[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzień, niebo było błękitne i bezchmurne. Jeśli wierzyć lokalnemu
prognostykowi, tak ma być aż do wieczora.
- Czeka nas bardzo interesujący dzień - rzekł Max, zwracając się do
Chloe. - Mnóstwo mamy do obejrzenia, ciekawe przejażdżki, ciekawe
postacie. Byłaś kiedyś w Parku %7łartów?
- Nie - odparła dziewczynka - ale widziałam klauna.
- Wyobrażam sobie, jaką miałaś uciechę.
- Oglądałam też takie niby wyścigi małych samochodzików przed
supermarketem, na które zabrała mnie mama.
- No więc jakie przejażdżki wybierasz?
- Wszystkie.
- Nawet wyprawę do Wieży Strachu? - zapytał robiąc grozną minę, i
Vicky aż jęknęła w duchu, bo tacy byli do siebie podobni.
- A co jest w tej wieży? - zapytała dziewczynka.
- To mama ci nie powiedziała, co przeczytała w przewodniku?
- Nie.
108
RS
- Ona jest za mała na zwiedzanie tej wieży. Jedz sam, my tu
poczekamy.
- Widać z tego, że będę musiał. - Spojrzał na zasmuconą minkę
Chloe. - Max Forbes niczego na świecie się nie lęka.
- Naprawdę? - zapytała Chloe, pełna zachwytu.
- No, może pająków - poprawił się.
- A ja nie boję się żadnych brzydkich pająków, prawda, mamo?
- Przynajmniej tych na obrazkach - rzekła Vicky i pomyślała z
goryczą, że takie właśnie stosunki powinny były panować między Chloe a
Shaunem. Tymczasem ojciec rzadko z córką rozmawiał, gdyż, prawdę
mówiąc, rzadko je odwiedzał. Nie miał do małej cierpliwości, często na
nią krzyczał. Czasami dawał jej jakieś nieodpowiednie do jej wieku
prezenty i miał za złe, że Chloe się z nich nie cieszy.
- Mamo, pozwól mi jechać do tej Wieży Strachu! Proszę cię, bardzo
cię proszę!
- W żadnym wypadku, córeczko. Zwiedzimy inne ciekawe miejsca.
I tak mijał dzień za dniem. Odwiedzali różne czarowne zakątki w
tym dziecięcym raju, a entuzjazm Chloe nie malał ani przez chwilę. Vicky
była szczęśliwa, cieszyła ją radość córki i to, że jest tu razem z nim,
mężczyzną, który tak bardzo zaważył na jej życiu i o którym nie mogła
przestać myśleć od początku pracy w jego przedsiębiorstwie. Czy on
zawsze taki był, podobny fizycznie do Shauna, a zarazem tak odmienny?
Siedzieli w małym samochodziku, uszczęśliwiona Chloe pomiędzy nimi, i
wyglądali jak typowa rodzina na wakacjach. Brakowało im tylko psa.
W miarę upływu czasu zaczęła ją jednak nurtować pewna myśl. Nie
wiedziała, czy to jedynie produkt jej wybujałej wyobrazni, ale odnosiła
109
RS
wrażenie, że Max, odkąd dowiedział się o Chloe, od kiedy ją poznał,
stracił zainteresowanie jej, Vicky, osobą. Jakby przestała już być dla niego
obiektem pożądania. Zmienił się jego sposób bycia, wyraznie był
odprężony, wesoły, przekomarzał się z Chloe po przyjacielsku. Vicky
stwierdziła, że czegoś jej brakuje, i o mało nie rozpłakała się z żalu.
Podczas obiadu obserwowała go spod oka, widziała wyraz jego twarzy,
gdy patrzył na dziewczynkę, rozmawiał z nią. A w niej, Vicky, widział
tylko matkę Chloe. W gruncie rzeczy nie można by marzyć o lepszym
rozwoju sytuacji, a mimo to Vicky czuła dojmujący smutek.
- Dlaczego się nadąsałaś? - zapytał Max.
- Wcale się nie nadąsałam.
- To powiedz, o czym myślisz.
- %7łe Chloe przeżyła cudowną przygodę - skłamała Vicky, patrząc na
idącą przed nimi córkę. -Nigdy nie było mnie stać na taką wyprawę.
- Teraz już będzie cię stać na wszystko.
- Dlatego że jej wujek ma wypchany portfel? Pieniądze nie tylko
rozwiązują problemy, również je stwarzają, i nie należy bałamucić nimi
dziecka.
- Nie stwarzaj sztucznych problemów. - Spojrzał na jej zagniewaną
minę, zaciśnięte usta i poczuł przemożną chęć dotknięcia dłonią jej
policzków, wywołania uśmiechu na jej twarzy. Polubił swoją bratanicę i
sam był zdziwiony, że przyszło mu to tak łatwo, prawie niezauważalnie.
Ale okazało się, że matka dziewczynki ma coś przeciwko temu, jakieś
niezrozumiałe zastrzeżenia. Takiej jej reakcji nie przewidywał. I, jak
widać, wszelkie próby udobruchania Vicky nie odnosiły żadnego skutku.
110
RS
- Ja nie stwarzam żadnych sztucznych problemów. A przede
wszystkim nie zamierzam się z tobą sprzeczać. - Odrzuciła głowę do tyłu
niczym rozzłoszczona lwica.
Gdyby nie obecność Chloe, to Max nie powstrzymałby się przed
pokusą zaciągnięcia Vicky do hotelu i ujarzmienia tam tej niepokornej
dziewczyny. Co oczywiście odniosłoby skutek wręcz przeciwny. Tak czy
owak był na przegranej pozycji.
- Vicky, czy ty masz do mnie żal, że polubiliśmy się z twoją córką?
Czy aby nie przemawia przez ciebie zazdrość?
- Co ci przyszło do głowy? To po prostu śmieszne!
Może i nie powinien był tego robić, ale powodowany odruchem
wyrwał spinkę z jej koka i fala puszystych włosów opadła mu na rękę.
- Co ty wyprawiasz? - spytała szeptem. Milczał. Musiałby jej
powiedzieć, jak bardzo tęskni do jej ciała, jak bardzo pragnie jej bliskości.
- Chciałem zwrócić na siebie twoją uwagę - odparł po chwili.
- Robisz to w sposób wysoce niewłaściwy. -Chciała coś jeszcze
dodać, ale w tym momencie Chloe obejrzała się i Vicky przywołała
uśmiech na twarz. Wówczas poczuła obejmujące ją ramię Maxa i udawała
dzielnie, że nie wywarło to na niej żadnego wrażenia.
Lecz Max wyczuł, że jest spięta. Wyczuł jej oczekiwanie. Tak jakby
miał klucz do sejfu, ale nie znał kodu. Przecież pamiętał, co działo się
tamtej nocy.
Vicky miała liczne kompleksy, a Max, jeśli nawet domyślał się ich
tła, nie potrafił z nimi walczyć. Odnosił wrażenie, że jej wrodzoną
łagodność ciężkie przeżycia przemieniły w hardą dumę, która brała w niej
górę w momencie najmniej oczekiwanym, gdy on już sądził, że zdołał do
111
RS
niej dotrzeć, zbliżyć ją ku sobie. Spojrzał pożądliwie na dwa wzgórki jej
małych piersi pod lekką trykotową koszulką. W normalnej sytuacji,
myślał, po jednej tak wspaniałej nocy, jakiej nie zdarzyło mu się jeszcze
przeżyć z żadną kobietą, następują kolejne, równie wspaniałe, i może
nawet bogatsze w doznania, tymczasem ta dziewczyna ciągle mu się
wymyka, jak gdyby to, co razem przeżyli, było dla niej złym
wspomnieniem.
Tu, w Disneylandzie, ustalił się pewien rytuał, który bardzo Vicky
odpowiadał. W ciągu dnia zwiedzali poszczególne parki rozrywki, co
oczywiście było dość męczące, więc żadne rozmowy tyczące spraw
osobistych nie wchodziły w rachubę, potem obiad, a po obiedzie
odpoczynek w pokojach. Vicky podejrzewała, że Max wówczas pracuje,
bo zabrał ze sobą swój mały komputer. Wieczorem jedli kolację, po której
Vicky i Chloe brały kąpiel i wcześnie szły spać.
Gdy w środę rano Vicky się obudziła, stwierdziła ze zdumieniem, że
te piękne wakacje mają się już ku końcowi. Nazajutrz wieczorem wracają
do domu.
Aż trudno jej było uwierzyć, że w czasie tej eskapady czujność i
ostrożność - których przestrzeganie solennie sobie obiecywała - wcale nie
były jej potrzebne. Poza tą krótką chwilą, kiedy ją objął, Max zachowywał
się nienagannie. Nie utwierdziło jej to jednak w przekonaniu, że ten
mężczyzna ma nie najczystsze zamiary; ten jego gest powiększył jeszcze
listę przyczyn, dla których zakochała się bez pamięci w tym człowieku.
Wrogość stanowi najbezpieczniejszy sposób obrony, lecz aby walczyć,
trzeba mieć przeciwnika, a ona go nie miała.
112
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl