[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o wiele szybciej niż zazwyczaj. Odprowadził go do
pustej przegrody i oddał w ręce jednego ze stajen-
nych.
Minął tydzień od wypadku ze sforą psów. Rany
dwulatka niemal się wygoiły. Ani koń, ani Jesse
nie odnieśli żadnych trwałych obrażeń, lecz King
mimo to budził się co noc, nękany sennym kosz-
marem.
Zdjął kapelusz, otrzepał go z kurzu uderzeniem
o udo i podszedł do długiego, metalowego koryta
z wodą wewnątrz zagrody dla koni. Woda, która
168 UPRAGNIONE DZIEDZICTWO
popłynęła z kranu, była z początku gorąca i nieco
zamulona. Odczekał, aż stanie się chłodniejsza
i bardziej klarowna. Pózniej pochylił się i podsunął
usta pod strumień zimnej studziennej wody. Pił
chciwie, uzupełniając niedobory płynu w organiz-
mie wysuszonym przez upał. Kiedy zaspokoił
pierwsze pragnienie, zmoczył pod strumieniem
głowę i kark.
Jesse leżała na brzuchu na kopie siana i obser-
wowała go z zapartym tchem. Tkwiła zakamuf-
lowana w swoim punkcie obserwacyjnym w ot-
wartym oknie strychu, ignorując natarczywą koń-
ską muchę, która atakowała jej gołe nogi. Jej
opalenizna przybrała odcień złocistego brązu. Jes-
se wiedziała, że dopóki się nie poruszy i nie wyda
dzwięku, nikt jej nie zauważy.
Nie miała zamiaru się zdradzać. Widok Kinga
był zbyt pociągający.
Patrzyła na grę muskułów na gołych ramionach,
kiedy prowadził konia na lonży. Jego tors lśnił jak
wypolerowane drewno. Ciemne dżinsy, zwilgot-
niałe od potu, przylegały ciasno do silnych nóg.
Kowbojskie buty pokrywał pył, który suchą mgieł-
ką wznosił się nad spieczonym klepiskiem za-
grody.
Znała siłę jego woli i charakteru, jednak tym
razem podziwiała emanującą z niego czysto fizy-
czną męską siłę.
Lata ciężkiej pracy i wytężonego wysiłku spra-
Sharon Sala 169
wiły, że jego sprężyste, muskularne ciało, wyrzez-
bione jak z granitu, nie znało słabości. Jedynym
czułym punktem Kinga było uczucie do Jesse.
Wiedziała o tym, ale chciała od niego czegoś
więcej niż sympatii i współczucia. Chciała praw-
dziwej miłości.
Przeszedł ją dreszcz, gdy King pochylił się, by
zaspokoić pragnienie. Patrzyła, jak jego usta chci-
wie chwytają wodę i myślała o chwili, gdy poczuła
je na własnych ustach. Dałaby mu o tyle więcej,
gdyby tylko pozwolił. Pocałunek, który wymienili
nad stawem, nie był namiętny ani pełen współ-
czucia, choć pod nią ugięły się kolana. Jednak
King odsunął się równie szybko, jak do niej
przylgnął, i nie potrafiła ponownie znalezć klucza
do jego emocji.
Z bezsilną frustracją patrzyła, jak King zakręca
wodę, wciska kapelusz na głowę i wchodzi do
ocienionej stajni. Leżała bez ruchu, wytężając
z kolei słuch. Słuchała, jak wydaje polecenia
stajennym i śmieje się głośno w odpowiedzi na
jakąś uwagę. Nie zrozumiała rozmowy, ale wyraz-
nie dobiegła ją beztroska, wesoła nuta w jego
głosie. Westchnęła cicho, zadając sobie pytanie,
czy ona będzie kiedyś umiała wprawić go w taki
radosny nastrój. Miała wrażenie, że ostatnio tylko
się na nią złości lub strofuje ją za chodzenie boso.
Giez raz jeszcze zaatakował goły pasek mię-
dzy jej króciutką koszulką a brzegiem szortów
170 UPRAGNIONE DZIEDZICTWO
i odleciał na dobre, przegoniony energicznym
ruchem dłoni.
King dostrzegł czubek głowy Jesse nad stoż-
kiem siana w oknie strychu tuż zanim pochylił
się nad kranem z wodą. Był ciekaw, od jak
dawna go obserwuje... i po co? Zaspokoił prag-
nienie, zmoczył włosy i kark, na pozór nie-
świadomy jej wzroku, i nonszalancko wszedł do
stajni.
Stanął u podnóża drabiny wiodącej na strych,
skąd nie dochodził żaden dzwięk, zdjął buty,
powiesił kapelusz na gwozdziu i bezszelestnie
wspiął się do jej kryjówki.
Na dole nagle zrobiło się cicho jak makiem
zasiał. Jesse zastygła bez ruchu i nastawiła uszu...
Podskoczyła, kiedy usłyszała tuż za sobą
dzwięk jego głosu i z poczuciem winy obróciła się
na plecy. King stał nad nią z wyrazem twarzy,
który wstrzymał jej dech. Objęła długim spo-
jrzeniem jego wciąż mokre włosy, pociemniałe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
o wiele szybciej niż zazwyczaj. Odprowadził go do
pustej przegrody i oddał w ręce jednego ze stajen-
nych.
Minął tydzień od wypadku ze sforą psów. Rany
dwulatka niemal się wygoiły. Ani koń, ani Jesse
nie odnieśli żadnych trwałych obrażeń, lecz King
mimo to budził się co noc, nękany sennym kosz-
marem.
Zdjął kapelusz, otrzepał go z kurzu uderzeniem
o udo i podszedł do długiego, metalowego koryta
z wodą wewnątrz zagrody dla koni. Woda, która
168 UPRAGNIONE DZIEDZICTWO
popłynęła z kranu, była z początku gorąca i nieco
zamulona. Odczekał, aż stanie się chłodniejsza
i bardziej klarowna. Pózniej pochylił się i podsunął
usta pod strumień zimnej studziennej wody. Pił
chciwie, uzupełniając niedobory płynu w organiz-
mie wysuszonym przez upał. Kiedy zaspokoił
pierwsze pragnienie, zmoczył pod strumieniem
głowę i kark.
Jesse leżała na brzuchu na kopie siana i obser-
wowała go z zapartym tchem. Tkwiła zakamuf-
lowana w swoim punkcie obserwacyjnym w ot-
wartym oknie strychu, ignorując natarczywą koń-
ską muchę, która atakowała jej gołe nogi. Jej
opalenizna przybrała odcień złocistego brązu. Jes-
se wiedziała, że dopóki się nie poruszy i nie wyda
dzwięku, nikt jej nie zauważy.
Nie miała zamiaru się zdradzać. Widok Kinga
był zbyt pociągający.
Patrzyła na grę muskułów na gołych ramionach,
kiedy prowadził konia na lonży. Jego tors lśnił jak
wypolerowane drewno. Ciemne dżinsy, zwilgot-
niałe od potu, przylegały ciasno do silnych nóg.
Kowbojskie buty pokrywał pył, który suchą mgieł-
ką wznosił się nad spieczonym klepiskiem za-
grody.
Znała siłę jego woli i charakteru, jednak tym
razem podziwiała emanującą z niego czysto fizy-
czną męską siłę.
Lata ciężkiej pracy i wytężonego wysiłku spra-
Sharon Sala 169
wiły, że jego sprężyste, muskularne ciało, wyrzez-
bione jak z granitu, nie znało słabości. Jedynym
czułym punktem Kinga było uczucie do Jesse.
Wiedziała o tym, ale chciała od niego czegoś
więcej niż sympatii i współczucia. Chciała praw-
dziwej miłości.
Przeszedł ją dreszcz, gdy King pochylił się, by
zaspokoić pragnienie. Patrzyła, jak jego usta chci-
wie chwytają wodę i myślała o chwili, gdy poczuła
je na własnych ustach. Dałaby mu o tyle więcej,
gdyby tylko pozwolił. Pocałunek, który wymienili
nad stawem, nie był namiętny ani pełen współ-
czucia, choć pod nią ugięły się kolana. Jednak
King odsunął się równie szybko, jak do niej
przylgnął, i nie potrafiła ponownie znalezć klucza
do jego emocji.
Z bezsilną frustracją patrzyła, jak King zakręca
wodę, wciska kapelusz na głowę i wchodzi do
ocienionej stajni. Leżała bez ruchu, wytężając
z kolei słuch. Słuchała, jak wydaje polecenia
stajennym i śmieje się głośno w odpowiedzi na
jakąś uwagę. Nie zrozumiała rozmowy, ale wyraz-
nie dobiegła ją beztroska, wesoła nuta w jego
głosie. Westchnęła cicho, zadając sobie pytanie,
czy ona będzie kiedyś umiała wprawić go w taki
radosny nastrój. Miała wrażenie, że ostatnio tylko
się na nią złości lub strofuje ją za chodzenie boso.
Giez raz jeszcze zaatakował goły pasek mię-
dzy jej króciutką koszulką a brzegiem szortów
170 UPRAGNIONE DZIEDZICTWO
i odleciał na dobre, przegoniony energicznym
ruchem dłoni.
King dostrzegł czubek głowy Jesse nad stoż-
kiem siana w oknie strychu tuż zanim pochylił
się nad kranem z wodą. Był ciekaw, od jak
dawna go obserwuje... i po co? Zaspokoił prag-
nienie, zmoczył włosy i kark, na pozór nie-
świadomy jej wzroku, i nonszalancko wszedł do
stajni.
Stanął u podnóża drabiny wiodącej na strych,
skąd nie dochodził żaden dzwięk, zdjął buty,
powiesił kapelusz na gwozdziu i bezszelestnie
wspiął się do jej kryjówki.
Na dole nagle zrobiło się cicho jak makiem
zasiał. Jesse zastygła bez ruchu i nastawiła uszu...
Podskoczyła, kiedy usłyszała tuż za sobą
dzwięk jego głosu i z poczuciem winy obróciła się
na plecy. King stał nad nią z wyrazem twarzy,
który wstrzymał jej dech. Objęła długim spo-
jrzeniem jego wciąż mokre włosy, pociemniałe [ Pobierz całość w formacie PDF ]