[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w linkę ze skręconego lnu, cztery razy mocniejszą niż zwykła cięciwa, z pętlami na obu
końcach i o dokładnie odmierzonej długości.
Rogi żywej kozy posiadają pewną giętkość, z biegiem lat jednak troszeczkę tężeją,
a po upływie kilku stuleci robią się twarde jak rogi jelenie.
Pierwszy wystąpił Lejodes. Ponieważ był młodszym kapłanem Zeusa, przewodni-
czył we wszystkich ostatnich ofiarach, co zapewniło mu miejsce tuż obok olbrzymiego
dzbana, z którego rozlewano wino. Wziął on łuk i strzałę, a tymczasem Eumajos po-
szedł przybić krążek. Wówczas Klitoneos krzyknął:
 Hej tam, Filojtiosie, zarygluj drzwi od zewnątrz: mógłby ktoś wejść nieoczekiwa-
nie i zostać zraniony.  Filojtios obszedł dookoła przejście i zrobił, co mu kazano.
Stojąc na progu Lejodes zajął się łukiem, który usiłował naciągnąć obiema rękami
i kolanami, ale tylko sam zgiął się wpół.
 Przyjaciele  jęknął  nie dam rady tej twardej jak diament broni i stawiam
dziesięć przeciwko jednemu w winie albo mięsiwie, że nikt inny nie zdoła nią zawład-
nąć. Wysiłek do tego potrzebny rozerwie najsilniejsze serce. Księżniczka Nauzykaa spła-
tała nam jeszcze jednego figla.
Oparł łuk o drzwi, postawił obok strzałę i usiadł ze smutkiem. Antinoos zaczął mu
wymawiać:
 Co za bzdura! Jeśli Filoktet mógł go naciągnąć, to chyba jego potomkowie po-
trafią zrobić to samo? Nigdy nie uznawałem przesądów, że dawniej ludzie byli silniejsi
albo mężniejsi niż my. Auk troszkę zesztywniał i tyle; trzeba go przygrzać i nasmarować.
Po prostu urodziłeś się w noc bezksiężycową  wiń za to matkę  i jesteś dlatego sła-
beusz, bez siły w przegubach i barkach, a ćwiczysz się tylko w grze w kości i kottabo-
sie... Dobra, przyjmuję twój zakład: dwa byczki i dwa dzbany wina przeciw dwudziestu,
że podołam zadaniu! Melantiosie, postaw patelnię słoniny na ogień, niech się zagrzeje;
kiedy nasmarujemy łuk raz koło razu, zobaczysz wkrótce, jak odzyska swą sprężystość.
Czas zamraża  tłuszcz roztapia.
141
Melantios posłuchał, po czym kilku z Antinoosowej grupy próbowało po kolei na-
piąć łuk, lecz bez najmniejszego skutku. Powinnam nadmienić, że Elymowie nie mają
talentu do łucznictwa; większość mych zalotników nigdy nie trzymała w rękach wo-
jennego łuku. Tymczasem na umówiony znak Eumajos i Filojtios wyszli bocznymi
drzwiami nie zwracając niczyjej uwagi: Eumajos pobiegł do głównej bramy, gdzie cze-
kał nań jego syn z grupą lojalnych pachołków i ogrodników.  Gdy usłyszycie odgłos
walki  rozkazał  zaatakujcie służbę zalotników i wypędzcie ich z dziedzińca ofiar-
nego. Naróbcie szczęku i łoskotu, jakbyście byli całym wojskiem, i krzyczcie grozby
w imieniu króla.
Filojtios pobiegł powiedzieć Euryklei:
 Zamknij służące w pomieszczeniach i nie wypuszczaj.
Potem Eumajos wrócił przez te same drzwi, a Filojtios zamocował je z zewnątrz na
zasuwę i kawałek liny z Byblos i dopiero wtedy powrócił na dziedziniec przez salę tro-
nową.
Teraz Eurymach wyrwał łuk z rąk Noemona. Chociaż go jednak obracał powoli
w żarze ogniska i obficie natłuścił, nie więcej zdziałał niż inni.
 A niech go Hades pochłonie!  krzyknął.  Lejodes miał słuszność. On złamie
każde serce i każdy grzbiet!
Antinoos roześmiał się.
 Po rozważeniu tej kwestii  wycedził  doszedłem do wniosku, że naciągnięcie
łuku w święto Apollona jest jeszcze większym błędem niż rzucanie krążków. Herakles
używał tego łuku w wielu niezwykłych czynach podczas swych prac: obaj jednak
z Apollonem, jako konkurujący łucznicy, wiecznie się kłócili. Mało tego, ich wrogość
przeszła kiedyś w otwartą bijatykę, kiedy Herakles wyciągnął trójnóg spod kapłanki
Apollona, Herofili, i uniósł go z sobą, aby założyć własną wyrocznię. Ojciec Zeus mu-
siał ich rozdzielać piorunem. Sądzę, że sam Apollo usztywnił ten łuk  może ze złości,
żeśmy opuścili publiczne obchody jego święta. Odłóżmy więc tę próbę do jutra i prze-
błagajmy boga ofiarami z tłustych kóz, które nam przypędził Filojtios. Jutro nie będzie
dniem tak osobliwego święta, i oby najlepszy zwyciężył!
Przyklaśnięto Antinoosowi za ten świątobliwy i dowcipny pomysł. Przypuszczam,
że zamierzał zabrać ze sobą łuk, który teraz leżał na owczej skórze przy ogniu w pewnej
odległości od drzwi, i zastąpić go nazajutrz równie wielkim, ale dogodniejszym.
 Apollonie, Apollonie, sprzyjaj nam!  zawołał. Wszystkie czarki i puchary
spiesznie zostały napełnione i każdy zalotnik, zanim wysączył kielich aż do fusów, speł-
nił bogu obiatę.
W tym momencie Ajton pochylił się i podejmując Klitoneosa za kolana rzekł:
 Aaski, mój książę! Gdy wrócę do domu na Cypr (oby to rychło nastąpiło!), przy-
jaciele moi i krewni spytają:  Co zobaczyłeś? Czego dokonałeś? A wyliczywszy swe
142
przygody w Egipcie, Palestynie i Libii pragnąłbym dodać:  Potem udałem się w po-
dróż do Drepanon, gdzie przechowują słynny łuk Filokteta Fokajczyka, który zakoń-
czył wojnę trojańską. Syn króla wyjął to cudo z rzezbionego, złoconego puzdra rytego
w sceny prac Heraklesa i pozwolił mi wziąć go do rąk. Pozwól mi, błagam, ziścić tę na-
dzieję, choć niewątpliwie napiąć go nie zdołam, skoro nie ma we mnie fokajskiej krwi,
którą się szczyci wielu twych dzielnych przyjaciół.
Było to hasłem do udanej zwady pomiędzy mną a Klitoneosem. Kiedy udzielił tej
łaski Ajtonowi, ja miałam natrzeć na niego mówiąc:  Co, pozwalasz żebrakowi profa-
nować tę świętą relikwię brudnymi palcami? Szukasz kłótni? Połóż no mi zaraz łuk do
puzdra i zamknij go w składzie .
Klitoneos miał wrzasnąć:  Mam pełne prawo dać łuk, komu tylko zechcę, i nie wtrą-
caj się, proszę. Idz teraz do swoich pokojów, zajmij się własną robotą i pilnuj służeb-
nych. Twoje zadanie na dziś już skończone i ja tu jestem panem. Eumajosie, przynieś
mi łuk!
Musieliśmy odegrać swoje role dość przekonywająco, bo podniósł się głośny śmiech,
który przeszedł w ryk, kiedy Eumajos z wahaniem podniósł łuk i przeniósł go przez
dziedziniec do Klitoneosa. Klitoneos z wyrazem udanej pogardy podał go Ajtonowi.
Tupnęłam nogą i wybiegłam trzasnąwszy za sobą niby w gniewie drzwiami.
 Ktoś będzie miał dziś wieczorem podrapaną twarz  szydził Ktesippos  na
dowód, kto jest panią w pałacu.
Ajton miłośnie trzymał łuk w dłoniach, ważył go i obracał, jakby podziwiając jego
stary wyrób. Modlił się skrycie do Apollona i Heraklesa, błagając, by zawiesili swój spór
i razem kierowali jego strzały. Zalotnicy poszturchiwali się łokciami i podśmiewali się:
 Patrzcie go! Znawca łuków... Zbiera je niechybnie, stary włóczykij. A może sam
by je chciał wyrabiać?
Ajton odezwał się łagodnie:
 Panowie, co za cudowny łuk, nawet nie naciągnięty! Ale o ileż cudowniejszy, gdy
naciągnięty!  Ujął lnianą linkę i nagłym władczym ruchem uchwycił róg, przegiął
go wolno i bez wysiłku, aż pętla weszła w nacięcie. Mógłby być muzykiem, który mo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl