[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdyby to Marty tak jej zagroził, Ellie parsknęłaby śmiechem. Jeda musiała potraktować poważniej.
Wolała nie sprawdzać, co by się stało, gdyby spróbował zrealizować swą zapowiedz.
Odstawiła szklankę na stolik. Zachowywała się tak spokojnie, jakby takie sytuacje zdarzały się jej
codziennie.
- To bardzo interesujące! - powiedziała unosząc jedną brew. - I cóż by się stało potem?
- Jesteś piękną kobietą, Ellie. Thorpe jest durniem, ale potrafi odróżnić węgiel od bezcennego
diamentu. Kochałby cię tak czule i namiętnie, jak tylko potrafi.
Bezcenny diament? - powtórzyła w myślach zdziwiona Ellie. Jeśli sądzić po pełnym napięcia głosie,
Jed mówił zarówno w imieniu Thorpe'a, jak i swoim. Ta rozmowa zmierzała w zupełnie
nieoczekiwanym kierunku.
- Prawdziwy Jed i prawdziwa Ellie mogą mieć coś do powiedzenia na ten temat - zauważyła
spokojnie.
- Czy chcesz w ten sposób zapytać, czy prawdziwy Jed też tego pragnie? - spytał pozwalając, aby
odczytała odpowiedz w jego oczach.
- Prawdziwy Jed ma u prawdziwej Ellie tyle szans, co Thorpe u siostry Mary - zdobyła się na
błyskotliwą odpowiedz. Chciała jak najszybciej wyjść z tego pokoju. W rzeczywistości bowiem
prawdziwy Jed miał u niej większe szanse niż jakikolwiek inny mężczyzna. Rozwaga jest ważniejsza
od odwagi, pomyślała. Postanowiła, że przed następnym starciem sama wybierze pole bitwy. Nieco
dalej od jego łóżka.
Punktualnie o szóstej w salonie pojawił się Scott i zaprosił wszystkich do stołu. Ellie usiadła na
wyznaczonym miejscu między doktorem Jamisonem a Martym, dokładnie naprzeciw Jeda.
Początkowo wszyscy rozmawiali o pogodzie, najnowszych filmach i przeszłości odgrywanych
postaci. W miarę upływu czasu Ellie zauważyła, że większość gości to starzy znajomi. Od czasu do
czasu komuś zdarzały się potknięcia, na przykład Lynette spytała Abby, czy wreszcie poszła do kina
zobaczyć jakiś film. Dostrzegła również, że niektórzy zachowują się zbyt swobodnie jak na nowych
znajomych.
Resztę dokładnie przewidziała. Siostra Mary wciąż wesoło trajkotała, a Jed tym razem skupił uwagę
na Lynette,
która odpowiadała kokieteryjnym śmiechem na jego obleśne zaczepki. Marty żartował i częściej
wypadał z roli niż wszyscy pozostali. Abby Stone, emerytowana pielęgniarka z nadszarpniętymi
nerwami, dziobała widelcem w talerz i rzadko się odzywała. Ostatni z gości, doktor James Jamison,
zachowywał się niemal tak, jak jego alter ego, adwokat James Emerson. Ellie spotkała Emersona raz,
ale wielokrotnie rozmawiała z nim przez telefon. Zawsze starał się być czarujący. Przypuszczała, że
potrafi skutecznie przekonywać sędziów przysięgłych, zwłaszcza płci żeńskiej.
Niestety, tego wieczoru nie czul się dobrze i w miarę upływu czasu wyraznie tracił siły i zapał do
konwersacji. Często kasłał i kichał, zaś apetyt opuścił go zupełnie już przy pierwszym daniu. W końcu
przyznał, że jego żona niedawno przeszła grypę i zapewne on również się zaraził.
Jeszcze przed daniem głównym Ellie przekonała go, że powinien zwrócić się do Scotta o pomoc.
Choroba niewątpliwe stanowiła wystarczające uzasadnienie, by odstąpić od reguł gry. Emerson nie
miał ochoty psuć zabawy, ale w końcu przyznał, że Ellie ma rację. Gdy Scott podał deser, Emerson
wyszedł za nim z jadalni i nie wrócił już do stołu.
Pozostała szóstka po kolacji przeniosła się do salonu. W jednym kącie pokoju stał stolik do gry w
karty, a w przeciwległym rogu, na niskim stoliku leżała szachownica z rozstawionymi figurami. Ellie
nie miała jednak ochoty na żadne gry. Wolała zastanowić się, któty z gości mógłby popełnić
morderstwo. Usiadła na wygodnej kanapie przy kominku i oddała się rozmyślaniom.
Siostra Mary i Marty usiedli do stolika brydżowego i zaczęli szukać partnerów. Lynette zgodziła się
zagrać, ale gdy poprosiła Jeda, ten stanowczo odmówił. Jak stwierdził, wolałby zagrać w szachy. Gdy
Ellie również odmówiła, cała trójka solidarnie przekonała Abby, że nie może skazywać ich na grę z
dziadkiem.
Ponieważ wszyscy pozostali byli zajęci, Ellie nie zdziwiła się widząc, jak Jed zbliża się do kanapy.
Usiadł zaledwie
parę centymetrów od niej i położył wyprostowane ramię na oparciu, za plecami Ellie. Nie odezwał się.
Wreszcie, gdy Ellie nie była już w stanie znieść narastającego napięcia, przerwał milczenie i spytał,
czy grywa w szachy.
- Dość rzadko - odrzekła patrząc w ogień.
- Wobec tego dam ci fory - powiedział. - Nie mam ochoty korzystać z przewagi nad nowicjuszem. -
Mówił w taki sposób, jakby dyszał prosto w jej ucho. - Zobaczysz, nie pożałujesz. Szachy to bardzo
erotyczna gra.
Ostatnie zdanie zabrzmiało jak typowa odzywka Thorpe'a, ale Ellie pomyślała, że prawdziwy Jed
mógłby również powiedzieć coś takiego. W jego wykonaniu zabrzmiałoby to żartobliwie, nie tak
lubieżnie. Ellie wolała wersję Thorpe'a. Z nim mogła sobie poradzić.
- Nie, dziękuję, panie Thorpe. Erotyczne gry strasznie mnie nudzą.
W rzeczywistości Ellie grywała rzadko, ponieważ żaden przypadkowy gracz nie był dla niej
odpowiednim partnerem.
Jed skrzyżował nogi i wyciągnął się wygodnie. Znowu zapadła denerwująca cisza. Ellie nie mogła ani
odpocząć, ani spokojnie pomyśleć. Czuła, że dłoń Jeda spoczywa zaledwie o parę centymetrów od jej
karku. Wyobraziła sobie, jak jego silne palce delikatnie trącają klawisze klawesynu... Z trudem
przełknęła ślinę. Nie mogła tak dłużej siedzieć.
Miała już wstać, gdy Jed westchnął i spróbował ponownie.
- Proszę, Ellie, zagrajmy choć jedną partię. Mogę ci nawet przynieść szklankę wody, żebyś czuła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl