[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wzdychała jeno ciężko, zacinała zęby, a szła, i to nie po raz pierwszy, nie&
A niechta! A niechta! szeptała twardo, moc w sobie wzbierając i cierpliwość.
Kondycja luóka, Pozycja
Trzeba, to choói po drzewo, dyguje na plecach, w jeden rząd z óiadówkami, jak
społeczna, Ambicja,
Filipka, stawa¹w x , a pÅ‚akać nie bęóie ni żalić siÄ™ nie bęóie, ni o poratunek zabiegać.
Bieda
Góie to i pójóie? Daóą chyba, ale to jakie słowo litościwe, od którego óiw
krew nie tryśnie z serca& Pan Jezus ją doświadcza, krzyże zsyła, to może kiedyś i wy-
nagroói& A niechta, przetrzyma wszystko, nie pomarnuje się z óiećmi i rąk nie
opuści, a na politowanie luókie ni pośmiewisko się nie da!
Wycierpiała się ona ostatnimi czasy tyla, że każda kosteczka trzęsła się w niej
i łamała z osobna z tego bolenia wycierpiała!
Mąż, Zazdrość
Nie to, że bieda i poniewierka, że często głód, iż ledwie óieciom starczyło, nie, że
Antek w karczmie przep3ał z kamratami, o dom nie stojał, a kiej ten pies zwleczony
chyłkiem się do chałupy wsuwa i na jakie bądz słowo napomknienia za k3 chwyta
bywa to bowiem nierzadko i góie inóiej, można by odpuścić; ot, przyszła na niego
taka zła goóina, to aby jeno cierpliwie przeczekać, przejść jeszcze może. Ale tego
przeniewierstwa nie mogła mu zapomnieć, przeboleć i darować!
Nie, nie poreóiÅ‚a. Jak to, ma żonÄ™ i óieci, a o wszystkim zapomina la¹w y tamtej.
To ją kieby rozpalonymi obcęgami ściskało za serce, przegryzało na wskroś i rozrastało
się w niej piekącą, nieustępliwą pamięcią.
Za Jagną lata, ją miłuje, przez nią to wszystko!
Zdało się jej, że zły ióie pobok a wciąż szepta do ucha te straszne przypomin-
ki, nie uciec od nich ni zapomnieć, nie! Ból poniewierki dusznej, poniżenia, wstyd,
zazdrość, pomsta i te wszystkie jęóe nieszczęścia wsaóały kolczaste łby do jej serca
i tak szarpały, że choćby krzyczeć wniebogłosy, a łbem tłuc o ścianę!
Zmiłuj się, Panie, pofolguj, Jezu! jęczała w sobie podnosząc rozpalone
nigdy nie wysychającymi łzami oczy ku niebu. Zaczęła przyspieszać kroku, bo tak
wiało na tych podleśnych wyżniach, że już nie mogła wytrzymać z zimna; baby zaś
ostawały nieco i szły wolno, kiej te czerwone kłęby ledwie widne w kurzawie, a bór
już był niedaleko, gdy tumany opadały na chwilę, wyrastał nagle z bielizny ogromną,
ciemną ścianą pni zwartych, przez które mroczały ciche, lodowate głębie.
¹w w arza (gw.) gotowane jeóenie.
¹w x a a óiÅ› popr. forma: staje.
¹w y a (gw.) dla.
ł ł i ł o C i Część druga Zima 91
Chodzcie pręóej, w lesie bęóieta odpoczywały! nawoływała niecierpliwie.
Ale kobietom się nie spieszyło, odpoczywały często przykucając na śniegu, gło-
wami od wiatru, kiej to stado kuropatew, i rajcowały z cicha, zaś na jej wołania Filipka
mruknęła niechętnie:
Hanka gania jak ten pies za wroną i myśli, że rychlej co złapie&
Kondycja luóka, Pozycja
Na co to jej zeszło, chuóiaczce szepnęła współczująco Krakalina.
społeczna
Nawygrzewała się dosyć w Borynowej chałupie, najadła tłusto, nasmakowała
dobrości, to może teraz i biedy popróbować. Człowiek całe życie przymiera głodem,
haruje jak wół, a nikto nawet nie polituje.
A przóói to nas nawet nie pozdrawiała&
Moiściewy, chleb daje rogi, a głód nogi, powiedają.
ChciaÅ‚am kiejÅ› pożyczyć terlicy, powieóiaÅ‚a, że ma la¹x p siebie.
Prawda, że ona ta otwartej ręki la luói nie miała, wynosiła się nad drugie, jak
wszystkie Boryny, ale szkoda kobiety, szkoda!
Zazdrość
Po sprawiedliwości, ale ten Antek łajdus, no!
Juści, że łajdus, juści. Ale i to wiadomo, że kiej suczka nie chce, pies nie
wezmie, każdy chłop poleci, jak go kiecką przywabią.
Gdyby na mnie padło, na środku drogi zdarłabym Jagnę za łeb, a wyzwała,
a skleła, a kudłów naczesała, żeby całe życie pamiętała.
Przyjóie i do tego, jeśli czymś gorszym się nie skończy!
To już takie Paczesiowe nasienie, a Dominikowa nie insza była, nie.
Chodzma; wiater nisko podbiera, to na noc może ustać.
Las
Dowlekli się wnet do lasu i porozchoóili, a blisko, by móc się skrzyknąć łacno
do powrotu.
Mrok ich ogarnął i pochłonął całkiem, że ledwie góieniegóie ślad jaki ostał.
Bór był stary, ogromny, wyniosły; sosna stała przy sośnie nieprzeliczoną ciżbą,
gęstwą nieprzebraną, a tak śmigłą, prostą i mocarną, że wióiały się kiej te wielgachne
słupy z opleśniałej mieói, majaczące w mroku szarozielonych sklepień nieprzejrza-
nymi rzędami posępne, lodowe brzaski biły z dołu od śniegów, zaś w górze, przez
strzępiaste konary, niby wskroś zóiurawionych strzech, świtało niebo białawe i męt-
ne.
Wichura przewalała się górą, że czasami cichość się czyniła jakby w kościele, kiedy
to z nagła organy zmilkną i śpiewy ustaną, a jeno szemrzą wzdychy ostatnie, tupoty,
pogasłe brzmienia pacierzów i te przytajone, konające nuty bór stawał wtedy nie-
ruchomy, oniemiały, jakby wsłuchany w grzmotliwą wrzawę, w ten óiki krzyk pól
tratowanych, co rwał się góiesik ze świata i niósł wysoko, daleko, że tylko jękliwym
świegotem drgał po lesie.
Wiatr
Wnet jednak wicher uderzał w bór całą mocą, wszystkimi kłami trzaskał o pnie,
wżerał się w lute głębie, porykiwał w mrokach, targał olbrzymami, ale na darmo,
nie przemógł, bo wyzbyty z sił opadał, głuchnął i marł ze skowytem w gęstych,
przyziemnych krzach¹x ¹ a las ani drgnÄ…Å‚, ni jedna gaÅ‚Ä…z nie trzasnęła, ni jeden
pień się zakołysał, cichość była jeszcze głębsza i baróiej przerażająca, że tylko ptak
jaki niekiedy załopotał wskroś mroków.
Walka
A czasami znowu wichura spadała tak nagle, niespoóianie i potężnie, jak ten
jastrząb spada zgłodniały, tak łomotała skrzydłami, rwała wierzchoły, gnietła i roz-
walała wszystko ze wściekłym rykiem, aż bór drgał jakby przebuóony, otrząsał się
z martwoty, chwiał z końca w koniec, drzewa kolebały się, od drzew pomruk le-
ciał grozny, przyduszony i z nagła bór się prostował, podnosił, szedł jakby, przyginał
¹x p a (gw.) dla.
¹x ¹ i rz (daw.) krzew, krzak.
ł ł i ł o C i Część druga Zima 92
ciężko i uderzał ze strasznym krzykiem, a bił już jak ten mocarz oślepły gniewem
i pomstą, że wrzask się zrywał, bój napełniał las, strach padał na wszelkie stworzenia,
przyczajone w podszyciach, a oszalałe z trwogi ptactwo tłukło się wśród śniegów,
lejących się wzburzonymi strugami, i wśród podruzgotanych gałęzi i wierzchołów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
Wzdychała jeno ciężko, zacinała zęby, a szła, i to nie po raz pierwszy, nie&
A niechta! A niechta! szeptała twardo, moc w sobie wzbierając i cierpliwość.
Kondycja luóka, Pozycja
Trzeba, to choói po drzewo, dyguje na plecach, w jeden rząd z óiadówkami, jak
społeczna, Ambicja,
Filipka, stawa¹w x , a pÅ‚akać nie bęóie ni żalić siÄ™ nie bęóie, ni o poratunek zabiegać.
Bieda
Góie to i pójóie? Daóą chyba, ale to jakie słowo litościwe, od którego óiw
krew nie tryśnie z serca& Pan Jezus ją doświadcza, krzyże zsyła, to może kiedyś i wy-
nagroói& A niechta, przetrzyma wszystko, nie pomarnuje się z óiećmi i rąk nie
opuści, a na politowanie luókie ni pośmiewisko się nie da!
Wycierpiała się ona ostatnimi czasy tyla, że każda kosteczka trzęsła się w niej
i łamała z osobna z tego bolenia wycierpiała!
Mąż, Zazdrość
Nie to, że bieda i poniewierka, że często głód, iż ledwie óieciom starczyło, nie, że
Antek w karczmie przep3ał z kamratami, o dom nie stojał, a kiej ten pies zwleczony
chyłkiem się do chałupy wsuwa i na jakie bądz słowo napomknienia za k3 chwyta
bywa to bowiem nierzadko i góie inóiej, można by odpuścić; ot, przyszła na niego
taka zła goóina, to aby jeno cierpliwie przeczekać, przejść jeszcze może. Ale tego
przeniewierstwa nie mogła mu zapomnieć, przeboleć i darować!
Nie, nie poreóiÅ‚a. Jak to, ma żonÄ™ i óieci, a o wszystkim zapomina la¹w y tamtej.
To ją kieby rozpalonymi obcęgami ściskało za serce, przegryzało na wskroś i rozrastało
się w niej piekącą, nieustępliwą pamięcią.
Za Jagną lata, ją miłuje, przez nią to wszystko!
Zdało się jej, że zły ióie pobok a wciąż szepta do ucha te straszne przypomin-
ki, nie uciec od nich ni zapomnieć, nie! Ból poniewierki dusznej, poniżenia, wstyd,
zazdrość, pomsta i te wszystkie jęóe nieszczęścia wsaóały kolczaste łby do jej serca
i tak szarpały, że choćby krzyczeć wniebogłosy, a łbem tłuc o ścianę!
Zmiłuj się, Panie, pofolguj, Jezu! jęczała w sobie podnosząc rozpalone
nigdy nie wysychającymi łzami oczy ku niebu. Zaczęła przyspieszać kroku, bo tak
wiało na tych podleśnych wyżniach, że już nie mogła wytrzymać z zimna; baby zaś
ostawały nieco i szły wolno, kiej te czerwone kłęby ledwie widne w kurzawie, a bór
już był niedaleko, gdy tumany opadały na chwilę, wyrastał nagle z bielizny ogromną,
ciemną ścianą pni zwartych, przez które mroczały ciche, lodowate głębie.
¹w w arza (gw.) gotowane jeóenie.
¹w x a a óiÅ› popr. forma: staje.
¹w y a (gw.) dla.
ł ł i ł o C i Część druga Zima 91
Chodzcie pręóej, w lesie bęóieta odpoczywały! nawoływała niecierpliwie.
Ale kobietom się nie spieszyło, odpoczywały często przykucając na śniegu, gło-
wami od wiatru, kiej to stado kuropatew, i rajcowały z cicha, zaś na jej wołania Filipka
mruknęła niechętnie:
Hanka gania jak ten pies za wroną i myśli, że rychlej co złapie&
Kondycja luóka, Pozycja
Na co to jej zeszło, chuóiaczce szepnęła współczująco Krakalina.
społeczna
Nawygrzewała się dosyć w Borynowej chałupie, najadła tłusto, nasmakowała
dobrości, to może teraz i biedy popróbować. Człowiek całe życie przymiera głodem,
haruje jak wół, a nikto nawet nie polituje.
A przóói to nas nawet nie pozdrawiała&
Moiściewy, chleb daje rogi, a głód nogi, powiedają.
ChciaÅ‚am kiejÅ› pożyczyć terlicy, powieóiaÅ‚a, że ma la¹x p siebie.
Prawda, że ona ta otwartej ręki la luói nie miała, wynosiła się nad drugie, jak
wszystkie Boryny, ale szkoda kobiety, szkoda!
Zazdrość
Po sprawiedliwości, ale ten Antek łajdus, no!
Juści, że łajdus, juści. Ale i to wiadomo, że kiej suczka nie chce, pies nie
wezmie, każdy chłop poleci, jak go kiecką przywabią.
Gdyby na mnie padło, na środku drogi zdarłabym Jagnę za łeb, a wyzwała,
a skleła, a kudłów naczesała, żeby całe życie pamiętała.
Przyjóie i do tego, jeśli czymś gorszym się nie skończy!
To już takie Paczesiowe nasienie, a Dominikowa nie insza była, nie.
Chodzma; wiater nisko podbiera, to na noc może ustać.
Las
Dowlekli się wnet do lasu i porozchoóili, a blisko, by móc się skrzyknąć łacno
do powrotu.
Mrok ich ogarnął i pochłonął całkiem, że ledwie góieniegóie ślad jaki ostał.
Bór był stary, ogromny, wyniosły; sosna stała przy sośnie nieprzeliczoną ciżbą,
gęstwą nieprzebraną, a tak śmigłą, prostą i mocarną, że wióiały się kiej te wielgachne
słupy z opleśniałej mieói, majaczące w mroku szarozielonych sklepień nieprzejrza-
nymi rzędami posępne, lodowe brzaski biły z dołu od śniegów, zaś w górze, przez
strzępiaste konary, niby wskroś zóiurawionych strzech, świtało niebo białawe i męt-
ne.
Wichura przewalała się górą, że czasami cichość się czyniła jakby w kościele, kiedy
to z nagła organy zmilkną i śpiewy ustaną, a jeno szemrzą wzdychy ostatnie, tupoty,
pogasłe brzmienia pacierzów i te przytajone, konające nuty bór stawał wtedy nie-
ruchomy, oniemiały, jakby wsłuchany w grzmotliwą wrzawę, w ten óiki krzyk pól
tratowanych, co rwał się góiesik ze świata i niósł wysoko, daleko, że tylko jękliwym
świegotem drgał po lesie.
Wiatr
Wnet jednak wicher uderzał w bór całą mocą, wszystkimi kłami trzaskał o pnie,
wżerał się w lute głębie, porykiwał w mrokach, targał olbrzymami, ale na darmo,
nie przemógł, bo wyzbyty z sił opadał, głuchnął i marł ze skowytem w gęstych,
przyziemnych krzach¹x ¹ a las ani drgnÄ…Å‚, ni jedna gaÅ‚Ä…z nie trzasnęła, ni jeden
pień się zakołysał, cichość była jeszcze głębsza i baróiej przerażająca, że tylko ptak
jaki niekiedy załopotał wskroś mroków.
Walka
A czasami znowu wichura spadała tak nagle, niespoóianie i potężnie, jak ten
jastrząb spada zgłodniały, tak łomotała skrzydłami, rwała wierzchoły, gnietła i roz-
walała wszystko ze wściekłym rykiem, aż bór drgał jakby przebuóony, otrząsał się
z martwoty, chwiał z końca w koniec, drzewa kolebały się, od drzew pomruk le-
ciał grozny, przyduszony i z nagła bór się prostował, podnosił, szedł jakby, przyginał
¹x p a (gw.) dla.
¹x ¹ i rz (daw.) krzew, krzak.
ł ł i ł o C i Część druga Zima 92
ciężko i uderzał ze strasznym krzykiem, a bił już jak ten mocarz oślepły gniewem
i pomstą, że wrzask się zrywał, bój napełniał las, strach padał na wszelkie stworzenia,
przyczajone w podszyciach, a oszalałe z trwogi ptactwo tłukło się wśród śniegów,
lejących się wzburzonymi strugami, i wśród podruzgotanych gałęzi i wierzchołów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]