[ Pobierz całość w formacie PDF ]

serce. Mówi o tym, jak kochała dziadka. O tym, jaki się czuł szczęśliwy w rodzinie, w której rodzice
kochali się nawzajem. O tym, że teraz znowu są razem i że to dla niego wielka pociecha. Mówi o tym, że
w trudnych chwilach babcia zawsze umiała powiedzieć coś właściwego. Mówi o tym, jak wszyscy się
śmialiśmy, kiedy powiedziała, że ma raka, i mówi o tym jak należy. W jego przekazie wypada to jako coś
charakterystycznego i zabawnego, a nie żałobnego i pełnego smutku.
Mama jest opanowana. Stara się powstrzymać łzy i na ogół się jej udaje. Zaskakuje mnie, że
niespecjalnie szuka wsparcia u Rachel, Charliego czy mnie. Kiedy płacze, zwraca się ku Billowi.
Kiedy pogrzeb się kończy, idziemy do Fletchera na posiłek. Rozmawiamy o babci. Rozpływamy się
nad Jonathanem. Chodzimy krok w krok za Natalie, pytając, czy czegoś nie potrzebuje. Jest teraz rodzinną
gwiazdą. Dała nam klejnot w koronie.
Kiedy czuję zmęczenie i chcę iść, kiedy dość mam rozmowy, płaczu, wspominek, rozglądam się za
Ryanem i Charliem. Stoją w kącie pogrążeni w rozmowie, każdy z butelką piwa w ręce.
Jak mogłam kiedykolwiek zapomnieć, że to bracia? Tak dobrze im to wychodzi.
Kiedy w końcu wracamy z Ryanem do Los Angeles, nie idziemy do domu ani do jego mieszkania.
Idziemy do Mili.
Czeka tam na nas Thumper Cooper.
Ryan milczy, kiedy Thumper rzuca się ku niemu. Nie mówi  Leżeć, pies ani  Cześć, stary , ani nic,
co zwykle mówi się podnieconemu psu. Po prostu go przytula. A Thumper, normalnie żywy i pełen
energii, tym razem nie wyrywa się i nie szarpie. Tkwi bez ruchu w jego ramionach.
Mila też ściska Ryana.
 To wróciłeś, tak?  pyta. Wie, że niedługo dowie się szczegółów. W tej chwili po prostu się cieszy.
 Miło cię widzieć  mówi, uśmiechając się do mnie.
Ryan się śmieje.
 Miło, że jestem mile widziany.
Dziękujemy Mili i Christinie i wsiadamy całą trójką do auta. Przyjeżdżamy do domu. Wysiadamy.
Otwieram drzwi. Wchodzimy.
Jesteśmy. Nasza maciupcia rodzina. Nikogo już nie brakuje.
Jesteśmy domem.
Wieczorem Ryan kładzie się w łóżku obok mnie. Obejmuje mnie. Całuje. Przesuwa ręką po moim
ciele i mówi:
 Pokaż mi. Pokaż mi, czego chcesz.
I pokazuję. I smakuje to lepiej niż z Davidem. Bo znowu jestem z mężczyzną, którego kocham.
Na chwilę zapomnieliśmy, jak się nawzajem słuchać, jak się nawzajem dotykać. Ale teraz sobie
przypomnieliśmy.
Rano po przebudzeniu wyjmuję z szafy pudełko. Otwieram. Wyjmuję moją obrączkę. I wkładam ją z
powrotem na palec.
W miesiąc pózniej jest wesele. Gorący lipcowy dzień. Jesteśmy w domu przyjaciółki Natalie w
Malibu. Jak ta przyjaciółka zarabia na życie, nie mam pojęcia. Sądząc z tego, że dom stoi dosłownie na
plaży i ma panoramiczne okno z widokiem na ocean na każdym piętrze, przypuszczam, że to coś z branży
rozrywkowej. Póznym wieczorem przewidziane jest ognisko, a po ceremonii  piknik z pieczeniem
homarów. Drinki podaje się na tarasie dachu i tam się też tańczy. Można się zakolegować z
hollywoodzkimi producentami. Nie miałabym nic przeciw temu, żeby takie imprezy zdarzały się
regularnie.
Za parę minut zacznie się ślubna ceremonia. Rachel, Natalie i ja kończymy ostatnie przygotowania.
Natalie ma suknię w greckim stylu, zarumienioną twarz i okazałe piersi. W uszach ma długie kolczyki,
błyskające wśród gęstwiny długich, ciemnych loków. Oczy lśnią życiem.
 Wygląda okej?  pyta Rachel, wiążąc na karku wiązadło sukni w kolorze śliwodaktylowym.
Zapewniam ją, że tak. Wiem, bo mam dokładnie taką samą.
Mama Natalie pomaga jej włożyć pantofle. Myślałam, że rodzice Natalie okażą się smukli i efektowni
jak ona, ale sprawiają wrażenie w pełni przeciętnych. Mama jest pulchna w talii. Tato niski i krępy. Nie
wiem, co takiego w sobie mają, że od razu widać, że są z Idaho, ale z pewnością nie wyglądają na
tutejszych. Może chodzi o to, że to najmilsi i najbardziej otwarci ludzie, z jakimi miałam kiedykolwiek do
czynienia.
Tato Natalie puka do drzwi.
 Sekundę, Harry!  woła mama Natalie.  Za chwilę będzie gotowa!
 Chciałem tylko zrobić zdjęcie, Eileen!
 Sekundę, powiedziałam!
Natalie patrzy ze śmiechem na mnie i Rachel i coś się jej przypomina.
 Ojej!  woła.  Bukiety! Zostawiłam je w lodówce.
 No i dobrze  mówię.  Zaraz przyniosę.
Wychodzę z pokoju przez przyległą łazienkę i kieruję się na dół, do kuchni. Tuż za rozsuwanymi
szklanymi drzwiami natykam się na brata. Stoi z Ryanem i swoim przyjacielem Wallym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl