[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Projektuję gry, a nie jeżdżę wózkiem widłowym. To waży chyba tonę!
- Standardowych rozmiarów beczki służące do transportu wodnego ważą około trzystu
funtów z ładunkiem płynnym. Jeśli chodzi o ładunek stały waga zależna jest od wagi zawartości.
Seth zwiesił ramiona i rzucił Hovisowi bezradne spojrzenie.
- Nie sądzę, żeby pańscy ludzie mogli przenieść te beczki do naszej piwnicy?
- Moi ludzie mogą zrobić to z łatwością, panie Kohn, ale to pracownicy państwowi, pracują
w wyznaczonych godzinach - odparł Hovis i uniósł przy tym brwi.
- A może mogą przez parę minut popracować dla mnie? - zaproponował Seth. - Za,
powiedzmy, stówkę na głowę?
- No nie wiem...
- Załadunek zabierze im dziesięć minut; kolejnych piętnaście zaniesienie ich do piwnicy.
- Stówka na głowę, pan mówi?
- I, oczywiście, dla pana.
Hovis odwrócił się i gwizdnął.
- Chłopaki! To jeszcze nie koniec na dzisiaj...
" " "
Seth, Judy i Hovis stanęli z boku i patrzyli, jak robotnicy przewożą na wózkach beczki. Do
piwnicy prowadziły stare zapadowe drzwi. Kilku mężczyzn zaczęło znosić beczki po schodach na
dół.
Dobrze, że chociaż Judy bawi ta sprawa, pomyślał, zgaduję, że będzie miała dzięki temu co
robić przez następny tydzień.
Jeśli zaś chodziło o niego, sam zaczynał być ciekaw, co znajduje się w beczkach.
Judy postukała w jedną z nich, zdziwiona, że zawartość zdaje się wypełniać całą objętość
beczki.
- Niesamowite, że wytrzymały tak długo. Musiały być przecież mokre.
- Właściwie to niekoniecznie - powiedział Hovis. - Wierzcie państwo lub nie, ale ładownia
była nietknięta. Drzwi nadal trzymały się w zawiasach, okna we framugach. Specjalista, z którym
rozmawiałem, powiedział, że najprawdopodobniej koryto rzeki wyschło bezpośrednio po trzęsieniu,
więc statek nie został zalany wodą, a spoczął na dnie, gdy obniżył się poziom wody.
Seth nie mógł tego rozgryzć.
- To w ogóle w jaki sposób ten statek znalazł się w ziemi?
- Aktywność sejsmiczna - rzuciła Judy, ledwie słuchając, co mówią. - Zdarza się. Trzęsienia
zmieniają bieg rzek, w tym przypadku akurat tej części, w której znajdował się statek, i w ten
sposób parowiec utknął w mule. Kolejne wstrząsy sprawiły, że koryto zostało zasypane, ze statkiem
w środku. No i dlatego znalazł się pod ziemią, przykryty piachem i mułem.
Hovis przytaknął.
- Mniej więcej to powiedział ten mój specjalista. Zna się pani na trzęsieniach ziemi?
- Nie, po prostu spotykałam się kiedyś z facetem, który wykładał sejsmologię.
Seth przewrócił oczami.
- W każdym razie - Judy przesunęła palcami po wieku jednej z beczek - to zrozumiałe, że
drewno nie zawilgotniało, gdyż było w stosunkowo suchym środowisku przez te wszystkie lata.
Hovis przypomniał sobie o czymś.
- Aha, jedna z beczek okazała się uszkodzona, moja ekipa chyba jeszcze jej nie przyniosła. -
Rozejrzał się wokół. - A jednak jest!
Podeszli do beczki; Seth zauważył, że nie ma na niej wieka. Nie wyglądała, jakby ktoś użył
siły do jej otwarcia, choć dostrzegł odłupany kawałek drewna, lecz zawartość pozostała w środku.
- To wygląda jak ślad po uderzeniu siekierą - powiedział.
- Też tak sądzimy - odparł Hovis.
- Tak, ale co jest w środku? - Judy dotknęła delikatnie palcami tego, co było wewnątrz
beczki.
- Może wapno - zgadywał Seth - które skawaliło się od wilgoci.
Spojrzał do środka beczki i dodał:
- Albo błoto. Na pewno. Nie było wieka, więc do środka naleciały woda i muł.
Hovis pokręcił głową.
- Aadownia była na tyle szczelna, panie Kohn, że do środka nie dostało się wiele błota. Jeśli
do jednej beczki dostałoby się błoto, inne byłyby nim umazane. Znalezliśmy nienaruszone papiery
przewozowe, lecz nie znalezliśmy tam informacji na temat ładunku. Przejrzeliśmy jednak
dokumentację znajdującą się w Muzeum Portowym w Baltimore i wiemy, że Wegener płynął do
Lowensport, gdy dopadło go trzęsienie, wiemy też, że beczki pochodzą z Pragi.
- Czechy - wymamrotał Seth. - Skarbie, jak myślisz, co to takiego?
Judy wciągnęła powietrze, teatralnym gestem zasłoniła oczy i powiedziała:
- Mam wizję! Wiem, co jest w beczkach! To... To... glina!
- Glina? - zdziwił się Seth.
- Nie mówi pani serio o tej wizji, co?
Judy zaśmiała się.
- Nie, przeczytałam napis na beczce - pokazała na nabazgrane ołówkiem litery, które
odcinały się na tle ciemnego drewna.
Hovis spojrzał na beczkę i wymamrotał pod nosem nieznane mu słowo:
- Hlina?
Niezle, pomyślał Seth.
- Judy potrafi mówić po czesku. I w kilku innych językach.
- A Hlina, panie Hovis, to po naszemu glina. - Promieniała ze szczęścia.
Na Hovisie zrobiło to wielkie wrażenie, zaś Seth nie miał pojęcia, co o tym wszystkim
myśleć.
- Nie wiem, czemu ktoś z Lowensport miałby zamawiać glinę.
- Roboty murarskie, garncarstwo - powiedziała Judy.
- No tak...
- A tutaj - dotknęła beczki obok i wypowiedziała obco brzmiące słowo widniejące na słabo
widocznej już nalepce - marmorovy.
- Mam przeczucie, że nie chodzi o sztabki złota - rzucił z przekąsem Seth.
- To znaczy marmur - wyjaśniła Judy i pokazała kolejną beczkę, z napisem NADOBI. - Tam
są talerze, w innych jeszcze więcej gliny, a napisów z niektórych nie potrafię odczytać. Nie mogę
się doczekać, kiedy to otworzymy!
Uśmiechnęła się szeroko do Setha.
Zwietnie, pomyślał, bo to ty będziesz to robić, a nie ja. Mam robotę do wykonania!
Kiedy tylko ostatnia beczka pojawiła się w piwnicy, wypisał wszystkim robotnikom czeki.
Hovis wziął je od niego.
- Dziękuję, panie Kohn. Jeśli to nie problem, proszę do mnie zadzwonić. Sam jestem
ciekaw, co jest w środku.
- Oczywiście.
- Panie Hovis - powiedziała Judy - chciałam pana o coś zapytać.
Pokazała palcem w stronę drogi, gdzie zaczynała się ścieżka, którą zauważyli z okna
sypialni.
- Co tam się dokładnie znajduje? Jakaś ścieżka?
- To droga serwisowa - odparł Hovis. - Przecina pole na całej długości w milowych
odstępach. Jeśli spojrzeliby państwo na ten teren z lotu ptaka, zobaczyliby państwo wszystko
bardzo dokładnie. Zcieżki mają szerokość dziesięciu stóp, aby ludzie wraz ze sprzętem mieli łatwy
dostęp do zaworów irygacyjnych i aby móc sprawdzić jakość upraw w różnych częściach pola.
- Aha, to ma sens - przytaknęła Judy. - Domyślaliśmy się, że to coś podobnego.
Zauważyliśmy też okrągłą polanę na wschodzie, jakieś pół mili stąd.
- Kolejna znajduje się jeszcze dalej.
Hovis pokiwał głową.
- A tak, jest kilka takich prześwitów, większość z nich to cmentarze.
- Cmentarze - powtórzył Seth.
- Straszne i wspaniałe zarazem! - ucieszyła się Judy.
- Niektóre są bardzo stare - ciągnął Hovis. - A jeśli chcecie iść je zwiedzić, zalecałbym
ostrożność. Do większości z nich nie dojadą państwo drogami serwisowymi, wiodą tam jedynie
mało widoczne dróżki. I warto też pamiętać o nałożeniu wysokich butów.
- Kleszcze? - zgadywała Judy.
- I węże.
- Nie będziemy tam chodzić, panie Hovis - zapewnił go Seth.
- Są u nas mokasyny, a nawet grzechotniki - kontynuował Hovis - ale zazwyczaj trzymają
się lasów. Uważajcie jednak, w trawach roi się tam od heterodonów i węży smugowych.
- Nie są jadowite - wyjaśniła Judy - lecz gryzą tak cholernie boleśnie, że można się posikać,
no i roznoszą tężec.
- Dokładnie.
- Jak już mówiłem - wtrącił się Seth - nie mamy zamiaru tam łazić.
- Ależ możecie, po prostu bądzcie ostrożni.
Robotnicy skończyli z beczkami i udali się w stronę swoich aut.
- Miłego dnia państwu życzę - powiedział na odchodne Hovis.
- Panu również - odpowiedziała Judy.
Nagle Sethowi przyszło do głowy coś oczywistego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
- Projektuję gry, a nie jeżdżę wózkiem widłowym. To waży chyba tonę!
- Standardowych rozmiarów beczki służące do transportu wodnego ważą około trzystu
funtów z ładunkiem płynnym. Jeśli chodzi o ładunek stały waga zależna jest od wagi zawartości.
Seth zwiesił ramiona i rzucił Hovisowi bezradne spojrzenie.
- Nie sądzę, żeby pańscy ludzie mogli przenieść te beczki do naszej piwnicy?
- Moi ludzie mogą zrobić to z łatwością, panie Kohn, ale to pracownicy państwowi, pracują
w wyznaczonych godzinach - odparł Hovis i uniósł przy tym brwi.
- A może mogą przez parę minut popracować dla mnie? - zaproponował Seth. - Za,
powiedzmy, stówkę na głowę?
- No nie wiem...
- Załadunek zabierze im dziesięć minut; kolejnych piętnaście zaniesienie ich do piwnicy.
- Stówka na głowę, pan mówi?
- I, oczywiście, dla pana.
Hovis odwrócił się i gwizdnął.
- Chłopaki! To jeszcze nie koniec na dzisiaj...
" " "
Seth, Judy i Hovis stanęli z boku i patrzyli, jak robotnicy przewożą na wózkach beczki. Do
piwnicy prowadziły stare zapadowe drzwi. Kilku mężczyzn zaczęło znosić beczki po schodach na
dół.
Dobrze, że chociaż Judy bawi ta sprawa, pomyślał, zgaduję, że będzie miała dzięki temu co
robić przez następny tydzień.
Jeśli zaś chodziło o niego, sam zaczynał być ciekaw, co znajduje się w beczkach.
Judy postukała w jedną z nich, zdziwiona, że zawartość zdaje się wypełniać całą objętość
beczki.
- Niesamowite, że wytrzymały tak długo. Musiały być przecież mokre.
- Właściwie to niekoniecznie - powiedział Hovis. - Wierzcie państwo lub nie, ale ładownia
była nietknięta. Drzwi nadal trzymały się w zawiasach, okna we framugach. Specjalista, z którym
rozmawiałem, powiedział, że najprawdopodobniej koryto rzeki wyschło bezpośrednio po trzęsieniu,
więc statek nie został zalany wodą, a spoczął na dnie, gdy obniżył się poziom wody.
Seth nie mógł tego rozgryzć.
- To w ogóle w jaki sposób ten statek znalazł się w ziemi?
- Aktywność sejsmiczna - rzuciła Judy, ledwie słuchając, co mówią. - Zdarza się. Trzęsienia
zmieniają bieg rzek, w tym przypadku akurat tej części, w której znajdował się statek, i w ten
sposób parowiec utknął w mule. Kolejne wstrząsy sprawiły, że koryto zostało zasypane, ze statkiem
w środku. No i dlatego znalazł się pod ziemią, przykryty piachem i mułem.
Hovis przytaknął.
- Mniej więcej to powiedział ten mój specjalista. Zna się pani na trzęsieniach ziemi?
- Nie, po prostu spotykałam się kiedyś z facetem, który wykładał sejsmologię.
Seth przewrócił oczami.
- W każdym razie - Judy przesunęła palcami po wieku jednej z beczek - to zrozumiałe, że
drewno nie zawilgotniało, gdyż było w stosunkowo suchym środowisku przez te wszystkie lata.
Hovis przypomniał sobie o czymś.
- Aha, jedna z beczek okazała się uszkodzona, moja ekipa chyba jeszcze jej nie przyniosła. -
Rozejrzał się wokół. - A jednak jest!
Podeszli do beczki; Seth zauważył, że nie ma na niej wieka. Nie wyglądała, jakby ktoś użył
siły do jej otwarcia, choć dostrzegł odłupany kawałek drewna, lecz zawartość pozostała w środku.
- To wygląda jak ślad po uderzeniu siekierą - powiedział.
- Też tak sądzimy - odparł Hovis.
- Tak, ale co jest w środku? - Judy dotknęła delikatnie palcami tego, co było wewnątrz
beczki.
- Może wapno - zgadywał Seth - które skawaliło się od wilgoci.
Spojrzał do środka beczki i dodał:
- Albo błoto. Na pewno. Nie było wieka, więc do środka naleciały woda i muł.
Hovis pokręcił głową.
- Aadownia była na tyle szczelna, panie Kohn, że do środka nie dostało się wiele błota. Jeśli
do jednej beczki dostałoby się błoto, inne byłyby nim umazane. Znalezliśmy nienaruszone papiery
przewozowe, lecz nie znalezliśmy tam informacji na temat ładunku. Przejrzeliśmy jednak
dokumentację znajdującą się w Muzeum Portowym w Baltimore i wiemy, że Wegener płynął do
Lowensport, gdy dopadło go trzęsienie, wiemy też, że beczki pochodzą z Pragi.
- Czechy - wymamrotał Seth. - Skarbie, jak myślisz, co to takiego?
Judy wciągnęła powietrze, teatralnym gestem zasłoniła oczy i powiedziała:
- Mam wizję! Wiem, co jest w beczkach! To... To... glina!
- Glina? - zdziwił się Seth.
- Nie mówi pani serio o tej wizji, co?
Judy zaśmiała się.
- Nie, przeczytałam napis na beczce - pokazała na nabazgrane ołówkiem litery, które
odcinały się na tle ciemnego drewna.
Hovis spojrzał na beczkę i wymamrotał pod nosem nieznane mu słowo:
- Hlina?
Niezle, pomyślał Seth.
- Judy potrafi mówić po czesku. I w kilku innych językach.
- A Hlina, panie Hovis, to po naszemu glina. - Promieniała ze szczęścia.
Na Hovisie zrobiło to wielkie wrażenie, zaś Seth nie miał pojęcia, co o tym wszystkim
myśleć.
- Nie wiem, czemu ktoś z Lowensport miałby zamawiać glinę.
- Roboty murarskie, garncarstwo - powiedziała Judy.
- No tak...
- A tutaj - dotknęła beczki obok i wypowiedziała obco brzmiące słowo widniejące na słabo
widocznej już nalepce - marmorovy.
- Mam przeczucie, że nie chodzi o sztabki złota - rzucił z przekąsem Seth.
- To znaczy marmur - wyjaśniła Judy i pokazała kolejną beczkę, z napisem NADOBI. - Tam
są talerze, w innych jeszcze więcej gliny, a napisów z niektórych nie potrafię odczytać. Nie mogę
się doczekać, kiedy to otworzymy!
Uśmiechnęła się szeroko do Setha.
Zwietnie, pomyślał, bo to ty będziesz to robić, a nie ja. Mam robotę do wykonania!
Kiedy tylko ostatnia beczka pojawiła się w piwnicy, wypisał wszystkim robotnikom czeki.
Hovis wziął je od niego.
- Dziękuję, panie Kohn. Jeśli to nie problem, proszę do mnie zadzwonić. Sam jestem
ciekaw, co jest w środku.
- Oczywiście.
- Panie Hovis - powiedziała Judy - chciałam pana o coś zapytać.
Pokazała palcem w stronę drogi, gdzie zaczynała się ścieżka, którą zauważyli z okna
sypialni.
- Co tam się dokładnie znajduje? Jakaś ścieżka?
- To droga serwisowa - odparł Hovis. - Przecina pole na całej długości w milowych
odstępach. Jeśli spojrzeliby państwo na ten teren z lotu ptaka, zobaczyliby państwo wszystko
bardzo dokładnie. Zcieżki mają szerokość dziesięciu stóp, aby ludzie wraz ze sprzętem mieli łatwy
dostęp do zaworów irygacyjnych i aby móc sprawdzić jakość upraw w różnych częściach pola.
- Aha, to ma sens - przytaknęła Judy. - Domyślaliśmy się, że to coś podobnego.
Zauważyliśmy też okrągłą polanę na wschodzie, jakieś pół mili stąd.
- Kolejna znajduje się jeszcze dalej.
Hovis pokiwał głową.
- A tak, jest kilka takich prześwitów, większość z nich to cmentarze.
- Cmentarze - powtórzył Seth.
- Straszne i wspaniałe zarazem! - ucieszyła się Judy.
- Niektóre są bardzo stare - ciągnął Hovis. - A jeśli chcecie iść je zwiedzić, zalecałbym
ostrożność. Do większości z nich nie dojadą państwo drogami serwisowymi, wiodą tam jedynie
mało widoczne dróżki. I warto też pamiętać o nałożeniu wysokich butów.
- Kleszcze? - zgadywała Judy.
- I węże.
- Nie będziemy tam chodzić, panie Hovis - zapewnił go Seth.
- Są u nas mokasyny, a nawet grzechotniki - kontynuował Hovis - ale zazwyczaj trzymają
się lasów. Uważajcie jednak, w trawach roi się tam od heterodonów i węży smugowych.
- Nie są jadowite - wyjaśniła Judy - lecz gryzą tak cholernie boleśnie, że można się posikać,
no i roznoszą tężec.
- Dokładnie.
- Jak już mówiłem - wtrącił się Seth - nie mamy zamiaru tam łazić.
- Ależ możecie, po prostu bądzcie ostrożni.
Robotnicy skończyli z beczkami i udali się w stronę swoich aut.
- Miłego dnia państwu życzę - powiedział na odchodne Hovis.
- Panu również - odpowiedziała Judy.
Nagle Sethowi przyszło do głowy coś oczywistego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]