[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Romantyczne. . .
Rydell spojrzał na Chevette.
 Wejdzcie tam.  Grubas lekko podzwaniał, idąc, aż Rydell skrzywił się.
 Mogę was poczęstować herbatą?
 Może kawą?  zapytał z nadzieją Rydell.
 Przykro mi  odparł gruby  ale Butch wyszedł o dwunastej, a ja nie
umiem obsłużyć ekspresu. Jednak mogę wam przynieść naprawdę dobrą herbatę.
 Taak  powiedziała Chevette, lekkimi szturchnięciami łokciem popycha-
jąc Rydella.  Herbatę.
Grubas przeprowadził ich przez korytarz do pokoiku z kilkoma ekranikami
ściennymi i obitą skórą sofą.
 Zaraz przyniosę herbatę  obiecał i wyszedł.
 Dlaczego to powiedziałaś, no o podobnych tatuażach?  Rydell rozglądał
się po pokoju. Czysto. Nagie ściany. Aagodne oświetlenie, bezcieniowe.
 Ponieważ zostawi nas samych, żebyśmy mogli sobie coś wybrać, a w ten
sposób zyskamy czas do namysłu. Rydell postawił walizkę i usiadł na sofie.
 A więc możemy tu zostać?
 Tak, dopóki będziemy oglądać błyski.
 Co to takiego?
Podniosła pilota i włączyła jeden z ekranów ściennych. Zaczęła przeglądać
menu. Wysoka rozdzielczość ujęć tatuowanej skóry. Grubas wrócił z tacką, na
której stały dwa wielkie fajansowe kubki parującej herbaty.
 Twój ten zielony  powiedział do Chevette Washington  a twój ten
z mormonem  rzekł do Rydella  ponieważ chciałeś kawę. . .
 Hmm, dzięki  powiedział Rydell, biorąc podany kubek.
 Nie spieszcie się  rzekł grubas  a gdybyście czegoś chcieli, zawołajcie.
Wyszedł z tacą pod pachę i zamknął za sobą drzwi.
 Z mormonem?  Rydell powąchał napój. Nie pachniał niczym szczegól-
nym
 Oni nie pijają kawy. Ta herbata zawiera efedrynę.
 Jest z narkotykiem?
 Robią ją z jakiejś rośliny zawierającej składnik, który znosi senność. Tak
jak kawa.
Rydell doszedł do wniosku, że i tak jest za gorąca, żeby ją pić. Postawił kubek
na podłodze obok kanapy. Dziewczyna na ekranie miała smoka tak jak jego wuj,
tylko na lewym biodrze. I mały srebrny kolczyk przewleczony przez górny skraj
pępka. Chevette Washington wyświetliła wielki spocony biceps i spoglądającą
z niego twarz prezydent Millbank, oddaną w różnych odcieniach szarości.
151
Rydell ściągnął mokrą kurtkę, zauważył oddarty rękaw i sterczące z niego
białe kłaczki. Rzucił ją na podłogę obok kanapy.
 Masz jakieś tatuaże?
 Nie.
 To skąd znasz to miejsce?
 Lowell  powiedziała, przerzucając pół tuzina następnych błysków  ma
Gigera.
 Gigera?
Rydell otworzył walizkę, wyjął parę suchych skarpetek i zaczął rozwiązywać
swoje buty.
 To taki malarz. Chyba z dziewiętnastego wieku, czy jakoś tak. Prawdziwa
klasyka. Biomech. Lowell ma na plecach Gigera skopiowanego z rysunku zatytu-
łowanego N.Y.C. XXIV.  Wymówiła to jako iks, iks, i, wi.
 Jest jak to miasto. Czernie i cienie. Jednak chciał mieć podobne na rękach,
więc przyszliśmy tu, żeby znalezć jakieś pasujące Gigery.
 Czemu nie siądziesz  powiedział Rydell.  Zaczyna mnie boleć kark.
Kręciła się tam i z powrotem przed ekranami. Zdjął skarpetki, schował je do
torby z Container City i włożył suche. Zastanawiał się, czy nie pozwolić butom
przeschnąć przez chwilę, ale co by było, gdyby musieli stąd szybko uciekać? Wło-
żył je na nogi. Zawiązywał sznurówki, kiedy usiadła obok niego. Rozpięła kurtkę
i strząsnęła ją, pobrzękując luzną obrączką kajdanek. Rękawy jej czarnego podko-
szulka zostały ucięte nożyczkami, a ramiona miała białe i gładkie. Przechyliła się
przez poręcz kanapy i postawiła kurtkę na podłodze, opierając ją o ścianę, tak że
sztywna skóra utrzymała się w tej pozycji, z bezwładnie opuszczonymi rękawami
 jak we śnie, o którym marzył. Potem wzięła w rękę pilota.
 Hej  powiedział Rydell  ten facet w pelerynie, ten który strzelał. . .
Chciał powiedzieć o tym wielkim długowłosym na rowerze, ale ona chwyciła
go za rękę, podzwaniając kajdankami.
 Sammy. On zastrzelił Sammy ego, na górze u Skinnera. On. . . Przyszedł
po okulary, a Sammy je miał, więc. . .
 Czekaj. Zaczekaj chwilkę. Te okulary. Wszyscy chcą je mieć. Ten facet je
chce, Warbaby je chce. . .
 Co za Warbaby?
 Ten wielki czarny facet, który przestrzelił tylną szybę samochodu, którym
uciekliśmy. Ten Warbaby.
 Myślisz, że ja wiem do czego służą?
 Nie wiesz dlaczego oni się za nimi uganiają?
Obrzuciła go spojrzeniem, jakim można by obdarzyć psa, który właśnie oznaj-
mił ci, że to dobry moment, żeby postawić wszystkie pieniądze na los loterii. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl