[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A chcesz być wszystkiemu winien?
Adrian napił się kawy.
- Nie. Wolę być przekonany, że ty także miałaś swój
udział w podejmowaniu decyzji. Nie jestem zainteresowa
ny rolÄ… uwodziciela.
Sara miała właśnie coś powiedzieć, gdy tuż przy nich
pojawił się wędkarz z wiadrem, w którym ledwo się ruszały
dwie ryby. Na okrzyk znajomego odwrócił się i potknął
o wędkę, którą ktoś zostawił na molo. Z wiadra wyleciała
srebrna, drżąca ryba, która upadła tuż przy nogach Adriana.
- Ale olbrzym! - zawołał z podziwem jakiś chłopak.
- Jak nic waży ze trzy kilo - dodał z aprobatą inny
mężczyzna. - Niezła sztuka, Fred.
Fred, odzyskując równowagę, uśmiechnął się z dumą.
- Dzięki, Sam. Przyrządzę ją dziś wieczorem w ogni
sku. %7łona zaprosiła gości.
Na widok życia uciekającego z ryby Sara poczuła zna
jome uczucie żalu. Wiedziała, że ludzie muszą jeść, żeby
żyć, i na ogół są mięsożerni, ale wolała kupować rybę
w sklepie, podzielonÄ… na filety i zapakowanÄ… w plastyko
wÄ… torebkÄ™.
106 OCZEKIWANIE
Odwróciła wzrok od ryby i spostrzegła, że Adrian gwał
townie zatrzymał się w miejscu i wpatruje się w stworze
nie zdychajÄ…ce mu pod nogami. Na jego twarzy nie malo
wał się jakiś szczególny wyraz, po prostu wpatrywał się
w milczeniu w drgajÄ…cÄ… na ziemi rybÄ™.
Sara złapała Adriana za rękę i pociągnęła za sobą
w stronę wyjścia z mola. Rzucił na nią okiem i posłusznie,
bez słowa, poszedł za nią.
- Taki widok jest dość nieprzyjemny dla nas, zjadaczy
mięsa - stwierdziła od niechcenia Sara. - Strach pomy
śleć, jakie wrażenie robi na wegetarianach.
- Nie martw się, nie będę wymiotował publicznie -
stwierdził ozięble Adrian.
Rzuciła mu szybkie, taksujące spojrzenie.
- Nie, myślę, że nie.
- Jestem realistą, Saro. Nie jadam mięsa, ale znam
życie.
- Tak przypuszczam.
Puściła jego rękę, zawstydzona głupim odruchem rato
wania go przed nieprzyjemnym widokiem.
- To nie znaczy, że nie doceniam twego gestu - powie
dział cicho.
- Jakiego gestu?
- Chciałaś mnie chronić przed rzeczywistością - od
rzekł z uśmiechem. - To bardzo... - Urwał, szukając wła
ściwego słowa. - Bardzo sympatyczne z twojej strony.
- Nie ma sprawy. Porozmawiajmy teraz o planach na
najbliższą przyszłość.
- Czy to znaczy, że zakończyliśmy dyskusję o bezpo
średniej przeszłości?
OCZEKIWANIE 107
- Nie ma o czym mówić. Oboje doszliśmy do wniosku,
że wspólnie odpowiadamy za zaistniałą sytuację. Jesteśmy
dorośli i powinniśmy umieć przeanalizować nasze działa
nia i wyciągnąć wnioski z błędów. Mamy tkwić tu razem,
dopóki wuj Lowell nie raczy się odezwać i musimy się
zachowywać w cywilizowany sposób. Proponuję, żeby
śmy zapomnieli o zeszłej nocy.
Adrian wzruszył ramionami.
- ProszÄ™ bardzo.
- Jakże się cieszę.
- Rano nie uciekałaś przede mną? - upewnił się jesz
cze raz.
- Nie uciekałam. Potrzebowałam trochę czasu dla sie
bie. I trochę świeżego powietrza.
- Chyba to rozumiem.
- To miło z twojej strony.
- Tylko więcej tego nie rób.
- SÅ‚ucham?
- Powiedziałem, żebyś więcej tego nie robiła.
Doszli już z powrotem na parking przy zajezdzie. Sara
trzymała w ręce kluczyki do samochodu, ale myślami była
gdzie indziej.
- Jedną z przyczyn, dla których postanowiłam zrezyg
nować z dotychczasowego życia, jest to, że nie lubię roz
kazów. Nasze wzajemne stosunki znacznie lepiej się uło
żą, jeśli nie będziesz przesadzał z poczuciem odpowie
dzialności.
- Rozumiem.
- To dobrze. - Sara otworzyła drzwi samochodu i zaję
Å‚a miejsce obok kierowcy.
108 OCZEKIWANIE
- Na drugi raz nie wybieraj siÄ™ nigdzie beze mnie
- stwierdził spokojnie, siadając za kierownicą i wyciąga
jąc rękę po kluczyki.
- Następnym razem będę się oglądać za siebie, żeby
sprawdzić, czy nikt za mną nie idzie - odparła zirytowana
Sara.
Adrian nie spuszczał z niej oczu.
- Myślałem, że mamy się zachowywać jak dorośli.
Sara odetchnęła głęboko, zdając sobie sprawę, że zare
agowała jak dziecko.
- Przepraszam - mruknęła pod nosem. - Oczywiście
masz rację. Nie powinnam wychodzić sama z domu. Nie
pomyślałam, działałam pod wpływem emocji. Rozumiem,
że tego typu zachowania są ci obce.
Adrian udał, że nie słyszy jej sarkastycznego tonu.
- Czyżbym nie zachował się w nocy dość emocjo
nalnie?
Sara zaczerwieniła się gwałtownie.
- To, co okazywałeś w nocy, na ogół nazywa się zupeł
nie inaczej.
- Namiętność?
- Raczej pożądanie.
- Dopiero co ustaliliśmy, że jesteśmy dorośli. W takim
razie wydaje mi się, że oboje znamy różnicę między pożą
daniem a... - zawahał się na moment - .. .a innymi uczu
ciami.
Sara wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę. Po
myślała, że ona zna tę różnicę, tylko nie chce przyznać, iż
to, co czuje, ma nazwę - miłość.
Odruchowo odsunęła się, aby zwiększyć dzielącą ich
OCZEKIWANIE 109
odległość. Adrian wypełniał sobą niemal całą przestrzeń.
Kiedy się przesuwała, coś zaszeleściło pod jej udem. Przy
pomniała sobie, że wcześniej widziała na siedzeniu kawa
łek papieru i teraz po niego sięgnęła.
- Dajesz słowo, że nie będziesz więcej sama wycho
dziła? - spytał obojętnym tonem Adrian, przekręcając klu
czyk i rzucając okiem na papier w jej ręce.
- Och, na pewno siÄ™ postaram.
- Doceniam to. Co to jest?
- Nie wiem. Na siedzeniu leżał jakiś papier. Nie pamię
tam. .. - Sara zamilkła, ze zdumieniem odczytując krótką
wiadomość.
- Pytałem, co to jest, Saro?
- Problem. Bardzo poważny problem.
W milczeniu podała ma kawałek papieru z wypisanym
na maszynie tekstem.
Adrian przez chwilę wpatrywał się w jej szeroko otwar
te oczy, po czym wyłączył silnik i wziął od niej papier.
Wiadomość nie była długa. Po dwukrotnym przeczyta
niu Sara zapamiętała treść słowo w słowo:
- Prom do Seattle o pierwszej piętnaście. Bądz sama.
Nic ci siÄ™ nie stanie".
- Proszę, proszę - powiedział z namysłem Adrian.
Dwie godziny pózniej Adrian nadal rozważał znaczenie po
zostawionej w samochodzie wiadomości, co Sarę doprowa
dzało do furii, gdyż uważała, że trzeba działać. Po raz setny
przemierzyła salon, spoglądając ze złością na Adriana siedzą
cego spokojnie na kanapie. Z wyciągniętymi wygodnie noga
mi przerzucał od niechcenia jakieś pismo.
110 OCZEKIWANIE
- Posłuchaj mnie, do cholery! - zawołała ochrypłym
od mówienia głosem. Miała wrażenie, że krzyczy na niego
od wielu godzin. - Nie mam wyboru. Muszę być o pier
wszej na pokładzie tego promu.
- Nigdzie nie musisz być o pierwszej.
Od dwóch godzin Adrian odpowiadał jej spokojnie
i rozsądnie, doprowadzając Sarę do szału.
-. Jak inaczej dowiemy siÄ™, o co tu chodzi?
- Ludzie, którzy zostawiają wiadomość w samocho
dach, są na tyle przewidujący, że mają opracowany plan B,
jeśli plan A nie wypali. - Adrian przewrócił kartkę pisma.
- W tych warunkach powinni zrobić to, czego nie chcieli
robić od początku. A my powinniśmy im to umożliwić.
Nie ma sensu ułatwiać im życia. W ten sposób zyskaliby
nad nami przewagÄ™.
- Nie chcę czekać na jakiś tam plan B.
- Na to pewno liczy ten facet. Cierpliwości.
Sara odwróciła i pomaszerowała w drugi koniec poko
ju. Była wściekła na Adriana, że nie pozwala jej udać się
na prom. Niepokoiła się też o wuja i jego zamierzenia.
Najwyrazniej sytuacja go przerosła. Oparła rękę o okno
i spoglądała na kępę drzew na podjezdzie.
- Wuj Lowell musi być w poważnych kłopotach - za
uważyła.
- Albo ktoś chce, żebyś doszła do takiego wniosku.
- Od kiedy to jesteś ekspertem od zachowań ludzi pokroju
Wilka?! Napisałeś jedną książkę, na litość boską! To cię jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
- A chcesz być wszystkiemu winien?
Adrian napił się kawy.
- Nie. Wolę być przekonany, że ty także miałaś swój
udział w podejmowaniu decyzji. Nie jestem zainteresowa
ny rolÄ… uwodziciela.
Sara miała właśnie coś powiedzieć, gdy tuż przy nich
pojawił się wędkarz z wiadrem, w którym ledwo się ruszały
dwie ryby. Na okrzyk znajomego odwrócił się i potknął
o wędkę, którą ktoś zostawił na molo. Z wiadra wyleciała
srebrna, drżąca ryba, która upadła tuż przy nogach Adriana.
- Ale olbrzym! - zawołał z podziwem jakiś chłopak.
- Jak nic waży ze trzy kilo - dodał z aprobatą inny
mężczyzna. - Niezła sztuka, Fred.
Fred, odzyskując równowagę, uśmiechnął się z dumą.
- Dzięki, Sam. Przyrządzę ją dziś wieczorem w ogni
sku. %7łona zaprosiła gości.
Na widok życia uciekającego z ryby Sara poczuła zna
jome uczucie żalu. Wiedziała, że ludzie muszą jeść, żeby
żyć, i na ogół są mięsożerni, ale wolała kupować rybę
w sklepie, podzielonÄ… na filety i zapakowanÄ… w plastyko
wÄ… torebkÄ™.
106 OCZEKIWANIE
Odwróciła wzrok od ryby i spostrzegła, że Adrian gwał
townie zatrzymał się w miejscu i wpatruje się w stworze
nie zdychajÄ…ce mu pod nogami. Na jego twarzy nie malo
wał się jakiś szczególny wyraz, po prostu wpatrywał się
w milczeniu w drgajÄ…cÄ… na ziemi rybÄ™.
Sara złapała Adriana za rękę i pociągnęła za sobą
w stronę wyjścia z mola. Rzucił na nią okiem i posłusznie,
bez słowa, poszedł za nią.
- Taki widok jest dość nieprzyjemny dla nas, zjadaczy
mięsa - stwierdziła od niechcenia Sara. - Strach pomy
śleć, jakie wrażenie robi na wegetarianach.
- Nie martw się, nie będę wymiotował publicznie -
stwierdził ozięble Adrian.
Rzuciła mu szybkie, taksujące spojrzenie.
- Nie, myślę, że nie.
- Jestem realistą, Saro. Nie jadam mięsa, ale znam
życie.
- Tak przypuszczam.
Puściła jego rękę, zawstydzona głupim odruchem rato
wania go przed nieprzyjemnym widokiem.
- To nie znaczy, że nie doceniam twego gestu - powie
dział cicho.
- Jakiego gestu?
- Chciałaś mnie chronić przed rzeczywistością - od
rzekł z uśmiechem. - To bardzo... - Urwał, szukając wła
ściwego słowa. - Bardzo sympatyczne z twojej strony.
- Nie ma sprawy. Porozmawiajmy teraz o planach na
najbliższą przyszłość.
- Czy to znaczy, że zakończyliśmy dyskusję o bezpo
średniej przeszłości?
OCZEKIWANIE 107
- Nie ma o czym mówić. Oboje doszliśmy do wniosku,
że wspólnie odpowiadamy za zaistniałą sytuację. Jesteśmy
dorośli i powinniśmy umieć przeanalizować nasze działa
nia i wyciągnąć wnioski z błędów. Mamy tkwić tu razem,
dopóki wuj Lowell nie raczy się odezwać i musimy się
zachowywać w cywilizowany sposób. Proponuję, żeby
śmy zapomnieli o zeszłej nocy.
Adrian wzruszył ramionami.
- ProszÄ™ bardzo.
- Jakże się cieszę.
- Rano nie uciekałaś przede mną? - upewnił się jesz
cze raz.
- Nie uciekałam. Potrzebowałam trochę czasu dla sie
bie. I trochę świeżego powietrza.
- Chyba to rozumiem.
- To miło z twojej strony.
- Tylko więcej tego nie rób.
- SÅ‚ucham?
- Powiedziałem, żebyś więcej tego nie robiła.
Doszli już z powrotem na parking przy zajezdzie. Sara
trzymała w ręce kluczyki do samochodu, ale myślami była
gdzie indziej.
- Jedną z przyczyn, dla których postanowiłam zrezyg
nować z dotychczasowego życia, jest to, że nie lubię roz
kazów. Nasze wzajemne stosunki znacznie lepiej się uło
żą, jeśli nie będziesz przesadzał z poczuciem odpowie
dzialności.
- Rozumiem.
- To dobrze. - Sara otworzyła drzwi samochodu i zaję
Å‚a miejsce obok kierowcy.
108 OCZEKIWANIE
- Na drugi raz nie wybieraj siÄ™ nigdzie beze mnie
- stwierdził spokojnie, siadając za kierownicą i wyciąga
jąc rękę po kluczyki.
- Następnym razem będę się oglądać za siebie, żeby
sprawdzić, czy nikt za mną nie idzie - odparła zirytowana
Sara.
Adrian nie spuszczał z niej oczu.
- Myślałem, że mamy się zachowywać jak dorośli.
Sara odetchnęła głęboko, zdając sobie sprawę, że zare
agowała jak dziecko.
- Przepraszam - mruknęła pod nosem. - Oczywiście
masz rację. Nie powinnam wychodzić sama z domu. Nie
pomyślałam, działałam pod wpływem emocji. Rozumiem,
że tego typu zachowania są ci obce.
Adrian udał, że nie słyszy jej sarkastycznego tonu.
- Czyżbym nie zachował się w nocy dość emocjo
nalnie?
Sara zaczerwieniła się gwałtownie.
- To, co okazywałeś w nocy, na ogół nazywa się zupeł
nie inaczej.
- Namiętność?
- Raczej pożądanie.
- Dopiero co ustaliliśmy, że jesteśmy dorośli. W takim
razie wydaje mi się, że oboje znamy różnicę między pożą
daniem a... - zawahał się na moment - .. .a innymi uczu
ciami.
Sara wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę. Po
myślała, że ona zna tę różnicę, tylko nie chce przyznać, iż
to, co czuje, ma nazwę - miłość.
Odruchowo odsunęła się, aby zwiększyć dzielącą ich
OCZEKIWANIE 109
odległość. Adrian wypełniał sobą niemal całą przestrzeń.
Kiedy się przesuwała, coś zaszeleściło pod jej udem. Przy
pomniała sobie, że wcześniej widziała na siedzeniu kawa
łek papieru i teraz po niego sięgnęła.
- Dajesz słowo, że nie będziesz więcej sama wycho
dziła? - spytał obojętnym tonem Adrian, przekręcając klu
czyk i rzucając okiem na papier w jej ręce.
- Och, na pewno siÄ™ postaram.
- Doceniam to. Co to jest?
- Nie wiem. Na siedzeniu leżał jakiś papier. Nie pamię
tam. .. - Sara zamilkła, ze zdumieniem odczytując krótką
wiadomość.
- Pytałem, co to jest, Saro?
- Problem. Bardzo poważny problem.
W milczeniu podała ma kawałek papieru z wypisanym
na maszynie tekstem.
Adrian przez chwilę wpatrywał się w jej szeroko otwar
te oczy, po czym wyłączył silnik i wziął od niej papier.
Wiadomość nie była długa. Po dwukrotnym przeczyta
niu Sara zapamiętała treść słowo w słowo:
- Prom do Seattle o pierwszej piętnaście. Bądz sama.
Nic ci siÄ™ nie stanie".
- Proszę, proszę - powiedział z namysłem Adrian.
Dwie godziny pózniej Adrian nadal rozważał znaczenie po
zostawionej w samochodzie wiadomości, co Sarę doprowa
dzało do furii, gdyż uważała, że trzeba działać. Po raz setny
przemierzyła salon, spoglądając ze złością na Adriana siedzą
cego spokojnie na kanapie. Z wyciągniętymi wygodnie noga
mi przerzucał od niechcenia jakieś pismo.
110 OCZEKIWANIE
- Posłuchaj mnie, do cholery! - zawołała ochrypłym
od mówienia głosem. Miała wrażenie, że krzyczy na niego
od wielu godzin. - Nie mam wyboru. Muszę być o pier
wszej na pokładzie tego promu.
- Nigdzie nie musisz być o pierwszej.
Od dwóch godzin Adrian odpowiadał jej spokojnie
i rozsądnie, doprowadzając Sarę do szału.
-. Jak inaczej dowiemy siÄ™, o co tu chodzi?
- Ludzie, którzy zostawiają wiadomość w samocho
dach, są na tyle przewidujący, że mają opracowany plan B,
jeśli plan A nie wypali. - Adrian przewrócił kartkę pisma.
- W tych warunkach powinni zrobić to, czego nie chcieli
robić od początku. A my powinniśmy im to umożliwić.
Nie ma sensu ułatwiać im życia. W ten sposób zyskaliby
nad nami przewagÄ™.
- Nie chcę czekać na jakiś tam plan B.
- Na to pewno liczy ten facet. Cierpliwości.
Sara odwróciła i pomaszerowała w drugi koniec poko
ju. Była wściekła na Adriana, że nie pozwala jej udać się
na prom. Niepokoiła się też o wuja i jego zamierzenia.
Najwyrazniej sytuacja go przerosła. Oparła rękę o okno
i spoglądała na kępę drzew na podjezdzie.
- Wuj Lowell musi być w poważnych kłopotach - za
uważyła.
- Albo ktoś chce, żebyś doszła do takiego wniosku.
- Od kiedy to jesteś ekspertem od zachowań ludzi pokroju
Wilka?! Napisałeś jedną książkę, na litość boską! To cię jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]