[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nikiem i obejrzała niemowlę.
-Ma taki dołeczek w podbródku jak jej dziadzio - zachwyciła
siÄ™ natychmiast. - Ale historia! Jak z serialu!
Sasha wolała się nie wypowiadać na ten temat. Rzadko oglą-
dała telewizję. Nie lubiła opowieści o cudzym życiu, wolała
tworzyć własną rzeczywistość.
Chyba jej oczka pozostaną niebieskie, jak pani myśli?
Możliwe, Tim ma tak błękitne jak pogodne niebo - uśmiech-
nęła się sekretarka. Wydawało im się, że dziewczynka była
zachwycona zainteresowaniem, jakie wzbudziła, ale Sasha nie
pamiętała, kiedy niemowlęta zaczynają rozpoznawać otocze-
nie.
Kiedy tylko skończy się malowanie w sąsiednim pokoju, bę-
dziemy ją codziennie widywać - cieszyła się pani Martha. -
Zaczęliśmy od biura, teraz szef tam sypia. Tylko czy łóżeczko
się zmieści? Zaproponuję mu, że będę ją zabierać na noc i co-
dziennie przywozić do pracy.
Nie trzeba, wszystko już uzgodniliśmy skłamała Sasha.
Dziecko zaczęło kwilić. Sekretarka zaproponowała, że je na-
karmi. Sasha ruszyła do samochodu po butelkę, a Hack wyłą-
czył klimatyzację, żeby nie hałasowała. Po chwili pojawił się
Jake, jeszcze bardziej zdenerwowany niż poprzednio. Nie dzi-
wiła mu się. Dom wyglądał jak po trzęsieniu ziemi.
S
R
Posłuchaj, tu nie ma warunków dla dziecka. Niech zamieszka
u mnie, póki nie skończy się remont. Zabiorę Peaches do siebie
taksówką, a ty jutro przywieziesz mi jej rzeczy. - Wiedziała, że
nie powinna się wtrącać, ale nie potrafiła pozostać obojętna.
Zgoda, ale sam was odwiozÄ™, jeszcze tylko jeden telefon.
Sasha czekała w samochodzie, Jake wrócił dziesięć minut póz-
niej i bez słowa ruszył na północ.
-Malowanie części mieszkalnej nie skończy się
w tym tygodniu. Jeden z malarzy się żeni oznajmił z ponurą
minÄ….
-I tak ci przykro z powodu wesela?
-Nie tylko. Jamisonowie doszli do porozumienia, straciłem
zlecenie.
Sasha nareszcie dowiedziała się, czego Jake szukał w Dri-
ftwinds. Willa, którą urządzała, należała właśnie do tej rodzi-
ny. Miała nadzieję, że rodzinne spory nie odbiją się na jej pra-
cy. Zresztą już wykonała zadanie, pozostało tylko odebrać
wynagrodzenie.
-Rzecz w tym, że nie wierzę w niewinność tego człowieka, ale
nie mam przeciwko niemu materiałów dowodowych. To
szczwany lis. Boję się, że może wywieść ją w pole. Formalnie
dom jest własnością spółki, ale pani Jamison sfinansowała jego
budowę. Teraz rozgłaszają, że się pogodzili, ale podejrzewam,
że coś się za tym kryje.
Sasha nie umiała mu pomóc. Rozwodziła się cztery razy, ale
nie przeżyła podobnej sytuacji. Przyjrzała się
S
R
kierowcy. W mgnieniu oka zdążył się opanować, jechał szyb-
ko, lecz pewnie, jakby bez wysiłku. Zazdrościła mu we-
wnętrznej dyscypliny i zastanawiała się, czy inne rzeczy przy-
chodzą mu równie łatwo.
Przypuszczam, że Jamison umówi się na jeszcze jedną
schadzkę. To już ostatnia okazja. Pózniej pojawią się turyści i
zajmą jego gniazdko miłości na całe lato. - Mówił prawie
szeptem, żeby nie zbudzić wnuczki.
Dlaczego uważacie, że właśnie tam się spotykają? Przecież
tam go łatwiej wytropić niż w hotelu.
Zgodziłbym się z tobą, gdyby chodziło o szeregowego obywa-
tela, ale jego twarz widnieje na wszystkich plakatach wybor-
czych, każdy może go rozpoznać. A to, że dogląda własnego
domu, nikogo nie zdziwi.
Sashy przyszło do głowy mnóstwo kontrargumentów, ale żad-
nego głośno nie wyraziła. W końcu Jake miał spore doświad-
czenie, a pani Jamison znała własnego męża lepiej niż ona,
- Jeżeli chcesz go mimo wszystko poobserwować, zaopiekuję
się małą, gdy ty będziesz czatował na kochanków. Jeżeli jest
tak głupi, że umawia się tam, gdzie najłatwiej go znalezć,
niech ma, na co zasłużył.
Jake przygryzł dolną wargę. Obydwoje wiedzieli, że potrzebu-
je kogoś do opieki nad wnuczką. Sasha właśnie na tym budo-
wała swoje nadzieje na przynajmniej kilkudniowy kontakt z tą
słodką laleczką. Wmawiała sobie, że niczego więcej się nie
spodziewa. Nie potrafiła wytłumaczyć, czemu czuje aż tak
bliską więz
S
R
z niemowlakiem, którego po raz pierwszy zobaczyła zaledwie
kilka godzin temu, oraz z jego dziadkiem, którego znała nie-
wiele dłużej. Na przyjaciółkach i rodzinie zawsze robiła wra-
żenie lekkomyślnej, a nawet powierzchownej. Zagłuszała ty-
kanie biologicznego zegara, całą energię wkładając w pracę.
Teraz, trzymając małą istotkę w ramionach, ponownie usły-
szała jego bicie.
-Jeżeli wysadzisz mnie w Driftwinds, odwiozę małą do domu
moim autem, a ty możesz ukryć się w sąsiedztwie i obserwo-
wać rozwój wypadków - zaproponowała. - Tylko uważaj, żeby
nikt cię nie zauważył. Ostatnie słowa stanowiły aluzję do
sposobu, w jaki siÄ™ poznali.
Uśmiechnął się przelotnie, ona też. Najchętniej nazwałaby
tamto spotkanie zrzÄ…dzeniem, a nawet darem losu. Wprawdzie
tylko pożyczone, ale nareszcie miała dziecko.
- Nie musisz się spieszyć, rozwikłaj zagadkę Jamisonów i wez
się za inne, które na ciebie czekają. Ja i tak większość zadań
wykonuję w domu: szkicuję plany, składam zamówienia,
dzwonię do klientów.
W najbliższym czasie nigdzie się nie wybieram. Dopilnuję
maleństwa jak należy. - Nie wspomniała o tym, że odwiedza
wszystkie targi, giełdy staroci i wyprzedaże w promieniu kil-
kuset kilometrów w poszukiwaniu ciekawych materiałów do
dekoracji wnętrz. Buszowanie po bazarach mogło poczekać.
Jake jej się podobał i reklamowała swoje usługi najlepiej, jak
potrafiła, żeby go przekonać. Może trochę zbyt natrętnie, ale
S
R
korzystała z okazji, że może się przydać. Tak bardzo chciała
być komuś potrzebna. Nie, nie komuś, konkretnie jemu i Pea-
ches.
Dziękuję - odparł sucho i nagle położył rękę na jej udzie.
Sashy zaparło dech. - Jak tam kostka?
Zdążyłam zapomnieć, że mam coś takiego. - W tym momencie
nie pamiętała chyba nawet o tym, że ma mózg, czuła tylko to
miejsce na nodze, którego dotykała jego dłoń. Stamtąd płynęły
fale gorąca wzdłuż całego ciała.
Jake przez cały czas nie odrywał wzroku od szosy. Musiał
uważać, ruch przed świętami znacznie się nasilił. Dopiero na
światłach zatrzymał się i popatrzył na nią badawczo.
Ja nie zapomniałem, możesz mi wierzyć.
Czy to komplement?
Traktuj to, jak chcesz. - Dotknął ręką jej szyi poniżej linii
włosów. - Zastanów się, czemu ciągle szukałem pretekstu,
żeby cię odwiedzić, mimo nawału pracy?
Sasha zaczęła nagle szybciej oddychać.
-Przypisywałam twoją gorliwość wyrzutom sumienia - odparła
zupełnie bez sensu. Skąd miał wiedzieć, że na tarasie w Dri-
ftwinds wypatrywała go, zamiast patrzeć pod nogi?
Jake przesunął ręką wzdłuż jej szyi i delikatnie musnął palcami
płatek ucha.
-Czemu miałbym się czuć winny? - droczył się. - Jeszcze nic
nie zrobiłem.
S
R
Dzwięk klaksonu niespodziewanie zburzył cały nastrój. Zwia-
tło dawno już zmieniło się na zielone, a za nimi ustawiła się
długa kolejka samochodów.
- Pózniej - powiedział Jake.
Obiecuje czy grozi? - łamała sobie głowę Sasha. Serce biło jej
szybko i nierówno.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Reszta drogi upłynęła w milczeniu. Dopiero przed jej domem
Jake zapytał, czy dobrze rozważyła swoją decyzję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
nikiem i obejrzała niemowlę.
-Ma taki dołeczek w podbródku jak jej dziadzio - zachwyciła
siÄ™ natychmiast. - Ale historia! Jak z serialu!
Sasha wolała się nie wypowiadać na ten temat. Rzadko oglą-
dała telewizję. Nie lubiła opowieści o cudzym życiu, wolała
tworzyć własną rzeczywistość.
Chyba jej oczka pozostaną niebieskie, jak pani myśli?
Możliwe, Tim ma tak błękitne jak pogodne niebo - uśmiech-
nęła się sekretarka. Wydawało im się, że dziewczynka była
zachwycona zainteresowaniem, jakie wzbudziła, ale Sasha nie
pamiętała, kiedy niemowlęta zaczynają rozpoznawać otocze-
nie.
Kiedy tylko skończy się malowanie w sąsiednim pokoju, bę-
dziemy ją codziennie widywać - cieszyła się pani Martha. -
Zaczęliśmy od biura, teraz szef tam sypia. Tylko czy łóżeczko
się zmieści? Zaproponuję mu, że będę ją zabierać na noc i co-
dziennie przywozić do pracy.
Nie trzeba, wszystko już uzgodniliśmy skłamała Sasha.
Dziecko zaczęło kwilić. Sekretarka zaproponowała, że je na-
karmi. Sasha ruszyła do samochodu po butelkę, a Hack wyłą-
czył klimatyzację, żeby nie hałasowała. Po chwili pojawił się
Jake, jeszcze bardziej zdenerwowany niż poprzednio. Nie dzi-
wiła mu się. Dom wyglądał jak po trzęsieniu ziemi.
S
R
Posłuchaj, tu nie ma warunków dla dziecka. Niech zamieszka
u mnie, póki nie skończy się remont. Zabiorę Peaches do siebie
taksówką, a ty jutro przywieziesz mi jej rzeczy. - Wiedziała, że
nie powinna się wtrącać, ale nie potrafiła pozostać obojętna.
Zgoda, ale sam was odwiozÄ™, jeszcze tylko jeden telefon.
Sasha czekała w samochodzie, Jake wrócił dziesięć minut póz-
niej i bez słowa ruszył na północ.
-Malowanie części mieszkalnej nie skończy się
w tym tygodniu. Jeden z malarzy się żeni oznajmił z ponurą
minÄ….
-I tak ci przykro z powodu wesela?
-Nie tylko. Jamisonowie doszli do porozumienia, straciłem
zlecenie.
Sasha nareszcie dowiedziała się, czego Jake szukał w Dri-
ftwinds. Willa, którą urządzała, należała właśnie do tej rodzi-
ny. Miała nadzieję, że rodzinne spory nie odbiją się na jej pra-
cy. Zresztą już wykonała zadanie, pozostało tylko odebrać
wynagrodzenie.
-Rzecz w tym, że nie wierzę w niewinność tego człowieka, ale
nie mam przeciwko niemu materiałów dowodowych. To
szczwany lis. Boję się, że może wywieść ją w pole. Formalnie
dom jest własnością spółki, ale pani Jamison sfinansowała jego
budowę. Teraz rozgłaszają, że się pogodzili, ale podejrzewam,
że coś się za tym kryje.
Sasha nie umiała mu pomóc. Rozwodziła się cztery razy, ale
nie przeżyła podobnej sytuacji. Przyjrzała się
S
R
kierowcy. W mgnieniu oka zdążył się opanować, jechał szyb-
ko, lecz pewnie, jakby bez wysiłku. Zazdrościła mu we-
wnętrznej dyscypliny i zastanawiała się, czy inne rzeczy przy-
chodzą mu równie łatwo.
Przypuszczam, że Jamison umówi się na jeszcze jedną
schadzkę. To już ostatnia okazja. Pózniej pojawią się turyści i
zajmą jego gniazdko miłości na całe lato. - Mówił prawie
szeptem, żeby nie zbudzić wnuczki.
Dlaczego uważacie, że właśnie tam się spotykają? Przecież
tam go łatwiej wytropić niż w hotelu.
Zgodziłbym się z tobą, gdyby chodziło o szeregowego obywa-
tela, ale jego twarz widnieje na wszystkich plakatach wybor-
czych, każdy może go rozpoznać. A to, że dogląda własnego
domu, nikogo nie zdziwi.
Sashy przyszło do głowy mnóstwo kontrargumentów, ale żad-
nego głośno nie wyraziła. W końcu Jake miał spore doświad-
czenie, a pani Jamison znała własnego męża lepiej niż ona,
- Jeżeli chcesz go mimo wszystko poobserwować, zaopiekuję
się małą, gdy ty będziesz czatował na kochanków. Jeżeli jest
tak głupi, że umawia się tam, gdzie najłatwiej go znalezć,
niech ma, na co zasłużył.
Jake przygryzł dolną wargę. Obydwoje wiedzieli, że potrzebu-
je kogoś do opieki nad wnuczką. Sasha właśnie na tym budo-
wała swoje nadzieje na przynajmniej kilkudniowy kontakt z tą
słodką laleczką. Wmawiała sobie, że niczego więcej się nie
spodziewa. Nie potrafiła wytłumaczyć, czemu czuje aż tak
bliską więz
S
R
z niemowlakiem, którego po raz pierwszy zobaczyła zaledwie
kilka godzin temu, oraz z jego dziadkiem, którego znała nie-
wiele dłużej. Na przyjaciółkach i rodzinie zawsze robiła wra-
żenie lekkomyślnej, a nawet powierzchownej. Zagłuszała ty-
kanie biologicznego zegara, całą energię wkładając w pracę.
Teraz, trzymając małą istotkę w ramionach, ponownie usły-
szała jego bicie.
-Jeżeli wysadzisz mnie w Driftwinds, odwiozę małą do domu
moim autem, a ty możesz ukryć się w sąsiedztwie i obserwo-
wać rozwój wypadków - zaproponowała. - Tylko uważaj, żeby
nikt cię nie zauważył. Ostatnie słowa stanowiły aluzję do
sposobu, w jaki siÄ™ poznali.
Uśmiechnął się przelotnie, ona też. Najchętniej nazwałaby
tamto spotkanie zrzÄ…dzeniem, a nawet darem losu. Wprawdzie
tylko pożyczone, ale nareszcie miała dziecko.
- Nie musisz się spieszyć, rozwikłaj zagadkę Jamisonów i wez
się za inne, które na ciebie czekają. Ja i tak większość zadań
wykonuję w domu: szkicuję plany, składam zamówienia,
dzwonię do klientów.
W najbliższym czasie nigdzie się nie wybieram. Dopilnuję
maleństwa jak należy. - Nie wspomniała o tym, że odwiedza
wszystkie targi, giełdy staroci i wyprzedaże w promieniu kil-
kuset kilometrów w poszukiwaniu ciekawych materiałów do
dekoracji wnętrz. Buszowanie po bazarach mogło poczekać.
Jake jej się podobał i reklamowała swoje usługi najlepiej, jak
potrafiła, żeby go przekonać. Może trochę zbyt natrętnie, ale
S
R
korzystała z okazji, że może się przydać. Tak bardzo chciała
być komuś potrzebna. Nie, nie komuś, konkretnie jemu i Pea-
ches.
Dziękuję - odparł sucho i nagle położył rękę na jej udzie.
Sashy zaparło dech. - Jak tam kostka?
Zdążyłam zapomnieć, że mam coś takiego. - W tym momencie
nie pamiętała chyba nawet o tym, że ma mózg, czuła tylko to
miejsce na nodze, którego dotykała jego dłoń. Stamtąd płynęły
fale gorąca wzdłuż całego ciała.
Jake przez cały czas nie odrywał wzroku od szosy. Musiał
uważać, ruch przed świętami znacznie się nasilił. Dopiero na
światłach zatrzymał się i popatrzył na nią badawczo.
Ja nie zapomniałem, możesz mi wierzyć.
Czy to komplement?
Traktuj to, jak chcesz. - Dotknął ręką jej szyi poniżej linii
włosów. - Zastanów się, czemu ciągle szukałem pretekstu,
żeby cię odwiedzić, mimo nawału pracy?
Sasha zaczęła nagle szybciej oddychać.
-Przypisywałam twoją gorliwość wyrzutom sumienia - odparła
zupełnie bez sensu. Skąd miał wiedzieć, że na tarasie w Dri-
ftwinds wypatrywała go, zamiast patrzeć pod nogi?
Jake przesunął ręką wzdłuż jej szyi i delikatnie musnął palcami
płatek ucha.
-Czemu miałbym się czuć winny? - droczył się. - Jeszcze nic
nie zrobiłem.
S
R
Dzwięk klaksonu niespodziewanie zburzył cały nastrój. Zwia-
tło dawno już zmieniło się na zielone, a za nimi ustawiła się
długa kolejka samochodów.
- Pózniej - powiedział Jake.
Obiecuje czy grozi? - łamała sobie głowę Sasha. Serce biło jej
szybko i nierówno.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Reszta drogi upłynęła w milczeniu. Dopiero przed jej domem
Jake zapytał, czy dobrze rozważyła swoją decyzję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]