[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potężnym sierpem i poprawił, błyskawicznie zgiętą rękę, łokciem. Wtedy skoczył ten mały. Zamachnął się
brzytwą, równocześnie Zadra chwycił nieprzytomnego już Kropę i zasłonił się nim. Mały nie zdążył za-
trzymać ciosu. Jego brzytwa rozorała twarz kolegi. Oniemiał na ułamek sekundy. To wystarczyło. Nawet nie
zauważył ciosu. Zadra stał nad nim szykując się do zadania ostatecznego prostującego haka, ale nie było już
potrzeby. Z ust  małego" trysnął strumień wymiotów, a po chwili on sam uklęknął w nich, nie widząc i nie
czując nic poza dławiącym cały organizm w paroksyzmach mdłości bólem.
Zadra nie odczuwał żadnej satysfakcji. Nie miał wyrzutów sumienia. Wiedział, że walcząc z kilkoma
przeciwnikami jednocześnie trzeba iść na całość, że trzeba ich eliminować po kolei, bo jest to jedyna szansa
 ale widok tych czterech działał przygnębiająco. Zapalił papierosa i zaczął oglądać ich. zastanawiając się,
któremu najpierw i jak pomóc, kiedy przyjechało pogotowie, a po chwili milicja. Zaczęły sie normalne w
takich sytuacjach czynności i pytania. Kiedy wyjaśnił już wszystko, przyszło nagle odprężenie. a razem z
nim potworne znużenie. W tej chwili myślał już tylko o tym, by jak najszybciej znalezć się w łóżku. Zosta-
wił prowadzącemu wstępne dochodzenie adres i telefon do domu i do pracy i powlókł się w stronę %7łwirki i
Wigury, marząc o taksówce. Postanowił porozmawiać rano z Kawecką. Prawdopodobne był to zupełny
przypadek, ale...
Wiadomość, że odszukano wreszcie Rzeszutkę, właściciela linii papilarnych zidentyfikowanych w wil-
li Stareckiego, podziałała na Zadrę elektryzująco. Dobrze zaczyna się dzień. Jeżeli doniec będzie równic
udany...  myślał dopijając w pośpiechu poranną kawę, bo Rzeszutko był już na wartowni, doprowadzony
z aresztu, w którym znalazł się za udział w jakiejś bójce.
Nie mógł sobie przypomnieć, gdzie już widział tego człowieka. Zarówno twarz jak i sylwetka były mu
znajome, ale nie mógł ich dopasować do żadnej sytuacji. Dopiero kiedy zwrócił uwagę na zwisającą bez-
władnie na temblaku rękę aresztanta  skojarzył. Ten też widocznie go rozpoznał, bo cofnął się instynk-
townie do drzwi.
 Spokojnie, spokojnie Rzeszutko. Siadaj, pogadamy. Nie ma powodów do obaw  biję tylko w
obronie własnej.
 Panie poruczniku, ja przecież nie wiedziałem, że pan jest tym no... milicjantem  wykrztusił z
siebie z trudem to słowo.
 A na nie milicjanta, to we czterech można, co?
Nie odpowiedział. Skulił się na krześle i spuścił głowę. Wyglądał jak ucieleśnienie dręczonej niewin-
ności.
 No dobrze, ale do rzeczy. Czego chcieliście od Kaweckiej?
 Jakiej Kaweckiej, panie poruczniku?
 Nie udawaj głupiego, bo to się zle skończy...
 To niby tamta tak się nazywała... Nie wiedziałem, panie poruczniku, skąd mogłem wiedzieć.
 Nie znałeś jej?
 Nie, penie poruczniku. Szła perz park, podeszliśmy, pogadać tylko chcieliśmy, pożartować,..'
 Widziałem, jak te żarty wyglądały. Wiec nie widziałeś jej nigdy przedtem?
 Jak Boga...
 Dobra, dobra..., zostawmy to na razie. Ty zamordowałeś Stareckiego, czy twój wspólnik?
Spojrzał na Zadrę, jakby nie zrozumiał ant słowa ze zdania, które przed sekundą padło. Dopiero po
dłuższej chwili dotarła do niego jego treść. Zbladł. Zacisnąwszy kurczowo dłonie próbował całą siłą woli
zapanować nad sobą. Bez powodzenia.
 Nie wiem, o co panu chodzi  mówił zacinając się i z trudem artykułując słowa.  Ja nie dam się
w to wrobić!  wykrzyczał zrywając się z miejsca.
 Siadaj i nie podnoś głosu. Zapal  podsunął mu paczkę papierosów i zapałki. Reszutko wyjął extra-
mocnego i niezdarnie próbował go zapalić drżącymi dłońmi.
 Zostaw to  Zadra podał mu ogień.  A teraz słuchaj. Na Notariuszowskiej znalezliśmy twoją
wizytówkę, oto ona  wyjął z szuflady odbitkę i rzucił na biurko przed przesłuchiwanym.  To wczorajsze
zdarzenie i twoja przeszłość zupełnie wystarczają, żeby skierować sprawę do prokuratora. Zgodzisz się chy-
ba? Jeżeli masz coś do powiedzenia, to mów zaraz, bo na żarty jest już niestety za pózno. Rozumiesz?
 To przez nią to wszystko. Przez tę...  zdusił w sobie grube słowo.  Specjalnie mnie w to dziw-
ka wrobiła. Nadała mi tę robotę, mówiła, że facet jest dziany. No to poszedłem...
 Sam?  przerwał Zadra.
 Sam. Zawsze sam chodzę na robotę. No więc poszedłem tam po ósmej. Facet miał już być w pracy.
Wszedłem...
 Którędy?
 Normalnie, przez drzwi. Dla mnie to nie problem, zresztą nie były zamknięte, tylko na klamkę. Jak
tylko wlazłem, to od razu poczułem, że coś tutaj śmierdzi. No i rzeczywiście. Bajzel wszędzie taki, że głowa
mała. Fachowiec by nigdy tak nie narozrabiał. Do wzięcia już nic nie było. Jak jeszcze spostrzegłem denata,
to już wiedziałem, że to trefna robota. No to pomyślałem, że muszę sobic serdecznie porozmawiać ze słodką
Bożenką...
 I co mówiła Kawecka?
 Nic nie mówiła. Głupią zgrywała, że niby o niczym nie wie. Bajer wsławiała. No to się rozezliłem i
jak ją wczoraj spotkaliśmy... Resztę już pan wie.
 To wszystko?
 Jak mamę kocham, panie poruczniku.
 W twoim przypadku to chyba nie jest najmocniejsze zaklęcie, ale mniejsza z tym. Co robiłeś w no-
cy z 21 na 22 sierpnia?
 To niby przed tą robotą? Zadra potwierdził skinieniem głowy.
 Grałem w pokera z chłopakami, nawet sporo wygrałem.
 Ile?
 Ponad cztery koła. Cztery dwieście.
 Podaj jeszcze nazwiska graczy i adres meliny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl