[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wraz z matką zastawiły na niego pułapkę. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że gdy
dziewczyna stawiała się na jego miejscu i patrzyła na całą sytuację z jego punktu widzenia,
dokładnie rozumiała, co czuł i dlaczego.
I aż do zeszłego tygodnia zemsta Nicholasa osiągała pożądany skutek. Julianna
wylewała morze łez w poduszki, dręcząc się wspomnieniem nienawistnego spojrzenia, jakim
obrzucił ją w dniu ślubu. Napisała do niego tuzin listów, próbując wszystko wytłumaczyć. W
odpowiedzi dostała jedynie krótką, suchą wiadomość od jego sekretarza, że jeśli spróbuje
jeszcze raz skontaktować się z mężem, zostanie usunięta z domu, który zamieszkiwała, i
będzie pozostawiona bez środków do życia.
Julianna du Ville miała do końca swoich dni żyć w samotności, by odpokutować za
czyn, który był w tym samym stopniu jej, co i jego grzechem. Nicholas miał pięć innych
posiadłości - o wiele wspanialszych i leżących w dogodniejszej odległości od Londynu.
Według plotek, które wyczytała w gazecie, i informacji, które wyciągnęła od Sheridan
Westmoreland, wyprawiał w nich przyjęcia dla licznego grona przyjaciół, a zapewne także
intymniejsze imprezy dla dwojga w zaciszu swej sypialni.
Aż do ubiegłego tygodnia jej dni upływały w samotnej pustce i udręczeniu. Odrobinę
ulgi przynosiły jej jedynie zwierzania w listach do babci.
Teraz jednak wszystko się zmieniło.
Tydzień temu dostała list od wydawcy z Londynu, który był bardzo zainteresowany
kupnem jej pierwszej powieści. W swoim liście pan Framingham porównywał talent Julianny
do talentu Jane Austen, zachwycał się jej poczuciem humoru i wyostrzonym zmysłem
obserwacji, z jakim w subtelny sposób sportretowała arogancję świata arystokracji.
Przysłał też pierwszy czek bankowy, z obietnicą, że pojawią się i dalsze, gdy tylko
książka wyjdzie drukiem. Własne pieniądze oznaczały niezależność i możliwość wyrwania
się z więzów, które nałożył na nią Nicholas du Ville. Julianna marzyła o zamieszkaniu w
Londynie, w jakimś małym, pogodnym domku w dobrej dzielnicy... właśnie tak, jak
planowała z babcią, która przecież w tym celu pozostawiła jej spadek. Pod koniec przyszłego
roku będzie miała dość pieniędzy, by wyrwać się ze swej złotej klatki.
Noce nie były jednak już tak kojące. W snach pojawiał się Nicki, dokładnie taki, jakim
widziała go w labiryncie. Opierał nogę na kamiennej ławce, patrzył w przestrzeń, i zaciskając
cygaretkę w zębach uśmiechał się lekko, słysząc skandaliczną prośbę, by zrujnował reputację
Julianny. %7łartował sobie z niej w tych snach i bawiło go, że chciała mu zapłacić. A potem
zaczynał ją całować, a wtedy Julianna budziła się z walącym sercem, czując jeszcze dotyk ust
Nicholasa na wargach.
Za to rankiem, gdy przez okna do pokoju wlewało się słoneczne światło, znowu
myślała tylko o przyszłości, a przeszłość... zostawiała w sypialni. Teraz, jak nigdy wcześniej,
pisarstwo było jej ucieczką i nadzieją.
Na dole w salonie kamerdyner ustawił na stoliku przylegającym do jej biurka tacę z
filiżanką czekolady i grzanką posmarowana masłem.
- Dziękuję ci, Larkin - powiedziała z uśmiechem i zasiadła do pisania.
Kamerdyner pojawił się ponownie póznym popołudniem, gdy była całkowicie
pochłonięta pracą.
- Milady? - przerwał jej pełnym napięcia głosem. Julianna uniosła pióro w geście
wskazującym, że ma zaczekać, póki ona nie skończy zdania.
- Ale...
Stanowczo potrząsnęła głową. W tym domu nie mogło się wydarzyć nic
wymagającego jej niezwłocznej interwencji. Zadni nieoczekiwani goście nie zajeżdżali do
tego odludzia na pogawędki, żadna sprawa nie była tak pilna, by nie moda zaczekać. Ta
niewielka posiadłość funkcjonowała jak dobrze naoliwiona maszyneria, zgodnie z wymogami
właściciela i służba konsultowała się z jego małżonką tylko przez grzeczność. Była tu jedynie
gościem, chociaż niekiedy odnosiła wrażenie, że służący jej współczuli - w szczególności
kamerdyner. Julianna w końcu odłożyła pióro.
- Przepraszam, Larkin - rzuciła, widząc że służący już nie może się doczekać, by
poświęciła mu chwilę uwagi. - Ale jeżeli nie zapiszę myśli w chwili, gdy się pojawi, często
mi umyka. Co chciałeś powiedzieć?
- Jego lordowska mość właśnie przyjechał, milady! Chce się z panią jak najszybciej
zobaczyć w swoim gabinecie. - Zdumienie i niewypowiedziana nadzieja sprawiły, że Julianna
znalazła się na nogach, zanim jeszcze kamerdyner dorzucił: - Przyjechał z garderobianym. -
Zupełnie nie znając zwyczajów arystokracji, spojrzała na Larkina pytającym wzrokiem. - To
znaczy, że zostanie na noc.
Stojąc przy oknie, zniecierpliwiony Nicki wpatrywał się w zaśnieżony krajobraz, który
swego czasu tak lubił stąd oglądać. Czekał, by ta podstępna mała suka, którą wbrew sobie
musiał poślubić, stawiła się wreszcie na jego wezwanie. Maskarada i wydarzenia w labiryncie
zatarły się już w jego pamięci, ale dzień ślubu wciąż tkwił mu przed oczami. Zaczął się od
śniadania, które własnoręcznie podała mu Valerie, racząc go przy okazji kilkoma
sarkastycznymi uwagami. Jakim cudem to akurat on wpadł w pułapkę zastawioną przez
Juliannę i jej matkę. Był jedyną rybą , która dała się złapać na ich przynętę! Zanim
wypchnął Valerie ze swej sypialni, niezle się postarała, by nie miał złudzeń co do niewinności
dziewczyny w całej tej sprawie, a mimo to wciąż nie chciał uwierzyć, że Julianna z całą
premedytacją zamierzała go usidlić.
Trzymał się kojącej ułudy, że wszystko to było niefortunnym zbiegiem okoliczności.
Z naiwnością, o którą nigdy wcześniej się nie podejrzewał, myślał tylko o tym, jaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
wraz z matką zastawiły na niego pułapkę. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że gdy
dziewczyna stawiała się na jego miejscu i patrzyła na całą sytuację z jego punktu widzenia,
dokładnie rozumiała, co czuł i dlaczego.
I aż do zeszłego tygodnia zemsta Nicholasa osiągała pożądany skutek. Julianna
wylewała morze łez w poduszki, dręcząc się wspomnieniem nienawistnego spojrzenia, jakim
obrzucił ją w dniu ślubu. Napisała do niego tuzin listów, próbując wszystko wytłumaczyć. W
odpowiedzi dostała jedynie krótką, suchą wiadomość od jego sekretarza, że jeśli spróbuje
jeszcze raz skontaktować się z mężem, zostanie usunięta z domu, który zamieszkiwała, i
będzie pozostawiona bez środków do życia.
Julianna du Ville miała do końca swoich dni żyć w samotności, by odpokutować za
czyn, który był w tym samym stopniu jej, co i jego grzechem. Nicholas miał pięć innych
posiadłości - o wiele wspanialszych i leżących w dogodniejszej odległości od Londynu.
Według plotek, które wyczytała w gazecie, i informacji, które wyciągnęła od Sheridan
Westmoreland, wyprawiał w nich przyjęcia dla licznego grona przyjaciół, a zapewne także
intymniejsze imprezy dla dwojga w zaciszu swej sypialni.
Aż do ubiegłego tygodnia jej dni upływały w samotnej pustce i udręczeniu. Odrobinę
ulgi przynosiły jej jedynie zwierzania w listach do babci.
Teraz jednak wszystko się zmieniło.
Tydzień temu dostała list od wydawcy z Londynu, który był bardzo zainteresowany
kupnem jej pierwszej powieści. W swoim liście pan Framingham porównywał talent Julianny
do talentu Jane Austen, zachwycał się jej poczuciem humoru i wyostrzonym zmysłem
obserwacji, z jakim w subtelny sposób sportretowała arogancję świata arystokracji.
Przysłał też pierwszy czek bankowy, z obietnicą, że pojawią się i dalsze, gdy tylko
książka wyjdzie drukiem. Własne pieniądze oznaczały niezależność i możliwość wyrwania
się z więzów, które nałożył na nią Nicholas du Ville. Julianna marzyła o zamieszkaniu w
Londynie, w jakimś małym, pogodnym domku w dobrej dzielnicy... właśnie tak, jak
planowała z babcią, która przecież w tym celu pozostawiła jej spadek. Pod koniec przyszłego
roku będzie miała dość pieniędzy, by wyrwać się ze swej złotej klatki.
Noce nie były jednak już tak kojące. W snach pojawiał się Nicki, dokładnie taki, jakim
widziała go w labiryncie. Opierał nogę na kamiennej ławce, patrzył w przestrzeń, i zaciskając
cygaretkę w zębach uśmiechał się lekko, słysząc skandaliczną prośbę, by zrujnował reputację
Julianny. %7łartował sobie z niej w tych snach i bawiło go, że chciała mu zapłacić. A potem
zaczynał ją całować, a wtedy Julianna budziła się z walącym sercem, czując jeszcze dotyk ust
Nicholasa na wargach.
Za to rankiem, gdy przez okna do pokoju wlewało się słoneczne światło, znowu
myślała tylko o przyszłości, a przeszłość... zostawiała w sypialni. Teraz, jak nigdy wcześniej,
pisarstwo było jej ucieczką i nadzieją.
Na dole w salonie kamerdyner ustawił na stoliku przylegającym do jej biurka tacę z
filiżanką czekolady i grzanką posmarowana masłem.
- Dziękuję ci, Larkin - powiedziała z uśmiechem i zasiadła do pisania.
Kamerdyner pojawił się ponownie póznym popołudniem, gdy była całkowicie
pochłonięta pracą.
- Milady? - przerwał jej pełnym napięcia głosem. Julianna uniosła pióro w geście
wskazującym, że ma zaczekać, póki ona nie skończy zdania.
- Ale...
Stanowczo potrząsnęła głową. W tym domu nie mogło się wydarzyć nic
wymagającego jej niezwłocznej interwencji. Zadni nieoczekiwani goście nie zajeżdżali do
tego odludzia na pogawędki, żadna sprawa nie była tak pilna, by nie moda zaczekać. Ta
niewielka posiadłość funkcjonowała jak dobrze naoliwiona maszyneria, zgodnie z wymogami
właściciela i służba konsultowała się z jego małżonką tylko przez grzeczność. Była tu jedynie
gościem, chociaż niekiedy odnosiła wrażenie, że służący jej współczuli - w szczególności
kamerdyner. Julianna w końcu odłożyła pióro.
- Przepraszam, Larkin - rzuciła, widząc że służący już nie może się doczekać, by
poświęciła mu chwilę uwagi. - Ale jeżeli nie zapiszę myśli w chwili, gdy się pojawi, często
mi umyka. Co chciałeś powiedzieć?
- Jego lordowska mość właśnie przyjechał, milady! Chce się z panią jak najszybciej
zobaczyć w swoim gabinecie. - Zdumienie i niewypowiedziana nadzieja sprawiły, że Julianna
znalazła się na nogach, zanim jeszcze kamerdyner dorzucił: - Przyjechał z garderobianym. -
Zupełnie nie znając zwyczajów arystokracji, spojrzała na Larkina pytającym wzrokiem. - To
znaczy, że zostanie na noc.
Stojąc przy oknie, zniecierpliwiony Nicki wpatrywał się w zaśnieżony krajobraz, który
swego czasu tak lubił stąd oglądać. Czekał, by ta podstępna mała suka, którą wbrew sobie
musiał poślubić, stawiła się wreszcie na jego wezwanie. Maskarada i wydarzenia w labiryncie
zatarły się już w jego pamięci, ale dzień ślubu wciąż tkwił mu przed oczami. Zaczął się od
śniadania, które własnoręcznie podała mu Valerie, racząc go przy okazji kilkoma
sarkastycznymi uwagami. Jakim cudem to akurat on wpadł w pułapkę zastawioną przez
Juliannę i jej matkę. Był jedyną rybą , która dała się złapać na ich przynętę! Zanim
wypchnął Valerie ze swej sypialni, niezle się postarała, by nie miał złudzeń co do niewinności
dziewczyny w całej tej sprawie, a mimo to wciąż nie chciał uwierzyć, że Julianna z całą
premedytacją zamierzała go usidlić.
Trzymał się kojącej ułudy, że wszystko to było niefortunnym zbiegiem okoliczności.
Z naiwnością, o którą nigdy wcześniej się nie podejrzewał, myślał tylko o tym, jaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]