[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Miałaś rację - zwrócił się do niej Lionel. - Twoim przeznaczeniem jest teatr. To
istne szaleństwo, co się tu dziś dzieje. Może zjesz ze mną jutro lunch? Mam ci coś waż-
nego do powiedzenia - dodał, kiedy próbowała odmówić.
Nie chciała się spotykać z Lionelem. Mieli sobie do powiedzenia jeszcze mniej, niż
z Rafe'em, ale na widok błagania w jego oczach uległa.
- Dobrze, zjem z tobą jutro lunch - zgodziła się niechętnie.
Uśmiechnął się z satysfakcją.
- O pierwszej w Gregory's?
Restauracja, w której była z Rafe'em trzy tygodnie wcześniej.
- O pierwszej w Spencer's - poprawiła.
Był to lokal, w którym ona i Lionel jadali czasami podczas swoich pobytów w
Londynie. Ale nie tak często, by można było nazwać ich stałymi bywalcami.
Niezależnie od tego, co miał jej do powiedzenia, nie chciała by Lionel miał jakieś
złudzenia związane z faktem, że zgodziła się z nim spotkać.
- Naprawdę muszę już iść - powiedziała, uśmiechając się na dzwięk korków wy-
skakujących z butelek szampana.
- Jasne. - Pokiwał głową. - To twoja wielka noc. W takim razie do jutra. - Uścisnął
ją raz jeszcze i lekko pocałował w usta.
Nagle uświadomiła sobie, że w pomieszczeniu, przed chwilą tak gwarnym, zapadła
martwa cisza. Cofnęła się o krok, uwalniając z uścisku Lionela i spojrzała w stronę
drzwi.
Rafe!
Stał w wejściu, z butelką szampana w dłoni, wysoki, ciemnowłosy, nieziemsko
przystojny w czarnym smokingu, śnieżnobiałej koszuli i muszce, z nieodgadnionym wy-
razem twarzy.
R
L
T
I chociaż w pokoju znajdowali się inni członkowie obsady, reżyser i pracownicy
techniczni, a także rodzina i przyjaciele, wszyscy jak jeden mąż zamilkli, wpatrzeni w
sławnego aktora stojącego w progu garderoby Cairo Vaughn.
- Wyjdzmy wszyscy, dajmy jej trochę przestrzeni - zarządził autorytatywnie reży-
ser Paul.
- Nie przeszkadzajcie sobie - rzucił grzecznie przybysz.
Pomimo to wszyscy, nawet Margo i Jeff, zniknęli z pokoju jak zdmuchnięci i po-
została tam, w niezręcznym milczeniu, tylko trójka: Cairo, Lionel i Rafe.
- Na mnie już czas - bąknął Lionel, obdarzył Cairo krzywym uśmieszkiem i ruszył
do drzwi.
Zatrzymał się naprzeciw Rafe'a i przez kilka chwil obaj mężczyzni mierzyli się
wzrokiem, ale w końcu milczenie znów przerwał Lionel.
- Ona jest za dobra dla nas obu, Montero.
Rafe lekko skłonił głowę.
- Wiem.
- Mam nadzieję.
- Lionel...
- Wszystko w porządku - uspokoił ją Rafe i zwrócił się do starszego mężczyzny. -
Cieszę się, że się rozumiemy.
Między dwoma mężczyznami właśnie zaistniało coś, czego Cairo nie rozumiała, z
czego poczuła się wykluczona.
- Zobaczymy się jutro o pierwszej - zawołał jeszcze Lionel, zanim zamknął za sobą
drzwi.
Zostali sami i Cairo natychmiast uświadomiła sobie, że wciąż nosi seksowną,
czarną sukienkę, nałożoną do ostatniej sceny, i wyrazisty, zbyt ostry makijaż.
- Wyglądam beznadziejnie. - Usiadła przed lustrem i zaczęła wacikiem usuwać
make up.
Zerknęła na odbicie Rafe'a w lustrze.
- Widziałeś sztukę? Czy przyszedłeś dopiero teraz?
R
L
T
- Wcale nie wyglądasz beznadziejnie - zapewnił ją, podchodząc bliżej. - Tak, wi-
działem sztukę. Byłaś rewelacyjna. Cudowna. Elektryzująca! Założę się, że kiedy byłaś
na scenie, nikt ani na chwilę nie oderwał od ciebie oczu.
Zarumieniła się z radości.
- Dziękuję ci za przepiękne róże.
Podał jej szampana.
- Masz jakieś kieliszki? - zapytał lekko, odkorkowując butelkę.
- Są tutaj. - Otworzyła szafkę nad toaletką. - Ale ja chyba już jestem pijana sukce-
sem - zażartowała.
Rafe podał jej kieliszek.
- Twoje zdrowie - wzniósł toast. - Za twój dzisiejszy sukces. - Upił szampana, nie
odrywając wzroku od jej zarumienionej twarzy.
Był wprost urzeczony występem Cairo. Zawsze wiedział, że potrafi grać, ale to, co
pokazała tego wieczoru, znacznie przewyższyło wszystkie jej poprzednie role.
- Nie chcę cię pozbawiać przyjęcia. - Uśmiechnął się cierpko na odgłos zabawy
dobiegający z zewnątrz.
- To jeszcze potrwa, zapewne całą noc - uspokoiła go ze śmiechem.
- Też tak myślę. - Pokiwał głową. - Wydawało mi się, że widziałem tu Margo i
Jeffa.
- Owszem - potwierdziła. - Są tu oboje. - Obawiam się, że nie zdołam się wyrwać
jeszcze przez następne kilka godzin - usprawiedliwiła się, pamiętając o jego zaproszeniu
na kolację.
Domyślał się tego. Ale ta noc należała do Cairo i powinna się cieszyć każdą jej
minutą.
Uśmiechnął się pogodnie. Cairo nie powiedziała, że nie chce z nim iść, tylko że
dziś nie da rady.
- Może wypiję teraz drinka z Margo i Jeffem, a my spotkamy się pózniej u mnie.
Skrzywiła się powątpiewaniem.
- Pózniej mogę nie być w formie.
- To położę cię do łóżka, a rano zjemy razem śniadanie.
R
L
T
Zamilkła i sącząc szampana, przetrawiała jego słowa.
Zamierzał zjeść z nią w swoim hotelu kolację, a może nawet śniadanie...
Uśmiechnęła się promiennie.
- Dlaczego po prostu nie zostaniesz na przyjęciu?
Potrząsnął głową.
- Widziałaś, co się stało jak wszedłem. Ta noc należy tylko do ciebie. Nie potrze-
bujesz Rafe'a Montero.
Uśmiechnęła się szeroko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
- Miałaś rację - zwrócił się do niej Lionel. - Twoim przeznaczeniem jest teatr. To
istne szaleństwo, co się tu dziś dzieje. Może zjesz ze mną jutro lunch? Mam ci coś waż-
nego do powiedzenia - dodał, kiedy próbowała odmówić.
Nie chciała się spotykać z Lionelem. Mieli sobie do powiedzenia jeszcze mniej, niż
z Rafe'em, ale na widok błagania w jego oczach uległa.
- Dobrze, zjem z tobą jutro lunch - zgodziła się niechętnie.
Uśmiechnął się z satysfakcją.
- O pierwszej w Gregory's?
Restauracja, w której była z Rafe'em trzy tygodnie wcześniej.
- O pierwszej w Spencer's - poprawiła.
Był to lokal, w którym ona i Lionel jadali czasami podczas swoich pobytów w
Londynie. Ale nie tak często, by można było nazwać ich stałymi bywalcami.
Niezależnie od tego, co miał jej do powiedzenia, nie chciała by Lionel miał jakieś
złudzenia związane z faktem, że zgodziła się z nim spotkać.
- Naprawdę muszę już iść - powiedziała, uśmiechając się na dzwięk korków wy-
skakujących z butelek szampana.
- Jasne. - Pokiwał głową. - To twoja wielka noc. W takim razie do jutra. - Uścisnął
ją raz jeszcze i lekko pocałował w usta.
Nagle uświadomiła sobie, że w pomieszczeniu, przed chwilą tak gwarnym, zapadła
martwa cisza. Cofnęła się o krok, uwalniając z uścisku Lionela i spojrzała w stronę
drzwi.
Rafe!
Stał w wejściu, z butelką szampana w dłoni, wysoki, ciemnowłosy, nieziemsko
przystojny w czarnym smokingu, śnieżnobiałej koszuli i muszce, z nieodgadnionym wy-
razem twarzy.
R
L
T
I chociaż w pokoju znajdowali się inni członkowie obsady, reżyser i pracownicy
techniczni, a także rodzina i przyjaciele, wszyscy jak jeden mąż zamilkli, wpatrzeni w
sławnego aktora stojącego w progu garderoby Cairo Vaughn.
- Wyjdzmy wszyscy, dajmy jej trochę przestrzeni - zarządził autorytatywnie reży-
ser Paul.
- Nie przeszkadzajcie sobie - rzucił grzecznie przybysz.
Pomimo to wszyscy, nawet Margo i Jeff, zniknęli z pokoju jak zdmuchnięci i po-
została tam, w niezręcznym milczeniu, tylko trójka: Cairo, Lionel i Rafe.
- Na mnie już czas - bąknął Lionel, obdarzył Cairo krzywym uśmieszkiem i ruszył
do drzwi.
Zatrzymał się naprzeciw Rafe'a i przez kilka chwil obaj mężczyzni mierzyli się
wzrokiem, ale w końcu milczenie znów przerwał Lionel.
- Ona jest za dobra dla nas obu, Montero.
Rafe lekko skłonił głowę.
- Wiem.
- Mam nadzieję.
- Lionel...
- Wszystko w porządku - uspokoił ją Rafe i zwrócił się do starszego mężczyzny. -
Cieszę się, że się rozumiemy.
Między dwoma mężczyznami właśnie zaistniało coś, czego Cairo nie rozumiała, z
czego poczuła się wykluczona.
- Zobaczymy się jutro o pierwszej - zawołał jeszcze Lionel, zanim zamknął za sobą
drzwi.
Zostali sami i Cairo natychmiast uświadomiła sobie, że wciąż nosi seksowną,
czarną sukienkę, nałożoną do ostatniej sceny, i wyrazisty, zbyt ostry makijaż.
- Wyglądam beznadziejnie. - Usiadła przed lustrem i zaczęła wacikiem usuwać
make up.
Zerknęła na odbicie Rafe'a w lustrze.
- Widziałeś sztukę? Czy przyszedłeś dopiero teraz?
R
L
T
- Wcale nie wyglądasz beznadziejnie - zapewnił ją, podchodząc bliżej. - Tak, wi-
działem sztukę. Byłaś rewelacyjna. Cudowna. Elektryzująca! Założę się, że kiedy byłaś
na scenie, nikt ani na chwilę nie oderwał od ciebie oczu.
Zarumieniła się z radości.
- Dziękuję ci za przepiękne róże.
Podał jej szampana.
- Masz jakieś kieliszki? - zapytał lekko, odkorkowując butelkę.
- Są tutaj. - Otworzyła szafkę nad toaletką. - Ale ja chyba już jestem pijana sukce-
sem - zażartowała.
Rafe podał jej kieliszek.
- Twoje zdrowie - wzniósł toast. - Za twój dzisiejszy sukces. - Upił szampana, nie
odrywając wzroku od jej zarumienionej twarzy.
Był wprost urzeczony występem Cairo. Zawsze wiedział, że potrafi grać, ale to, co
pokazała tego wieczoru, znacznie przewyższyło wszystkie jej poprzednie role.
- Nie chcę cię pozbawiać przyjęcia. - Uśmiechnął się cierpko na odgłos zabawy
dobiegający z zewnątrz.
- To jeszcze potrwa, zapewne całą noc - uspokoiła go ze śmiechem.
- Też tak myślę. - Pokiwał głową. - Wydawało mi się, że widziałem tu Margo i
Jeffa.
- Owszem - potwierdziła. - Są tu oboje. - Obawiam się, że nie zdołam się wyrwać
jeszcze przez następne kilka godzin - usprawiedliwiła się, pamiętając o jego zaproszeniu
na kolację.
Domyślał się tego. Ale ta noc należała do Cairo i powinna się cieszyć każdą jej
minutą.
Uśmiechnął się pogodnie. Cairo nie powiedziała, że nie chce z nim iść, tylko że
dziś nie da rady.
- Może wypiję teraz drinka z Margo i Jeffem, a my spotkamy się pózniej u mnie.
Skrzywiła się powątpiewaniem.
- Pózniej mogę nie być w formie.
- To położę cię do łóżka, a rano zjemy razem śniadanie.
R
L
T
Zamilkła i sącząc szampana, przetrawiała jego słowa.
Zamierzał zjeść z nią w swoim hotelu kolację, a może nawet śniadanie...
Uśmiechnęła się promiennie.
- Dlaczego po prostu nie zostaniesz na przyjęciu?
Potrząsnął głową.
- Widziałaś, co się stało jak wszedłem. Ta noc należy tylko do ciebie. Nie potrze-
bujesz Rafe'a Montero.
Uśmiechnęła się szeroko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]