[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cała reszta jego stroju... z pewnością nie był to wyrób prymitywnych szczepów. I ten
człowiek miał dwie pary oczu! Jedna z nich znajdowała się w zwykłym miejscu, po obu
stronach nosa, a druga, o mrocznej i nieprzeniknionej barwie -wyżej, na czole.
Czterooki oparł dłoń na ramieniu pierwszego przybysza. Tamten zaś uwolnił
częściowo głowę z drutów i zaczęli rozmawiać w dziwnym języku. Zwiatełka dalej migotały,
za to buczący dzwięk ucichł zupełnie. Nagle w jeńca Rossa znów wstąpiła energia.
Korzystając z chwili nieuwagi tego ostatniego, zdołał kopnąć nogą jeden z metalowych
prętów. Głośne brzęknięcie wywołało błyskawiczną reakcję na obu rozmawiających. Ten z
krótkimi włosami zdjął z głowy dziwny przyrząd, zerwał się na równe nogi, a jego towarzysz
równie szybkim ruchem wydobył pistolet.
Pistolet? Jakaś uśpiona część umysłu Rossa bezbłędnie rozpoznała w czarnym
metalowym przedmiocie niebezpieczną broń. Mimo to był gotów do walki. Pchnął swego
jeńca w stronę nadbiegającego mężczyzny w futrzanym okryciu, a sam skoczył w
przeciwnym kierunku. Za plecami usłyszał huk, który spowodował nagłe ukłucie bólu pod
czaszką. Gnał jednak w stronę drzwi i nawet się nie obejrzał, by sprawdzić zródło tego huku.
Pochylił się natomiast nisko ku ziemi, stanowił więc kiepski cel dla strzelca. W pełnym biegu
wpadł na trzeciego człowieka, który właśnie wchodził do środka. Razem zwalili się na ziemię
splątani w jedną ruchomą masę.
Ross walczył zaciekle. Jego ręce i nogi podświadomie wymierzały ciosy, których
kiedyś ktoś go nauczył. Przeciwnik nie należał jednak do łatwych, i mimo desperackich
wysiłków, Murdock został w końcu pokonany. Przewrócono go na brzuch i wykręcono do
tyłu ręce. Poczuł, jak zimne metalowe obręcze zaciskają się na jego nadgarstkach. Potem
ponownie obrócono go na plecy, mógł więc przyjrzeć się swym wrogom.
Wszyscy trzej stali nad nim, wykrzykując coś w nieznanym mu języku. Wreszcie
jeden z nich odszedł na moment i powrócił z byłym jeńcem Rossa. Sobowtór Asshy był
wyraznie rozwścieczony, jego oczy rzucały gniewne błyski. Na jego skórze w miejscach,
gdzie znajdowały się więzy, widniały czerwone ślady
- Czy ty jesteś tym więzniem handlarzem? - spytał pochylając się nad Rossem.
- Ja jestem Rossa, syn Gurdiego z handlarzy - odparł Murdock dumnym i pewnym
głosem, mimo żądzy mordu, którą czytał wyraznie w oczach swego rozmówcy. - Byłem
więzniem. Ale nie zdołaliście długo utrzymać mnie w niewoli. I nadal nie zdołacie.
Mężczyzna uśmiechnął się z wyrazną drwiną.
- Nie poprawiłeś swej sytuacji, mój młody przyjacielu. Tutaj mamy dla ciebie
znacznie lepsze więzienie. Takie, z którego nigdy nie zdołasz uciec.
Powiedział coś do pozostałych i chociaż słowa były dla Rossa niezrozumiałe, w pełni
rozumiał ton rozkazu w jego głosie. Postawiono go na nogi i pchnięto do marszu.
Podczas wędrówki przez kolejne pomieszczenia Murdock rozglądał się wokół,
rejestrując wszystkie te dziwaczne przedmioty, których zastosowania nie pojmował. Wreszcie
zatrzymali się i dwaj mężczyzni odziali się w takie same futrzane stroje jak ten, który od
początku miał na sobie jeden z nich.
Ross natomiast nie otrzymał futrzanej bluzy, mimo iż w walce stracił płaszcz. Drżał z
zimna coraz bardziej, kąsany cały czas podmuchami lodowatego wiatru hulającego po
opustoszałych korytarzach i salach. Wciąż nie rozumiał, gdzie się znajduje, ale jednego był
pewien - nie był to żaden z drewnianych budynków wioski. Więc gdzie? I jak się tu dostał?
W końcu doszli do niewielkiego pomieszczenia wypełnionego mnóstwem metalowych
przedmiotów o barwie jaskrawego szkarłatu i fioletu, wyposażonych w pręty, które jarzyły się
wszystkimi kolorami tęczy. Dalej były już tylko okrągłe drzwi. Kiedy jeden ze strażników
naparł na nie, otworzyły się, wpuszczając lodowate powietrze.
11
Chwilę tylko trwało, nim Ross zorientował się, że ściany tunelu w kolorze
przybrudzonej bieli, przez które w wielu miejscach prześwitywały jakieś ciemne obiekty, to
zwykły lód. Wzdłuż sufitu lodowego korytarza biegł czarny kabel z podłączonymi doń w
regularnych odstępach lampami. Ich blask ani o jotę nie zmniejszał panującego tu chłodu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
cała reszta jego stroju... z pewnością nie był to wyrób prymitywnych szczepów. I ten
człowiek miał dwie pary oczu! Jedna z nich znajdowała się w zwykłym miejscu, po obu
stronach nosa, a druga, o mrocznej i nieprzeniknionej barwie -wyżej, na czole.
Czterooki oparł dłoń na ramieniu pierwszego przybysza. Tamten zaś uwolnił
częściowo głowę z drutów i zaczęli rozmawiać w dziwnym języku. Zwiatełka dalej migotały,
za to buczący dzwięk ucichł zupełnie. Nagle w jeńca Rossa znów wstąpiła energia.
Korzystając z chwili nieuwagi tego ostatniego, zdołał kopnąć nogą jeden z metalowych
prętów. Głośne brzęknięcie wywołało błyskawiczną reakcję na obu rozmawiających. Ten z
krótkimi włosami zdjął z głowy dziwny przyrząd, zerwał się na równe nogi, a jego towarzysz
równie szybkim ruchem wydobył pistolet.
Pistolet? Jakaś uśpiona część umysłu Rossa bezbłędnie rozpoznała w czarnym
metalowym przedmiocie niebezpieczną broń. Mimo to był gotów do walki. Pchnął swego
jeńca w stronę nadbiegającego mężczyzny w futrzanym okryciu, a sam skoczył w
przeciwnym kierunku. Za plecami usłyszał huk, który spowodował nagłe ukłucie bólu pod
czaszką. Gnał jednak w stronę drzwi i nawet się nie obejrzał, by sprawdzić zródło tego huku.
Pochylił się natomiast nisko ku ziemi, stanowił więc kiepski cel dla strzelca. W pełnym biegu
wpadł na trzeciego człowieka, który właśnie wchodził do środka. Razem zwalili się na ziemię
splątani w jedną ruchomą masę.
Ross walczył zaciekle. Jego ręce i nogi podświadomie wymierzały ciosy, których
kiedyś ktoś go nauczył. Przeciwnik nie należał jednak do łatwych, i mimo desperackich
wysiłków, Murdock został w końcu pokonany. Przewrócono go na brzuch i wykręcono do
tyłu ręce. Poczuł, jak zimne metalowe obręcze zaciskają się na jego nadgarstkach. Potem
ponownie obrócono go na plecy, mógł więc przyjrzeć się swym wrogom.
Wszyscy trzej stali nad nim, wykrzykując coś w nieznanym mu języku. Wreszcie
jeden z nich odszedł na moment i powrócił z byłym jeńcem Rossa. Sobowtór Asshy był
wyraznie rozwścieczony, jego oczy rzucały gniewne błyski. Na jego skórze w miejscach,
gdzie znajdowały się więzy, widniały czerwone ślady
- Czy ty jesteś tym więzniem handlarzem? - spytał pochylając się nad Rossem.
- Ja jestem Rossa, syn Gurdiego z handlarzy - odparł Murdock dumnym i pewnym
głosem, mimo żądzy mordu, którą czytał wyraznie w oczach swego rozmówcy. - Byłem
więzniem. Ale nie zdołaliście długo utrzymać mnie w niewoli. I nadal nie zdołacie.
Mężczyzna uśmiechnął się z wyrazną drwiną.
- Nie poprawiłeś swej sytuacji, mój młody przyjacielu. Tutaj mamy dla ciebie
znacznie lepsze więzienie. Takie, z którego nigdy nie zdołasz uciec.
Powiedział coś do pozostałych i chociaż słowa były dla Rossa niezrozumiałe, w pełni
rozumiał ton rozkazu w jego głosie. Postawiono go na nogi i pchnięto do marszu.
Podczas wędrówki przez kolejne pomieszczenia Murdock rozglądał się wokół,
rejestrując wszystkie te dziwaczne przedmioty, których zastosowania nie pojmował. Wreszcie
zatrzymali się i dwaj mężczyzni odziali się w takie same futrzane stroje jak ten, który od
początku miał na sobie jeden z nich.
Ross natomiast nie otrzymał futrzanej bluzy, mimo iż w walce stracił płaszcz. Drżał z
zimna coraz bardziej, kąsany cały czas podmuchami lodowatego wiatru hulającego po
opustoszałych korytarzach i salach. Wciąż nie rozumiał, gdzie się znajduje, ale jednego był
pewien - nie był to żaden z drewnianych budynków wioski. Więc gdzie? I jak się tu dostał?
W końcu doszli do niewielkiego pomieszczenia wypełnionego mnóstwem metalowych
przedmiotów o barwie jaskrawego szkarłatu i fioletu, wyposażonych w pręty, które jarzyły się
wszystkimi kolorami tęczy. Dalej były już tylko okrągłe drzwi. Kiedy jeden ze strażników
naparł na nie, otworzyły się, wpuszczając lodowate powietrze.
11
Chwilę tylko trwało, nim Ross zorientował się, że ściany tunelu w kolorze
przybrudzonej bieli, przez które w wielu miejscach prześwitywały jakieś ciemne obiekty, to
zwykły lód. Wzdłuż sufitu lodowego korytarza biegł czarny kabel z podłączonymi doń w
regularnych odstępach lampami. Ich blask ani o jotę nie zmniejszał panującego tu chłodu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]