[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nych i większych ciasteczek. We cztery z Margit, Astą i Signe piekły
przez cały wczorajszy i dzisiejszy dzień.
Wyjrzała przez okno. Emily nie było już od dłuższego czasu, a
śnieg wciąż padał.
Musiało chyba upłynąć kilka godzin, odkąd przypłynęła po nią
szalupa. Kto by uwierzył, że parowiec zmierzający do Bergen będzie
zwlekał tak długo na życzenie dwojga pasażerów! Pokręciła głową i
popatrzyła na piec. Dziwne, ile są w stanie zdziałać pieniądze. No, ale
tak było przecież zawsze.
Bolał ją krzyż. Zawołała Margit i kazała jej pilnować ciasteczek, a
sama w tym czasie postanowiła napić się kawy. W kuchni było ciepło
i przytulnie, pachniało ciastem i przyprawami. Klara czuła się zado-
wolona, ba, wręcz szczęśliwa, pełna oczekiwania i radości, Na te
święta bardzo się cieszyła, prawie tak, jakby znów była dzieckiem.
Kiedy żyła matka, święta wydawały jej się wręcz baśnią, mimo że
zawsze brakowało pieniędzy. Pózniej dookoła zapanowała już tylko
szara codzienność. Ojciec zawsze był bardzo surowy w wierze, a po
śmierci żony stał się jeszcze trudniejszy we współżyciu. Uważał, że
nawet ozdoby świąteczne są grzeszne, bo odrywają myśli od Boga.
Popatrzyła na wianek ze świerkowych gałązek, udekorowany
czerwoną jedwabną wstążką. Panna Lindemann przyozdobiła hotel tak
pięknie, że człowieka na ten widok ogarniał wręcz nastrój nabożeń-
stwa, a przy szykowaniu jedzenia dla gości na niczym nie oszczędza-
no.
Biedny Svend! Nie był rozpieszczonym gościem świątecznym w
pięknym przytulnym hotelu. Harował w fabryce lodu, na pewno
R
L
przemoczony i przemarznięty. Klara już przygotowała kilka puszek z
ciastkami, przeznaczonymi dla niego. Lubił słodycze, ale problem w
tym, że dostanie je dopiero po niedzieli. Miał wyjechać w sobotę,
więc w te dni musiał dłużej pracować, żeby dostać wolne. Znów wy-
bierał się na jakieś ważne zebranie, albo w loży abstynentów, albo w
związku zawodowym, Klara już nie pamiętała.
Ukroiła sobie cieniutki kawałek ciasta na miodzie, jeszcze ciepłe-
go. Usłyszała jakieś głosy w holu i zaraz do kuchni wszedł Elias, któ-
remu towarzyszył Gerhard Lindemann. Razem dzwigali skrzynkę peł-
ną butelek.
Lindemann skinął jej na powitanie głową.
- Gdzie jest panna Egeberg? Klara wstała.
- Zabrano ją na statek.
- Na statek?
- Tak. Jej ciotka właśnie wraca z Włoch do Bergen i zorganizowa-
ła takie spotkanie.
Pokiwał głową z miną jakby rozczarowaną. Coś za często kręci się
po hotelu ostatnimi czasy, pomyślała Klara. Przychodzi i rano, i wie-
czorem. On i ten lekarz, doktor Stang. Jak nie jeden, to drugi. Ale
Emily jakby tego nie zauważała. Pewnie wciąż marzy o tym swoim
latarniku bez serca.
- Przywiozłem trochę wina dla hotelu. Moi goście wypili mniej,
niż się spodziewałem.
Klara tylko kiwnęła głową i postawiła wino przy drzwiach do piw-
nicy. Zbędne wino? Kto słyszał coś podobnego? Przecież mógł je
wstawić do własnej piwniczki i zachować na inną okazję.
- Od jak dawna panna Egeberg jest na pokładzie tego statku?
- Nie jestem pewna. Nie patrzyłam na zegarek, ale lada chwila po-
winna już tu być.
- Czy może jej pani przekazać, że zajrzę tu za parę godzin? Muszę
pojechać do Bjelkevik.
R
L
Klarze wpadł do głowy pewien pomysł. Ostatnia blacha z ciastecz-
kami stała już w piecu, a napiekła ich już tyle, że rozbolały ją i plecy, i
krzyż.
- Panie Lindemann, proszę mi wybaczyć, że spytam wprost, ale
czy byłoby możliwe, żebym zabrała się razem z panem do Bjelkevik?
Wydawał się zdumiony. Zrobił nawet taką minę, jakby chciał jej
odmówić.
- Mój narzeczony, Svend Holmen, pracuje u pana. Bardzo bym
chciała go odwiedzić i zawiezć mu trochę jedzenia. On wyjeżdża do...
- Svend Holmen. No, tak. Rzeczywiście, panna Ege-berg wspomi-
nała, że zamierzacie się pobrać po świętach. %7łyczę szczęścia, panno
Lauritzen.
- Dziękuję, panie Lindemann. Ale skoro zamierza pan płynąć do
Bjelkevik, a potem wracać do miasta, to...
Uśmiechnął się nagle i kiwnął głową.
- A czy ja w oczekiwaniu, aż pani się przyszykuje, będę mógł
spróbować ciasta?
- Bardzo panu dziękuję! Oczywiście, proszę się częstować. Pole-
cam ciasto miodowe.
Lindemann usiadł, sprawiając wrażenie życzliwego i uległego.
Prawdopodobnie zgodził się ją zabrać po to, by podlizać się Emily,
pomyślała Klara. Spakowała ciastka, nie mogąc się temu nadziwić.
Kto by się spodziewał, że zobaczy Gerharda Lindemanna tak przyja- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
nych i większych ciasteczek. We cztery z Margit, Astą i Signe piekły
przez cały wczorajszy i dzisiejszy dzień.
Wyjrzała przez okno. Emily nie było już od dłuższego czasu, a
śnieg wciąż padał.
Musiało chyba upłynąć kilka godzin, odkąd przypłynęła po nią
szalupa. Kto by uwierzył, że parowiec zmierzający do Bergen będzie
zwlekał tak długo na życzenie dwojga pasażerów! Pokręciła głową i
popatrzyła na piec. Dziwne, ile są w stanie zdziałać pieniądze. No, ale
tak było przecież zawsze.
Bolał ją krzyż. Zawołała Margit i kazała jej pilnować ciasteczek, a
sama w tym czasie postanowiła napić się kawy. W kuchni było ciepło
i przytulnie, pachniało ciastem i przyprawami. Klara czuła się zado-
wolona, ba, wręcz szczęśliwa, pełna oczekiwania i radości, Na te
święta bardzo się cieszyła, prawie tak, jakby znów była dzieckiem.
Kiedy żyła matka, święta wydawały jej się wręcz baśnią, mimo że
zawsze brakowało pieniędzy. Pózniej dookoła zapanowała już tylko
szara codzienność. Ojciec zawsze był bardzo surowy w wierze, a po
śmierci żony stał się jeszcze trudniejszy we współżyciu. Uważał, że
nawet ozdoby świąteczne są grzeszne, bo odrywają myśli od Boga.
Popatrzyła na wianek ze świerkowych gałązek, udekorowany
czerwoną jedwabną wstążką. Panna Lindemann przyozdobiła hotel tak
pięknie, że człowieka na ten widok ogarniał wręcz nastrój nabożeń-
stwa, a przy szykowaniu jedzenia dla gości na niczym nie oszczędza-
no.
Biedny Svend! Nie był rozpieszczonym gościem świątecznym w
pięknym przytulnym hotelu. Harował w fabryce lodu, na pewno
R
L
przemoczony i przemarznięty. Klara już przygotowała kilka puszek z
ciastkami, przeznaczonymi dla niego. Lubił słodycze, ale problem w
tym, że dostanie je dopiero po niedzieli. Miał wyjechać w sobotę,
więc w te dni musiał dłużej pracować, żeby dostać wolne. Znów wy-
bierał się na jakieś ważne zebranie, albo w loży abstynentów, albo w
związku zawodowym, Klara już nie pamiętała.
Ukroiła sobie cieniutki kawałek ciasta na miodzie, jeszcze ciepłe-
go. Usłyszała jakieś głosy w holu i zaraz do kuchni wszedł Elias, któ-
remu towarzyszył Gerhard Lindemann. Razem dzwigali skrzynkę peł-
ną butelek.
Lindemann skinął jej na powitanie głową.
- Gdzie jest panna Egeberg? Klara wstała.
- Zabrano ją na statek.
- Na statek?
- Tak. Jej ciotka właśnie wraca z Włoch do Bergen i zorganizowa-
ła takie spotkanie.
Pokiwał głową z miną jakby rozczarowaną. Coś za często kręci się
po hotelu ostatnimi czasy, pomyślała Klara. Przychodzi i rano, i wie-
czorem. On i ten lekarz, doktor Stang. Jak nie jeden, to drugi. Ale
Emily jakby tego nie zauważała. Pewnie wciąż marzy o tym swoim
latarniku bez serca.
- Przywiozłem trochę wina dla hotelu. Moi goście wypili mniej,
niż się spodziewałem.
Klara tylko kiwnęła głową i postawiła wino przy drzwiach do piw-
nicy. Zbędne wino? Kto słyszał coś podobnego? Przecież mógł je
wstawić do własnej piwniczki i zachować na inną okazję.
- Od jak dawna panna Egeberg jest na pokładzie tego statku?
- Nie jestem pewna. Nie patrzyłam na zegarek, ale lada chwila po-
winna już tu być.
- Czy może jej pani przekazać, że zajrzę tu za parę godzin? Muszę
pojechać do Bjelkevik.
R
L
Klarze wpadł do głowy pewien pomysł. Ostatnia blacha z ciastecz-
kami stała już w piecu, a napiekła ich już tyle, że rozbolały ją i plecy, i
krzyż.
- Panie Lindemann, proszę mi wybaczyć, że spytam wprost, ale
czy byłoby możliwe, żebym zabrała się razem z panem do Bjelkevik?
Wydawał się zdumiony. Zrobił nawet taką minę, jakby chciał jej
odmówić.
- Mój narzeczony, Svend Holmen, pracuje u pana. Bardzo bym
chciała go odwiedzić i zawiezć mu trochę jedzenia. On wyjeżdża do...
- Svend Holmen. No, tak. Rzeczywiście, panna Ege-berg wspomi-
nała, że zamierzacie się pobrać po świętach. %7łyczę szczęścia, panno
Lauritzen.
- Dziękuję, panie Lindemann. Ale skoro zamierza pan płynąć do
Bjelkevik, a potem wracać do miasta, to...
Uśmiechnął się nagle i kiwnął głową.
- A czy ja w oczekiwaniu, aż pani się przyszykuje, będę mógł
spróbować ciasta?
- Bardzo panu dziękuję! Oczywiście, proszę się częstować. Pole-
cam ciasto miodowe.
Lindemann usiadł, sprawiając wrażenie życzliwego i uległego.
Prawdopodobnie zgodził się ją zabrać po to, by podlizać się Emily,
pomyślała Klara. Spakowała ciastka, nie mogąc się temu nadziwić.
Kto by się spodziewał, że zobaczy Gerharda Lindemanna tak przyja- [ Pobierz całość w formacie PDF ]