[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pojawił się wizg, a wraz z nim zaczął wiać wiatr, który najpierw poruszył liśćmi, pózniej
małymi kamykami, w końcu dużymi kawałkami skał, tocząc je w stronę ciała. Dzwięk stawał
się ogłuszający, jak hałas startującego odrzutowca. Beau i Mike trzymali się, żeby nie zwaliło
ich z nóg.
Dzwięk urwał się tak nagle, że wywołał szok, który wstrząsnął obu mężczyznami. Czarny
dysk, ciało, kamienie, liście, patyki i mnóstwo bałaganu wszystko zniknęło. Skała, na której
znalazło się ciało, była gorąca, a jej powierzchnia spiralnie skręcona.
To powinno wywołać niezłe zamieszanie odezwał się Beau.
Rzeczywiście przytaknął Mike. I na jakiś czas ich zajmie.
Rozdział 8
Godzina 8.15
Nie zamierzasz mi powiedzieć, gdzie byłeś zeszłej nocy? zapytała rozdrażniona
Cassy. Trzymała rękę na klamce i chciała wysiąść z samochodu.
Beau zatrzymał się na podjezdzie przed Anna C. Scott High School.
Już ci mówiłem: po prostu jezdziłem. Co to takiego wielkiego? odparł Beau.
Nigdy nie jezdziłeś samochodem w środku nocy. Dlaczego mnie nie obudziłeś i nie
powiedziałeś, że wyjeżdżasz?
Spałaś zbyt głęboko. Nie chciałem ci przeszkadzać.
A nie pomyślałeś, że jak się obudzę, to będę się o ciebie niepokoić?
Przepraszam powiedział Beau. Pogłaskał ją po ramieniu. Chyba powinienem cię
obudzić. Wtedy jednak wydawało się, że lepiej będzie zostawić cię śpiącą.
Obudzisz mnie, jeżeli zdarzy się to jeszcze kiedyś? zapytała Cassy.
Obiecuję. Rany, robisz z igły widły.
Przestraszyłam się. Nawet zadzwoniłam do szpitala, by sprawdzić, czy cię tam nie ma.
Również na policję, czy nie zdarzył się jakiś wypadek.
No dobrze już zgodził się Beau. Masz rację.
Cassy wysiadła z samochodu, ale jeszcze zajrzała do środka przez okno.
Ale po co jezdzić o drugiej w nocy? Dlaczego nie przejść się albo, jeżeli nie możesz
spać, popatrzeć trochę na telewizję? Albo jeszcze lepiej poczytać?
Nie zaczynajmy wszystkiego od początku powiedział Beau zdecydowanie, ale bez
złości. Okay?
Okay zgodziła się niechętnie. Przynajmniej uzyskała przeprosiny i wzbudziła w Beau
wyrzuty sumienia.
Do zobaczenia o trzeciej pożegnał Cassy.
Pomachali sobie i Beau odjechał sprzed szkoły. Dojechał do rogu, nie obejrzawszy się
nawet za siebie. Gdyby się odwrócił, zobaczyłby, że Cassy nie ruszyła się z miejsca, w
którym wysiadła z auta. Patrzyła, jak skręca na drogę prowadzącą od uniwersytetu. Pokręciła
głową. Zachowanie Beau nie poprawiło się.
On tymczasem wesoło pogwizdywał pod nosem i zupełnie nie przejmując się obawami
Cassy, jechał przez śródmieście. Miał misję i był nią pochłonięty, ale nie na tyle, aby nie
zauważyć, szczególnie gdy zatrzymał się na światłach, ilu przechodniów i kierowców kaszle i
kicha. Wyglądało, jakby u niemal każdej osoby wystąpiły symptomy infekcji górnych dróg
oddechowych. Ponadto wielu było bladych i pociło się.
Dojeżdżając do rogatek po przeciwnej w stosunku do uniwersytetu stronie miasta, Beau
skręcił z Main Street w Goodwin Place. Po prawej miał schronisko dla zwierząt. Przejechał
przez otwartą bramę. Zaparkował obok budynku administracyjnego, zbudowanego z
pomalowanych betonowych pustaków z oknami przysłoniętymi aluminiowymi żaluzjami.
Zza budynku dochodziło uporczywe szczekanie. Wszedł do środka i spotkanej sekretarce
powiedział, czego chce. Poprosiła, żeby usiadł w małej poczekalni i poczekał. Beau mógł
poczytać, lecz zamiast tego wolał posłuchać szczekania przerywanego miauczeniem kilku
kotów. Pomyślał, że to dziwny sposób komunikowania się.
Nazywam się Tad Secolow. Mężczyzna przerwał myśli Beau. Domyślam się, że
szuka pan psa.
Właśnie odpowiedział Beau, wstając z fotela.
Przyszedł pan pod odpowiedni adres zapewnił go Tad. Mamy właściwie każdą rasę,
której może pan poszukiwać. Jeśli zechce pan dużego psa, wybór będzie jednak większy niż
w wypadku jakiegoś małego szczeniaczka. Czy ma pan określone życzenie co do rasy?
Nie. Ale kiedy zobaczę, będę wiedział, czego chcę.
Nie rozumiem powiedział Tad.
Powiedziałem, że rozpoznam zwierzę, którego potrzebuję, gdy na nie spojrzę
powtórzył Beau.
Chce pan najpierw przejrzeć zdjęcia? Mamy fotografie wszystkich psów, które są
dostępne dla klientów.
Wolę oglądać zwierzęta stwierdził Beau.
Doskonale. Tad poprowadził klienta przez sekretariat do części budynku w której
stały klatki ze zwierzętami. W powietrzu unosił się smród przypominający nieco odór obory,
przemieszany z zapachem psich odchodów. Tad wyjaśnił, że zgromadzone tu zwierzęta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
Pojawił się wizg, a wraz z nim zaczął wiać wiatr, który najpierw poruszył liśćmi, pózniej
małymi kamykami, w końcu dużymi kawałkami skał, tocząc je w stronę ciała. Dzwięk stawał
się ogłuszający, jak hałas startującego odrzutowca. Beau i Mike trzymali się, żeby nie zwaliło
ich z nóg.
Dzwięk urwał się tak nagle, że wywołał szok, który wstrząsnął obu mężczyznami. Czarny
dysk, ciało, kamienie, liście, patyki i mnóstwo bałaganu wszystko zniknęło. Skała, na której
znalazło się ciało, była gorąca, a jej powierzchnia spiralnie skręcona.
To powinno wywołać niezłe zamieszanie odezwał się Beau.
Rzeczywiście przytaknął Mike. I na jakiś czas ich zajmie.
Rozdział 8
Godzina 8.15
Nie zamierzasz mi powiedzieć, gdzie byłeś zeszłej nocy? zapytała rozdrażniona
Cassy. Trzymała rękę na klamce i chciała wysiąść z samochodu.
Beau zatrzymał się na podjezdzie przed Anna C. Scott High School.
Już ci mówiłem: po prostu jezdziłem. Co to takiego wielkiego? odparł Beau.
Nigdy nie jezdziłeś samochodem w środku nocy. Dlaczego mnie nie obudziłeś i nie
powiedziałeś, że wyjeżdżasz?
Spałaś zbyt głęboko. Nie chciałem ci przeszkadzać.
A nie pomyślałeś, że jak się obudzę, to będę się o ciebie niepokoić?
Przepraszam powiedział Beau. Pogłaskał ją po ramieniu. Chyba powinienem cię
obudzić. Wtedy jednak wydawało się, że lepiej będzie zostawić cię śpiącą.
Obudzisz mnie, jeżeli zdarzy się to jeszcze kiedyś? zapytała Cassy.
Obiecuję. Rany, robisz z igły widły.
Przestraszyłam się. Nawet zadzwoniłam do szpitala, by sprawdzić, czy cię tam nie ma.
Również na policję, czy nie zdarzył się jakiś wypadek.
No dobrze już zgodził się Beau. Masz rację.
Cassy wysiadła z samochodu, ale jeszcze zajrzała do środka przez okno.
Ale po co jezdzić o drugiej w nocy? Dlaczego nie przejść się albo, jeżeli nie możesz
spać, popatrzeć trochę na telewizję? Albo jeszcze lepiej poczytać?
Nie zaczynajmy wszystkiego od początku powiedział Beau zdecydowanie, ale bez
złości. Okay?
Okay zgodziła się niechętnie. Przynajmniej uzyskała przeprosiny i wzbudziła w Beau
wyrzuty sumienia.
Do zobaczenia o trzeciej pożegnał Cassy.
Pomachali sobie i Beau odjechał sprzed szkoły. Dojechał do rogu, nie obejrzawszy się
nawet za siebie. Gdyby się odwrócił, zobaczyłby, że Cassy nie ruszyła się z miejsca, w
którym wysiadła z auta. Patrzyła, jak skręca na drogę prowadzącą od uniwersytetu. Pokręciła
głową. Zachowanie Beau nie poprawiło się.
On tymczasem wesoło pogwizdywał pod nosem i zupełnie nie przejmując się obawami
Cassy, jechał przez śródmieście. Miał misję i był nią pochłonięty, ale nie na tyle, aby nie
zauważyć, szczególnie gdy zatrzymał się na światłach, ilu przechodniów i kierowców kaszle i
kicha. Wyglądało, jakby u niemal każdej osoby wystąpiły symptomy infekcji górnych dróg
oddechowych. Ponadto wielu było bladych i pociło się.
Dojeżdżając do rogatek po przeciwnej w stosunku do uniwersytetu stronie miasta, Beau
skręcił z Main Street w Goodwin Place. Po prawej miał schronisko dla zwierząt. Przejechał
przez otwartą bramę. Zaparkował obok budynku administracyjnego, zbudowanego z
pomalowanych betonowych pustaków z oknami przysłoniętymi aluminiowymi żaluzjami.
Zza budynku dochodziło uporczywe szczekanie. Wszedł do środka i spotkanej sekretarce
powiedział, czego chce. Poprosiła, żeby usiadł w małej poczekalni i poczekał. Beau mógł
poczytać, lecz zamiast tego wolał posłuchać szczekania przerywanego miauczeniem kilku
kotów. Pomyślał, że to dziwny sposób komunikowania się.
Nazywam się Tad Secolow. Mężczyzna przerwał myśli Beau. Domyślam się, że
szuka pan psa.
Właśnie odpowiedział Beau, wstając z fotela.
Przyszedł pan pod odpowiedni adres zapewnił go Tad. Mamy właściwie każdą rasę,
której może pan poszukiwać. Jeśli zechce pan dużego psa, wybór będzie jednak większy niż
w wypadku jakiegoś małego szczeniaczka. Czy ma pan określone życzenie co do rasy?
Nie. Ale kiedy zobaczę, będę wiedział, czego chcę.
Nie rozumiem powiedział Tad.
Powiedziałem, że rozpoznam zwierzę, którego potrzebuję, gdy na nie spojrzę
powtórzył Beau.
Chce pan najpierw przejrzeć zdjęcia? Mamy fotografie wszystkich psów, które są
dostępne dla klientów.
Wolę oglądać zwierzęta stwierdził Beau.
Doskonale. Tad poprowadził klienta przez sekretariat do części budynku w której
stały klatki ze zwierzętami. W powietrzu unosił się smród przypominający nieco odór obory,
przemieszany z zapachem psich odchodów. Tad wyjaśnił, że zgromadzone tu zwierzęta [ Pobierz całość w formacie PDF ]