[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wysokie okna gmachu. W r kawie marynarki mia krótki om, w kieszeniach pistolet i t umik.
Gdy Hannibal zapali wiat o w muzeum, dobrze mu si przyjrza . Kieszenie fartucha
by y p askie, puste. Wygl da o na to, e ch opak jest nieuzbrojony. Wyszed z muzeum z
jakim s ojem i gasz c wiat a, wróci do laboratorium. Teraz wiat o bi o tylko zza
matowych szyb i ze wietlików prosektorium.
Milko nie przypuszcza , eby robota wymaga a specjalnej czujno ci i przebieg ci,
ale na wszelki wypadek postanowi zapali papierosa - je li tylko szpicel z ambasady jakie
mu zostawi . Co za kutas. S pi i s pi , jakby nigdy w yciu nie widzia porz dnych fajek.
Zabra ca paczk ? Niech to szlag, co najmniej pi tna cie lucky strike'ów. Zrób to, a potem
kup w bal musette jakie amerykany. Rozlu nij si , w t umik do przedniej kieszeni spodni,
poocieraj si o dziewczyny w barze, spójrz im w twarz, kiedy poczuj t twardo , a rano
odbierz pianino Grutasa.
Ten ch opak zabi Dortlicha. Dortlich ukry kiedy om w r kawie i chc c zajara ,
wybi sobie z b.
- Scheisskopf, trzeba by o wia razem z nami - powiedzia do niego Milko. Nie
wiedzia , gdzie Dortlich teraz jest, ale by pewnie w piekle.
Wzi dla zmy ki drabin i pude ko z lunchem, przeszed przez ulic i ukry si za
ywop otem przy bocznej cianie gmachu. Postawi nog na pierwszym szczeblu i mrukn :
- Pieprzy wieprza. - Odk d maj c dwana cie lat, uciek z domu, powtarza to jak
zakl cie przed ka akcj .
Hannibal wstrzykn do niebieski barwnik i zerkaj c na zakonserwowane
alkoholem p uca w s oju, kolorowym o ówkiem zacz rysowa je na podk adce z klipsem za
zw okami. Przypi te do podk adki kartki poruszy y si lekko w przeci gu, opad y i
znieruchomia y. Hannibal podniós wzrok, spojrza w g b korytarza i doko czy kolorowa
.
Milko zamkn okno, zdj buty i w skarpetkach wszed mi dzy przeszklone gabloty w
muzeum anatomicznym. Min pó z cz ciami uk adu trawiennego i przystan przed
ojem z równo obci tymi olbrzymimi stopami. wiat o by o s abe, ale wystarczaj ce, eby
dalej. Nie chcia by tu strzela i rozchlapywa tego gówna w s ojach. Czuj c przeci g na
karku, postawi ko nierz. Powoli, centymetr po centymetrze wysun g ow na korytarz i eby
nie wystawia ucha, spojrza przed siebie wzd grzbietu nosa.
Pochylonemu nad podk adk Hannibalowi rozszerzy y si nozdrza, oczy rozb ys y mu
czerwonawo w wietle lampy.
Patrz c w g b korytarza i przez drzwi prosektorium, Milko widzia , jak odwrócony do
niego ty em Lecter wstrzykuje trupowi barwnik wielk strzykawk . By o troch za daleko na
strza , bo dumik zas ania muszk . Nie chcia by go zrani , a potem ciga , przewracaj c
wszystko naoko o. Bóg wie, jakim wi stwem móg by si ochlapa .
Lekko podregulowa sobie serce, jak ka dy przed zabójstwem.
Nagle Hannibal znikn i teraz wida by o tylko jego r na podk adce, r , która
rysowa a, rysowa a, co tam poprawia a i wyciera a.
Zaraz potem od a o ówek - Hannibal wsta , wyszed na korytarz i zapali wiat o.
Milko cofn si , lecz w tym samym momencie wiat o zgas o. Milko wyjrza zza drzwi.
Lecter znowu grzeba w le cym pod prze cierad em trupie.
Dobieg o go buczenie pi y. Gdy wyjrza znowu, Hannibala ju tam nie by o. Rysuje.
Chuj z nim. Wejd tam i go zastrzel. I niech pozdrowi Dordicha w piekle. Nie spuszczaj c z
oczu r ki z o ówkiem, zrobi kilka d ugich kroków w g b korytarza - bezszelestnie, bo w
skarpetkach po kamiennej posadzce - podniós pistolet, wszed do rodka i zobaczy r z
bliska. R w r kawie i bia y fartuch na krze le - ale gdzie podzia a si reszta? Hannibal
zaszed go od ty u, wbi mu ig w bok szyi, wcisn t oczek wype nionej alkoholem
strzykawki i gdy Milko przewróci oczami, gdy ugi y si pod nim nogi, podtrzyma go i
ostro nie opu ci na pod og .
Wszystko po kolei. Wyj r z r kawa i przyszy j kilkoma prowizorycznymi
szwami.
- Przepraszam - powiedzia do zw ok. - Do listu do cz podzi kowania.
Kaszle, prycha, pal go oczy, czuje zimno na twarzy - pokój rozmywa si ,
nieruchomieje i Milko odzyskuje przytomno . Oblizuje sobie usta i pluje. Leje si na niego
woda.
Hannibal postawi dzbanek na kraw dzi basenu i usiad , jakby szykowa si do
rozmowy. Milko, by po szyj zanurzony w roztworze do konserwowania zw ok. Woko o
oczyli si pozostali mieszka cy zbiornika, patrz c na niego zamglonymi od formaliny
oczami, tak wi c co chwil musia odpycha od siebie ich skurczone r ce.
Hannibal zajrza do jego portfela. Z kieszeni fartucha wyj nie miertelnik i po go
obok dowodu Milki.
- Pan Zigmas Milko. Dobry wieczór. Milko zakaszla i zarz zi .
- Rozmawiali my o tym. Przywioz em pieni dze. Chcemy si dogada . Bierz kas .
Przywioz em kas . Zaprowadz ci .
- To naprawd wietny plan. Tylu ludzi pan zabi , panie Milko. O wiele wi cej, ni
jest ich tutaj. Czuje pan jak pana dotykaj ? Tam, tu przy pana stopie, le y dziecko, które
zgin o w po arze. Jest starsze od mojej siostry i tylko cz ciowo upieczone.
- Nie wiem, czego chcesz. Hannibal w gumow r kawic .
- Chc , eby opowiedzia mi pan jak zjedli cie moj siostr . - Ja nie jad em.
Hannibal wepchn go do formaliny. Odczeka d ug chwil , chwyci cuch,
wyci gn go, pola mu wod twarz i oczy.
- Prosz tak wi cej nie mówi - ostrzeg .
- Tak parszywie si wtedy czuli my, tak parszywie - wycharcza Milko, gdy tylko
znowu móg mówi . - Mieli my poodmra ane r ce, gni y nam stopy. Chcieli my ,
wszystko dlatego. Grutas zrobi to szybko, nie zd a nawet... Ale ciebie nie zabili my,
ciebie...
- Gdzie jest Grutas?
- Je li ci powiem, we miesz pieni dze? To kupa szmalu, w dolarach. B dzie jeszcze
wi cej. Mo emy ich zaszanta owa tym, co wiem, tym, co widzia .
- Gdzie jest Grentz? - W Kanadzie.
- Zgadza si . Cho raz powiedzia pan prawd . A Grutas?
- Ma dom pod Milly - le - Foret. - Jak si teraz nazywa?
- Robi interesy, ma firm , Satrug, Inc. - To on sprzedawa moje obrazy?
- Sprzeda tylko raz, eby kupi morfin na handel, tylko raz. Mo emy je odzyska .
- Jad kiedy w restauracji Kolnasa? Maj tam niez e lody.
- Pieni dze s w ci arówce.
- Ostatnie s owo? Mo e mowa po egnalna?
Milko otworzy usta, eby co powiedzie , lecz Hannibal zamkn z brz kiem ci
pokryw basenu. Mi dzy brzegiem zbiornika i powierzchni formaliny pozosta o najwy ej
pó tora centymetra. Milko zacz bi g ow w pokryw jak homar w pokrywk garnka, ale on
ju wyszed . Gumowe uszczelki drzwi zapiszcza y, ocieraj c si o grub warstw farby.
Przy stole sta inspektor Popi . Ogl da rysunek.
Hannibal poci gn za sznurek i w czy wentylator. Zaklekota y opatki.
Popi podniós wzrok. S ysza co ? Tego Hannibal nie wiedzia . Pod prze cierad em,
mi dzy stopami trupa, le pistolet Milki.
- Dobry wieczór, panie inspektorze. - Wzi strzykawk z barwnikiem i zrobi kolejny
zastrzyk. - Prosz wybaczy , ale musz to sko czy , zanim znów stwardnieje.
- Zabi Dortlicha w swoim rodzinnym lesie.
Hannibal wytar czubek ig y. Wyraz jego twarzy nie uleg najmniejszej zmianie.
- Mia zjedzon twarz.
- To pewnie kruki. W tych lasach roi si od kruków. Wystarczy o, e pies odwróci eb
i wy era y mu jedzenie z miski.
- Po co, skoro umiej robi szasz yki? - Wspomnia pan o tym pani Murasaki?
- Nie. Kanibalizm. Dochodzi o do tego na froncie wschodnim, ale o wiele cz ciej w
czasach twojego dzieci stwa. - Popi odwróci si , obserwuj c jego odbicie w szklanej
gablocie. - Ale ty o tym wiesz, prawda? By tam. A cztery dni temu by na Litwie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl