[ Pobierz całość w formacie PDF ]

starając się dosięgnąć górnej półki. Podszedł do niej i stanął
obok.
- Co robisz? Chcesz złamać sobie kark? - Objął jej nogi,
by ją przytrzymać.
Molly nie słyszała, że wszedł i była tak zdumiona, że
straciła równowagę i usiadła na jego ramieniu, histerycznie
chwytając go za głowę, by nie upaść.
- Przestraszyłeś mnie! Adam, postaw mnie na podłogę,
jestem za ciężka. - Pokój wypełnił się jej piskiem i śmiechem.
- Za ciężka? - Wirował z nią po całej kuchni. - Nie jesteś
nawet tak ciężka, jak którakolwiek z tych paczek, które
właśnie przytaszczyłem z samolotu.
- Proszę! Adam... proszę!
Przeszedł z kuchni do pokoju, z Molly usadowioną wciąż
na jego ramieniu.
- Postawię cię na dół, jak znajdziesz dla mnie jakieś
dobrze schłodzone piwo - targował się.
- Dobrze, dobrze. Znajdę!
Objął ją rękami w talii i spuszczał na dół, wzdłuż swego
ciała, aż dotknęła stopami podłogi. Obróciwszy ją, wziął w
ręce jej warkocze i trzymając w ten sposób na uwięzi, patrzył
na jej zaróżowioną, śmiejącą się twarz.
- Pomyślałem sobie, że dobrze, żebyś wiedziała, kto jest
tu szefem - zażartował.
Gdy spojrzała na niego, popłynął śmiech. Adam, kiedy był
w dobrym nastroju, był mężczyzną, który z łatwością mógł
ukraść jej serce. Bliskość jego ciepłego ciała sprawiała, że
ogarniało ją drżenie. Ręce opierała o jego tors, usiłując się od
niego uwolnić.
- Zobaczymy, jak to będzie. - Odpłynęła od niego,
starając się usilnie ukryć przed nim, że kontakt z nim
wywołuje w niej dreszcze.
Resztę popołudnia spędzili na rozpakowywaniu skrzyń i
układaniu rzeczy. Adam był w swoim pokoju, a Molly w
kuchni. Długo przed obiadem trzeba było zapalić lampy
gazowe. Dzień o tej porze roku stawał się coraz krótszy. Gdy
zasiedli do jedzenia, było zupełnie ciemno. Molly podała
makaron własnego wyrobu z wołowiną, biszkopty, własnej
roboty dżem i kompot z brzoskwiń z puszki. Adam był głodny
i jadł z apetytem.
- Adamie, czy jest coś, co wyjątkowo lubisz albo
wyjątkowo nie znosisz? Skoro i tak gotuję, mogę równie
dobrze robić coś, co lubisz.
Czarne brwi uniosły się i myślał przez chwilę.
- Lubię właściwie wszystko. Bywało tak, że w pewnych
częściach świata zamykałem oczy, żeby zjeść jakieś danie. -
Napotkał jej badawcze spojrzenie i uśmiechnął się. -
Szczególnie lubię ciasto czekoladowe - przyznał.
Wspólnie posprzątali po obiedzie i usiedli na chwilę przed
kominkiem. Jesienne noce były zimne. Adam przeciągnął się i
ziewnął.
- Jestem wykończony. A ty?
Siedząca naprzeciw niego Molly ziewnęła także, i widząc
na sobie wzrok Adama, uśmiechnęła się przepraszająco. -
Ziewanie jest zarazliwe.
- Jesteś zmęczona. Idz spać, Molly. Wyłączę światło i
dołożę drewna do ognia.
Molly podeszła do pieca kuchennego, wzięła duży czajnik
gorącej wody i wlała ją do miski w łazience. Odnosząc
czajnik, napełniła go znowu gorącą wodą z rezerwuaru i
postawiła na piecu.
- Masz tu gorącą wodę, jeśli chcesz, Adamie -
powiedziała, wskazując na czajnik. - Dobranoc.
- Dobranoc - powiedział nieobecnie.
Przed wyjściem z łazienki Molly skrupulatnie sprawdziła,
czy zabrała wszystkie swoje osobiste rzeczy, po czym
zamknęła za sobą drzwi i wróciła do pokoju. Wyłączywszy
lampkę, wślizgnęła się pod kołdrę. Leżała przez chwilę i
prawie już zasypiała, gdy dobiegła jej uszu krzątanina Adama.
Niebawem usłyszała, jak niesie czajnik do łazienki. To takie
kojące odgłosy - pomyślała i zapadła w sen.
Nie ma cudowniejszego miejsca, niż tundra na Alasce
jesienią. Ciemne, świerki kładą cień na niezmąconych wodach
jezior. To właśnie chyba piękno tej odludnej krainy sprawia,
że ludzi zamieszkałych w tych surowych warunkach,
pozbawionych wszystkich typowych dla współczesnego życia
cywilizacyjnych udogodnień, darzy się większym zaufaniem.
Niedługo spadnie pierwszy jesienny śnieg. W
wypieszczonym drewnianym domu, położonym na brzegu
spokojnego jeziora, Molly czuła się, o ile nie całkiem
szczęśliwa, to zadowolona. Ona i Adam mieszkali razem w
domu od prawie tygodnia. Każdym ich dniem rządził
określony porządek. Po śniadaniu on szedł do swego pokoju i
pracował, a ona wprzęgała się w codzienny kierat domowych
czynności, słuchając zawsze ściszonego radia CB. Czasami
miała telefon od Jima przelatującego gdzieś w pobliżu
samolotem, albo od sąsiada, który chciał właśnie usłyszeć
brzmienie ludzkiego głosu. Większość telefonów wynikała z
ciekawości wywołanej jej małżeństwem, co Molly doskonale
rozumiała. Zlub, śmierć, czy narodziny dziecka, zawsze
stanowiły w okolicy spore wydarzenie.
Każdego popołudnia Adam spędzał kilka godzin na
zewnątrz. Fascynowała go zręczność, z jaką Tim - Two
posługiwał się siekierą i codziennie ćwiczył się w używaniu
tego narzędzia. Wysiłek fizyczny dobrze mu robił, a lecące w
powietrze wióry wydawały mu się zabawne. Kilka razy się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl