[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jednak w tym kontekście nie ma ogólnego charakteru, lecz
jest skierowane do was. Sądzę, że do tych stu czterdziestu ośmiu
osób na pokładzie, a może nawet do wszystkich ludzi. To jakby...
przestroga? Ostrzeżenie.
Ponownie przeczytałem angielski przekład.
Ostrzeżenie, że zmierzamy ku niepojętemu?
Albo wprost przeciwnie: że niepojęte zbliża się do was.
Nieznane.
Zastanowiłem się.
A więc być może mówimy o względności. Ta bywa bardzo
zagadkowa.
Taurańczyk wydal przeczący pisk.
Nie dla nas.
17
Z początku były to tylko drobiazgi. Nie układające się w żaden
wyrazny schemat.
Jedna kultura ostryg przestała rosnąć. Inne były w porządku.
Ten fakt budził moje czysto akademickie zainteresowanie, gdyż już
kiedyś skosztowałem ostryg i doszedłem do wniosku, że raz mi
wystarczy. Mimo to, ponieważ do niedawna byłem rybakiem, po-
mogłem Xuanowi i Shauncie przeprowadzić badania środowiska,
lecz nie zdołaliśmy wykryć jakiejkolwiek różnicy pomiędzy tą jed-
ną kulturą a pozostałymi. Ostrygi wyglądały zupełnie normalnie,
tylko nie chciały osiągnąć większych rozmiarów od kciuka.
W końcu postanowiliśmy dać spokój, zebrać niedojrzałe ostry-
gi i ugotować z nich około dziesięć litrów zupy, której nie chciałem
jeść. Potem spuściliśmy pożywkę, wyjałowiliśmy zbiornik i nasta-
wiliśmy następną hodowlę.
Brakowało wszystkich filmów o tytułach zaczynających się na
literę "C". Nie mogliśmy znalezć Casablanki ani Citizen Kane.
Uchowały się te poprzedzone rodzajnikiem, więc wciąż mieliśmy
The Cat Woman from Mars i A Cunt for Ali Seasons, tak więc oca-
lała część kulturalnego dziedzictwa.
Drobiazgi.
Przestał działać termostat w basenie dla dzieci. Jednego dnia
woda była zimna, a następnego lodowata. Lucio z Eleną rozebrali
go na części, a potem złożyli. To samo zrobił Matthew Anderson,
który miał talent do takich robótek. Mimo to termostat nie działał i
Elena zdemontowała go któregoś ranka, kiedy sprawdziła tempera-
turę i okazało się, że w basenie jest wrzątek. Dzieciom najwyraz-
niej nie przeszkadzała zimna woda, ale stały się bardziej hałaśliwe.
Coś się stało z podłogą boiska do piłki ręcznej. Zrobiła się lep-
ka jakbyś próbował biegać po nie zaschniętym kleju. Wycykli-
nowaliśmy ją i ponownie wypokostowali, ale oczywiście był to ten
sam pokost i po wyschnięciu znów zrobiła się lepka.
Wydawałoby się, że to nic takiego: po prostu niefortunny do-
bór materiału, ale tego samego pokostu używaliśmy do wszystkich
innych podłóg na statku, a lepki był tylko w tym jednym miejscu.
Owszem, piłkarze ręczni się pocą. A ciężarowcy nie?
Potem wydarzyło się coś, czego w ogóle nie dało się wyjaśnić.
Mógł to być jedynie dziwaczny i bezsensowny żart: z zasobnika z
żywnością zostało wyssane powietrze.
Rozwścieczony Rudkowski zameldował mi o tym, więc zsze-
dłem na dół, żeby to zobaczyć. To był wielki pojemnik na żywność,
wolnostojący, bez żadnego połączenia z próżnią. Drzwi nie były
zamknięte, lecz kiedy Rudkowski silny i dobrze zbudowany
mężczyzna próbował je otworzyć, ani drgnęły. Pomógł mu drugi
kucharz, a wtedy nagle otworzyły się ze świstem wpadającego po-
wietrza. To samo powtórzyło się następnego dnia.
Opróżniliśmy pojemnik i dokładnie go obejrzeliśmy, a nawet
wezwaliśmy Antresa 906, żeby wykorzystał swoje niezwykle wy-
ostrzone zmysły. Powietrze mogło ujść z pojemnika tylko w takim
wypadku, gdyby ktoś je wyssał, ale nie zdołaliśmy znalezć żadnego
otworu.
Przerażające tylko tyle powiedział Taurańczyk.
Nadal byliśmy bardziej rozzłoszczeni niż przestraszeni. Kaza-
liśmy obserwować pojemnik przez całe popołudnie i noc. Nikt się
do niego nie zbliżał, lecz następnego ranka znów nie było w nim
powietrza.
Aby wykluczyć ewentualny spisek, osobiście pilnowałem go
przez całą noc, popijając to, co uchodziło za kawę. Powietrze znów
znikło.
Wieść o tym dziwnym zdarzeniu rozeszła się, budząc rozmaite
reakcje. Niektórzy stoicko nastawieni ludzie albo zupełni igno-
ranci uważali, że to nic takiego. Pojemnik był niewielki i strata
zawartego w nim powietrza nie stanowiła nawet jednego procentu
normalnego dziennego wycieku. Gdybyśmy zostawili drzwi otwar-
te, nie tracilibyśmy nawet tego.
Inni byli przerażeni i trochę ich rozumiałem. Skoro nie wie-
dzieliśmy, w jaki sposób powietrze uchodzi z takiej malej prze-
strzeni, to czy mogliśmy mieć pewność, że w ten sam sposób nie
ujdzie ze wszystkich kabin, poziomów i z całego statku!
Teresa Larson i jej współwyznawcy triumfowali: oto działo się
coś, czego naukowcy i inżynierowie nie potrafili wyjaśnić. To mi-
styczne wydarzenie z pewnością miało jakiś sens i Bóg w swoim
czasie go wyjawi. Zapytałem ją, czy chciałaby spędzić noc w po-
jemniku na żywność, aby sprawdzić, czy Bóg docenia jej wiarę.
Cierpliwie wyjaśniła mi, na czym polega błąd w moim rozumowa-
niu. Próba "sprawdzenia" Boga jest przeciwieństwem wiary i jako
taka z pewnością zostanie ukarana.
W milczeniu przyjąłem ten idiotyczny wywód. Lubię Teresę,
która chyba najlepiej ze wszystkich członków załogi zna się na
uprawach, lecz poza poletkiem hodowlanym czy zbiornikiem hy-
droponicznym wykazuje objawy poważnych zaburzeń percepcji
rzeczywistości.
Większość załogi zajęła dokładnie takie same stanowisko jak
ja. Działo się coś poważnego, czego na razie nie potrafiliśmy zro-
zumieć. Najlepiej będzie zamknąć pojemnik i zmagazynować żyw-
ność w innym, dopóki sprawa się nie wyjaśni.
Najbardziej niepokojąca była reakcja Antresa 906. Poprosił o
zezwolenie na dokładne sprawdzenie systemów statków ratunko-
wych, co zamierzał zrobić z pomocą kilku naszych inżynierów. Po-
wiedział, że wkrótce będą nam potrzebne. Najpierw przyszedł z
tym do mnie. Gdyby był człowiekiem, odmówiłbym mu: załoga i
tak była bliska paniki i lepiej nie dolewać oliwy do ognia. Jednak
taurańska logika i emocje są dziwne, więc poszedłem z nim do Ma-
rygay, żeby podjęła decyzję jako kapitan statku.
Marygay niechętnie wyraziła zgodę, gdyż rzecz jasna
mieliśmy określony harmonogram takich kontroli, więc naprawdę
mogło to wywołać panikę. Jednak doszła do wniosku, że jeśli zro-
bią to dyskretnie, tak by wyglądało na rutynową czynność, może
uda się uniknąć zamieszania. Ponadto współczuła Antresowi 906 z
powodu jego osamotnienia. Człowiek zamknięty na statku wraz z
setką Taurańczyków też miałby prawo do różnych dziwactw.
Kiedy jednak poprosiła, żeby uzasadnił potrzebę kontroli,
otrzymała przedziwną odpowiedz.
Niedawno William pytał mnie o tamten kawałek papieru.
Ten z Ziemi. "W obcym nieznane, a w nim niepojęte". Wyko- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
Jednak w tym kontekście nie ma ogólnego charakteru, lecz
jest skierowane do was. Sądzę, że do tych stu czterdziestu ośmiu
osób na pokładzie, a może nawet do wszystkich ludzi. To jakby...
przestroga? Ostrzeżenie.
Ponownie przeczytałem angielski przekład.
Ostrzeżenie, że zmierzamy ku niepojętemu?
Albo wprost przeciwnie: że niepojęte zbliża się do was.
Nieznane.
Zastanowiłem się.
A więc być może mówimy o względności. Ta bywa bardzo
zagadkowa.
Taurańczyk wydal przeczący pisk.
Nie dla nas.
17
Z początku były to tylko drobiazgi. Nie układające się w żaden
wyrazny schemat.
Jedna kultura ostryg przestała rosnąć. Inne były w porządku.
Ten fakt budził moje czysto akademickie zainteresowanie, gdyż już
kiedyś skosztowałem ostryg i doszedłem do wniosku, że raz mi
wystarczy. Mimo to, ponieważ do niedawna byłem rybakiem, po-
mogłem Xuanowi i Shauncie przeprowadzić badania środowiska,
lecz nie zdołaliśmy wykryć jakiejkolwiek różnicy pomiędzy tą jed-
ną kulturą a pozostałymi. Ostrygi wyglądały zupełnie normalnie,
tylko nie chciały osiągnąć większych rozmiarów od kciuka.
W końcu postanowiliśmy dać spokój, zebrać niedojrzałe ostry-
gi i ugotować z nich około dziesięć litrów zupy, której nie chciałem
jeść. Potem spuściliśmy pożywkę, wyjałowiliśmy zbiornik i nasta-
wiliśmy następną hodowlę.
Brakowało wszystkich filmów o tytułach zaczynających się na
literę "C". Nie mogliśmy znalezć Casablanki ani Citizen Kane.
Uchowały się te poprzedzone rodzajnikiem, więc wciąż mieliśmy
The Cat Woman from Mars i A Cunt for Ali Seasons, tak więc oca-
lała część kulturalnego dziedzictwa.
Drobiazgi.
Przestał działać termostat w basenie dla dzieci. Jednego dnia
woda była zimna, a następnego lodowata. Lucio z Eleną rozebrali
go na części, a potem złożyli. To samo zrobił Matthew Anderson,
który miał talent do takich robótek. Mimo to termostat nie działał i
Elena zdemontowała go któregoś ranka, kiedy sprawdziła tempera-
turę i okazało się, że w basenie jest wrzątek. Dzieciom najwyraz-
niej nie przeszkadzała zimna woda, ale stały się bardziej hałaśliwe.
Coś się stało z podłogą boiska do piłki ręcznej. Zrobiła się lep-
ka jakbyś próbował biegać po nie zaschniętym kleju. Wycykli-
nowaliśmy ją i ponownie wypokostowali, ale oczywiście był to ten
sam pokost i po wyschnięciu znów zrobiła się lepka.
Wydawałoby się, że to nic takiego: po prostu niefortunny do-
bór materiału, ale tego samego pokostu używaliśmy do wszystkich
innych podłóg na statku, a lepki był tylko w tym jednym miejscu.
Owszem, piłkarze ręczni się pocą. A ciężarowcy nie?
Potem wydarzyło się coś, czego w ogóle nie dało się wyjaśnić.
Mógł to być jedynie dziwaczny i bezsensowny żart: z zasobnika z
żywnością zostało wyssane powietrze.
Rozwścieczony Rudkowski zameldował mi o tym, więc zsze-
dłem na dół, żeby to zobaczyć. To był wielki pojemnik na żywność,
wolnostojący, bez żadnego połączenia z próżnią. Drzwi nie były
zamknięte, lecz kiedy Rudkowski silny i dobrze zbudowany
mężczyzna próbował je otworzyć, ani drgnęły. Pomógł mu drugi
kucharz, a wtedy nagle otworzyły się ze świstem wpadającego po-
wietrza. To samo powtórzyło się następnego dnia.
Opróżniliśmy pojemnik i dokładnie go obejrzeliśmy, a nawet
wezwaliśmy Antresa 906, żeby wykorzystał swoje niezwykle wy-
ostrzone zmysły. Powietrze mogło ujść z pojemnika tylko w takim
wypadku, gdyby ktoś je wyssał, ale nie zdołaliśmy znalezć żadnego
otworu.
Przerażające tylko tyle powiedział Taurańczyk.
Nadal byliśmy bardziej rozzłoszczeni niż przestraszeni. Kaza-
liśmy obserwować pojemnik przez całe popołudnie i noc. Nikt się
do niego nie zbliżał, lecz następnego ranka znów nie było w nim
powietrza.
Aby wykluczyć ewentualny spisek, osobiście pilnowałem go
przez całą noc, popijając to, co uchodziło za kawę. Powietrze znów
znikło.
Wieść o tym dziwnym zdarzeniu rozeszła się, budząc rozmaite
reakcje. Niektórzy stoicko nastawieni ludzie albo zupełni igno-
ranci uważali, że to nic takiego. Pojemnik był niewielki i strata
zawartego w nim powietrza nie stanowiła nawet jednego procentu
normalnego dziennego wycieku. Gdybyśmy zostawili drzwi otwar-
te, nie tracilibyśmy nawet tego.
Inni byli przerażeni i trochę ich rozumiałem. Skoro nie wie-
dzieliśmy, w jaki sposób powietrze uchodzi z takiej malej prze-
strzeni, to czy mogliśmy mieć pewność, że w ten sam sposób nie
ujdzie ze wszystkich kabin, poziomów i z całego statku!
Teresa Larson i jej współwyznawcy triumfowali: oto działo się
coś, czego naukowcy i inżynierowie nie potrafili wyjaśnić. To mi-
styczne wydarzenie z pewnością miało jakiś sens i Bóg w swoim
czasie go wyjawi. Zapytałem ją, czy chciałaby spędzić noc w po-
jemniku na żywność, aby sprawdzić, czy Bóg docenia jej wiarę.
Cierpliwie wyjaśniła mi, na czym polega błąd w moim rozumowa-
niu. Próba "sprawdzenia" Boga jest przeciwieństwem wiary i jako
taka z pewnością zostanie ukarana.
W milczeniu przyjąłem ten idiotyczny wywód. Lubię Teresę,
która chyba najlepiej ze wszystkich członków załogi zna się na
uprawach, lecz poza poletkiem hodowlanym czy zbiornikiem hy-
droponicznym wykazuje objawy poważnych zaburzeń percepcji
rzeczywistości.
Większość załogi zajęła dokładnie takie same stanowisko jak
ja. Działo się coś poważnego, czego na razie nie potrafiliśmy zro-
zumieć. Najlepiej będzie zamknąć pojemnik i zmagazynować żyw-
ność w innym, dopóki sprawa się nie wyjaśni.
Najbardziej niepokojąca była reakcja Antresa 906. Poprosił o
zezwolenie na dokładne sprawdzenie systemów statków ratunko-
wych, co zamierzał zrobić z pomocą kilku naszych inżynierów. Po-
wiedział, że wkrótce będą nam potrzebne. Najpierw przyszedł z
tym do mnie. Gdyby był człowiekiem, odmówiłbym mu: załoga i
tak była bliska paniki i lepiej nie dolewać oliwy do ognia. Jednak
taurańska logika i emocje są dziwne, więc poszedłem z nim do Ma-
rygay, żeby podjęła decyzję jako kapitan statku.
Marygay niechętnie wyraziła zgodę, gdyż rzecz jasna
mieliśmy określony harmonogram takich kontroli, więc naprawdę
mogło to wywołać panikę. Jednak doszła do wniosku, że jeśli zro-
bią to dyskretnie, tak by wyglądało na rutynową czynność, może
uda się uniknąć zamieszania. Ponadto współczuła Antresowi 906 z
powodu jego osamotnienia. Człowiek zamknięty na statku wraz z
setką Taurańczyków też miałby prawo do różnych dziwactw.
Kiedy jednak poprosiła, żeby uzasadnił potrzebę kontroli,
otrzymała przedziwną odpowiedz.
Niedawno William pytał mnie o tamten kawałek papieru.
Ten z Ziemi. "W obcym nieznane, a w nim niepojęte". Wyko- [ Pobierz całość w formacie PDF ]