[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A pan?
miast do Moskwy. Nie wyobrażała sobie rozstania z Tru,
- Ja chcę tylko zrobić interes; bardzo korzystny interes.
ale wiedziała, że potem byłoby jeszcze trudniej. Kochała
Moi klienci czekajÄ… na tÄ™ ikonÄ™. Nie chciaÅ‚bym ich rozcza­
go. I on ją kochał.
rować. Przekażę ją, gdzie trzeba i wracam do kraju.
Tak. WiedziaÅ‚a, że jÄ… kochaÅ‚, ale nie miaÅ‚a prawa doma­
Sasza starała się nie tracić panowania nad sobą.
gać się, żeby dla niej rezygnował ze swojego majątku. Ona
- W porzÄ…dku. W koÅ„cu rzeczywiÅ›cie wszystko mi jed­
też przyrzekała sobie, że nie będzie prowokować losu po
no, komu ją oddam. Chcę tylko wracać i mieć to wszystko
raz drugi i nie wyjdzie już za mąż. W każdym razie nie za
za sobÄ….
Amerykanina.
Wzrok Rosjanina skierował się na drzwi sypialni. Na
Na samo wspomnienie Tru czuła ogarniające ją tęsknotę
jego twarzy ukazał się domyślny uśmieszek.
i pożądanie. Nie pora na sentymenty, upomniaÅ‚a siÄ™ w du­
- No, chyba i kochaÅ› tu jest.
chu. Za chwilÄ™ trzeba bÄ™dzie wyjść z hotelu, zÅ‚apać taksów­
- Nie, nie ma go tutaj. WyszedÅ‚ godzinÄ™ temu. - Spoj­
kę i pojechać do domu towarowego Fortune.
rzaÅ‚a ukradkiem na Fleminga. Jego twarz byÅ‚a nieprzenik­
Pukanie do drzwi zaskoczyło ją zupełnie.
niona. Nie była pewna, czy jej pomoże.
- Kto tam?
- Kiepsko ci wychodzi to bujanie, towarzyszko.
- Fleming. Agent Fleming.
Bartow popchnÄ…Å‚ Fleminga i trzymajÄ…c go nadal pod
Usłyszała ton paniki w jego głosie. Czyżby stało się coś
broniÄ…, skierowaÅ‚ siÄ™ do sypialni. Sasza, udajÄ…c teraz pra­
złego?
wdziwe przerażenie, próbowała zagrodzić mu drogę.
Szybko otworzyła drzwi. Fleming nie był sam. Tuż
- Nie! - krzyknęła, kiedy Bartow z Å‚atwoÅ›ciÄ… ode­
obok, z pistoletem wymierzonym w skroń agenta, stał Bar-
pchnął ją na bok i złapał za klamkę. Na moment odwrócił
tow.
uwagÄ™ od tamtych dwojga.
- ZaskoczyÅ‚ mnie - powiedziaÅ‚ Fleming z nieszczęśli­
Sasza czekaÅ‚a na tÄ™ chwilÄ™. Być może byÅ‚a to jedy­
wÄ… minÄ….
- Owszem, to mu siÄ™ przeważnie udaje - przyznaÅ‚a Sa­ na okazja. DopadÅ‚a napastnika od tyÅ‚u i schwyciÅ‚a z ca­
sza, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ bez cienia wesoÅ‚oÅ›ci. Å‚ej siÅ‚y za wÅ‚osy. PociÄ…gnęła w dół. Bartow zawyÅ‚ z bó­
Bartow odpowiedział podobnym uśmiechem. lu, stracił równowagę i ciężko upadł na plecy. Zanim zdo-
TRUMAN I SASZA " 179
1 7 8 " TRUMAN I SASZA
raz rzucił okiem na Saszę. Uśmiechnęła się lekko, jakby
łał wykonać jakiś ruch, Sasza przygniotła kolanami jego
dodajÄ…c mu otuchy. Kiedy jednak spojrzaÅ‚a na drzwi, po­
pierÅ›.
czuła się znacznie mniej pewnie. Do sklepu weszło sześciu
Fleming, co najmniej tak samo zaskoczony tym poka­
zem karate, natychmiast odzyskał przytomność umysłu. mężczyzn z bronią w ręku. Co najgorsze, nie było z nimi
WyciÄ…gnÄ…Å‚ pistolet i zajÄ…Å‚ siÄ™ Rosjaninem. Jessiki Fortune.
SpojrzaÅ‚ na SaszÄ™ z niemym uwielbieniem. Ta tylko ski­ Jeden z mężczyzn oderwaÅ‚ siÄ™ od grupy i zmierzaÅ‚ w jej
nęła głową. stronę z wycelowanym pistoletem.
- MuszÄ™ już iść - powiedziaÅ‚a. - Poradzi sobie pan, - Mam nadziejÄ™, że nie wywiniesz nam żadnego nume­
prawda? ru - powiedział.
- Tak, dziękuję - odparł z niezbyt mądrym wyrazem To był Jack Lawrence. Na jego twarzy malowała się
twarzy. grozba.
Sasza uÅ›miechnęła siÄ™ i weszÅ‚a do sypialni, żeby zabrać - Gdzie ona jest? - zapytaÅ‚a Sasza. CzuÅ‚a, że gÅ‚os za­
torebkę. Bartow zobaczył, że nikogo tam nie ma. Został czyna jej się łamać.
wciÄ…gniÄ™ty w puÅ‚apkÄ™; i to przez zwyczajnÄ… amatorkÄ™. - ChÅ‚opcy musieli siÄ™ upewnić, że wszystko jest w po­
rządku. - Zbliżył się do niej i wyciągnął rękę. Próbowała ją
Dochodziła siódma. Każdy z agentów znajdował się już strząsnąć, ale Lawrence trzymał ją mocno. Przyłożył jej
na swoim miejscu, ubrany w zdjęty z manekina gangsterski pistolet do skroni.
kostium. Tylko ukryta pod marynarkami broń nie była - To na wszelki wypadek. Wolę być ostrożny.
w stylu lat dwudziestych. Ze swojego podium przy stoisku Sasza starała się nie patrzeć w stronę Tru. Wiedziała, co
z koszulami Tru widziaÅ‚ w mrocznym wnÄ™trzu szeÅ›ciu naj­ on może czuć.
bliższych. - Jestem sama; tak, jak siÄ™ umawialiÅ›my. SkoÅ„cz­
Zbliżała się godzina zero. Tru jeszcze raz spojrzał na my szybko tę transakcję i...
swego sąsiada. Dzięki fachowej pomocy charakteryzato- Lawrence odwrócił się do swoich.
rów wyglądał jak prawdziwy manekin. - Sprawdzcie dobrze to miejsce. - Spojrzał znowu na
Sasza staÅ‚a w przejÅ›ciu obok kasy numer dwa, sprawdzi­ SaszÄ™. - A gdzie ten twój chÅ‚optaÅ›?
wszy, że ikona jest w umówionym miejscu. Spózniła się Sasza podświadomie zagryzła usta. Ludzie Lawrence'a
tylko dziesięć minut, ale byÅ‚o to najgorsze dziesięć minut oglÄ…dali wszystko tak dokÅ‚adnie. Ocierali siÄ™ niemal o ma­
w życiu Tru. Sasza opowiedziała o incydencie z Barto- nekiny.
wem. - Hej, zadałem ci pytanie - ponaglał Jack.
- Został w hotelu. Czeka na mój telefon. - Poczuła
Tru myÅ›laÅ‚ teraz o niej, podziwiajÄ…c jÄ… po raz nie wiado­
mocniejszy ucisk zimnego metalu na skroni. - Jeśli nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl