[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dostrzegać, iż czarnoksiężnik, całkowicie pewny, że posiadł już jego ciało i duszę,
nie dba o zaklęcia łączące go z Wydrą. A połączenie to więz. On lub Anieb
wewnątrz niego mógł podążyć wzdłuż łącza zaklęcia Gelluka w głąb umysłu
maga.
Nieświadom tego wszystkiego Gelluk mówił i mówił, posłuszny nieskończo-
nemu zaklęciu swego własnego głosu.
Musisz odnalezć prawdziwe łono, brzuch ziemi, w którym ukryte jest czy-
ste Nasienie Księżyca. Wiedziałeś, że Księżyc jest ojcem Ziemi? O tak, tak. Legł
z nią, bo takie jest prawo ojca. Zapłodnił prostą glinę swym czystym nasieniem.
Ona jednak nie zrodzi Króla. Zanadto się boi. Więzi go i kryje głęboko, lękając
się zrodzić swego pana. Aby go urodzić, musi spłonąć żywcem.
Gelluk urwał. Przez długą chwilę milczał zamyślony. W jego oczach płonął
entuzjazm. Wydra dostrzegł obrazy w umyśle maga: wielkie ognie, w które wrzu-
cano polana z rękami i nogami. Płonące sylwetki krzyczały niczym świeże drewno
w ogniu.
O tak rzekł z rozmarzeniem czarnoksiężnik. Musi spłonąć żywcem.
I wtedy, tylko wtedy wyskoczy z niej wspaniały, lśniący Król. Już czas. Najwyż-
szy czas. Musimy mu pomóc. Musimy znalezć największe złoże. Jest tutaj. Co do
tego nie mam wątpliwości. Aono matki kryje się pod Samory.
I znów urwał. Nagle spojrzał wprost na Wydrę, który zamarł przerażony, że
czarnoksiężnik przyłapał go na obserwacji swych myśli. Gelluk przyglądał mu się
długo swymi dziwnymi, na wpół przytomnymi, na wpół niewidzącymi oczami,
uśmiechając się szeroko.
Mój mały Medro powiedział, jakby właśnie odkrył, że chłopak stoi obok
niego. Poklepał Wydrę po ramieniu. Wiem, że masz dar odnajdywania tego,
25
co ukryte. Wspaniały dar, jeśli towarzyszy mu wiedza. Nie lękaj się, mój synu.
Wiem, czemu doprowadziłeś me sługi jedynie do małej żyły, czemu zwodziłeś,
opózniałeś. Teraz jednak przybyłem. To mnie służysz. Nie masz się czego bać.
Nie musisz niczego przede mną ukrywać, prawda? Mądre dziecię kocha swego
ojca i słucha go. A wówczas ojciec je nagradza. Pochylił się blisko, bardzo
blisko, jak to miał w zwyczaju, i powiedział łagodnie, z ufnością w głosie:
Jestem pewien, że zdołasz znalezć wielkie złoże.
Wiem, gdzie ono jest powiedziała Anieb.
Wydra nie mógł wykrztusić ani słowa. To ona przemówiła poprzez niego gło-
sem słabym, zduszonym.
Niewielu ludzi odzywało się do Gelluka, jeśli nie nakazał im mówić. Zaklęcia,
którymi kontrolował, osłabiał i uciszał wszystkich wokół siebie, do tego stopnia
weszły mu w nawyk, że w ogóle o nich nie myślał. Przywykł, że inni go słuchają.
On sam nie musiał słuchać. Był pewny własnej siły, opętany ideami, nie zwracał
uwagi na nic innego. W ogóle nie dostrzegał Wydry. Widział w nim tylko część
własnych planów, przedłużenie swojej osoby.
O tak, tak. Znajdziesz ją rzekł i znowu się uśmiechnął.
Wydra jednak niezwykle wyraznie dostrzegał Gelluka, zarówno cieleśnie, jak
i jako obecność ogromnej, władczej siły. Miał wrażenie, że Anieb zniweczyła
jej odrobinę. Dzięki temu zyskał okruch swobody, pole manewru. I choć Gelluk
wciąż stał tak blisko, przerażająco blisko, Wydra zdołał przemówić.
Zaprowadzę cię tam rzekł z trudem, niewyraznie.
Gelluk przywykł do tego, że słyszy w ustach innych słowa, które sam tam
umieścił. Te słowa także pragnął usłyszeć, lecz ich nie oczekiwał. Ujął dłoń mło-
dzieńca, zbliżając do niego swą twarz, i poczuł, jak Wydra kuli się w sobie.
Bystry jesteś rzekł. Znalazłeś lepszą rudę, wartą wydobycia i oczysz-
czenia?
To złoże powiedział chłopak.
Powolne, z trudem wypowiedziane słowa niosły z sobą ogromny ciężar.
Wielkie złoże? Gelluk spojrzał wprost na niego. Ich twarze dzieliła od-
ległość nie większa niż szerokość dłoni. Zwiatełka w niebieskich oczach maga
przypominały płynny, szalony blask rtęci. Aono?
Tylko mistrz może tam pójść.
Jaki mistrz?
Mistrz Domu. Król.
I znów Wydra odniósł wrażenie, że wędruje w ciemności z niewielką lampą.
Była nią mądrość Anieb. Przy każdym kroku dostrzegał następny, nie widział jed-
nak miejsca, w którym się znajdował, nie wiedział, co czeka go wkrótce, i nie
rozumiał, co ogląda. Widział to jednak i szedł naprzód krok za krokiem, słowo
za słowem.
Skąd wiesz o Domu?
26
Widziałem go.
Gdzie? Tu, w pobliżu?
Wydra przytaknął.
Czy kryje się w ziemi?
Powiedz mu, co widzi szepnęła Anieb w umyśle Wydry i zaczął mówić:
W ciemności po lśniącym dachu płynie strumień. Pod dachem kryje się
dom Króla. Dach wznosi się wysoko nad ziemią, na wyniosłych kolumnach. Po-
sadzka jest czerwona. Wszystkie kolumny są czerwone. Pokrywają je świecące
runy.
Gelluk wstrzymał oddech. Po chwili zapytał cicho:
Potrafisz je odczytać?
Nie umiem czytać run odparł Wydra głuchym głosem. Nie mogę tam
wejść. Nikt nie może tam wejść w swym ciele. Jedynie Król. Tylko on potrafi
odczytać, co zapisano.
Biała twarz Gelluka zbielała jeszcze bardziej. Jego szczęka zadrżała lekko.
Wyprostował się nagle.
Zaprowadz mnie tam polecił, próbując się opanować. Lecz nakaz był
tak gwałtowny, że Wydra zerwał się z ziemi i przebiegł kilka kroków. Potykał
się, o mało nie upadł. Potem ruszył naprzód, sztywno, niezręcznie, próbując nie
stawiać oporu nieugiętej, namiętnej woli kierującej jego krokami.
Gelluk podążał tuż za nim, często łapiąc go za rękę.
Tędy rzucił kilka razy. O tak, tak, to właściwa droga.
A jednak szedł za Wydrą. Popychał go, poganiał zaklęciami, lecz drogę wybrał
młodzieniec.
Minęli wieżę pieców, dawne i nowe szyby, i znalezli się w długiej dolinie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
dostrzegać, iż czarnoksiężnik, całkowicie pewny, że posiadł już jego ciało i duszę,
nie dba o zaklęcia łączące go z Wydrą. A połączenie to więz. On lub Anieb
wewnątrz niego mógł podążyć wzdłuż łącza zaklęcia Gelluka w głąb umysłu
maga.
Nieświadom tego wszystkiego Gelluk mówił i mówił, posłuszny nieskończo-
nemu zaklęciu swego własnego głosu.
Musisz odnalezć prawdziwe łono, brzuch ziemi, w którym ukryte jest czy-
ste Nasienie Księżyca. Wiedziałeś, że Księżyc jest ojcem Ziemi? O tak, tak. Legł
z nią, bo takie jest prawo ojca. Zapłodnił prostą glinę swym czystym nasieniem.
Ona jednak nie zrodzi Króla. Zanadto się boi. Więzi go i kryje głęboko, lękając
się zrodzić swego pana. Aby go urodzić, musi spłonąć żywcem.
Gelluk urwał. Przez długą chwilę milczał zamyślony. W jego oczach płonął
entuzjazm. Wydra dostrzegł obrazy w umyśle maga: wielkie ognie, w które wrzu-
cano polana z rękami i nogami. Płonące sylwetki krzyczały niczym świeże drewno
w ogniu.
O tak rzekł z rozmarzeniem czarnoksiężnik. Musi spłonąć żywcem.
I wtedy, tylko wtedy wyskoczy z niej wspaniały, lśniący Król. Już czas. Najwyż-
szy czas. Musimy mu pomóc. Musimy znalezć największe złoże. Jest tutaj. Co do
tego nie mam wątpliwości. Aono matki kryje się pod Samory.
I znów urwał. Nagle spojrzał wprost na Wydrę, który zamarł przerażony, że
czarnoksiężnik przyłapał go na obserwacji swych myśli. Gelluk przyglądał mu się
długo swymi dziwnymi, na wpół przytomnymi, na wpół niewidzącymi oczami,
uśmiechając się szeroko.
Mój mały Medro powiedział, jakby właśnie odkrył, że chłopak stoi obok
niego. Poklepał Wydrę po ramieniu. Wiem, że masz dar odnajdywania tego,
25
co ukryte. Wspaniały dar, jeśli towarzyszy mu wiedza. Nie lękaj się, mój synu.
Wiem, czemu doprowadziłeś me sługi jedynie do małej żyły, czemu zwodziłeś,
opózniałeś. Teraz jednak przybyłem. To mnie służysz. Nie masz się czego bać.
Nie musisz niczego przede mną ukrywać, prawda? Mądre dziecię kocha swego
ojca i słucha go. A wówczas ojciec je nagradza. Pochylił się blisko, bardzo
blisko, jak to miał w zwyczaju, i powiedział łagodnie, z ufnością w głosie:
Jestem pewien, że zdołasz znalezć wielkie złoże.
Wiem, gdzie ono jest powiedziała Anieb.
Wydra nie mógł wykrztusić ani słowa. To ona przemówiła poprzez niego gło-
sem słabym, zduszonym.
Niewielu ludzi odzywało się do Gelluka, jeśli nie nakazał im mówić. Zaklęcia,
którymi kontrolował, osłabiał i uciszał wszystkich wokół siebie, do tego stopnia
weszły mu w nawyk, że w ogóle o nich nie myślał. Przywykł, że inni go słuchają.
On sam nie musiał słuchać. Był pewny własnej siły, opętany ideami, nie zwracał
uwagi na nic innego. W ogóle nie dostrzegał Wydry. Widział w nim tylko część
własnych planów, przedłużenie swojej osoby.
O tak, tak. Znajdziesz ją rzekł i znowu się uśmiechnął.
Wydra jednak niezwykle wyraznie dostrzegał Gelluka, zarówno cieleśnie, jak
i jako obecność ogromnej, władczej siły. Miał wrażenie, że Anieb zniweczyła
jej odrobinę. Dzięki temu zyskał okruch swobody, pole manewru. I choć Gelluk
wciąż stał tak blisko, przerażająco blisko, Wydra zdołał przemówić.
Zaprowadzę cię tam rzekł z trudem, niewyraznie.
Gelluk przywykł do tego, że słyszy w ustach innych słowa, które sam tam
umieścił. Te słowa także pragnął usłyszeć, lecz ich nie oczekiwał. Ujął dłoń mło-
dzieńca, zbliżając do niego swą twarz, i poczuł, jak Wydra kuli się w sobie.
Bystry jesteś rzekł. Znalazłeś lepszą rudę, wartą wydobycia i oczysz-
czenia?
To złoże powiedział chłopak.
Powolne, z trudem wypowiedziane słowa niosły z sobą ogromny ciężar.
Wielkie złoże? Gelluk spojrzał wprost na niego. Ich twarze dzieliła od-
ległość nie większa niż szerokość dłoni. Zwiatełka w niebieskich oczach maga
przypominały płynny, szalony blask rtęci. Aono?
Tylko mistrz może tam pójść.
Jaki mistrz?
Mistrz Domu. Król.
I znów Wydra odniósł wrażenie, że wędruje w ciemności z niewielką lampą.
Była nią mądrość Anieb. Przy każdym kroku dostrzegał następny, nie widział jed-
nak miejsca, w którym się znajdował, nie wiedział, co czeka go wkrótce, i nie
rozumiał, co ogląda. Widział to jednak i szedł naprzód krok za krokiem, słowo
za słowem.
Skąd wiesz o Domu?
26
Widziałem go.
Gdzie? Tu, w pobliżu?
Wydra przytaknął.
Czy kryje się w ziemi?
Powiedz mu, co widzi szepnęła Anieb w umyśle Wydry i zaczął mówić:
W ciemności po lśniącym dachu płynie strumień. Pod dachem kryje się
dom Króla. Dach wznosi się wysoko nad ziemią, na wyniosłych kolumnach. Po-
sadzka jest czerwona. Wszystkie kolumny są czerwone. Pokrywają je świecące
runy.
Gelluk wstrzymał oddech. Po chwili zapytał cicho:
Potrafisz je odczytać?
Nie umiem czytać run odparł Wydra głuchym głosem. Nie mogę tam
wejść. Nikt nie może tam wejść w swym ciele. Jedynie Król. Tylko on potrafi
odczytać, co zapisano.
Biała twarz Gelluka zbielała jeszcze bardziej. Jego szczęka zadrżała lekko.
Wyprostował się nagle.
Zaprowadz mnie tam polecił, próbując się opanować. Lecz nakaz był
tak gwałtowny, że Wydra zerwał się z ziemi i przebiegł kilka kroków. Potykał
się, o mało nie upadł. Potem ruszył naprzód, sztywno, niezręcznie, próbując nie
stawiać oporu nieugiętej, namiętnej woli kierującej jego krokami.
Gelluk podążał tuż za nim, często łapiąc go za rękę.
Tędy rzucił kilka razy. O tak, tak, to właściwa droga.
A jednak szedł za Wydrą. Popychał go, poganiał zaklęciami, lecz drogę wybrał
młodzieniec.
Minęli wieżę pieców, dawne i nowe szyby, i znalezli się w długiej dolinie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]