[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ona wygląda. Ignorancja! Spojrzała na jego szyję. Na razie nie zauwa\yła \adnych śladów
świadczących o tym, \e Bliss postanowiła przypieczętować ich związek. Mimi uśmiechnęła się
do siebie. W jej głowie zaczął się lęgnąć pomysł. To mogło okazać się zabawne.
Jeśli przeprowadzi na Dylanie caerimonia osculor, zanim zrobi to Bliss, przywią\e chłopaka do
siebie na zawsze. On zapomni o Bliss. Z kolei Teksanka dostanie za swoje, za to, \e umawiała się
z nim nawet gdy Mimi jej zabroniła. Mimi nie była, rzecz jasna, w najmniejszym stopniu
zainteresowana Dylanem. Tylko znudzona. Zalotnie zmru\yła rzęsy.
 Pomo\esz mi z pewną sprawą? - zapytała, odprowadzając go na bok.
W półmroku wyglądała jak bezbronna ślicznotka i Dylan nie zastanawiając się dłu\ej podą\ył za
nią, dalej i dalej, w ciemność.
 Ale jestem zaproszona! Znam właścicielkę tego mieszkania! - wykłócała się Schuyler. Nigdy
wcześniej nie słyszała o liście gości na imprezę u kogoś w domu. Inna rzecz, \e nigdy wcześniej
nie była na takie zapraszana. Wysiadła z windy przed drzwiami prowadzącymi na najni\szy
poziom apartamentu, gdzie drogę zabarykadowały jej niewzruszone dziewczyny od PR.
- Otrzymała pani RSVP.? - zapytała jedna z nich, \ując gumę i patrząc złowrogo na strój
Schuyler. Miała na sobie luzną tunikę przyozdobioną sznurami plastikowych koralików,
d\insowe szorty na czarnych legginsach i zdarte kowbojki.
- Dopiero dzisiaj się dowiedziałam - jęknęła Schuyler.
- Przykro mi, nie ma pani na liście. - Dziewczyna z notatnikiem rozkoszowała się odmową.
Schuyler miała właśnie wejść do windy i wrócić do domu, kiedy zza drzwi wyjrzała Bliss.
- Bliss! - krzyknęła Schuyler. - Nie chcą mnie wpuścić. Bliss przymaszerowała. Wzięła ju\
prysznic i przebrała się w obcisłą sukienkę Missoni w zygzaki oraz gladiatorki na wysokim
obcasie. Wzięła Schuyler pod ramię i przeprowadziła przez barykadę, nie zwa\ając na protesty
dziewuszek z notatnikami. Zaprowadziła ją do głównego salonu, pełnego dzieciaków z Duchesne
polujących na drinki w barze, rozwalających się na kanapach i tańczących przy oknach.
- Dzięki - westchnęła Schuyler.
- Wybacz, to wszystko Mimi. Powiedziałam jej, \e rodzice wyjechali i planuję małą imprezkę, a
ona zrobiła tu galę MTV
Schuyler roześmiała się. Rozejrzała się wokół - tancerze i tancerki go-go wili się w klatkach
podwieszonych pod sufitem, a w tłumie rozpoznała kilka sławnych twarzy.
- Czy to nie... ? - spytała, zauwa\ywszy energiczną nastoletnią aktoreczkę, tankującą piwo na
oczach wiwatującej grupki fanów.
- Taaa - westchnęła Bliss. - Chodz, poka\ę ci resztę domu. Normalnie tak nie wygląda.
- Chętnie, ale najpierw muszę coś zrobić. Bliss uniosła brwi.
-Tak?
- Muszę odnalezć Jacka Force'a.
Musiała opowiedzieć Jackowi, co jej się przydarzyło. Praktycznie nie mieli okazji
rozmawiać od czasu balu, ale uświadomiła sobie, \e on jako jedyny ją zrozumie. Starała się
zatrzymać tamto zdarzenie w pamięci - ju\ się jej wyślizgiwało, ju\ nie potrafiła przypomnieć
sobie dokładnie, gdzie, dlaczego i jak to się zdarzyło  poza oczami, świecącymi czerwono w
ciemności, oczami o srebrnych zrenicach. Czerwone oczy i ostre zęby.
Schuyler miała wra\enie, \e penthouse Llewellynów został magicznie powiększony -
gdziekolwiek poszła, widziała pokoje i pokoje wzdłu\ niezliczonych korytarzy, pełne ukrytych
skarbów. Znalazła niedu\y basen, w pełni wyposa\oną salę treningową i coś, co sprawiało
wra\enie kompletnego salonu spa, a tak\e pokój gier wypełniony staromodnymi zabawkami z
automatów Zebrano tam równie\ kilka automatów do gier hazardowych oraz takich, które
ka\demu przepowiadały przyszłość, wszystkie w idealnym stanie. Wrzuciła monetę i wyjęła
przepowiedniÄ™.
MASZ DUSZ WDROWCA.
CZEKA CI WIELE PODRÓÅ›Y.
śałowała, \e Oliver tego nie widzi.
- Widziałeś Jacka? Jacka Force'a? - pytała ka\dej osoby, na którą wpadła.
W odpowiedzi słyszała, \e właśnie wyszedł, był na innym piętrze, dopiero co przyszedł.
Wydawało się, \e jest wszędzie i nigdzie.
Wreszcie znalazła go w pustej sypialni gościnnej na najwy\szym piętrze. Brzdąkał na gitarze i
nucił cicho pod nosem. Na dole trwała impreza stulecia, ale Jack wolał ciszę na górze.
- Schuyler?  zapytał, nie podnosząc głowy.
- Coś się stało - powiedziała, cicho zamykając za sobą drzwi. Teraz, kiedy wreszcie go znalazła,
wszystkie stłumione uczucia wydostały się na wolność. Dr\ała, tak przera\ona, \e nie zauwa\yła
nawet, i\ potrafił bez patrzenia wyczuć jej obecność. Jej oczy, szeroko rozwarte, były pełne
strachu. Bez zastanowienia podbiegła i skuliła się obok niego na łó\ku.
Objął ją opiekuńczo ramieniem.
- Co się stało?
- Miałam sesję zdjęciową, potem wracałam sama... i zostałam... nie pamiętam  walczyła, \eby
znalezć słowa. Znalezć obrazy. Wtedy miała wra\enie, \e wypaliły się w jej mózgu, ale teraz
czuła, \e musi pochwycić je, odszukać. Zaczęła zbierać strzępy wspomnień. Coś okropnego
prawie się z nią wydarzyło  ale co? Jakie słowa mogły przekazać to, co się stało, i dlaczego jej
pamięć zawodziła?
- Zostałam zaatakowana  zmusiła się do powiedzenia.
- Co? - Zaklął. Potrząsnął nią i mocniej przytulił. - Przez kogo? Mów.
-Nie pamiętam. Znikło, ale było... potę\ne, nie mogłam tego powstrzymać. Czerwone... czerwone
oczy... kły... chciało mnie ukąsić... tutaj  wskazała szyję.  Czułam to, głęboko w \yłach... ale
patrz, nie mam \adnych śladów. Nic nie rozumiem.
Jack zmarszczył brwi. Nadal obejmował ją ramieniem.
- Muszę ci coś powiedzieć. Wa\nego. Schuyler skinęła głową.
- Coś na nas poluje. Istnieje coś, co poluje na błękitnokrwistych - wyjaśnił cicho. - Przedtem nie
byłem pewien, ale teraz jestem.
- Jak to, poluje na nas? Nie powinno być na odwrót? To nas wszyscy powinni się bać.
Jack potrząsnął głową.
- Wiem, \e w tym nie ma za grosz sensu.
- Komitet powiedział, \e nie mo\na nas za...
- Właśnie - przerwał jej Jack. - Zawsze mówili nam, \e będziemy \yć wiecznie, \e jesteśmy
nieśmiertelni i niezniszczalni, \e nic nie mo\e nas zabić, nie?
Schuyler przytaknęła.
- To miałam zamiar powiedzieć.
- To prawda. Próbowałem.
- Czego?
- Rzucałem się pod pociąg. Ciąłem się. To ja wypadłem z okna biblioteki w zeszłym roku.
Schuyler pamiętała tamtą plotkę - ktoś miał ponoć wyskoczyć z balkonu na trzecim piętrze i
wylądować na dziedzińcu. Ale nie wierzyła w ani jedno słowo. Nikt nie mógł prze\yć skoku z
wysokości piętnastu metrów, nie mówiąc o utrzymaniu się na nogach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl