[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwać Kazimierza, by wracał władzę objąć w kraju.
Wiadomo już było, że zagrożony klątwą Bolesław nie
ukorzy się. Pozostawało ją tylko ogłosić.
Arcybiskup Stefan od kilku dni naradzał się z bie-
głym w prawie kościelnym Reinbcrnem nad przebie-
giem tej uroczystości. Postanowiono ją celebrować po
świątecznym nabożeństwie w dzień Urodzenia Pań-
skiego.
Od rana już szczupła katedra Chrobrego wypełnio-
na była po brzegi, głowa przy głowie, a jeszcze z osad
i podgrodzi ciągnął, kto jeno był na nogach, wypełnia-
jąc dziedziniec przed kościołom. Czekano na arcybi-
skupa, który jeszcze bawił w kapitulnym budynku
wraz z Rembernem i asystą. Podniecony szmer u-
milkł, gdy przez otwartą na ścieżaj bramę kościoła
ujrzano arcybiskupa, który przed głównym ołtarzem
rozpoczął ofiaję. Po jej skończeniu i ostatnim bło-
gosławieństwie duchowieństwo zaintonowało psalm
Deus laudem meam, arcybiskup zaś zwrócił się do
obecnych:
Wszelka właść od Boga pochodzi, a ten, które-
mu ją zlecił, sprawować ją winien ku dobru podda-
207
nych, boskich i ludzkich praw przestrzegając; Kościo-
łowi zasię świętemu rząd dusz powierzył, by prostował
drogi człowiecze, wiodąc wielkich i małych przez
cnotliwy żywot ku wieczystemu zbawieniu. %7łe zaś
śmiertelny jest człek, gdy mu dań przydzie spłacić
przyrodzeniu, zawierzaną sobie, właść przekazać wi-
nien swemu następcy, by nadal ją sprawował ku po-
mnożeniu chwały Bożej i sławy swych przodków.
Komu ciężkie jej brzemię dzwigać przydzie, więcej
może mu być przebaczone. Nie winić nam zmarłego
króla, iże następstwo po sobie zlecił synowi urodzo-
nemu z nie pobłogosławionego przez Kościół związku,
młodszego służbie Bożej poświęcając, by bratobójczej
walki, której sam doświadczył, krajowi oszczędzić. Za
czyny jednak tegoż następcy nie on ponosi odpowie-
dzialność.
Ułomny jest człek i grzeszny, ale wielkie jest miło-
sierdzie Boże, tedy Kościołowi swemu prawo odpusz-
czania grzechów zawierzył. Alić jeno grzesznikowi, jen
uzna swą winę i skruchę okaże. Biada jednakowoż
tym, którzy grzech do grzechu dodając, pomocną dłoń
Kościoła odrzucą, by dzwignąć się z upadku. Niegod-
nymi się stają społeczności krześoijańskiej.
Arcybiskup umilkł na chwilę; w napiętej ciszy
podniósł głos:
Pod grozą klątwy wezwałem króle wica Bolka,
bo liczne i wielkie są jego przewiny, by skruchę oka-
zał i do pokuty przystąpił; nie jedno społem z pogań-
stwem kościelne mienie łupił, ale we wszytkim mu
folgując Kościół i kraj przywiódł do upadku. Skaził
sławę swych przodków, zburzył ich daieło. A jakby
i tego mało było, ręce skalał krwią, by porubstwu
swemu zadość uczynić. Jest w mocy i powinności
Kościoła zgniły członek odciąć, by zdrowych nie za-
kaził.
Arcybiskup ujął podaną sobie przez jednego z ka-
noników płonącą świecę i ciągnął uroczyście:
Bolko Mieszkowic przeklęty niechaj będzie
w tym i przyszłym żywocie, wraz ze wszytkimi, co mu
208pomoc i radę jakimkolwiek sposobem dawali. Nie Iza
użyczyć mu wody ni ognia. Każden krześcijanin uni-
kać go winien, by się klątwą nie zakazić. Nawet imię
jego niechaj sczeznie z ludzkiej pamięci po wsze czasy.
Anathema sit, amen!
Arcybiskup cisnął na ziemię świecę i zadeptał pło-
mień, za nim uczynili to kanonicy, chórem mówiąc:
jiatl W powszechnej ciszy Stefan wraz z asystą wy-
szedł do zakrystii i tłum zaczął się rozpływać w po-
nurym milczeniu. W opustoszałej katedrze pozostał
jeno swąd zgaszonych świec.
Aatwiej jednak było zadeptać ich płomień niż ża-
giew buntu, który przygasły słotną jesienią rozgorzał
na nowo. Wieść o rzuconej na Bolka klątwie rozcho-
dziła się po kraju jak wiatr, który rozprzestrzenia po-
żogę. Rozproszone dotychczas swawolne gromady pod
wodzą pogańskich kapłanów skupiać się jęły pad
jakimś kierownictwem, tworząc siłę zagrażającą
i większym grodom, w których chronił się, kto jeno
do buntu nie chciał się przyłączyć lub nie zdążył ujść
na Mazowsze. Stawiany gdzieniegdzie nieskładny opór
gasł, wraz z nadzieją na powrót Kazimierza, którego
z sobie tylko wiadomych powodów trzymał jakby
w niewoli węgierski Stefan. Bunt wszczęty z niechęci
do obcych i tęsknoty za dawną swobodą teraz wyraz-
nie już zmierzał do obalenia krzyża, a rzucona na
Bolka klątwa stała się bodzcem przyspieszenia wy-
padków.
Na uroczysku wśród borów nad Prosną, gdzie ongiś
stał prastary święty dąb, a przed nim kamień służący
za ołtarz ofiarny, na wezwanie Witoszy gromadzili
się przywódcy poszczególnych gromad w położonej
opodal osadzie smolarzy, czekając na jego przybycie.
W pogodny zimowy ranek w osadzie zjawił się pacho-
łek z doniesieniem, że Witosza czeka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
zwać Kazimierza, by wracał władzę objąć w kraju.
Wiadomo już było, że zagrożony klątwą Bolesław nie
ukorzy się. Pozostawało ją tylko ogłosić.
Arcybiskup Stefan od kilku dni naradzał się z bie-
głym w prawie kościelnym Reinbcrnem nad przebie-
giem tej uroczystości. Postanowiono ją celebrować po
świątecznym nabożeństwie w dzień Urodzenia Pań-
skiego.
Od rana już szczupła katedra Chrobrego wypełnio-
na była po brzegi, głowa przy głowie, a jeszcze z osad
i podgrodzi ciągnął, kto jeno był na nogach, wypełnia-
jąc dziedziniec przed kościołom. Czekano na arcybi-
skupa, który jeszcze bawił w kapitulnym budynku
wraz z Rembernem i asystą. Podniecony szmer u-
milkł, gdy przez otwartą na ścieżaj bramę kościoła
ujrzano arcybiskupa, który przed głównym ołtarzem
rozpoczął ofiaję. Po jej skończeniu i ostatnim bło-
gosławieństwie duchowieństwo zaintonowało psalm
Deus laudem meam, arcybiskup zaś zwrócił się do
obecnych:
Wszelka właść od Boga pochodzi, a ten, które-
mu ją zlecił, sprawować ją winien ku dobru podda-
207
nych, boskich i ludzkich praw przestrzegając; Kościo-
łowi zasię świętemu rząd dusz powierzył, by prostował
drogi człowiecze, wiodąc wielkich i małych przez
cnotliwy żywot ku wieczystemu zbawieniu. %7łe zaś
śmiertelny jest człek, gdy mu dań przydzie spłacić
przyrodzeniu, zawierzaną sobie, właść przekazać wi-
nien swemu następcy, by nadal ją sprawował ku po-
mnożeniu chwały Bożej i sławy swych przodków.
Komu ciężkie jej brzemię dzwigać przydzie, więcej
może mu być przebaczone. Nie winić nam zmarłego
króla, iże następstwo po sobie zlecił synowi urodzo-
nemu z nie pobłogosławionego przez Kościół związku,
młodszego służbie Bożej poświęcając, by bratobójczej
walki, której sam doświadczył, krajowi oszczędzić. Za
czyny jednak tegoż następcy nie on ponosi odpowie-
dzialność.
Ułomny jest człek i grzeszny, ale wielkie jest miło-
sierdzie Boże, tedy Kościołowi swemu prawo odpusz-
czania grzechów zawierzył. Alić jeno grzesznikowi, jen
uzna swą winę i skruchę okaże. Biada jednakowoż
tym, którzy grzech do grzechu dodając, pomocną dłoń
Kościoła odrzucą, by dzwignąć się z upadku. Niegod-
nymi się stają społeczności krześoijańskiej.
Arcybiskup umilkł na chwilę; w napiętej ciszy
podniósł głos:
Pod grozą klątwy wezwałem króle wica Bolka,
bo liczne i wielkie są jego przewiny, by skruchę oka-
zał i do pokuty przystąpił; nie jedno społem z pogań-
stwem kościelne mienie łupił, ale we wszytkim mu
folgując Kościół i kraj przywiódł do upadku. Skaził
sławę swych przodków, zburzył ich daieło. A jakby
i tego mało było, ręce skalał krwią, by porubstwu
swemu zadość uczynić. Jest w mocy i powinności
Kościoła zgniły członek odciąć, by zdrowych nie za-
kaził.
Arcybiskup ujął podaną sobie przez jednego z ka-
noników płonącą świecę i ciągnął uroczyście:
Bolko Mieszkowic przeklęty niechaj będzie
w tym i przyszłym żywocie, wraz ze wszytkimi, co mu
208pomoc i radę jakimkolwiek sposobem dawali. Nie Iza
użyczyć mu wody ni ognia. Każden krześcijanin uni-
kać go winien, by się klątwą nie zakazić. Nawet imię
jego niechaj sczeznie z ludzkiej pamięci po wsze czasy.
Anathema sit, amen!
Arcybiskup cisnął na ziemię świecę i zadeptał pło-
mień, za nim uczynili to kanonicy, chórem mówiąc:
jiatl W powszechnej ciszy Stefan wraz z asystą wy-
szedł do zakrystii i tłum zaczął się rozpływać w po-
nurym milczeniu. W opustoszałej katedrze pozostał
jeno swąd zgaszonych świec.
Aatwiej jednak było zadeptać ich płomień niż ża-
giew buntu, który przygasły słotną jesienią rozgorzał
na nowo. Wieść o rzuconej na Bolka klątwie rozcho-
dziła się po kraju jak wiatr, który rozprzestrzenia po-
żogę. Rozproszone dotychczas swawolne gromady pod
wodzą pogańskich kapłanów skupiać się jęły pad
jakimś kierownictwem, tworząc siłę zagrażającą
i większym grodom, w których chronił się, kto jeno
do buntu nie chciał się przyłączyć lub nie zdążył ujść
na Mazowsze. Stawiany gdzieniegdzie nieskładny opór
gasł, wraz z nadzieją na powrót Kazimierza, którego
z sobie tylko wiadomych powodów trzymał jakby
w niewoli węgierski Stefan. Bunt wszczęty z niechęci
do obcych i tęsknoty za dawną swobodą teraz wyraz-
nie już zmierzał do obalenia krzyża, a rzucona na
Bolka klątwa stała się bodzcem przyspieszenia wy-
padków.
Na uroczysku wśród borów nad Prosną, gdzie ongiś
stał prastary święty dąb, a przed nim kamień służący
za ołtarz ofiarny, na wezwanie Witoszy gromadzili
się przywódcy poszczególnych gromad w położonej
opodal osadzie smolarzy, czekając na jego przybycie.
W pogodny zimowy ranek w osadzie zjawił się pacho-
łek z doniesieniem, że Witosza czeka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]