[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wznosiła się wieża zamku.
Zostawił Abrę w maszynie.
Nie idz za mną. I leć do domu, jeśli nie wrócę za godzinę.
Wypchaj się, Ender. Pójdę z tobą.
Sam się wypchaj, Abra, bo cię wyłożę do błota.
Abra zrozumiał, że mimo żartobliwego tonu Ender mówi poważnie, więc został.
Mury wieży były nierówne, pełne występów i zagłębień, ułatwiających wspinaczkę.
Chcieli, żeby się dostał do środka.
Komnata była taka jak zawsze. Ender pamiętał wszystko dokładnie i rozejrzał się
szukając węża, ale znalazł tylko dywan z głową węża w rogu. Imitacja, nie duplikat. Jak
na rasę, która nie znała sztuki, poradzili sobie doskonale. Musieli ściągać te obrazy z
umysłu Endera, znajdując go i poznając najczarniejsze sny poprzez lata świetlne pustki.
Ale po co? %7łeby sprowadzić go tutaj, to oczywiste. %7łeby zostawić mu wiadomość. Ale
gdzie ona jest i jak zdoła ją zrozumieć?
Zwierciadło czekało na ścianie. Było płytą zmętniałego metalu, na której wyryto
przybliżony kształt ludzkiej sylwetki. Próbowali narysować odbicie, które powinien
zobaczyć.
Patrząc w zwierciadło przypominał sobie, jak tłucze je i wyrywa z muru, a węże
wyskakują z kryjówki i kąsają wszędzie, gdzie mogą sięgnąć jadowitymi zębami.
Jak dobrze mnie poznali, pomyślał Ender. Tak dobrze, że wiedzieli, jak często myślał o
śmierci, wiedzieli, że się jej nie boi. Wiedzieli, że nawet gdyby się przestraszył, to lęk
przed śmiercią nie powstrzyma go przed zdjęciem tego zwierciadła.
Podszedł do płyty metalu, podniósł ją i pociągnął. Nic nie wyskoczyło z odsłoniętej
wnęki. Leżała tam biała kula jedwabiu ze sterczącymi tu i ówdzie luznymi nitkami. Jajo?
Nie, raczej poczwarka królowej robali, zapłodniona już przez larwalne samce, gotowa
wydać ze swego ciała sto tysięcy robali, w tym kilka królowych. Ender wyobraził sobie
podobne do ślimaków samce, przywierające do ścian mrocznego tunelu, i dorosłe osobniki
niosące niedojrzałą królową do sali zapłodnień; każdy z samców po kolei wchodził w
larwalną królowę, dygotał z ekstazy i konał, kurcząc się na podłodze tunelu. Potem nową
królowę niesiono do starej, wspaniałej istoty okrytej miękkimi, tęczowymi skrzydłami,
które dawno już utraciły zdolność lotu, ale wciąż niosły powagę majestatu. Stara królowa
pocałunkiem pogrążała młodą w sen delikatną trucizną swych Warg, potem owijała ją
nićmi ze swego brzucha i nakazywała, by stała się sobą, nowym miastem, światem,
początkiem wielu królowych i wielu światów...
Ender zdziwił się skąd to wszystko wie. Jak może to wiedzieć niby wspomnienia
własnego umysłu?
I jakby w odpowiedzi zobaczył pierwszą ze swoich bitew z flotą robali. Przedtem
widział ją na symulatorze, teraz jednak patrzył z perspektywy królowej kopca, poprzez
wiele oczu. Robale uformowały sferę okrętów, a potem z ciemności nadleciały straszliwe
myśliwce i w błysku światła Małego Doktora rozpadła się ich flota. Czuł to, co czuła
królowa, oglądając oczami robotnic śmierć, która nadchodziła zbyt szybko, by jej uniknąć,
lecz nie dość szybko, by jej nie oczekiwać. We wspomnieniach nie było jednak lęku ani
bólu. Królowa odczuwała smutek i rezygnację. Nie myślała słowami, gdy patrzyła na
ludzi, którzy przybyli zabijać, ale w słowach usłyszał ją Ender. Nie wybaczyli nam,
myślała. A więc musimy zginąć.
Jak możesz ożyć? spytał Ender.
Królowa w jedwabnym kokonie nie znała słów, by mu odpowiedzieć; kiedy jednak
zamknął oczy i zaczął sobie przypominać, zamiast wspomnień napłynęły obrazy.
Układanie kokonu w chłodnym, ciemnym miejscu, ale z wodą, by nie wysechł. Nie, to nie
była zwykła woda, ale woda zmieszana z sokiem pewnego drzewa i utrzymywana w
odpowiedniej temperaturze, by wewnątrz kokonu mogły zachodzić odpowiednie reakcje.
Potem czas. Dni i tygodnie, potrzebne do przemiany poczwarki. A potem, kiedy kokon
stał się szarobrązowy, Ender zobaczył siebie, jak rozcina go i pomaga małej, delikatnej
królowej wyjść na świat. Widział, jak bierze ją za przednie odnóże i odprowadza od wody
porodowej do gniazda, miękkiego, wysłanego piaskiem i suchymi liśćmi. Wtedy będę
żyła, nadbiegła myśl. Wtedy się przebudzę. Wtedy wydam dziesięć tysięcy swych dzieci.
Nie rzekł Ender. Nie mogę.
Ból.
Twoje dzieci to potwory z naszych snów. Jeśli cię rozbudzę, zabijemy was znowu.
Dziesiątki obrazów błysnęły w jego myślach obrazów ludzkich istot zabijanych przez
robale. Wraz z nimi jednak napłynął żal tak silny, że nie mógł go znieść i zapłakał.
Gdybyś zdołała sprawić, że czuliby to, co ja teraz czuję, może potrafiliby ci
wybaczyć.
Tylko on, pojął nagle. Odnalezli go przez ansibla, podążyli wzdłuż promienia i
zamieszkali w jego mózgu. Wśród agonii jego snów pełnych cierpienia poznali go, choć
poświęcał dni, by ich niszczyć. Znalezli jego lęk przed nimi, a także to, że nie wie, że ich
zabija. W ciągu kilku tygodni, jakie im pozostały, stworzyli dla niego to miejsce, ciało
Olbrzyma, plac zabaw i półkę na Końcu Zwiata, by dotarł tutaj kierując się świadectwem
własnych oczu. Jest jedynym, którego znają. Dlatego mogą z nim mówić. I przez niego.
Jesteśmy jak ty, pojawiła się w jego mózgu obca myśl. Nie chcieliśmy mordować, a
kiedy to zrozumieliśmy, nie przylatywaliśmy więcej. Póki was nie spotkaliśmy,
uważaliśmy się za jedyne myślące istoty we Wszechświecie. Jak mogliśmy uwierzyć, że
świadomość pojawi się u samotnych zwierząt, które nie potrafią śnić wzajemnie swoich
snów? Skąd mieliśmy wiedzieć? Moglibyśmy żyć w pokoju. Uwierz nam, uwierz nam,
uwierz nam.
Sięgnął do wnęki i wyjął kokon, zdumiewająco lekki jak na całą nadzieję i przyszłość
wspaniałej rasy, którą skrywał we wnętrzu.
Zabiorę cię oświadczył. Będę podróżował od świata do świata, póki nie znajdę
czasu i miejsca, gdzie będziesz mogła przebudzić się bezpiecznie. I opowiem twoją
historię memu ludowi, a może kiedyś oni także ci przebaczą. Tak, jak ty mnie
przebaczyłaś.
Zawinął kokon królowej w kurtkę i wyniósł ją z wieży.
Co tam znalazłeś? zapytał Abra.
Odpowiedz odparł Ender.
Na co?
Na moje pytanie.
Więcej nie powiedział o tej sprawie ani słowa. Szukali jeszcze pięć dni, aż wybrali dla
nowej kolonii odpowiedni teren, daleko na południe i wschód od wieży.
Po wielu tygodniach przyszedł do Valentine i poprosił, by przeczytała coś, co napisał.
Wywołała z komputera statku plik, który jej wskazał i zaczęła czytać.
Tekst był napisany tak, jakby był opowieścią królowej kopca, relacjonującej wszystko,
czego chcieli dokonać i to, czego dokonali. Oto nasze błędy i nasza wielkość; nie
mieliśmy zamiaru was krzywdzić i wybaczamy wam naszą śmierć. Czas od początków
świadomości do wielkich wojen, jakie przetoczyły się przez ojczysty świat robali, Ender
streścił krótko, jak gdyby była to pamięć o czasach starożytnych. Kiedy doszedł do historii [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
wznosiła się wieża zamku.
Zostawił Abrę w maszynie.
Nie idz za mną. I leć do domu, jeśli nie wrócę za godzinę.
Wypchaj się, Ender. Pójdę z tobą.
Sam się wypchaj, Abra, bo cię wyłożę do błota.
Abra zrozumiał, że mimo żartobliwego tonu Ender mówi poważnie, więc został.
Mury wieży były nierówne, pełne występów i zagłębień, ułatwiających wspinaczkę.
Chcieli, żeby się dostał do środka.
Komnata była taka jak zawsze. Ender pamiętał wszystko dokładnie i rozejrzał się
szukając węża, ale znalazł tylko dywan z głową węża w rogu. Imitacja, nie duplikat. Jak
na rasę, która nie znała sztuki, poradzili sobie doskonale. Musieli ściągać te obrazy z
umysłu Endera, znajdując go i poznając najczarniejsze sny poprzez lata świetlne pustki.
Ale po co? %7łeby sprowadzić go tutaj, to oczywiste. %7łeby zostawić mu wiadomość. Ale
gdzie ona jest i jak zdoła ją zrozumieć?
Zwierciadło czekało na ścianie. Było płytą zmętniałego metalu, na której wyryto
przybliżony kształt ludzkiej sylwetki. Próbowali narysować odbicie, które powinien
zobaczyć.
Patrząc w zwierciadło przypominał sobie, jak tłucze je i wyrywa z muru, a węże
wyskakują z kryjówki i kąsają wszędzie, gdzie mogą sięgnąć jadowitymi zębami.
Jak dobrze mnie poznali, pomyślał Ender. Tak dobrze, że wiedzieli, jak często myślał o
śmierci, wiedzieli, że się jej nie boi. Wiedzieli, że nawet gdyby się przestraszył, to lęk
przed śmiercią nie powstrzyma go przed zdjęciem tego zwierciadła.
Podszedł do płyty metalu, podniósł ją i pociągnął. Nic nie wyskoczyło z odsłoniętej
wnęki. Leżała tam biała kula jedwabiu ze sterczącymi tu i ówdzie luznymi nitkami. Jajo?
Nie, raczej poczwarka królowej robali, zapłodniona już przez larwalne samce, gotowa
wydać ze swego ciała sto tysięcy robali, w tym kilka królowych. Ender wyobraził sobie
podobne do ślimaków samce, przywierające do ścian mrocznego tunelu, i dorosłe osobniki
niosące niedojrzałą królową do sali zapłodnień; każdy z samców po kolei wchodził w
larwalną królowę, dygotał z ekstazy i konał, kurcząc się na podłodze tunelu. Potem nową
królowę niesiono do starej, wspaniałej istoty okrytej miękkimi, tęczowymi skrzydłami,
które dawno już utraciły zdolność lotu, ale wciąż niosły powagę majestatu. Stara królowa
pocałunkiem pogrążała młodą w sen delikatną trucizną swych Warg, potem owijała ją
nićmi ze swego brzucha i nakazywała, by stała się sobą, nowym miastem, światem,
początkiem wielu królowych i wielu światów...
Ender zdziwił się skąd to wszystko wie. Jak może to wiedzieć niby wspomnienia
własnego umysłu?
I jakby w odpowiedzi zobaczył pierwszą ze swoich bitew z flotą robali. Przedtem
widział ją na symulatorze, teraz jednak patrzył z perspektywy królowej kopca, poprzez
wiele oczu. Robale uformowały sferę okrętów, a potem z ciemności nadleciały straszliwe
myśliwce i w błysku światła Małego Doktora rozpadła się ich flota. Czuł to, co czuła
królowa, oglądając oczami robotnic śmierć, która nadchodziła zbyt szybko, by jej uniknąć,
lecz nie dość szybko, by jej nie oczekiwać. We wspomnieniach nie było jednak lęku ani
bólu. Królowa odczuwała smutek i rezygnację. Nie myślała słowami, gdy patrzyła na
ludzi, którzy przybyli zabijać, ale w słowach usłyszał ją Ender. Nie wybaczyli nam,
myślała. A więc musimy zginąć.
Jak możesz ożyć? spytał Ender.
Królowa w jedwabnym kokonie nie znała słów, by mu odpowiedzieć; kiedy jednak
zamknął oczy i zaczął sobie przypominać, zamiast wspomnień napłynęły obrazy.
Układanie kokonu w chłodnym, ciemnym miejscu, ale z wodą, by nie wysechł. Nie, to nie
była zwykła woda, ale woda zmieszana z sokiem pewnego drzewa i utrzymywana w
odpowiedniej temperaturze, by wewnątrz kokonu mogły zachodzić odpowiednie reakcje.
Potem czas. Dni i tygodnie, potrzebne do przemiany poczwarki. A potem, kiedy kokon
stał się szarobrązowy, Ender zobaczył siebie, jak rozcina go i pomaga małej, delikatnej
królowej wyjść na świat. Widział, jak bierze ją za przednie odnóże i odprowadza od wody
porodowej do gniazda, miękkiego, wysłanego piaskiem i suchymi liśćmi. Wtedy będę
żyła, nadbiegła myśl. Wtedy się przebudzę. Wtedy wydam dziesięć tysięcy swych dzieci.
Nie rzekł Ender. Nie mogę.
Ból.
Twoje dzieci to potwory z naszych snów. Jeśli cię rozbudzę, zabijemy was znowu.
Dziesiątki obrazów błysnęły w jego myślach obrazów ludzkich istot zabijanych przez
robale. Wraz z nimi jednak napłynął żal tak silny, że nie mógł go znieść i zapłakał.
Gdybyś zdołała sprawić, że czuliby to, co ja teraz czuję, może potrafiliby ci
wybaczyć.
Tylko on, pojął nagle. Odnalezli go przez ansibla, podążyli wzdłuż promienia i
zamieszkali w jego mózgu. Wśród agonii jego snów pełnych cierpienia poznali go, choć
poświęcał dni, by ich niszczyć. Znalezli jego lęk przed nimi, a także to, że nie wie, że ich
zabija. W ciągu kilku tygodni, jakie im pozostały, stworzyli dla niego to miejsce, ciało
Olbrzyma, plac zabaw i półkę na Końcu Zwiata, by dotarł tutaj kierując się świadectwem
własnych oczu. Jest jedynym, którego znają. Dlatego mogą z nim mówić. I przez niego.
Jesteśmy jak ty, pojawiła się w jego mózgu obca myśl. Nie chcieliśmy mordować, a
kiedy to zrozumieliśmy, nie przylatywaliśmy więcej. Póki was nie spotkaliśmy,
uważaliśmy się za jedyne myślące istoty we Wszechświecie. Jak mogliśmy uwierzyć, że
świadomość pojawi się u samotnych zwierząt, które nie potrafią śnić wzajemnie swoich
snów? Skąd mieliśmy wiedzieć? Moglibyśmy żyć w pokoju. Uwierz nam, uwierz nam,
uwierz nam.
Sięgnął do wnęki i wyjął kokon, zdumiewająco lekki jak na całą nadzieję i przyszłość
wspaniałej rasy, którą skrywał we wnętrzu.
Zabiorę cię oświadczył. Będę podróżował od świata do świata, póki nie znajdę
czasu i miejsca, gdzie będziesz mogła przebudzić się bezpiecznie. I opowiem twoją
historię memu ludowi, a może kiedyś oni także ci przebaczą. Tak, jak ty mnie
przebaczyłaś.
Zawinął kokon królowej w kurtkę i wyniósł ją z wieży.
Co tam znalazłeś? zapytał Abra.
Odpowiedz odparł Ender.
Na co?
Na moje pytanie.
Więcej nie powiedział o tej sprawie ani słowa. Szukali jeszcze pięć dni, aż wybrali dla
nowej kolonii odpowiedni teren, daleko na południe i wschód od wieży.
Po wielu tygodniach przyszedł do Valentine i poprosił, by przeczytała coś, co napisał.
Wywołała z komputera statku plik, który jej wskazał i zaczęła czytać.
Tekst był napisany tak, jakby był opowieścią królowej kopca, relacjonującej wszystko,
czego chcieli dokonać i to, czego dokonali. Oto nasze błędy i nasza wielkość; nie
mieliśmy zamiaru was krzywdzić i wybaczamy wam naszą śmierć. Czas od początków
świadomości do wielkich wojen, jakie przetoczyły się przez ojczysty świat robali, Ender
streścił krótko, jak gdyby była to pamięć o czasach starożytnych. Kiedy doszedł do historii [ Pobierz całość w formacie PDF ]