[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Madaniemu nie przyszło do głowy, że Emily może widzieć tę sprawę w takim
świetle.
- Ależ skąd, nie myśl w ten sposób. Chciałem cię uszczęśliwić i przeprosić za moje
wczorajsze zachowanie.
Emily zgniotła dokument i rzuciła go w kąt.
R
L
T
- Zwyczajnie mnie oszukałeś, Madani, mnie i swoją narzeczoną. O przepraszam,
zapomniałam, ona nie jest jeszcze twoją narzeczoną. Ale co to właściwie za różnica?
Skoro kochasz ją na tyle, żeby się jej oświadczyć, powinieneś kochać ją również na tyle,
żeby być jej wiernym.
- Nie kocham jej. Kocham... kocham... - Zawiesił głos, a potem zaklął w języku,
którego nie rozumiała. - Kocham kogoś innego.
Emily oniemiała. Patrzyła tylko, jak Madani chodzi nerwowo po kuchni, próbując
wyjawić to, co jeszcze owiane jest tajemnicą.
- Bardzo mi to utrudniasz - powiedział i stanął wreszcie naprzeciwko niej, patrząc
jej prosto w oczy. - Kocham ciebie, Emily.
- Mnie? - Potrząsnęła głową. - To niemożliwe!
Madani znowu poczuł ukłucie w sercu.
- Może zabrzmi to niedorzecznie, ale zakochałem się w tobie chyba już wtedy, kie-
dy Babs nas sobie przedstawiła. - Czy to możliwe, żeby to było tak niedawno?
- Nie rozumiem. A co z twoją narzeczoną, już się w niej odkochałeś?
- Nigdy się w niej nie zakochałem i, prawdę mówiąc, ledwie ją znam. - Madani
schylił się, by podnieść z podłogi zgnieciony dokument, potem rozprostował go i położył
na stole. - Moje małżeństwo jest zaaranżowane, to coś w rodzaju umowy, która niewiele
różni się od tego aktu notarialnego. Zostało zaplanowane przez naszych rodziców, kiedy
byliśmy jeszcze dziećmi.
- Zaaranżowane? - Na twarzy Emily malowało się niedowierzanie.
Nie kochał Nawar i chciał być pewien, że Emily dobrze go zrozumiała.
- W moim kraju tak to się właśnie odbywa. Co prawda zaczyna się to powoli zmie-
niać, zwłaszcza w młodszym pokoleniu, ale ja mam obowiązki wynikające z mojej ro-
dzinnej sytuacji - oświadczył i zacisnął zęby.
- Rozumiem - szepnęła, ale widział, że nie rozumie.
Usiadł więc obok niej i ujął jej dłoń.
- Masz mi za złe, że cię okłamałem, ale okłamałem też samego siebie, sądząc, że
potrafię zadowolić się tylko twoim towarzystwem. Okazało się to nie takie proste. Im
R
L
T
dłużej cię znam, tym bardziej mnie fascynujesz, i to pod każdym względem. Nigdy nie
znałem takiej kobiety jak ty.
Emily przełknęła nerwowo.
- Mówisz, że mnie kochasz, ale jednocześnie w tym samym momencie dajesz mi
do zrozumienia, że nie widzisz dla nas przyszłości. - Oczy Emily lśniły łzami. - I co ja
mam ci powiedzieć?
- Nie wiem - westchnął.
Jeszcze nigdy nie czuł się taki bezradny i zagubiony. Może faktycznie nie było tu
już nic więcej do powiedzenia, a jednak siedział i czekał, sam nie wiedząc, na co.
- W porządku - cofnęła dłoń - akceptuję twoje przeprosiny, ale nie mogę zaakcep-
tować tego... - Skinęła głową w stronę leżącego na stole dokumentu. - To dla mnie zbyt
wiele.
W jego mniemaniu było to o wiele za mało. Gdyby tylko mógł, rzuciłby jej do stóp
cały świat.
- Proszę! - Madani zerwał się na nogi. - Marzysz o restauracji, a ja pragnę spełnić
to twoje marzenie, pomóc ci je zrealizować.
- Więc będziesz musiał mi wybaczyć, ale nie mogę tego przyjąć.
Marzenie...
Emily powtarzała to słowo w drodze powrotnej do domu. Czy posiadanie restaura-
cji jest wszystkim, czego w życiu pragnie? Dopóki Madani nie wyznał jej miłości, tak
właśnie sądziła, a właściwie nawet była tego pewna.
Jakaś część jej była niewypowiedzianie szczęśliwa, gdy usłyszała to wyznanie, i
Bóg jej świadkiem, że musiała z całej siły się powstrzymywać, by nie wyjawić swoich
prawdziwych uczuć wobec niego. Ale wiedziała przecież, że nie jest wolny, a jego przy-
szłość, zaplanowana już dawno temu, nie uwzględniała obecności Emily Merit.
Madani zaoferował jej ten dom jako nagrodę pocieszenia, spełniając jej największe
dotychczasowe marzenie, a mimo to wciąż była to tylko nagroda pocieszenia. Być może
jednak główny problem polegał na tym, że posiadanie restauracji nie było już jej naj-
większym marzeniem.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Madani miał za sobą nieprzespaną noc, dlatego gdy odebrał wczesnym rankiem te-
lefon i usłyszał w słuchawce głos swojej matki, nie był zachwycony. Jej ton wskazywał
na to, że nie jest w dobrym humorze.
- Cztery razy do ciebie dzwoniłam w ciągu ostatnich dni. Jeżeli nie byłeś na tyle
chory, żeby do mnie oddzwonić, oczekuję wyjaśnień i przeprosin.
- Nie mam usprawiedliwienia, mogę więc tylko przeprosić. Wybacz mi, jeśli się
martwiłaś.
- Naturalnie, że się martwiłam, jestem przecież twoją matką.
- Mogę więc tylko mieć nadzieję, że teraz jesteś już spokojna.
- Byłabym, gdyby ton twego głosu nie mówił mi, że nie jesteś szczęśliwy.
Jak to możliwe, że odgadła jego troski, będąc po drugiej stronie planety?
- Nie jestem nieszczęśliwy - skłamał - tylko raczej pochłonięty różnymi sprawami,
to chyba bardziej trafne określenie.
- No cóż, Nawar również jest nimi pochłonięta - odparła, opacznie rozumiejąc jego
słowa. - Przynajmniej tak twierdzi jej matka. Rozmawiałeś z nią?
- Z matką Nawar? - Postanowił udawać, że nie zrozumiał.
- Nie mam na myśli Bahiry, tylko Nawar.
Madani bez trudu zliczyłby na palcach jednej ręki wszystkie swoje rozmowy z na-
rzeczoną na przestrzeni ostatnich lat. %7ładna z nich nie była ani spontaniczna, ani wyjąt-
kowo osobista, i żadna nie miała miejsca w ciągu ostatnich tygodni.
- Nie, nie rozmawiałem z nią, ale ufam, że ma się dobrze.
- I słusznie. Pewnego dnia spotkałam się z nią i z jej matką, żeby przedyskutować
menu na nasze narodowe święto. Chcemy, żeby w tym roku obchody były wyjątkowe.
Dlatego właśnie próbuję się do ciebie dodzwonić od kilku dni.
Madani, słysząc słowo menu", przeniósł się gdzie indziej, bo wyzwoliło w nim
wspomnienie Emily.
- Jestem pewien, że cokolwiek wybierzecie, będę zadowolony - powiedział w koń-
cu.
R
L
T
- Do tej pory też miałam podobne spojrzenie na tę sprawę, ale Nawar zrobiła ostat-
nio dziwną propozycję.
- Odnośnie do czego? - zapytał Madani z nagłym zaciekawieniem.
- Chcąc złożyć hołd krajowi, który coraz bardziej zyskuje w świecie na znaczeniu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
Madaniemu nie przyszło do głowy, że Emily może widzieć tę sprawę w takim
świetle.
- Ależ skąd, nie myśl w ten sposób. Chciałem cię uszczęśliwić i przeprosić za moje
wczorajsze zachowanie.
Emily zgniotła dokument i rzuciła go w kąt.
R
L
T
- Zwyczajnie mnie oszukałeś, Madani, mnie i swoją narzeczoną. O przepraszam,
zapomniałam, ona nie jest jeszcze twoją narzeczoną. Ale co to właściwie za różnica?
Skoro kochasz ją na tyle, żeby się jej oświadczyć, powinieneś kochać ją również na tyle,
żeby być jej wiernym.
- Nie kocham jej. Kocham... kocham... - Zawiesił głos, a potem zaklął w języku,
którego nie rozumiała. - Kocham kogoś innego.
Emily oniemiała. Patrzyła tylko, jak Madani chodzi nerwowo po kuchni, próbując
wyjawić to, co jeszcze owiane jest tajemnicą.
- Bardzo mi to utrudniasz - powiedział i stanął wreszcie naprzeciwko niej, patrząc
jej prosto w oczy. - Kocham ciebie, Emily.
- Mnie? - Potrząsnęła głową. - To niemożliwe!
Madani znowu poczuł ukłucie w sercu.
- Może zabrzmi to niedorzecznie, ale zakochałem się w tobie chyba już wtedy, kie-
dy Babs nas sobie przedstawiła. - Czy to możliwe, żeby to było tak niedawno?
- Nie rozumiem. A co z twoją narzeczoną, już się w niej odkochałeś?
- Nigdy się w niej nie zakochałem i, prawdę mówiąc, ledwie ją znam. - Madani
schylił się, by podnieść z podłogi zgnieciony dokument, potem rozprostował go i położył
na stole. - Moje małżeństwo jest zaaranżowane, to coś w rodzaju umowy, która niewiele
różni się od tego aktu notarialnego. Zostało zaplanowane przez naszych rodziców, kiedy
byliśmy jeszcze dziećmi.
- Zaaranżowane? - Na twarzy Emily malowało się niedowierzanie.
Nie kochał Nawar i chciał być pewien, że Emily dobrze go zrozumiała.
- W moim kraju tak to się właśnie odbywa. Co prawda zaczyna się to powoli zmie-
niać, zwłaszcza w młodszym pokoleniu, ale ja mam obowiązki wynikające z mojej ro-
dzinnej sytuacji - oświadczył i zacisnął zęby.
- Rozumiem - szepnęła, ale widział, że nie rozumie.
Usiadł więc obok niej i ujął jej dłoń.
- Masz mi za złe, że cię okłamałem, ale okłamałem też samego siebie, sądząc, że
potrafię zadowolić się tylko twoim towarzystwem. Okazało się to nie takie proste. Im
R
L
T
dłużej cię znam, tym bardziej mnie fascynujesz, i to pod każdym względem. Nigdy nie
znałem takiej kobiety jak ty.
Emily przełknęła nerwowo.
- Mówisz, że mnie kochasz, ale jednocześnie w tym samym momencie dajesz mi
do zrozumienia, że nie widzisz dla nas przyszłości. - Oczy Emily lśniły łzami. - I co ja
mam ci powiedzieć?
- Nie wiem - westchnął.
Jeszcze nigdy nie czuł się taki bezradny i zagubiony. Może faktycznie nie było tu
już nic więcej do powiedzenia, a jednak siedział i czekał, sam nie wiedząc, na co.
- W porządku - cofnęła dłoń - akceptuję twoje przeprosiny, ale nie mogę zaakcep-
tować tego... - Skinęła głową w stronę leżącego na stole dokumentu. - To dla mnie zbyt
wiele.
W jego mniemaniu było to o wiele za mało. Gdyby tylko mógł, rzuciłby jej do stóp
cały świat.
- Proszę! - Madani zerwał się na nogi. - Marzysz o restauracji, a ja pragnę spełnić
to twoje marzenie, pomóc ci je zrealizować.
- Więc będziesz musiał mi wybaczyć, ale nie mogę tego przyjąć.
Marzenie...
Emily powtarzała to słowo w drodze powrotnej do domu. Czy posiadanie restaura-
cji jest wszystkim, czego w życiu pragnie? Dopóki Madani nie wyznał jej miłości, tak
właśnie sądziła, a właściwie nawet była tego pewna.
Jakaś część jej była niewypowiedzianie szczęśliwa, gdy usłyszała to wyznanie, i
Bóg jej świadkiem, że musiała z całej siły się powstrzymywać, by nie wyjawić swoich
prawdziwych uczuć wobec niego. Ale wiedziała przecież, że nie jest wolny, a jego przy-
szłość, zaplanowana już dawno temu, nie uwzględniała obecności Emily Merit.
Madani zaoferował jej ten dom jako nagrodę pocieszenia, spełniając jej największe
dotychczasowe marzenie, a mimo to wciąż była to tylko nagroda pocieszenia. Być może
jednak główny problem polegał na tym, że posiadanie restauracji nie było już jej naj-
większym marzeniem.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Madani miał za sobą nieprzespaną noc, dlatego gdy odebrał wczesnym rankiem te-
lefon i usłyszał w słuchawce głos swojej matki, nie był zachwycony. Jej ton wskazywał
na to, że nie jest w dobrym humorze.
- Cztery razy do ciebie dzwoniłam w ciągu ostatnich dni. Jeżeli nie byłeś na tyle
chory, żeby do mnie oddzwonić, oczekuję wyjaśnień i przeprosin.
- Nie mam usprawiedliwienia, mogę więc tylko przeprosić. Wybacz mi, jeśli się
martwiłaś.
- Naturalnie, że się martwiłam, jestem przecież twoją matką.
- Mogę więc tylko mieć nadzieję, że teraz jesteś już spokojna.
- Byłabym, gdyby ton twego głosu nie mówił mi, że nie jesteś szczęśliwy.
Jak to możliwe, że odgadła jego troski, będąc po drugiej stronie planety?
- Nie jestem nieszczęśliwy - skłamał - tylko raczej pochłonięty różnymi sprawami,
to chyba bardziej trafne określenie.
- No cóż, Nawar również jest nimi pochłonięta - odparła, opacznie rozumiejąc jego
słowa. - Przynajmniej tak twierdzi jej matka. Rozmawiałeś z nią?
- Z matką Nawar? - Postanowił udawać, że nie zrozumiał.
- Nie mam na myśli Bahiry, tylko Nawar.
Madani bez trudu zliczyłby na palcach jednej ręki wszystkie swoje rozmowy z na-
rzeczoną na przestrzeni ostatnich lat. %7ładna z nich nie była ani spontaniczna, ani wyjąt-
kowo osobista, i żadna nie miała miejsca w ciągu ostatnich tygodni.
- Nie, nie rozmawiałem z nią, ale ufam, że ma się dobrze.
- I słusznie. Pewnego dnia spotkałam się z nią i z jej matką, żeby przedyskutować
menu na nasze narodowe święto. Chcemy, żeby w tym roku obchody były wyjątkowe.
Dlatego właśnie próbuję się do ciebie dodzwonić od kilku dni.
Madani, słysząc słowo menu", przeniósł się gdzie indziej, bo wyzwoliło w nim
wspomnienie Emily.
- Jestem pewien, że cokolwiek wybierzecie, będę zadowolony - powiedział w koń-
cu.
R
L
T
- Do tej pory też miałam podobne spojrzenie na tę sprawę, ale Nawar zrobiła ostat-
nio dziwną propozycję.
- Odnośnie do czego? - zapytał Madani z nagłym zaciekawieniem.
- Chcąc złożyć hołd krajowi, który coraz bardziej zyskuje w świecie na znaczeniu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]