[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przypuszczałem, że można być tak przywiązanym do ludojada.
Racyniak, przebieraj się z powrotem i jazda do parku! Rozgrzeweczka, chłopaku, raz, raz!
niespodziewany krzyk wuefisty zepsuł tę wzruszającą chwilę.
Nim spełniłem jego polecenie, rozejrzałem się w poszukiwaniu Kostka, ten przepadł jednak bez
śladu. Rozczarowany, powlokłem się do szatni, słysząc jeszcze, jak Turbol napomina Wąsika:
150
A pan, panie Stefanie, nawet niech nie wspomina o psie. Tu psom przebywać nie wolno! Sonia
czy Monia wszystko jedno, chłopaku.
Przerwa skończyła się akurat w chwili, kiedy uświadomiłem sobie, że nie mogę się przebrać,
ponieważ gdzieś posiałem plecak. A za tą świadomością przyszła zgroza.
Pierścionek... jęknąłem cichutko.
Jaki pierścionek? zapytał ktoś niewyraznie.
Struchlałem, bo byłem pewien, że w tym cuchnącym, zapchanym porozrzucanymi ubraniami i
ubłoconymi butami pomieszczeniu jestem sam. Co prawda zza prowadzących na salę gimnastyczną
wahadłowych drzwi słychać było pokrzykiwania w rodzaju: .. .na lewo Kapusta, no dawaj,
jołopie... Teeest!", jednak nie mógł to być żaden z tamtych głosów.
Odsunąłem ławki, licząc, że może pod nimi znajdę podsłuchującego mnie szczura, ale ujrzałem
jedynie kłęby kurzu oraz sporą ilość śmieci, których ze względów higienicznych wolałem nie
dotykać.
Ktoś tu jest? zapytałem groznie.
5, nikogo nie ma...
O ile mnie słuch nie mylił, ten strachliwy głosik dochodził z jednej z szafek. Pochyliłem się więc,
chwytając ciężkiego buciora, który, sądząc po rozmiarze, mógł należeć do samego Zlipka.
Nikogo? zapytałem i łupnąłem w pierwsze z brzegu metalowe drzwiczki. Na pewno? i
łupnąłem w kolejne.
Przy czwartych doczekałem się reakcji.
151
- Och, nie! załkał ukryty w środku dekownik. Walnąłem więc mocniej, dla pewności. Oj,
przestań, bo ogłuchnę! usłyszałem w odpowiedzi.
Wyskakuj! rozkazałem, otwierając szafkę.
W niewiarygodnie ciasnym wnętrzu siedział skulony chłopak o mizernym wyglądzie i zielonkawej
cerze. Był to Jurek Mętlik, na co dzień noszący przezwisko Ogórek.
Ogóras? zdumiałem się. Gorzej ci, czy jak? Po co się chowasz, człowieku?
Nie krzycz, Cyna uciszył mnie błagalnym szeptem. Nie wiesz, co się dzieje?
Co się dzieje? Nic się nie dzieje, co ma się dziać odpowiedziałem, nie dbając specjalnie o
sens tego, co mówię.
Ogórek spłaszczył się jeszcze bardziej, chociaż zawsze wydawało mi się, że to niemożliwe.
Sprawdzian... na setkę, Cyna. Przecież ja... nie dam rady tłumaczył, z trudem łapiąc oddech.
Schowałem się, żeby przetrwać...
Niech no mi ktoś powie, że sport równa się zdrowie i radość, to przyprowadzę mu Ogórka jako
żywe zaprzeczenie tej tezy
Jak tam sobie chcesz, Ogóras. Ja muszę zasuwać do parku. Pchnąłem palcami drzwiczki.
A o jakim pierścionku mówiłeś? zawołał Jurek, zanim zdążyłem wyjść z szatni.
Widać zbyt wcześnie uznałem, że mam sprawę podsłuchującego z głowy
O pierścionku?! wykrztusiłem. Powiedziałem... ładny dzionek, czy jakoś tak.
152
Kłamiesz, słyszałem wyraznie, że powiedziałeś pierścionek" dudnił Ogórek z wnętrza
szafki.
Zatkało mnie, ale szybko się pozbierałem.
Od wąchania swoich dziurawych skarpet dostałeś jakiegoś udaru, niedojdo. Uszy sobie umyj!
parsknąłem wymuszonym śmiechem. Chyba odniosło to zamierzony skutek, bo już się nie
odezwał, tylko zatrzasnął drzwiczki.
Teraz musiałem jeszcze odnalezć plecak i pokazać się w parku, zanim Turbol się połapie, że brakuje
mu dwóch uczniów.
Rozdział 14.
Podjadek i policjanci
Plecak leżał tam, gdzie go zostawiłem, wybiegając na długą przerwę, czyli pod ścianą pracowni
matematycznej.
Zaczynam tracić kontrolę nad swoimi poczynaniami, co może skończyć się tragicznie. Zaraz sobie
wyobraziłem, jak wielcy i tłuści sanitariusze wyprowadzają mnie ze szkoły, okutanego w kaftan
bezpieczeństwa, a rozbawieni tym widokiem uczniowie klaszczą, wołając: Cyna, ale z ciebie
czubek!". Wzdrygnąłem się.
Podniosłem plecak z niepokojem, bo jakoś nie wyglądał już na nowy. Jedna ze sprzączek była
pogryziona i mokra, a w wielu miejscach widniały ślady zasychającej psiej śliny To Wąsikowe
pieścidełko uwzięło się na mnie z sobie tylko znanych powodów.
Poczekaj... mruknąłem mściwie. Poczekaj, psino...
Na szczęście pierścionek i cała reszta bałaganu znajdowały się w stanie nienaruszonym.
Dzwigając swój szkolny dobytek, wybiegłem na dziedziniec, rozbierając się po drodze. Nie było
zbyt ciepło, ale nauczycielom WF-u nawet wilgotny pazdziernikowy wiatr nie przeszkadza w
hartowaniu uczniów.
154
Kiedy tylko zdjąłem spodnie, usłyszałem skrzypnięcie furtki. Przede mną pojawiły się dwie
energiczne sądząc po ruchach panie w eleganckich wełnianych płaszczykach. W rękach
trzymały pomalowane na zielono blaszane skarbonki.
Kobiety popatrzyły na mnie z żywym zainteresowaniem.
Spójrz, kochanie, młody ekshibicjonista powiedziała pani o wysoko upiętych
ciemnoczerwonych włosach.
Rzeczywiście, Krysiu, to jakiś nagus stwierdziła kobieta z szyją owiniętą kwiecistą apaszką,
zerkając na mnie zza okularów.
Zacząłem w pośpiechu ubierać czarne szorty. %7łe też zawsze muszę wyjść na idiotę...
Nie jestem żadnym ekscesjonistą zaprotestowałem. Ubieram się na WE
Panie uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo.
Taak, zawsze te same wykręty, prawda, Zosiu? wykrzywiła usta czerwonowłosa. Nie
jestem tym, nie jestem tamtym, a potem nagle pokazują w telewizji nagą prawdę... Wspomożesz
kwestę? podsunęła mi skarbonkę.
Jaką kwestę? zapytałem szorstko. Po takim wstępie miałem w nosie wszelkie pozory
uprzejmości.
Poryw zimnego wiatru poderwał leżące wokoło liście i zatańczył z nimi wirującego obertasa.
Szczękając zębami, założyłem białą koszulkę z napisem: Szkolny Klub Sportowy Trombolanka", a
potem wyjąłem z plecaka trampki.
Kwestujemy na budowę pomnika Ksawerego Trzaś-kiewicza-Strugałby, bezwstydny
młodzieńcze wyrzuciła
155
z siebie jednym tchem pani Zosia. Dla zilustrowania tych słów obie kobiety potrząsnęły swoimi
puszkami.
Strugałby? A kto to? chciałem się dowiedzieć. Jesz-1 cze tylko wsadziłem spodnie i resztę
ubrania pod pachę, j chwytając jedną ręką plecak, a drugą buty, i byłem gotów.
Panie wyglądały na zaskoczone moją niewiedzą. Pierwsza zaatakowała pani Krysia.
Niemożliwe, żebyś nie słyszał o Ksawerym Trzaśkie-wiczu... yyy...
Strugalle, kochanie podpowiedziała pani Zosia.
Właśnie, Strugalle! Przecież to był jeden z najbardziej szanowanych obywateli Trombolina,
nasza duma i...
I chluba uzupełniła koleżanka.
I chluba, młodzieńcze. A my, jako przedstawicielki SpoKoBuPo...
Czego? zdziwiłem się.
Społecznego Komitetu Budowy Pomnika wyjaśniła właścicielka kwiecistej apaszki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
przypuszczałem, że można być tak przywiązanym do ludojada.
Racyniak, przebieraj się z powrotem i jazda do parku! Rozgrzeweczka, chłopaku, raz, raz!
niespodziewany krzyk wuefisty zepsuł tę wzruszającą chwilę.
Nim spełniłem jego polecenie, rozejrzałem się w poszukiwaniu Kostka, ten przepadł jednak bez
śladu. Rozczarowany, powlokłem się do szatni, słysząc jeszcze, jak Turbol napomina Wąsika:
150
A pan, panie Stefanie, nawet niech nie wspomina o psie. Tu psom przebywać nie wolno! Sonia
czy Monia wszystko jedno, chłopaku.
Przerwa skończyła się akurat w chwili, kiedy uświadomiłem sobie, że nie mogę się przebrać,
ponieważ gdzieś posiałem plecak. A za tą świadomością przyszła zgroza.
Pierścionek... jęknąłem cichutko.
Jaki pierścionek? zapytał ktoś niewyraznie.
Struchlałem, bo byłem pewien, że w tym cuchnącym, zapchanym porozrzucanymi ubraniami i
ubłoconymi butami pomieszczeniu jestem sam. Co prawda zza prowadzących na salę gimnastyczną
wahadłowych drzwi słychać było pokrzykiwania w rodzaju: .. .na lewo Kapusta, no dawaj,
jołopie... Teeest!", jednak nie mógł to być żaden z tamtych głosów.
Odsunąłem ławki, licząc, że może pod nimi znajdę podsłuchującego mnie szczura, ale ujrzałem
jedynie kłęby kurzu oraz sporą ilość śmieci, których ze względów higienicznych wolałem nie
dotykać.
Ktoś tu jest? zapytałem groznie.
5, nikogo nie ma...
O ile mnie słuch nie mylił, ten strachliwy głosik dochodził z jednej z szafek. Pochyliłem się więc,
chwytając ciężkiego buciora, który, sądząc po rozmiarze, mógł należeć do samego Zlipka.
Nikogo? zapytałem i łupnąłem w pierwsze z brzegu metalowe drzwiczki. Na pewno? i
łupnąłem w kolejne.
Przy czwartych doczekałem się reakcji.
151
- Och, nie! załkał ukryty w środku dekownik. Walnąłem więc mocniej, dla pewności. Oj,
przestań, bo ogłuchnę! usłyszałem w odpowiedzi.
Wyskakuj! rozkazałem, otwierając szafkę.
W niewiarygodnie ciasnym wnętrzu siedział skulony chłopak o mizernym wyglądzie i zielonkawej
cerze. Był to Jurek Mętlik, na co dzień noszący przezwisko Ogórek.
Ogóras? zdumiałem się. Gorzej ci, czy jak? Po co się chowasz, człowieku?
Nie krzycz, Cyna uciszył mnie błagalnym szeptem. Nie wiesz, co się dzieje?
Co się dzieje? Nic się nie dzieje, co ma się dziać odpowiedziałem, nie dbając specjalnie o
sens tego, co mówię.
Ogórek spłaszczył się jeszcze bardziej, chociaż zawsze wydawało mi się, że to niemożliwe.
Sprawdzian... na setkę, Cyna. Przecież ja... nie dam rady tłumaczył, z trudem łapiąc oddech.
Schowałem się, żeby przetrwać...
Niech no mi ktoś powie, że sport równa się zdrowie i radość, to przyprowadzę mu Ogórka jako
żywe zaprzeczenie tej tezy
Jak tam sobie chcesz, Ogóras. Ja muszę zasuwać do parku. Pchnąłem palcami drzwiczki.
A o jakim pierścionku mówiłeś? zawołał Jurek, zanim zdążyłem wyjść z szatni.
Widać zbyt wcześnie uznałem, że mam sprawę podsłuchującego z głowy
O pierścionku?! wykrztusiłem. Powiedziałem... ładny dzionek, czy jakoś tak.
152
Kłamiesz, słyszałem wyraznie, że powiedziałeś pierścionek" dudnił Ogórek z wnętrza
szafki.
Zatkało mnie, ale szybko się pozbierałem.
Od wąchania swoich dziurawych skarpet dostałeś jakiegoś udaru, niedojdo. Uszy sobie umyj!
parsknąłem wymuszonym śmiechem. Chyba odniosło to zamierzony skutek, bo już się nie
odezwał, tylko zatrzasnął drzwiczki.
Teraz musiałem jeszcze odnalezć plecak i pokazać się w parku, zanim Turbol się połapie, że brakuje
mu dwóch uczniów.
Rozdział 14.
Podjadek i policjanci
Plecak leżał tam, gdzie go zostawiłem, wybiegając na długą przerwę, czyli pod ścianą pracowni
matematycznej.
Zaczynam tracić kontrolę nad swoimi poczynaniami, co może skończyć się tragicznie. Zaraz sobie
wyobraziłem, jak wielcy i tłuści sanitariusze wyprowadzają mnie ze szkoły, okutanego w kaftan
bezpieczeństwa, a rozbawieni tym widokiem uczniowie klaszczą, wołając: Cyna, ale z ciebie
czubek!". Wzdrygnąłem się.
Podniosłem plecak z niepokojem, bo jakoś nie wyglądał już na nowy. Jedna ze sprzączek była
pogryziona i mokra, a w wielu miejscach widniały ślady zasychającej psiej śliny To Wąsikowe
pieścidełko uwzięło się na mnie z sobie tylko znanych powodów.
Poczekaj... mruknąłem mściwie. Poczekaj, psino...
Na szczęście pierścionek i cała reszta bałaganu znajdowały się w stanie nienaruszonym.
Dzwigając swój szkolny dobytek, wybiegłem na dziedziniec, rozbierając się po drodze. Nie było
zbyt ciepło, ale nauczycielom WF-u nawet wilgotny pazdziernikowy wiatr nie przeszkadza w
hartowaniu uczniów.
154
Kiedy tylko zdjąłem spodnie, usłyszałem skrzypnięcie furtki. Przede mną pojawiły się dwie
energiczne sądząc po ruchach panie w eleganckich wełnianych płaszczykach. W rękach
trzymały pomalowane na zielono blaszane skarbonki.
Kobiety popatrzyły na mnie z żywym zainteresowaniem.
Spójrz, kochanie, młody ekshibicjonista powiedziała pani o wysoko upiętych
ciemnoczerwonych włosach.
Rzeczywiście, Krysiu, to jakiś nagus stwierdziła kobieta z szyją owiniętą kwiecistą apaszką,
zerkając na mnie zza okularów.
Zacząłem w pośpiechu ubierać czarne szorty. %7łe też zawsze muszę wyjść na idiotę...
Nie jestem żadnym ekscesjonistą zaprotestowałem. Ubieram się na WE
Panie uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo.
Taak, zawsze te same wykręty, prawda, Zosiu? wykrzywiła usta czerwonowłosa. Nie
jestem tym, nie jestem tamtym, a potem nagle pokazują w telewizji nagą prawdę... Wspomożesz
kwestę? podsunęła mi skarbonkę.
Jaką kwestę? zapytałem szorstko. Po takim wstępie miałem w nosie wszelkie pozory
uprzejmości.
Poryw zimnego wiatru poderwał leżące wokoło liście i zatańczył z nimi wirującego obertasa.
Szczękając zębami, założyłem białą koszulkę z napisem: Szkolny Klub Sportowy Trombolanka", a
potem wyjąłem z plecaka trampki.
Kwestujemy na budowę pomnika Ksawerego Trzaś-kiewicza-Strugałby, bezwstydny
młodzieńcze wyrzuciła
155
z siebie jednym tchem pani Zosia. Dla zilustrowania tych słów obie kobiety potrząsnęły swoimi
puszkami.
Strugałby? A kto to? chciałem się dowiedzieć. Jesz-1 cze tylko wsadziłem spodnie i resztę
ubrania pod pachę, j chwytając jedną ręką plecak, a drugą buty, i byłem gotów.
Panie wyglądały na zaskoczone moją niewiedzą. Pierwsza zaatakowała pani Krysia.
Niemożliwe, żebyś nie słyszał o Ksawerym Trzaśkie-wiczu... yyy...
Strugalle, kochanie podpowiedziała pani Zosia.
Właśnie, Strugalle! Przecież to był jeden z najbardziej szanowanych obywateli Trombolina,
nasza duma i...
I chluba uzupełniła koleżanka.
I chluba, młodzieńcze. A my, jako przedstawicielki SpoKoBuPo...
Czego? zdziwiłem się.
Społecznego Komitetu Budowy Pomnika wyjaśniła właścicielka kwiecistej apaszki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]