[ Pobierz całość w formacie PDF ]

No cóż? Przed uregulowaniem rachunku za przejazd po prostu zasłabłam. Kierowca
przyłożył mi do czoła garść śniegu, a potem pomógł znalezć się przed drzwiami mieszkania.
Spocił się, niepotrzebnie zwisałam mu w ramionach.
 Do pani potrzeba dwóch naraz  powiedział szczerze.
W mieszkaniu czułam się bezpieczna. Uważam, że gdy biedna kobieta ma pod ręką
solidne krzesło i może je założyć na głowę przeciwnikowi, przestaje być bezbronna.
Dosyć jednak zdenerwowana zrobiłam sobie budyń z białego sera, ryżu i pieczarek.
Porcję dla trzyosobowej rodziny zjadłam sama. Potem umieściłam w torebce pojemnik z
dezodorantem Stetson.
Uważam, że niezbyt się lękam wielu możliwych rzeczy, ale nie mogłabym znieść
widoku samej siebie z poderżniętym gardłem. A wyobraznia tworzyła taki obrzydliwy obraz.
I drugi jeszcze gorszy: Luśka Nanercz bez pięknego nosa. Odcięty brzytwą, zzieleniały jak
żaba Kermit, podskakuje mój nos przed ubranym w komin Kwartalnikiem.
Na deser zrobiłam wiśniową galaretkę z orzechami włoskimi i pojadając
podsumowałam detektywistyczną działalność. Dowiedziałam się, kim nieprawdopodobnie
był Kwartalnik. Wiedza ta oznaczała niewiele. Nie posiadałam żadnego najmniejszego
dowodu.
Załóżmy, że prezentuję swoje rozumowanie ulubionemu kapitanowi. Jeśli go
przekonam, ma on szereg możliwości. Po pierwsze, może, uzyskawszy różne akceptacje,
zrobić nagłą straszliwą rewizję w charakterystycznych i wszelkich innych miejscach. Byłoby
czego szukać. Przede wszystkim pewnego przyrządu, brzytwy oraz zrabowanej biżuterii.
Stroju Kwartalnika. Należałoby założyć to, co jest ostoją wszelkich dochodzeń
kryminalnych: przestępca popełnia jakiś błąd. Najczęściej nie niszczy lub zle ukrywa jakiś
dowód. Przez głupotę lub niedopatrzenie.
Gdzie bym ukrywała brzytwę? Nigdy w domu. Gdzieś po drodze. W kilku
zapasowych schowkach. Na przykład wśród śmieci w tych niszach mieszczących liczniki
gazowe i elektryczne. Nigdy nie dotykałabym tej brzytwy nagą dłonią, zawsze w
rękawiczkach. Musiałabym zostać nakryta w momencie, gdy ją wyjmuję albo mam przy
sobie. I musiano by mi wykazać, że to właśnie ta brzytwa.
Biżuterię  sklepaną na złom  po prostu bym zakopała. Oczywiście nie w swojej
piwnicy i nie na swojej działce. Na ziemi cudzej lub bezpańskiej.
Uszyty z cienkiego materiału komin dałby się wetknąć za kaloryfer na korytarzu, za
różne rury w piwnicy, we wszelkie śmieci.
Po drugie, kapitan mógłby zarządzić długą i skrupulatną inwigilację podejrzanej
osoby. .Skuteczne śledzenie jest możliwe, ale w stutysięcznym mieście, sądzę, że i w
większym, nie sposób tego ukryć przez dłuższy czas. Zorientowałabym się. I przerwała
działalność. Chyba że byłabym hazardzistką. Może tak jest, co za szczęśliwy przypadek
dla wymiaru sprawiedliwości.
A gdyby podstawiono mi wyćwiczone w samoobronie piękne pulchne milicjantki z
jasnymi włosami? Byłam zdania, iż ten chytry pomysł był już zrealizowany. Co bym
zrobiła? Napadałabym wyłącznie na kobiety już przedtem poznane, ale nie z kręgu bliskich
znajomych.
Liczba bezczelnych gwałtów, których dokonał Kwartalnik przez trzy lata w mieście,
gdzie bez mała wszyscy się znają, dowodziła bezspornie jego wysokiej inteligencji.
Oczywiście, miał największą z przewag: szukano kogo innego.
Jeśli przeceniałam przestępcę, wszystko, co go demaskowało, można było jeszcze
uczynić.
Jeśli jedyną możliwość zapudłowania Kwartalnika stanowiło schwytanie go na
gorącym uczynku, mój czas nie grał roli.
Jeżeli Kwartalnik nie był tą osobą, nic nie miało znaczenia.
Wobec tego nie musiałam natychmiast śpieszyć do przedstawiciela władzy, aby mu
przekazać rewelacje. Poza tym zabroniono mi prowadzenia śledztwa, więc również
uzyskiwania w nim Afektów. Równie dobrze mogłam kazać się zamknąć na życzenie.
Postanowiłam poczekać na kolejny ruch Kwartalnika. Przez tydzień. Potem, jeśli nic
się nie zdarzy, przywdziać włosiennicę, związać sznurkiem kilka nie czytanych jeszcze
publikacji zawodowych, czyli z dziedziny filozofii dziur w majtkach, i udać się po nakaz
aresztowania samej siebie.
W poniedziałek wstąpiłam do prokuratury rejonowej.
 Miłość na zimowym dachu  powiedział Tadek Krągajłło.  Co jest w tych
kobietach, że umawiają się z bandziorami, podczas gdy uczciwi ludzie nie mają kogo
pieścić?
 Myślisz o uczciwych żonatych ludziach? Oni mają swoje żonate żony.
 Z przyczyny takich obrazliwych uwag ja się przychylę do propozycji określonych
kół związanych z władzą i wystawię nakaz przymknięcia pewnego filozofa.
 Słyszałam podczas procesu repasacji określonych rajstop od dobrze
poinformowanych pań, że zbrodniarz wpadł w sieci sprawiedliwości?!
 Pani Maniu  powiedział Tadek do jakiejś pani Mani w sekretariacie  proszę
dwie kawy.
Taka była jego odpowiedz.
 Nie musisz żadnym grubym kobietom  powiedziałam  które, jak ci wiadomo,
mają znacznie większe przestrzenie do pieszczot niż kobiety nie dożywione przez swoich
mężów, nie musisz im zdradzać rzeczy urzędowych.
%7łona Tadka jest chuda jak szparag.
 Ale przecież  ciągnęłam  w zgodzie z sumieniem, tą nie istniejącą
właściwością twoją, możesz odpowiedzieć dwuznacznie, jak wyrocznia delficka, na takie
pytanie: czy pojawił się w związku z Kwartalnikiem jakiś dziwny element w śledztwie?
 Dziwny, fantastyczny element się pojawił nie pojawił  rzekł i mrugnął.
Rzeczywiście, w starożytnych Delfach takich udzielano odpowiedzi. W odpowiedz
swoją Tadek wprowadził jednak epitet  fantastyczny", i mogłam myśleć Bóg wie co. Cóż
bowiem może powiedzieć zwykłemu człowiekowi oschły urzędnik na służbie?
XII
Wyszedł miękko zza występu w murze korytarza, w którym mieszczą się gazowe
liczniki. Pięć metrów od drzwi mojego mieszkania. Komiczny w tym kominie, odważne
zwierzę.
Uważam za konieczne powiedzieć, że odczułam wówczas smutek. Dlatego że, gdy
zwierzę rzuca się na drugie, decyduje szybkość reakcji.
W prawej urękawicznionej dłoni trzymał zwyczajowo i fachowo brzytwę, a drugą ręką
zamierzał mnie zagarnąć po raz trzeci. Sądzę, że już ostatecznie.
Jeszcze nie ukazał mi się cały, a już miałam w górze lewą rękę z pojemnikiem pełnym
dezodorantu na spirytusie. Palec cisnął na główkę pojemnika. Tym razem byłam
przygotowana na atak. Już wiele razy unosiłam rękę w identyczny sposób. Zawsze, kiedy
wchodziłam do mojego oraz innych domów, na pustych ulicach, wszędzie tam, gdzie mógł
się niespodziewanie znalezć.
Pomysł użycia dezodorantu w samoobronie nasunęła mi Zochna Mimośród, gdy
zaproponowała, bym wypaliła Kwartalnikowi oczy kwasem solnym. Miała to być kara za to,
że oglądał jej goliznę. Kwas nie wchodził w rachubę, ale rozpylane pachnące świństwo,
które wylatywało po naciśnięciu główki pojemnika na odległość ponad pół metra, tak.
Miał wspaniały refleks, pożytek z intensywnego uprawiania sportu. Natychmiast ciął
mnie brzytwą, lecz piekący płyn z pojemnika już pryskał mu w oczy poprzez otwory w
materiale. Dlatego nic trafił nigdzie indziej swoim narzędziem, lecz tylko w moje czoło tuż
nad nosem. Lejąca się natychmiast krew zasłoniła mi widoczność i nic nie pomogło, że
próbowałam ją zgarnąć dłonią. Rozniosłam ją tylko po całej twarzy. Nie ścigałam
oślepionego Kwartalnika w tej sytuacji. Jak daleko zresztą mógł uciec?
Po omacku otworzyłam drzwi do mojego mieszkania. Umyłam się nad wanną i
opatrzyłam czoło, zalewając je piekącym hemostinem. Brzytwa Kwartalnika przecięła mi
skórę, wyglądam odtąd jak przedmiejski łobuz, to wszystko. Zostawiłam w domu
pokrwawione palto, ubrałam się w stary kożuszek i poszłam w stronę automatu
telefonicznego, który był niedaleko usytuowany. Ale ten, jak inne dwa, był [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl