[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nabożeństwo wieczorne a do trębacza Zagraj Z siodła i stanąć przy uzdzie .
Rozległ się przeciągły szelest, kiedy żołnierze zeskakiwali ze swoich wierzchowców na lewą
ich stronę i zbierali ich uzdy tuż przy pysku. Wierzchowce były w większości kundlami, na ogół
nakrapianą, rudawą odmianą z hodowli ze Wzgórz. Mocne, o silnych nogach, wysokie na jakieś
czternaście dłoni, o krótkich pyskach, klapniętych uszach i czarnych, szpiczastych ogonach, choć
zdarzały się także psy stanowiące mieszankę wszystkiego, od collie do nowofunlandczyka. Stały
bez ruchu, tak samo jak ludzie. %7łołnierze z Piątego pochodzili z rodzin ziemiańskich, urodzili się
do siodła, karabinu i polowań. Większość gospodarstw w Descott wysyłała syna do armii zamiast
podatków, dawali mu psa i pieniądze na oporządzenie i mundur. Doświadczeni rekruci, skrwawieni
w walce z podjazdami Rządu Wojskowego lub bandytami. Albo skrwawieni jako bandyci, pomyślał
sardonicznie Raj. Kradzieże na gościńcu były starą tradycją Descott i nie uważano ich za hańbę,
dopóki nie zostało się złapanym.
Przed front jednostki wystąpił kapelan, stając pomiędzy korpusem oficerskim a resztą batalionu.
Był to podhierarcha, podobni mu ludzie prowadzili parafie w Descott, ubrani w proste, białe szaty
115
ze srebrnymi gwiazdami na szyi. Blizna po cięciu szablą na policzku mówiła wyraznie, że zanim
oddał się w służbę Kościołowi, szedł za głosem innego powołania.
Usłysz nas, o Duchu Człowieka Gwiazd zaintonował.
Usłysz nas! rozległa się odpowiedz. Słowa były głębokie, nieco niewyrazne, bo wypowia-
dane przez trzysta męskich gardeł, którym brakowało synchronizacji.
Kapłan podniósł obie dłonie w stronę pierwszych gwiazd pojawiających się na wschodzie. %7łoł-
nierze przyjęli postawę odpowiednią do modlitwy, z jedną ręką nad lewym uchem, a drugą uniesioną
ze złączonymi palcami.
Nie koduj naszych grzechów, niech zostaną skasowane i nie przechowuj ich na twych dys-
kach.
Wybacz nam, o Duchu Gwiazd!
Duch Człowieka pochodzi z gwiazd i całego uniwersum: oto nasza wiara.
Bądz nam jej świadkiem, o Duchu Gwiazd!
Jako że wierzymy i działamy w prawości, zostaniemy wyniesieni na orbitę spełnienia.
Wynieś nas, o Duchu Gwiazd!
Uchroń nas od katastrofy, od stopienia, od szkodliwego promieniowania. Ocal nas.
Ocal nas, o Duchu Gwiazd!
116
Ochoczo przyjmujemy dane wejściowe z twego świętego terminala, teraz i na wieki.
Na wieki, o Duchu Gwiazd!
Tako my wierzymy, że za naszych dni odbudowana zostanie Zwięta Federacja, o Duchu Czło-
wieka Gwiazd. A jeśli ciężar grzechów niewiernych pokoleń jest zbyt wielki, niech nasze dusze
przeniesione zostaną do sieci. Koniec pliku.
Koniec pliku! żołnierze odprężyli się nieco.
Moje dzieci mówił dalej kapłan. Dostojny kapitan Whitehall zezwolił łaskawie na obo-
wiązkowe oczyszczenie grzechów jednostki jutro, dokładnie o godzinie 20:00. Rozległo się kilka
stłumionych jęków. Oznaczało to pokutę, zwykle post. Niech Duch będzie z wami odpowie-
dzią był zbiorowy szept i z twoją duszą .
Mistrz sierżant da Cruz powiedział Raj, zachowując minę jeszcze obojętniejszą niż kapłan
podczas odprawiania liturgii.
Panie! powiedział Descotczyk starego chowu, zbudowany jak cegła, o zakrzywionym nosie
i ciemnej skórze. Poruszał się z wielką łatwością, będąc jednym z tych szybkich, ciężkich mężczyzn,
rzadko spotykanych i śmiertelnie niebezpiecznych. Miał około trzydziestu pięciu lat, o dziesięć wię-
cej niż kapitan. Brakowało mu jednego z palców lewej dłoni, a prawą część twarzy pokrywały blizny
117
od szrapnela. Podciągały one kącik warg, sprawiając wrażenie, jakby cały czas ironicznie się uśmie-
chał, choć teraz na jego twarzy rzeczywiście gościł uśmiech.
Proszę kontynuować zgodnie z rozkazem, mistrzu sierżancie.
Batalion, baczność! krzyknął, odwracając się do żołnierzy. Stali oni w czworokątnych gru-
pach na dziedzińcu, który stopniowo pogrążał się w ciemnościach. Zwiatła z okien zajazdu i ogniska
obozowe wydobywały z gęstniejącego mroku tylko niektóre detale. Oleisty odblask na kolczej osło-
nie szyi, błękitny od sprzączki paska lub brązowych guzików ich błękitnych płaszczy, oczu, psich
zębów. Batalion rozłoży obóz. Uśmiech, który blizna zmieniła w upiorny grymas. Dokładna
inspekcja jutro dokładnie od 6:00. Grupa robocza do mnie, zgodnie z rozkazem. Rozejść się!
Inspekcja? zauważył jeden z dowódców kompanii, kiedy zsiedli z psów i podawali lejce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
nabożeństwo wieczorne a do trębacza Zagraj Z siodła i stanąć przy uzdzie .
Rozległ się przeciągły szelest, kiedy żołnierze zeskakiwali ze swoich wierzchowców na lewą
ich stronę i zbierali ich uzdy tuż przy pysku. Wierzchowce były w większości kundlami, na ogół
nakrapianą, rudawą odmianą z hodowli ze Wzgórz. Mocne, o silnych nogach, wysokie na jakieś
czternaście dłoni, o krótkich pyskach, klapniętych uszach i czarnych, szpiczastych ogonach, choć
zdarzały się także psy stanowiące mieszankę wszystkiego, od collie do nowofunlandczyka. Stały
bez ruchu, tak samo jak ludzie. %7łołnierze z Piątego pochodzili z rodzin ziemiańskich, urodzili się
do siodła, karabinu i polowań. Większość gospodarstw w Descott wysyłała syna do armii zamiast
podatków, dawali mu psa i pieniądze na oporządzenie i mundur. Doświadczeni rekruci, skrwawieni
w walce z podjazdami Rządu Wojskowego lub bandytami. Albo skrwawieni jako bandyci, pomyślał
sardonicznie Raj. Kradzieże na gościńcu były starą tradycją Descott i nie uważano ich za hańbę,
dopóki nie zostało się złapanym.
Przed front jednostki wystąpił kapelan, stając pomiędzy korpusem oficerskim a resztą batalionu.
Był to podhierarcha, podobni mu ludzie prowadzili parafie w Descott, ubrani w proste, białe szaty
115
ze srebrnymi gwiazdami na szyi. Blizna po cięciu szablą na policzku mówiła wyraznie, że zanim
oddał się w służbę Kościołowi, szedł za głosem innego powołania.
Usłysz nas, o Duchu Człowieka Gwiazd zaintonował.
Usłysz nas! rozległa się odpowiedz. Słowa były głębokie, nieco niewyrazne, bo wypowia-
dane przez trzysta męskich gardeł, którym brakowało synchronizacji.
Kapłan podniósł obie dłonie w stronę pierwszych gwiazd pojawiających się na wschodzie. %7łoł-
nierze przyjęli postawę odpowiednią do modlitwy, z jedną ręką nad lewym uchem, a drugą uniesioną
ze złączonymi palcami.
Nie koduj naszych grzechów, niech zostaną skasowane i nie przechowuj ich na twych dys-
kach.
Wybacz nam, o Duchu Gwiazd!
Duch Człowieka pochodzi z gwiazd i całego uniwersum: oto nasza wiara.
Bądz nam jej świadkiem, o Duchu Gwiazd!
Jako że wierzymy i działamy w prawości, zostaniemy wyniesieni na orbitę spełnienia.
Wynieś nas, o Duchu Gwiazd!
Uchroń nas od katastrofy, od stopienia, od szkodliwego promieniowania. Ocal nas.
Ocal nas, o Duchu Gwiazd!
116
Ochoczo przyjmujemy dane wejściowe z twego świętego terminala, teraz i na wieki.
Na wieki, o Duchu Gwiazd!
Tako my wierzymy, że za naszych dni odbudowana zostanie Zwięta Federacja, o Duchu Czło-
wieka Gwiazd. A jeśli ciężar grzechów niewiernych pokoleń jest zbyt wielki, niech nasze dusze
przeniesione zostaną do sieci. Koniec pliku.
Koniec pliku! żołnierze odprężyli się nieco.
Moje dzieci mówił dalej kapłan. Dostojny kapitan Whitehall zezwolił łaskawie na obo-
wiązkowe oczyszczenie grzechów jednostki jutro, dokładnie o godzinie 20:00. Rozległo się kilka
stłumionych jęków. Oznaczało to pokutę, zwykle post. Niech Duch będzie z wami odpowie-
dzią był zbiorowy szept i z twoją duszą .
Mistrz sierżant da Cruz powiedział Raj, zachowując minę jeszcze obojętniejszą niż kapłan
podczas odprawiania liturgii.
Panie! powiedział Descotczyk starego chowu, zbudowany jak cegła, o zakrzywionym nosie
i ciemnej skórze. Poruszał się z wielką łatwością, będąc jednym z tych szybkich, ciężkich mężczyzn,
rzadko spotykanych i śmiertelnie niebezpiecznych. Miał około trzydziestu pięciu lat, o dziesięć wię-
cej niż kapitan. Brakowało mu jednego z palców lewej dłoni, a prawą część twarzy pokrywały blizny
117
od szrapnela. Podciągały one kącik warg, sprawiając wrażenie, jakby cały czas ironicznie się uśmie-
chał, choć teraz na jego twarzy rzeczywiście gościł uśmiech.
Proszę kontynuować zgodnie z rozkazem, mistrzu sierżancie.
Batalion, baczność! krzyknął, odwracając się do żołnierzy. Stali oni w czworokątnych gru-
pach na dziedzińcu, który stopniowo pogrążał się w ciemnościach. Zwiatła z okien zajazdu i ogniska
obozowe wydobywały z gęstniejącego mroku tylko niektóre detale. Oleisty odblask na kolczej osło-
nie szyi, błękitny od sprzączki paska lub brązowych guzików ich błękitnych płaszczy, oczu, psich
zębów. Batalion rozłoży obóz. Uśmiech, który blizna zmieniła w upiorny grymas. Dokładna
inspekcja jutro dokładnie od 6:00. Grupa robocza do mnie, zgodnie z rozkazem. Rozejść się!
Inspekcja? zauważył jeden z dowódców kompanii, kiedy zsiedli z psów i podawali lejce [ Pobierz całość w formacie PDF ]