[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zawsze było tak samo. W jednej chwili nic,
a w następnej znajdowali się w samym środku
nieopisanej rozkoszy. Palce Leandrosa wsunęły się
we włosy Isabel, koński ogon zmienił się w kaskadę
rudych loków, opadających na ramiona jak płaszcz.
Westchnęła z rozkoszy. Uwielbiała, kiedy rozpusz-
czał jej włosy.
Podniósł ją do góry, położył na wąziutkim łóżku,
zdjął z niej ubranie.
 Połknę cię żywcem  powiedział, rozbierając
się.
Był wspaniały, piękny, jego skóra lśniła jak naoli-
wiona. Całowali się, pieścili, aż stali się jednym
ciałem, aż cały świat zmienił się w wielobarwną
feerię zmysłów.
Leandros przewrócił się na plecy, przygarnął do
siebie Isabel. Wtuliła twarz w jego spocone ramię,
KLEJNOTY DLA ISABEL 69
ręką obejmowała jego tors. Była to jedna z tych
wyjątkowych chwil, kiedy ważne było tylko to, co
czuli do siebie i co się w nich działo.
Nagle lodówka w kącie pokoiku obudziła się do
życia, zza cienkiej ściany dobiegłystłumione okrzy-
ki radości. Wraz z elektrycznością wróciła rzeczy-
wistość.
Leandros zeskoczył z łóżka.
 Nadal chcesz mi wmawiać, że to łóżko jest za
wąskie dla dwóch osób?  warknął. Wszedł do
maleńkiej łazienki, zatrzasnął za sobą drzwi.
Stał pod cienką strużką wody, którą tutaj zwano
prysznicem, i myślał. Chyba zwariowałem. Czy rze-
czywiście chciał, żeby wszystko wróciło? Wystar-
czyło, żeby Isabel go dotknęła, a jego ciało zaczy-
nało żyć własnym życiem. Wystarczyło, że zrobiła
mu awanturę, a on już tracił zmysły. Nienawidziła
jego rodziny, nie cierpiała jego stylu życia. Nauczy-
ła się jego mowy, ale nie raczyła go o tym zawia-
domić i dobrze się bawiła, rozumiejąc wszystko, co
się przy niej mówiło, choć rozmawiający o tym nie
wiedzieli. Przecież już groziła, że sprawi mu kłopo-
ty, i byłby głupcem, gdyby nie potraktował tego po-
ważnie. Znał ją. To jędza, prawdziwa piekielnica.
Przecież dokładnie to wspominał dwa tygodnie te-
mu w Hiszpanii.
Wytarł się sztywnym hotelowym ręcznikiem. Ręcz-
nik pachniał perfumami Isabel i wywołał nową por-
cję podniecenia.
70 MICHELLE REID
W tym parszywym hotelu nawet nie zmieniają
ręczników, pomyślał.
Rozejrzał się po maleńkiej łazience. Było tu
wszystko, co potrzebne kobiecie, ale ani śladu męż-
czyzny i żadnego obcego zapachu na ręczniku. Więc
może nie kłamała?
Czy ja naprawdę chcę mieć to wszystko z po-
wrotem?  pomyślał. Przecież to czyste szaleństwo.
Zobaczyłem ją, zapragnąłem i dostałem. Powinno
wystarczyć. Niech Isabel wraca do swojego życia,
a ja wrócę do swego.
Niestety, było już za pózno. Zrozumiał to, gdy
wyszedłszy z łazienki, zobaczył Isabel, stojącą
przy oknie, ubraną w dziwnie znajomy niebieski
szlafrok. Czyżby to był ten sam szlafrok, który
mu wiecznie podkradała, bo lubiła czuć go blisko
siebie? Na pewno! A on nie pozwoli jej znowu
odejść.
 Aazienka wolna  powiedział tak spokojnie,
jak tylko potrafił, i odwrócił się do niej plecami.
 Wykąpię się, jak sobie pójdziesz.
 Zapomniałaś, że jedziemy razem?
 Nigdzie nie jadę.
 Owszem, jedziesz  powtórzył.  Nie możesz
tu zostać, a twoja mama...
Wtedy na niego popatrzyła. Serce mu się ścisnęło.
Była blada i taka krucha.
 Będę ci bardzo wdzięczna, jeśli przenocujesz
mamę  powiedziała cicho.  Ona rzeczywiście nie
KLEJNOTY DLA ISABEL 71
powinna zostawać w tym hotelu. Ja zostanę. Przyja-
dę po nią jutro, żeby zdążyć na samolot.
 Pojedziesz ze mną  upierał się Leandros.
 Nie.  Pokręciła głową.  Zrobiliśmy dość
głupstw jak na jeden dzień.
 To nie jest żadne głupstwo.  Czy naprawdę on
to powiedział? Kiedy stał pod prysznicem, całkowi-
cie się z nią zgadzał. Za to teraz, kiedy znów na nią
patrzył, nie chciał, żeby tak to nazywała. Nie uwa-
żał, że popełnił błąd.  Kochaliśmy się...
 Nie  przerwała mu stanowczo.  Udowodniłeś
mi, że na tym wąskim łóżku zmieszczą się dwie
osoby. A teraz chcę, żebyś sobie poszedł.
 %7łeby ten twój adonis mógł tutaj wrócić?
Zrób coś, popędzał ją w myślach. Powiedz, że on
już czeka za drzwiami. Wtedy będę mógł się ze-
mścić. Będę cię mógł znów rzucić na to przeklęte
łóżko!
Ale ona się nie odezwała. Weszła do łazienki,
zamknęła drzwi, a on został sam, jak idiota.
ROZDZIAA PITY
Leandros rozejrzał się po pokoiku. Podłoga z sza-
rego marmuru była porysowana, a meble pamiętały
chyba pierwszą wojnę światową. Brązowa pościel,
pomarańczowe prześcieradło  wszystko z taniego
nylonu. Jego łóżko miało trzy metry szerokości,
prześcieradło z delikatnej bawełny i satynową po-
ściel w kolorze mięty.
Nie musiał się wcale wysilać, żeby wyobrazić
sobie Isabel w tej miętowej pościeli. Pasowała do
jego domu tak doskonale, jak pasowała do niego.
Tęsknił za nią bardziej, niż chciał się do tego przy-
znać.
Musiał sobie jeszcze odpowiedzieć na pytanie,
czy to z tęsknoty za Isabel wyjechał do Hiszpanii
i przez dwa lata z rzadka tylko zaglądał do Aten. Czy
to jej duch wygnał go z domu i zawsze zmuszał do
zaczerpnięcia tchu przed powrotem?
Usłyszał, że w łazience przestała lecieć woda,
otrząsnął się z zamyślenia. Nim drzwi łazienki się
otworzyły, wiedział, co się stanie, i wiedział też, że
Isabel będzie musiała się z tym pogodzić.
KLEJNOTY DLA ISABEL 73
 Co ty wprawiasz?  zdumiała się.
Był ubrany, pakował jej rzeczy. Na łóżku obok
walizki leżała czysta bielizna i jedyna sukienka, jaką
Isabel zabrała ze sobą wtę podróż.
 To chyba oczywiste  odrzekł.
 Powiedziałam ci przecież, że...
Spojrzał na nią w taki sposób, że serce pod-
skoczyło jej do gardła.
 Poznaję ten szlafrok  oznajmił.
 Ja...  Otuliła się mocniej niebieskim szlaf-
rokiem.
 Zabrałaś go przez pomyłkę, a potem zapom-
niałaś mi odesłać?  spytał, przyglądając się rumień-
cowi, który wypełznął jej na twarz.  A może
ukradłaś go, bo chciałaś zawsze mieć mnie przy
sobie? Jeśli nie naprawdę, to przynajmniej w taki
sposób.
 Jest wygodny.  Isabel wzruszyła ramionami.
 Jeśli chcesz go z powrotem...
 Chcę.
Podszedł do niej zdecydowanym krokiem, jakby
zamierzał zedrzeć z niej ten głupi szlafrok. Do-
strzegł w jej oczach ciemny wir. Wiedział, co to
znaczy. Wszystko o niej wiedział.
Wtulił twarz w miękki materiał, powąchał.
 Co ty wyprawiasz?  Odskoczyła od niego.
 Sprawdzam, czy spryskujesz szlafrok moim
płynem po goleniu  wyjaśnił.  Nie spryskujesz
 westchnął.  Pachnie tobą.
74 MICHELLE REID
 Przestań wreszcie i idz sobie  mruknęła.
 Kłamiesz  powiedział powoli.  Chciałabyś,
żebym zdjął z ciebie ten szlafrok. A może wolisz,
żebym go zdarł i przypomniał ci, dlaczego jeszcze tu
jestem?
 Zostaw mnie.  Cała się trzęsła.
 Chciałabyś, żebym to ja cię zmusił do ustępstw
 mówił Leandros  i siłą sprowadził do domu,
tak abyś nie musiała rezygnować z tego swojego
uporu.
Ma rację, przyznała w myślach.
 Dla mnie to nie jest dom  powiedziała, od-
suwając jego dłoń od twarzy. A potem zepsuła
cały efekt, bo polizała miejsce, którego przed chwilą
dotykał Leandros. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl