[ Pobierz całość w formacie PDF ]

człowieka.
- Może nie masz ochoty jechać ze mną, Lee?
- Ależ skąd, proszę pana. Wszystko w porządku. To mój ostatni kurs dzi-
siaj. Odbierze pana inny kierowca.
- Znasz go?
- Niezbyt dobrze, proszę pana. To nowy pracownik. Nazywa się Calder.
Pochodzi ze Szkocji i nie rozumiem ani słowa z tego co mówi.
- Daj mi kartę twojej firmy. - Podejrzliwość O'Briena obudziła się nagle,
co nie uszło uwagi kierowcy.
- Nasza firma sprawdza bardzo dokładnie, kogo przyjmuje do pracy.
O'Brien nie był przekonany. Nie miał zamiaru w środku nocy wsiadać do
auta z nieznanym mu człowiekiem za kierownicą.
Strach udzielił mu się na tyle, że kiedy wysiadł z samochodu, przestrzeń
pomiędzy chodnikiem a drzwiami domu pokonał niemal biegiem. Poczekał
124
chwilę dla złapania oddechu i nacisnął guzik dzwonka.
Drzwi otworzyła Joanna.
- Nigdy dotąd nie mieliśmy okazji się spotkać, ale Anita opowiadała mi
dużo o panu. Bardzo dużo - uśmiechnęła się tajemniczo. - Proszę wejść.
Anita czekała w salonie. Przywitali się serdecznie. Joanna przyglądała się
im z sympatią.
- Dom jest do waszej dyspozycji do północy. Idę do opery, a potem na ko-
lację.
- A to zbieżność. Byłem dziś również zaproszony. Sebastian Waldorf - zna
go pani? - jest chwilowo moim gościem.
- Sebastian Obcisłe Gacie? Znałam go nawet bliżej, zanim wyszłam drugi
raz za mąż. Należałam do Towarzystwa Przyjaciół Opery. - Co on robi u pana?
Jesteście przyjaciółmi? Anita mówiła mi, że jest pan fachowcem od muzyki
pop, nie opery.
O'Brien nie powiedział Anicie o Blizzardzie. Nie chciał tego robić i teraz.
- Znaliśmy się przed laty. Zaprosiłem go na parę dni, by powspominać sta-
re czasy. - Spróbował uciec z niepewnego gruntu - występuje dziś w Czaro-
dziejskim flecie.
- Tak, wiem. No cóż, na mnie czas. Miłego wieczoru. - Pocałowała Ani-
tę... - mogę pana też ucałować?
- Dobranoc i dziękuję. - Uśmiechnął się i nadstawił policzek.
Zostali sami.
- Nic mi nie powiedziałeś o tym Waldorfie. Dlaczego?
- Nie chciałem cię denerwować. - Zrozumiał, że dalsze ukrywanie prawdy
na nic się nie zda. - Posłuchaj....
Opowiedział jej wszystko o Blizzardzie.
- Boże, Brian! Co jeszcze może cię spotkać?
- Widzisz, koło fortuny odwróciło się do mnie ciemną stroną. Akurat teraz,
kiedy spotkałem ciebie.
- Chodzmy na górę - pociągnęła go za sobą. W małej sypialni stanęła
przed nim wyczekująco. - Odpręż się, rozbierz mnie.
- Nie jestem w tym zbyt dobry. Moje palce...
125
- Nie mów mi o swoich doświadczeniach - pocałowała go delikatnie.
Rozpiął powoli zatrzaski cienkiej bluzki, czując jak jej ciało pręży się w
oczekiwaniu na chwile radości. Pocałował napiętą pierś, z podziwem patrząc
na jej wciąż smukłe i delikatne ciało. Krok po kroku ostrożne i delikatne ruchy
zamieniały się w pełne dynamiki zapasy. Ona szalona jak dziewczyna z Róża-
nego Ogrodu, on z zadowoleniem przyjmował jej fantazyjne pomysły. W tej
walce nie było wygranych i pokonanych.
Leżeli teraz obok siebie pieszcząc odniesione na polu bitwy rany.
- Co z nami będzie? - zapytała cicho.
- Prędzej czy pózniej będziemy musieli się rozstać. Nic na to nie poradzi-
my - odpowiedział powoli.
- Nie! - Wbiła mu paznokcie w ramię. - Nie wolno ci tak mówić. Myślę o
czym innym, jak masz zamiar się bronić?
Patrzył w sufit z niechęcią wracając myślami na ziemię.
- Nie pozostaje mi nic innego jak zaufać policji.
- Dlatego inspektor Malone był z tobą tamtego wieczoru?
Skinął głową.
- Czy on ma rodzinę?
- Trójkę dzieci. Są gdzieś w bezpiecznym miejscu.
- A czemu ty nie zrobisz tego samego?
Zadała to pytanie, chociaż sama znała odpowiedz. Zbyt wiele ciemnych
chmur nazbierało się nad głową Briana.
- To nie jest takie proste - usłyszała na potwierdzenie swych myśli.
- Pamiętaj, Brian, że wszystko czego teraz pragnę to widzieć cię żywego.
4.
Malone nie był wielbicielem opery i już pierwszy akt upewnił go w tym
przekonaniu. Pierwsza partia śpiewana przez Waldorfa zainteresowała go na
moment, ale wkrótce jego umysł zaczął błądzić wokół. Najwięcej uwagi po-
święcił śpiewającej sopranem Królowej Nocy.
126
W czasie pierwszej przerwy wyszedł do baru, ale widząc w nim cały tłum
ludzi zrezygnował i wolno spacerując rozglądał się za jakąś znajomą twarzą.
- Inspektor Malone? - operator filmowy ekipy kanału 15, którego ostatnio
kilkakrotnie spotykał przy pracy, podszedł z boku uśmiechając się przyjaznie.
- Służbowo czy prywatnie?
- Przyniósłby pan kamerę, gdyby pan wiedział? - mimo woli zabrzmiało to
niezbyt uprzejmie.
- Nie dzisiaj. Jestem tu wyłącznie po to, by posłuchać muzyki. Lubię Mo-
zarta, a pan?
- Czasami. Przepraszam, nie pamiętam pana nazwiska...
- Colin Malloy. A to moja żona Julie - przedstawił młodą, ładną dziew-
czynę. - Pan inspektor nie lubi pokazywać się przed kamerą.
- Nie dziwię się panu. - Odwróciła się do męża - boli mnie głowa, chętnie
pojechałabym do domu.
Zrobię to samo - pomyślał Malone, słysząc dzwonek wzywający na na-
stępny akt.
Malloy wyglądał na rozczarowanego. Szarpał gęstą, ciemną brodę. - Za-
mówię taksówkę. Dobranoc, inspektorze.
- Jeżeli mogę o coś zapytać...
- Tak?
- Jaka część materiału, który pan nakręca jest faktycznie wykorzystywana?
- To zależy, ile czasu dają nam na antenie. Dwie minuty możemy dostać
na poważną katastrofę.
- A co dzieje się z resztą materiału?
- Idzie do kosza. Czasem przechowuje się jakieś fragmenty. Ale większość
trafia na śmietnik.
- To tylko u nas nigdy nie ma pieniędzy do wyrzucenia. Dziękuję i dobra-
noc. %7łyczę pani powrotu do formy. To taka szkoda stracić Mozarta - skłamał
gładko.
Kurtyna opadła wreszcie i Malone ruszył w kierunku zaplecza. Waldorf
przekazał portierowi wiadomość, że spodziewa się gościa, nie mówiąc jednak,
że będzie to policjant. Wszyscy patrząc na niego, zastanawiali się zapewne co
127
wspólnego może mieć ich Pierwszy Głos z policją. Takie przynajmniej wraże-
nie odniósł.
W garderobie Waldorfa zastał znaną mu już pannę Virgil.
- Spodziewałam się, że pójdziemy na kolację, ale pan podobno nie pozwa-
la - zaszczebiotała rozkosznie.
- Nie mogę zabronić. Każdy odpowiada za siebie. - Czuł się już zmęczony
ciągłym tłumaczeniem powodów, dla których zabiegał o bezpieczeństwo ko-
goś, kto wolałby iść swoją drogą. - Ale jeśli Blizzard dołączy do was ...
- Dobrze, już dobrze - Waldorf pocałował nadętą divę. - To wszystko
skończy się kiedyś.
W drzwiach stanęła Królowa Nocy, patrząc po kolei na obecnych w garde-
robie. Zatrzymała wzrok na Malone'em.
- A pan czyim jest wielbicielem - zapytała zaczepnie i podała mu rękę.
- Samego siebie - odparł w tym samym stylu.
- Nie jest pan zbyt romantyczny, co rycerzu?
- Moja żona i sześcioro dzieci mają inne zdanie - odparł.
- Zapraszam w takim razie pana z żoną i sześciorgiem dzieci na party.
Ciebie też Sab. Och! I ciebie Rosalie - dodała nie patrząc na pannę Virgil.
- Z przykrością muszę odmówić, kochanie. Oto inspektor Malone, który
właśnie mnie zaaresztował. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl