[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wały położenie opuszczonej kopalni. Obok istniały jeszcze szczątki chat górników,
wypędzonych stąd niewątpliwie trującymi wyziewami z okalającego bagniska.
W jednej z chat znalezliśmy przytwierdzony do haka łańcuch, nadto stos ogryzionych kości
świadczył, że służyła zwierzęciu za kryjówkę. Wśród kości dostrzegliśmy szkielet z kępką
ciemnej sierści na łbie.
 Pies  zawołał Holmes.  Dalibóg, wyżeł! Biedny Mortimer nie ujrzy już nigdy swego
ulubieńca. Nie przypuszczam, ażeby ta miejscowość zawierała jeszcze jakieś nieznane nam
tajemnice. Stapleton mógł ukryć swego psa, ale nie potrafił zagłuszyć jego głosu i stąd owo
wycie, przerażające nawet w biały dzień. W ostatecznym razie mógł trzymać psa w
pawilonie przy Merripit House, ale było to zawsze ryzykowne. Dopiero ostatniego dnia, gdy
sądził, że już dobiega celu swoich wysiłków, odważył się sprowadzić tam psa. Maść w tej
ołowianej puszce jest niewątpliwie ową świecącą mieszaniną, którą pies był wysmarowany.
Pomysł ten poddała Stapletonowi rodzinna legenda o psie piekielnym i chęć wzbudzenia w sir
Henryku takiego strachu, który by przyprawił go o śmierć. Nic dziwnego, że ten nieborak
Selden uciekał i krzyczał, podobnie jak nasz przyjaciel, gdy ujrzał potwora pędzącego jego
śladem; my zrobiliśmy to samo. Pomysł był rzeczywiście genialny, bo, pominąwszy możność
doprowadzenia ofiary do śmierci, zapobiegał ściganiu psa. Któryż chłop, ujrzawszy go na
moczarach, a zdarzyło się to niejednemu, odważyłby się podejść do takiego potwora?
Powiedziałem już w Londynie, Watsonie, i powtarzam teraz tutaj, że nigdy jeszcze nie
ścigałem człowieka bardziej niebezpiecznego niż ten, który leży gdzieś tutaj. To mówiąc,
wskazał ręką na rozległe, usiane zielonymi kępami trzęsawisko, które zlewało się w dali z
rdzawymi stokami wzgórz na moczarach.
Rozdział 15
Rzut oka wstecz
W ostatnich dniach listopada, w zimny, mglisty wieczór, siedzieliśmy z Holmesem w
bawialni przy ulicy Baker, przed kominkiem, na którym płonął wesoły ogień.
Od czasu tragicznego zakończenia naszego pobytu w Devonshire, Holmes był zajęty
wyjaśnianiem dwóch spraw niezmiernej wagi. W jednej udowodnił ohydne postępowanie
pułkownika Upwooda w związku z głośnym skandalem karcianym w klubie  Nonpareil ;
w drugiej zaś uwolnił nieszczęsną panią Montpensier od zarzutu morderstwa, jaki na niej
ciążył w związku z rzekomą śmiercią pasierbicy, panny Carere, młodej osoby, którą w pół
roku pózniej odnaleziono w Nowym Jorku żywą i zamężną. Pomyślny wynik obu spraw,
trudnych i ważnych, wprawił mego przyjaciela w wyśmienity humor; teraz mogłem
zaryzykować rozmowę o szczegółach, dotyczących tajemnicy Baskerville'ów. Czekałem
cierpliwie na odpowiednią sposobność, wiedziałem bowiem, że Holmes nie
lubi, aby mu przeszkadzać w pracy i zaprzątać wspomnieniami przeszłości jego precyzyjny i
metodyczny umysł, odrywając tym samym od nowych zajęć.
Właśnie sir Henryk i doktor Mortimer bawili w Londynie, wybierając się w długą podróż,
zaleconą baronetowi dla wzmocnienia nadwerężonych nerwów. Po południu odwiedzili nas,
przeto rozmowa o tragicznych zajściach na moczarach nasunęła się w sposób naturalny.
 Cały bieg wypadków  mówił Holmes  z punktu widzenia człowieka, który nazwał siebie
Stapletonem, był jasny i zrozumiały, jakkolwiek nam, którzy nie znaliśmy początkowo
pobudek jego czynów i poznaliśmy tylko część faktów, sprawa wydawała się niesłychanie
zawikłana. Miałem sposobność rozmawiać dwukrotnie z panią Stapleton; naświetliła mi ona
różne szczegóły tak jasno, że zdaje mi się, iż nie ma już dla mnie żadnych tajemnic w tej
sprawie. Pod literą B znajdziesz w moich aktach różne notatki dotyczące tych wydarzeń.
 Może zechciałbyś z pamięci naświetlić mi pokrótce ważniejsze szczegóły.
 Owszem, chociaż nie mogę ręczyć, czy zapamiętałem wszystkie. Natężona praca umysłu
ma ten ciekawy skutek, że zaciera w naszej pamięci przeszłość. Tak na przykład adwokat,
świetnie znający prowadzoną aktualnie sprawę i rozprawiający swobodnie z każdym świad-
kiem o najdrobniejszych szczegółach, spostrzega, że w tydzień lub dwa po obronie nic już
nie pamięta. Podobnie też ostatnia moja sprawa zaciera w mym umyśle przedostatnią, a panna
Carere zastąpiła w mej pamięci sir Henryka Baskerville'a. Jutro przyjdzie mi znów
rozstrzygać nowe zadanie, które z kolei zatrze wspomnienie pięknej panny i nikczemnego
Upwooda. Jednakże sprawa psa utkwiła głębiej w mej pamięci i postaram się opowiedzieć
możliwie dokładnie bieg wypadków; gdybym zaś zapomniał jakiegoś szczegółu, przyjdziesz
mi z pomocą. Otóż moje poszukiwania wykazały niezbicie, że portret nie kłamał. Stapleton
istotnie pochodził z rodu Baskerville'ów. Był on synem młodszego brata sir Karola, owego
Rogera Baskerville'a, który skutkiem skandalicznych postępków uciekł do Ameryki
Południowej i zmarł tam, jak mówiono, kawalerem. Tymczasem stwierdziłem na pewno, że
był żonaty i miał jedno dziecko, właśnie tego nędznika, który nazywał się oczywiście jak jego
ojciec! Poślubił on pózniej pannę Beryl Garcia, znaną piękność z Kostaryki, a ukradłszy
znaczną sumę z funduszów publicznych, zmienił nazwisko na Vandeleur i uciekł do Anglii,
gdzie założył szkołę w małej miejscowości zachodniego Yorkshire. Do obrania tego zawodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl