy się przed rozstaniem - dobrze było znów ją przytulić. Teraz musiałem stawić
czoÅ‚o Gri¬malkin. ZerknÄ…Å‚em w stronÄ™ drzewa, serce zabiÅ‚o mi mocniej. Grimalkin byÅ‚a
czarownicÄ… zabójczyniÄ… z kla¬nu Malkinów. KiedyÅ› polowaÅ‚a też na mnie, gotowa zabić. Ale
podczas naszego ostatniego spotkania wal¬czyliÅ›my ramiÄ™ w ramiÄ™.
Lepiej mieć to już z gÅ‚owy, pomyÅ›laÅ‚em. Pożegnaw¬szy Alice uÅ›miechem oraz skinieniem
głowy, ruszyłem, ścinając narożnik łąki. Przecisnąłem się przez dziurę w głogowym
żywopłocie i ujrzałem wiedzmę zabójczy- nię, opartą plecami o stary dębowy pień.
Ręce Grimalkin zwisały swobodnie, lecz smukłe ciało jak zwykle opasywały niezliczone
rzemienie i pochwy z tkwiÄ…cÄ… w nich Å›miercionoÅ›nÄ… broniÄ…: klingami, ha¬kami, a także
straszliwymi nożyczkami, za pomocą których odcinała wrogom ciało od kości.
pokryte czarnÄ… farbÄ… wargi uÅ›miechnęły siÄ™, uka¬zujÄ…c ostre, spiÅ‚owane szpiczasto zÄ™by.
Mimo wszyst¬ko jednak promieniowaÅ‚a z niej zÅ‚owieszcza uroda, wdziÄ™k i aura urodzonego
drapieżcy.
- Cóż, dziecko, znów siÄ™ spotykamy - rzekÅ‚a. - Kie¬dy gawÄ™dziliÅ›my ostatnio,
przyrzekłam ci prezent na dzień pełnoletności.
Jak wyjaÅ›niÅ‚a wtedy, w Pendle, kiedy nastawaÅ‚ sa¬bat w noc Walpurgii, dziecko pÅ‚ci mÄ™skiej,
należące do klanu czarownic, po czternastych urodzinach staje się mężczyzną. Skończyłem
czternaÅ›cie lat trzeciego sierpnia zeszÅ‚ego roku, noc Walpurgii już dawno mi¬nęła. Grimalkin
obiecała mi coś wyjątkowego na tę okazję i prosiła, bym przybył po prezent do Pendle.
Raczej nie miałem szans. Stracharz nigdy by się nie zgodził, żebym przyjął prezent od
czarownicy!
- Gotów jesteÅ› do przyjÄ™cia mojego daru teraz, dziec¬ko? - spytaÅ‚a Grimalkin.
- Zależy, co przygotowałaś - odparłem, starając się przemawiać możliwie
najgrzeczniejszym, najbardziej ukÅ‚adnym tonem, mimo drÄ™czÄ…cych mnie wÄ…tpliwo¬Å›ci.
Wiedzma przytaknęła, odsunęła siÄ™ od drzewa i po¬stÄ…piÅ‚a krok ku mnie. CaÅ‚y czas
spoglądała mi prosto w oczy. Nagle poczułem się bardzo mały i bezbronny.
Uśmiechnęła się.
- Może ci pomoże, jeśli powiem, że twoja matka zgadza się, że powinieneś to dostać.
Jeżeli mi nie wie¬rzysz, spytaj jÄ… sam.
Grimalkin nie kÅ‚amaÅ‚a - w życiu kierowaÅ‚a siÄ™ su¬rowym kodeksem honorowym. Czyżby
moja mama pozostawaÅ‚a w kontakcie ze wszystkimi czarownica¬mi z Pendle? Powoli, krok
za krokiem, odkrywałem, że wszystko, w co wierzyłem, wszystko, czego nauczył mnie
mistrz, zaczyna się sypać. To, czego chciała ode mnie mama, sprzeciwiało się wszystkim
życzeniom stracharza. MusiaÅ‚em podjąć kolejnÄ… decyzjÄ™. Cokol¬wiek zrobiÄ™, zawiodÄ™ jedno z
nich. Ponownie jednak uznaÅ‚em, że mama ma w tych kwestiach pierwszeÅ„¬stwo przed moim
mistrzem. Toteż skinÄ…Å‚em ku Gri¬malkin gÅ‚owÄ…. ZgodziÅ‚em siÄ™ przyjąć dar.
- ProszÄ™, dziecko. Oto klinga... - podaÅ‚a mi skórza¬nÄ… pochwÄ™. - Wez jÄ….
Na jej oczach odwinÄ…Å‚em pakunek. UjrzaÅ‚em krót¬ki sztylet. PrzekonaÅ‚em siÄ™ też, że
opakowanie kryje pochwę oraz pas. [ Pobierz całość w formacie PDF ]