[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przedstawienie odniosło sukces. Zamiast planowanych czterech spektakli odbyło się aż sześć.
Za każdym razem sześćsetosobowa sala była wypełniona do ostatniego miejsca. Widowisko
bardzo się podobało, mimo że zrealizowali je amatorzy. Walory artystyczne spektaklu
podnosiły profesjonalnie wykonane kostiumy i scenografia. Jeszcze na próbach debiutujący
aktor przekonał się o magii sceny. Poznałem wtedy śliczną koszykarkę wywodzącą się ze
szlacheckiej rodziny. Zaczęliśmy się spotykać - opowiada. Z Amellią von Vieregge
chodziłem sześć tygodni, czyli dokładnie tyle, ile graliśmy nasz musical. Wydawało mi się, że
to bardzo poważny związek i chyba tylko dlatego nie poszliśmy na całość. Gdy skończyły się
przedstawienia, ona ze mną zerwała. Poszedłem wtedy do jej mamy i poskarżyłem się, że ona
najpierw planowała ze mną przyszłość, a potem złamała mi serce... Po udanym debiucie i
nieudanej miłości Michał zaczął namiętnie słuchać płyt z przebojami musicalowymi.
Nie było go stać na oglądanie spektakli, bo musiałby przeznaczyć na bilet
kieszonkowe z dwóch miesięcy.
Szkoła szybko się skończyła. Należało rozpocząć dorosłe życie. Chłopak marzył o
studiach prawniczych. Chciałem zostać adwokatem, żeby zapobiegać złu, którego
doświadczyłem w dzieciństwie. Jednak na studia prawnicze nie było go stać, więc zaczął
rozglądać się za pracą. Wcześniej musiał znalezć mieszkanie. Aby zaoszczędzić, zamieszkał z
poznaną przypadkiem dziewczyną. Po kilku tygodniach okazało się, że współlokatorka jest
prostytutką. Również jego obdarzała swoimi wdziękami. Była starsza i pięć razy cięższa -
mówi Michał. Lubię kobiety o pełnych kształtach, ale bez przesady. Najpierw dobrze się z nią
dogadywałem, potem zaczęły się nieporozumienia. %7łeby było śmieszniej, to ona wprowadziła
mnie do środowiska gejowskiego. Wiśniewski, oprócz rozrywek, znalazł też pracę.
Zatrudniono go w domu towarowym jako sprzedawcę konfekcji męskiej. Jednak to zajęcie nie
odpowiadało mu. Wtedy też zdecydował się na powrót do Polski. %7łeby uzbierać pieniądze na
bilet do kraju, podejmował dorywcze prace, np. przez trzy miesiące roznosił gazety i ulotki
reklamowe.
Osiemnastolatni Michał ponownie zjawił się w Aodzi. Był pełen zapału, w głowie
kotłowały się nowe pomysły na życie. Mimo że nie miał prawa jazdy, udało mu się
wypożyczyć samochód. Wystarczyła modna marynarka i kilka poważnych tekstów. Jak się
okazało, był to początek nowych problemów. Jego kolega szybko rozbił pożyczony wóz.
Następne auto kupili na giełdzie, ale spotkał je podobny los. Znowu nie było mu lekko.
Poznał wtedy Bożenę. To ona wyciągnęła go z dołka i przygarnęła. Na jednym ze spacerów
jakiś Niemiec zaczepił ich i zapytał o drogę. Znajomość języka niemieckiego przydała się,
mężczyzna zaprosił przypadkowo poznaną parę na drinka. Okazało się, że był biznesmenem,
który handlował w Polsce papierosami. Obcokrajowiec miał mieszkanie w Aodzi,
zaproponował, że wynajmie je młodym. Zamieszkałem z Bożeną - opowiada Michał.
Pierwszy okres był fatalny, brakowało kasy i codziennie musieliśmy wpieprzać placki
ziemniaczane. Po kilku tygodniach dziewczyna objęła posadę sekretarki, a jego zatrudniono w
firmie handlującej cebulą. Musiał w niej skupować warzywa od rolników i wysłać transporty
do Holandii. Siedziałem w biurze i czułem, że marnuję czas. Nie mogłem wykorzystać
języka, tylko powtarzałem, że cebula jest OK. Wpadłem na pomysł, żeby robić karty
rabatowe, które funkcjonowały w Niemczech, a w Polsce były nieznane. Na te karty zwrócił
uwagę jeszcze w gimnazjum. Prenumerował wtedy  Manager Magazine i razem z
czasopismem otrzymał kartę, która upoważniała do zniżek na bilety lotnicze, hotele i
wypożyczalnie samochodów. Napisał do redakcji i dostał odpowiedz. Szef magazynu
zachęcał go do współpracy. Michał zamieścił w prasie ogłoszenie o wprowadzeniu w Aodzi
podobnej karty. Odzew był mizerny. Zgłosiło się zaledwie 200 osób zainteresowanych
zniżkami w hotelach Sheraton. Biznesmeni chcieli je mieć bardziej ze snobizmu niż z
potrzeby. Wspólnik Michała postanowił wrócić do handlu cebulą, a on sam zaczął dorabiać
przy tłumaczeniach. Na początku lat dziewięćdziesiątych modne było nagrywanie filmów z
telewizji satelitarnej. Nie wszyscy je Zajął się produkcją kartrozumieli, więc zamawiali
polskie wersje językowe. Pisałem listy dialogowe - wspomina. Trafiał się Louis de Funes, ale
najczęściej były to bawarskie pornole. Trochę grosza wpadało też za tłumaczone z
niemieckich gazet artykuły zamawiane przez kolorowe pisma dla kobiet.
Sukcesy w interesach zaczęły się dopiero po nawiązaniu współpracy z Markiem
Galewskim, inżynierem budownictwa. Był on jednym z nabywców karty rabatowej.
Spodobała mu się operatywność początkującego biznesmena. Ich pierwszym wspólnym
przedsięwzięciem było otwarcie biura tłumaczeń na ulicy Piotrkowskiej w Aodzi. Po kilku
tygodniach przekonali się, że taka działalność może przynieść duże dochody dopiero za kilka
lat. Kolejnym pomysłem było nowoczesne biuro pośrednictwa pracy. Dopasowywaliśmy
ludzi do wymagań pracodawców. Po kilku tygodniach staliśmy się bardziej popularni niż tzw.
pośredniaki. Prowadzenie działalności tego typu wymagało jednak koncesji, dlatego biuro
zostało zamknięte. Wspólnicy postanowili skoncentrować się na produkcji kart SevenCard
uprawniających do zniżek w sklepach i warsztatach samochodowych. Była to laminowana
wizytówka ze zdjęciem - śmieje się Michał. Stanowiło to pierwsze utrudnienie dla klienta,
który musiał przynieść fotografię. Sprzedaliśmy tylko 250 kart - i znów porażka. Pomysł się
nie przyjął, ale postanowiliśmy wyrabiać plastikowe karty. Nowym projektem zainteresowało
się Towarzystwo Ubezpieczeniowe Westa. Musieliśmy się jednak z tego wycofać, bo ze
współpracy zrezygnował nasz niemiecki kontrahent, któremu pierwszego dnia pobytu w
Polsce ukradziono samochód. Wtedy spółka Wiśniewski-Galewski rozpoczęła współpracę z
Instytutem Papierów Wartościowych w Monachium. Zaczęły się poważne zlecenia.
Dwudziestojednoletni Michał prowadził szkolenia między innymi dla kierowników
laboratoriów Kodaka. Aódzka spółka, dzięki referencjom, stała się jedną z najpoważniejszych
firm specjalizujących się w produkcji kart. Wprowadziliśmy między innymi kartę dla Orbisu i
Polskich Linii Lotniczych - chwali się wokalista. Nareszcie mieliśmy z tego duże pieniądze.
Doszedłem do pewnego pułapu i... odechciało mi się. Jeśli nie mam nowych wyzwań, tracę
entuzjazm. Przestałem się tym zajmować, prowadzenie firmy przekazałem wspólnikowi.
Wiśniewski bez żalu rozstał się z biznesem, bo wtedy właśnie zaczęła się jego przygoda z
muzyką...
Po pięciu latach działalności grupy Ich Troje lider postanowił nagrać solowy album.
Pomysł zrodził się po rozmowie z Matthiasem Reimem, który zaproponował mu swoje
kompozycje. Michał nie mógł się nie zgodzić.
Premiera krążka odbyła się w Walentynki 2000 roku.
Wiśniewski początkowo chciał nazywać płytę  Ich Troje solo . Miało to
zapoczątkować serię indywidualnych projektów członków zespołu. Zrezygnował jednak z
tego pomysłu, bo nie chciał odcinać kuponów od sławy macierzystej grupy. Teksty z solowej
płyty Michała nie różnią się zbytnio od jego twórczości w Ich Troje, ale muzyka jest bardziej
nowoczesna. W nagraniach pomagali mu, oprócz polskich muzyków, niemieccy artyści znani [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl