[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rych wierności mógł jeszcze ufać, lękał się bowiem, że wobec szybkiego szerze-
nia się zła wszyscy Przyjaciele Elfów znajdą się niebawem w niebezpieczeństwie.
Wkrótce się te obawy potwierdziły. Meneltarma była wówczas całkowicie opusz-
czona, a chociaż Sauron nie ważył się zbezcześcić tego świętego miejsca, król
zabronił pod karą śmierci nawiedzać je komukolwiek, nawet Wiernym, którzy za-
chowali w sercach cześć dla Iluvatara. Sauron nalegał też, żeby król kazał ściąć
Białe Drzewo; noszące imię Pięknej Nimloth i rosnące na dziedzińcu królewskim,
gdyż przypominało ono o Eldarach i o świetle Valinoru.
Król wszakże zrazu wzdragał się to uczynić, wierzył bowiem, że Drzewo jest
związane z losem dynastii Elrosa, jak to obwieścił w jasnowidzeniu Tar-Palantir.
Ten, który w swym szaleństwie znienawidził Eldarów i Valarów; czepiał się jed-
nak cienia tradycyjnej zależności Numenoru. Lecz Amandil, gdy zasłyszał o nik-
czemnych zakusach Saurona, zmartwił się bardzo, przekonany, że Nieprzyjaciel
w końcu narzuci królowi swoją wolę. Zwierzył się z tej troski Elendilowi i jego
synom, opowiadając im historię Drzew Valinoru. Isildur, nie mówiąc nikomu ani
słowa, wyszedł nocą z domu, by dokonać czynu, który mu przyniósł pózniej wiel-
ką chwałę. Sam, w przebraniu, poszedł do Armenelos, zakradł się na dziedziniec
królewski, gdzie wstęp był surowo zakazany Wiernym, i zbliżył się do Drzewa, do
którego z woli Saurona nikomu nie wolno było podchodzić i przy którym czuwali
wartownicy rekrutujący się ze sług Saurona. Piękna Nimloth nie jaśniała wtedy
i nie kwitła, gdyż była już pózna jesień i zbliżała się zima. Isildur przemknął
między strażami i zerwał jeden owoc wiszący na gałęzi, po czym odwrócił się,
chcąc odejść. Wtedy jednak wartownicy się zbudzili i obstąpili go, tak że musiał
251
wywalczyć sobie drogę odwrotu kosztem wielu ran. Uciekł jednak, a ponieważ
był w przebraniu, nie odkryto, kim był ten śmiałek, który się odważył dotknąć
Drzewa.
Isildur wrócił w końcu do Romenny i oddał owoc w ręce Amandila, po czym
siły go opuściły i zemdlał. Owoc posadzony tajemnie w ziemi i pobłogosławiony
przez Amandila wypuścił na wiosnę żywe pędy. Lecz dopiero wtedy, gdy otwo-
rzyły się na sadzonce pierwsze liście, Isildur dzwignął się z łoża po długiej i cięż-
kiej chorobie i mógł zapomnieć o odniesionych ranach.
W samą porę Isildur zerwał owoc, bo po tym wypadku król ustąpił nalega-
niom Saurona, kazał ściąć Drzewo i już całkowicie odżegnał się od więzi zależ-
ności uznawanej przez jego przodków. Sauron zarządził zbudowanie na wzgórzu
pośrodku numenorejskiej stolicy Złotego Armenelos, wspaniałej świątyni o koli-
stej podstawie; średnica podstawy mierzyła pięćset stóp; ściany miały pięćdziesiąt
stóp grubości, wznosiły się na wysokość pięciuset stóp ponad ziemią i były uwień-
czone potężną kopułą. Kopuła nakryta srebrną blachą lśniła w słońcu tak, że blask
widać było z bardzo daleka. Wkrótce jednak blask przygasł, a srebro sczerniało,
gdyż we wnętrzu, pośrodku świątyni, płonął na ołtarzu ogień, a ogromny słup dy-
mu uchodził z niego przez otwór wybity w szczycie kopuły. Pierwsze ognisko na
ołtarzu podsycił Sauron kłodami ze ściętej Nimloth, które spłonęły z trzaskiem;
ku zdumieniu ludzi dym okropnie cuchnął i osnuwał całą okolicę ciemną chmurą,
którą dopiero po siedmiu dniach wiatr przegnał na zachód.
Odtąd ogień płonął i dym wzbijał się nieustannie, bo na ołtarzu, wśród roz-
lewu krwi, tortur i okropnych bezeceństw, składano ludzkie ofiary Morgothowi,
błagając, żeby Numenorejczyków uwolnił od śmierci. Ofiary wybierano spośród
Wiernych, nie skazywano ich jednak otwarcie za to, że nie chcą czcić Melkora,
lecz oskarżano ich o nienawiść do króla, o bunt przeciw jego władzy, o spiski
przeciw współbraciom, rozsiewanie kłamstw i trucicielstwo.
W większości przypadków zarzuty były fałszywe, lecz nadeszły srogie czasy,
a z nienawiści zawsze się rodzi nienawiść.
Mimo to śmierć nie zniknęła z Numenoru, przeciwnie, porywała teraz ludzi
wcześniej i częściej, a pojawiała się w różnych straszliwych postaciach. Dawniej
ludzie starzeli się powoli i w końcu zasypiali, gdy już ich świat znużył, ale teraz
szerzyły się choroby i szaleństwo; wszakże bali się umierać i odchodzić w ciem-
ności, do królestwa władcy, którego sami obrali, więc konając sami siebie prze-
klinali. W owych czasach mężczyzni z najbłahszej przyczyny chwytali za oręż
i zabijali się wzajemnie, a Sauron i zwerbowani przez niego pomocnicy kręcili
się po całym kraju i podżegali jednych przeciw drugim, tak że wreszcie ludzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
rych wierności mógł jeszcze ufać, lękał się bowiem, że wobec szybkiego szerze-
nia się zła wszyscy Przyjaciele Elfów znajdą się niebawem w niebezpieczeństwie.
Wkrótce się te obawy potwierdziły. Meneltarma była wówczas całkowicie opusz-
czona, a chociaż Sauron nie ważył się zbezcześcić tego świętego miejsca, król
zabronił pod karą śmierci nawiedzać je komukolwiek, nawet Wiernym, którzy za-
chowali w sercach cześć dla Iluvatara. Sauron nalegał też, żeby król kazał ściąć
Białe Drzewo; noszące imię Pięknej Nimloth i rosnące na dziedzińcu królewskim,
gdyż przypominało ono o Eldarach i o świetle Valinoru.
Król wszakże zrazu wzdragał się to uczynić, wierzył bowiem, że Drzewo jest
związane z losem dynastii Elrosa, jak to obwieścił w jasnowidzeniu Tar-Palantir.
Ten, który w swym szaleństwie znienawidził Eldarów i Valarów; czepiał się jed-
nak cienia tradycyjnej zależności Numenoru. Lecz Amandil, gdy zasłyszał o nik-
czemnych zakusach Saurona, zmartwił się bardzo, przekonany, że Nieprzyjaciel
w końcu narzuci królowi swoją wolę. Zwierzył się z tej troski Elendilowi i jego
synom, opowiadając im historię Drzew Valinoru. Isildur, nie mówiąc nikomu ani
słowa, wyszedł nocą z domu, by dokonać czynu, który mu przyniósł pózniej wiel-
ką chwałę. Sam, w przebraniu, poszedł do Armenelos, zakradł się na dziedziniec
królewski, gdzie wstęp był surowo zakazany Wiernym, i zbliżył się do Drzewa, do
którego z woli Saurona nikomu nie wolno było podchodzić i przy którym czuwali
wartownicy rekrutujący się ze sług Saurona. Piękna Nimloth nie jaśniała wtedy
i nie kwitła, gdyż była już pózna jesień i zbliżała się zima. Isildur przemknął
między strażami i zerwał jeden owoc wiszący na gałęzi, po czym odwrócił się,
chcąc odejść. Wtedy jednak wartownicy się zbudzili i obstąpili go, tak że musiał
251
wywalczyć sobie drogę odwrotu kosztem wielu ran. Uciekł jednak, a ponieważ
był w przebraniu, nie odkryto, kim był ten śmiałek, który się odważył dotknąć
Drzewa.
Isildur wrócił w końcu do Romenny i oddał owoc w ręce Amandila, po czym
siły go opuściły i zemdlał. Owoc posadzony tajemnie w ziemi i pobłogosławiony
przez Amandila wypuścił na wiosnę żywe pędy. Lecz dopiero wtedy, gdy otwo-
rzyły się na sadzonce pierwsze liście, Isildur dzwignął się z łoża po długiej i cięż-
kiej chorobie i mógł zapomnieć o odniesionych ranach.
W samą porę Isildur zerwał owoc, bo po tym wypadku król ustąpił nalega-
niom Saurona, kazał ściąć Drzewo i już całkowicie odżegnał się od więzi zależ-
ności uznawanej przez jego przodków. Sauron zarządził zbudowanie na wzgórzu
pośrodku numenorejskiej stolicy Złotego Armenelos, wspaniałej świątyni o koli-
stej podstawie; średnica podstawy mierzyła pięćset stóp; ściany miały pięćdziesiąt
stóp grubości, wznosiły się na wysokość pięciuset stóp ponad ziemią i były uwień-
czone potężną kopułą. Kopuła nakryta srebrną blachą lśniła w słońcu tak, że blask
widać było z bardzo daleka. Wkrótce jednak blask przygasł, a srebro sczerniało,
gdyż we wnętrzu, pośrodku świątyni, płonął na ołtarzu ogień, a ogromny słup dy-
mu uchodził z niego przez otwór wybity w szczycie kopuły. Pierwsze ognisko na
ołtarzu podsycił Sauron kłodami ze ściętej Nimloth, które spłonęły z trzaskiem;
ku zdumieniu ludzi dym okropnie cuchnął i osnuwał całą okolicę ciemną chmurą,
którą dopiero po siedmiu dniach wiatr przegnał na zachód.
Odtąd ogień płonął i dym wzbijał się nieustannie, bo na ołtarzu, wśród roz-
lewu krwi, tortur i okropnych bezeceństw, składano ludzkie ofiary Morgothowi,
błagając, żeby Numenorejczyków uwolnił od śmierci. Ofiary wybierano spośród
Wiernych, nie skazywano ich jednak otwarcie za to, że nie chcą czcić Melkora,
lecz oskarżano ich o nienawiść do króla, o bunt przeciw jego władzy, o spiski
przeciw współbraciom, rozsiewanie kłamstw i trucicielstwo.
W większości przypadków zarzuty były fałszywe, lecz nadeszły srogie czasy,
a z nienawiści zawsze się rodzi nienawiść.
Mimo to śmierć nie zniknęła z Numenoru, przeciwnie, porywała teraz ludzi
wcześniej i częściej, a pojawiała się w różnych straszliwych postaciach. Dawniej
ludzie starzeli się powoli i w końcu zasypiali, gdy już ich świat znużył, ale teraz
szerzyły się choroby i szaleństwo; wszakże bali się umierać i odchodzić w ciem-
ności, do królestwa władcy, którego sami obrali, więc konając sami siebie prze-
klinali. W owych czasach mężczyzni z najbłahszej przyczyny chwytali za oręż
i zabijali się wzajemnie, a Sauron i zwerbowani przez niego pomocnicy kręcili
się po całym kraju i podżegali jednych przeciw drugim, tak że wreszcie ludzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]