[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym logika, umiejętność przewidywania, polot!
Przez dobrą chwilę Herkules Poirot siedział zamyślony. Pózniej wyprostował się
nagle.
- A przecież jedno zbija mnie z tropu - podjął.
- Co?
- Kradzież strzykawki.
- Ktoś ją zabrał - powiedział żywo doktor Gerard.
- Właśnie! Zabrał i zwrócił.
- Tak!
- Dziwne... Bardzo dziwne - bąknął detektyw. - Inaczej wszystko pasowałoby
świetnie jedno do drugiego.
Pułkownik popatrzył na niego bez zdziwienia.
- I co? Jak wygląda pańska fachowa opinia? Czy w grę wchodzi morderstwo?
- Momencik! - Poirot uniósł rękę. - Nie doszliśmy aż tak daleko. Trzeba wziąć
pod uwagę jeszcze jedną okoliczność.
- Jaką? Zapoznaliśmy pana ze wszystkimi.
- Nie! Jest coś, o czym panowie dowiedzą się ode mnie. Od Herkulesa Poirot! - Z
uśmiechem przebiegł spojrzeniem dwie zdumione twarze. - Zabawne, co? Panowie
zrelacjonowali mi całą sprawę, a ja mogę dorzucić zeznanie, o którym panom nie
wiadomo. A było to tak. Pewnego wieczora w hotelu "Salomon" podszedłem do okna,
żeby sprawdzić, czy jest zamknięte i...
- Zamknięte? - zdziwił się Carbury. - Chyba otwarte?
- Zamknięte! - powtórzył stanowczo mały Belg. - Naturalnie było otwarte, więc
postanowiłem je zamknąć, ale na moment przystanąłem z ręką na ryglu. Wtedy
dobiegł mnie głos, przyjemny niski głos, w którym brzmiało silne zdenerwowanie.
Pomyślałem, że ten głos poznałbym z pewnością, gdybym go drugi raz złowił uchem.
I co usłyszałem? "Rozumiesz przecież, że ją trzeba zabić". - Poirot zrobił
efektowną pauzę, nim zaczął mówić dalej: - Rzecz oczywista, że nie skojarzyłem
wówczas podsłuchanego zdania z morderstwem. Myślałem, że wypowiedział je jakiś
pisarz lub autor scenariusza filmowego. Ale dziś jestem tego mniej pewien. Lub
raczej jestem pewien, że się wtedy myliłem.
Nastąpiła kolejna efektowna pauza.
57
- Proszę panów! - podjął detektyw. - Twierdzę według mojej najlepszej wiedzy, że
przytoczone przeze mnie słowa wypowiedział młody człowiek, którego pózniej
widziałem i słyszałem w holu hotelu "Salomon". Ten młody człowiek, jak mnie
poinformowała służba, nazywa się Raymond Boynton.
ROZDZIAA XII
- Raymond Boynton! - zawołał Francuz.
- Uważa pan, że to zbyt nieprawdopodobne z psychologicznego punktu widzenia? -
zapytał spokojnie Poirot.
- Nie. Tego bym nie powiedział. Jestem zdziwiony, zaskoczony. Przyznaję. Wie pan
dlaczego? Ponieważ Raymond Boynton wydaje się najbardziej z nich wszystkich
podejrzany.
Pułkownik Carbury westchnął tak, jak gdyby chciał powiedzieć: Ach, ci faceci od
psychologii!
- Sęk w tym - odezwał się - jak z całej historii wybrniemy?
Gerard wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia, jak pan wybrnie - powiedział. - Trudno będzie o niezbity
dowód. Może pan być przekonany, że to było morderstwo, lecz może pan mieć
trudności z udowodnieniem tego w sądzie.
- Aha! - obruszył się Carbury. - Podejrzewamy, że to było morderstwo. I co? Mamy
siedzieć z założonymi rękami! Wcale mi się to nie podoba! - zawołał i dorzucił
starą formułkę. - Ja tam lubię porządek.
- Wiem. Rozumiem! - podchwycił detektyw. - Chciałby pan całą rzecz uporządkować,
dowiedzieć się dokładnie, co i jak zaszło. A pan, panie doktorze? Powiedział
pan, zapewne słusznie, że trudno będzie o niezbity dowód. Ale czy, pańskim
zdaniem, należy tak zostawić sprawę?
- Pani Boynton - odparł niepewnie Francuz - była u schyłku życia, w każdym razie
mogła umrzeć wkrótce, za tydzień... za miesiąc... rok.
- Więc należy tak zostawić sprawę?
- Nie ulega wątpliwości - ciągnął doktor - że... jak by to sformułować?... Ta
śmierć jest korzystna ze społecznego punktu widzenia. Przyniosła wolność
dzieciom pani Boynton, ludziom inteligentnym i uczciwym, którzy teraz będą mogli
rozwijać się normalnie, zostać przydatnymi członkami społeczeństwa. Innymi słowy
skutki tej śmierci mogą być jedynie dobroczynne.
- A zatem, pańskim zdaniem, należy tak zostawić sprawę? - powtórzył dobitnie
Herkules Poirot.
- Nie! - Francuz nieoczekiwanie uderzył pięścią w blat stołu. - Nie jestem
zdania, jak się pan wyraził, że tak należy zostawić sprawę. Uczciwość zawodowa
każe mi chronić życie. Dlatego mogę powtarzać świadomie, że ta śmierć to
58
wydarzenie korzystne, lecz moja podświadomość buntuje się przeciwko takiemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
tym logika, umiejętność przewidywania, polot!
Przez dobrą chwilę Herkules Poirot siedział zamyślony. Pózniej wyprostował się
nagle.
- A przecież jedno zbija mnie z tropu - podjął.
- Co?
- Kradzież strzykawki.
- Ktoś ją zabrał - powiedział żywo doktor Gerard.
- Właśnie! Zabrał i zwrócił.
- Tak!
- Dziwne... Bardzo dziwne - bąknął detektyw. - Inaczej wszystko pasowałoby
świetnie jedno do drugiego.
Pułkownik popatrzył na niego bez zdziwienia.
- I co? Jak wygląda pańska fachowa opinia? Czy w grę wchodzi morderstwo?
- Momencik! - Poirot uniósł rękę. - Nie doszliśmy aż tak daleko. Trzeba wziąć
pod uwagę jeszcze jedną okoliczność.
- Jaką? Zapoznaliśmy pana ze wszystkimi.
- Nie! Jest coś, o czym panowie dowiedzą się ode mnie. Od Herkulesa Poirot! - Z
uśmiechem przebiegł spojrzeniem dwie zdumione twarze. - Zabawne, co? Panowie
zrelacjonowali mi całą sprawę, a ja mogę dorzucić zeznanie, o którym panom nie
wiadomo. A było to tak. Pewnego wieczora w hotelu "Salomon" podszedłem do okna,
żeby sprawdzić, czy jest zamknięte i...
- Zamknięte? - zdziwił się Carbury. - Chyba otwarte?
- Zamknięte! - powtórzył stanowczo mały Belg. - Naturalnie było otwarte, więc
postanowiłem je zamknąć, ale na moment przystanąłem z ręką na ryglu. Wtedy
dobiegł mnie głos, przyjemny niski głos, w którym brzmiało silne zdenerwowanie.
Pomyślałem, że ten głos poznałbym z pewnością, gdybym go drugi raz złowił uchem.
I co usłyszałem? "Rozumiesz przecież, że ją trzeba zabić". - Poirot zrobił
efektowną pauzę, nim zaczął mówić dalej: - Rzecz oczywista, że nie skojarzyłem
wówczas podsłuchanego zdania z morderstwem. Myślałem, że wypowiedział je jakiś
pisarz lub autor scenariusza filmowego. Ale dziś jestem tego mniej pewien. Lub
raczej jestem pewien, że się wtedy myliłem.
Nastąpiła kolejna efektowna pauza.
57
- Proszę panów! - podjął detektyw. - Twierdzę według mojej najlepszej wiedzy, że
przytoczone przeze mnie słowa wypowiedział młody człowiek, którego pózniej
widziałem i słyszałem w holu hotelu "Salomon". Ten młody człowiek, jak mnie
poinformowała służba, nazywa się Raymond Boynton.
ROZDZIAA XII
- Raymond Boynton! - zawołał Francuz.
- Uważa pan, że to zbyt nieprawdopodobne z psychologicznego punktu widzenia? -
zapytał spokojnie Poirot.
- Nie. Tego bym nie powiedział. Jestem zdziwiony, zaskoczony. Przyznaję. Wie pan
dlaczego? Ponieważ Raymond Boynton wydaje się najbardziej z nich wszystkich
podejrzany.
Pułkownik Carbury westchnął tak, jak gdyby chciał powiedzieć: Ach, ci faceci od
psychologii!
- Sęk w tym - odezwał się - jak z całej historii wybrniemy?
Gerard wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia, jak pan wybrnie - powiedział. - Trudno będzie o niezbity
dowód. Może pan być przekonany, że to było morderstwo, lecz może pan mieć
trudności z udowodnieniem tego w sądzie.
- Aha! - obruszył się Carbury. - Podejrzewamy, że to było morderstwo. I co? Mamy
siedzieć z założonymi rękami! Wcale mi się to nie podoba! - zawołał i dorzucił
starą formułkę. - Ja tam lubię porządek.
- Wiem. Rozumiem! - podchwycił detektyw. - Chciałby pan całą rzecz uporządkować,
dowiedzieć się dokładnie, co i jak zaszło. A pan, panie doktorze? Powiedział
pan, zapewne słusznie, że trudno będzie o niezbity dowód. Ale czy, pańskim
zdaniem, należy tak zostawić sprawę?
- Pani Boynton - odparł niepewnie Francuz - była u schyłku życia, w każdym razie
mogła umrzeć wkrótce, za tydzień... za miesiąc... rok.
- Więc należy tak zostawić sprawę?
- Nie ulega wątpliwości - ciągnął doktor - że... jak by to sformułować?... Ta
śmierć jest korzystna ze społecznego punktu widzenia. Przyniosła wolność
dzieciom pani Boynton, ludziom inteligentnym i uczciwym, którzy teraz będą mogli
rozwijać się normalnie, zostać przydatnymi członkami społeczeństwa. Innymi słowy
skutki tej śmierci mogą być jedynie dobroczynne.
- A zatem, pańskim zdaniem, należy tak zostawić sprawę? - powtórzył dobitnie
Herkules Poirot.
- Nie! - Francuz nieoczekiwanie uderzył pięścią w blat stołu. - Nie jestem
zdania, jak się pan wyraził, że tak należy zostawić sprawę. Uczciwość zawodowa
każe mi chronić życie. Dlatego mogę powtarzać świadomie, że ta śmierć to
58
wydarzenie korzystne, lecz moja podświadomość buntuje się przeciwko takiemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]