[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miast tego tutaj, wymiaru pierwszego? Przez chwile nie miał już nawet pojęcia, w któ-
rym się rzeczywiście znajduje. Niechybnie, jako obserwator, powinien być w centrum
84
wszystkich pozostałych dziedzin bez względu na to, w której naprawdę się znajdu-
je...
Tak wielu Jimów odbijało się w zwierciadłach od swego pierwowzoru !
Weinberger również był zwielokrotniony i Jim odnosił wrażenie zlepiania się z nim
w jedno; ich ciała, ich istnienie i umysły zazębiały się ze sobą.
Przekręcając głową, rzucił okiem na swe odbicie w górze. Pojedyncze odbicie, bo-
wiem łóżko, na którym leżał, nie było lustrem. A może to on właśnie spoglądał w dół
na samego siebie, spoglądał z góry? Sam już nie wiedział, jak jest naprawdę. Zaglądał w
oczy, które z kolei oddały mu spojrzenie. Rozumiał tylko jedno: tak jak zapewniał Mike
Mullen, jego astralne ciało czeka już gotowe tam, na górze. Zaczynały mu się kleić oczy,
powieki powoli opadały. Miał wrażenie, że oczy jego odbicia wciąż są szeroko rozwar-
te że stale nań spoglądają.
Umieram, pomyślał; a może to tylko sugestia taśmy? Spadam, przesączam się przez
samego siebie, przekształcam się w tamto drugie ja...
Oddziel się od siebie... wpłyń w siebie, wypłyń...
Błękitna suterena przestała istnieć, zniknął świat. Całe jego życie i życie zespolo-
nego z nim Weinbergera zbliżało się do swego kulminacyjnego punktu. Z całą pew-
nością był to pierwszy przypadek w historii świata (lecz gdzież podział się ten świat?)
gdy dwoje ludzi umierało tą samą śmiercią, nie zaś dwiema odrębnymi...
Jak oddech zanikający... odpływający... oddychanie poza całym światem...
Odbicia. I ich kuzyni, cienie...
Dusze zmarłych znane pod nazwą cieni , ponieważ są to cienie rzucane przez ży-
jących ludzi na jakiś ukryty ekran; cienie, które istnieją nawet wtedy, gdy człowiek już
umrze...
Odbicia więc muszą być stanem pośrednim między życiem i śmiercią, między sub-
stancją a cieniem...
Zaczynał już odczuwać tę sferę cienia, ową tajemniczą strefę świata nie będącego
światem ścian, pokoi, budynków, nie będącego światem żywych ciał, trawy i drzew. Jed-
nak owa strefa, owa kraina cienia jest jasna, nie mroczna, jakby było można sądzić.
Być może, za pomocą szczególnego zmysłu tkwiącego w jego mózgu, ujrzał po pro-
stu ową strefę w telegraficznym negatywie. Bo oto, gdy świat cieni okazał się tak ośle-
piająco jasny, świat żywych ciał był mroczny.
Nieoczekiwanie rozbłysła w nim ekstaza i zachwyt; uniesienie, jakiego doznał tonąc
i jakie udało mu się ponownie uchwycić w Gracchus...
Ach, teraz tonął na wodnym łożu... I nagle te trzy epizody jego życia, owe stany upo-
jenia, połączyły się, stały się jednym; był to jedyny prawdziwy moment w jego życiu.
One a może to okrążyło wartkim strumieniem całe jego życie. I skoczył w ów po-
tok, i popłynął nim.
85
Upojenie: intensywne jak orgazm; przesyciło całą jego jazń. A zarazem nie było ono
umiejscowione w żadnym konkretnym miejscu jego ciała...
Czuł słoną słodkość, niczym wydzielonej spermy. Czuł nie językiem, nie nosem; czuł
świadomością. Czuł zapach feromonu śmierci:..
Teraz. Ale nie umieraj. Przenieś się. Opuść swe żywe ciało. Pozostaw je. Niech cze-
ka na twój powrót. Będzie połączone z twym duchem srebrną nicią. Nić owa może roz-
ciągnąć się na miliony mil i nie pęknie. Uwolnij swe stopy od swoich stóp cielesnych,
jak uwalniałeś je od butów. Uwolnij swoje ręce od cielesnych rąk, jak uwalniałeś je od
rękawiczek. Zdejmij bluzę z ramion. Zdejmij spodnie z nóg. Zciągnij kamizelkę z piersi.
Uwolnij motyla z poczwarki pozwól mu ulecieć!
Jim otworzył oczy.
W tej samej chwili uczynił to również Weinberger. Spoglądali w dół na samych sie-
bie ale ich kopie nie oddawały ich spojrzeń. Dwa nieme, nieruchome ciała-zwłoki le-
żały poniżej z zamkniętymi oczyma.
Ani z lewej, ani z prawej strony nie było lustrzanych odbić, jedynie puste pudła, któ-
rych kontury wyznaczały delikatne woskowe, skrzące się lekko błony rozpuszczające się
powoli w złotej mgle. Dwójka mężczyzn uniosła się we wnętrzu złocistego plastra mio-
du o czarnej podłodze. Zciany poszczególnych komórek tego plastra stanowiła potężna,
choć niewidzialna, sieć elektryczności klatki Faradaya, odbita w nieskończoności. Sieć
energii.
I natychmiast prawie czerwone stworzenie, Zmierć, usadowiło się w klatce piersio- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
miast tego tutaj, wymiaru pierwszego? Przez chwile nie miał już nawet pojęcia, w któ-
rym się rzeczywiście znajduje. Niechybnie, jako obserwator, powinien być w centrum
84
wszystkich pozostałych dziedzin bez względu na to, w której naprawdę się znajdu-
je...
Tak wielu Jimów odbijało się w zwierciadłach od swego pierwowzoru !
Weinberger również był zwielokrotniony i Jim odnosił wrażenie zlepiania się z nim
w jedno; ich ciała, ich istnienie i umysły zazębiały się ze sobą.
Przekręcając głową, rzucił okiem na swe odbicie w górze. Pojedyncze odbicie, bo-
wiem łóżko, na którym leżał, nie było lustrem. A może to on właśnie spoglądał w dół
na samego siebie, spoglądał z góry? Sam już nie wiedział, jak jest naprawdę. Zaglądał w
oczy, które z kolei oddały mu spojrzenie. Rozumiał tylko jedno: tak jak zapewniał Mike
Mullen, jego astralne ciało czeka już gotowe tam, na górze. Zaczynały mu się kleić oczy,
powieki powoli opadały. Miał wrażenie, że oczy jego odbicia wciąż są szeroko rozwar-
te że stale nań spoglądają.
Umieram, pomyślał; a może to tylko sugestia taśmy? Spadam, przesączam się przez
samego siebie, przekształcam się w tamto drugie ja...
Oddziel się od siebie... wpłyń w siebie, wypłyń...
Błękitna suterena przestała istnieć, zniknął świat. Całe jego życie i życie zespolo-
nego z nim Weinbergera zbliżało się do swego kulminacyjnego punktu. Z całą pew-
nością był to pierwszy przypadek w historii świata (lecz gdzież podział się ten świat?)
gdy dwoje ludzi umierało tą samą śmiercią, nie zaś dwiema odrębnymi...
Jak oddech zanikający... odpływający... oddychanie poza całym światem...
Odbicia. I ich kuzyni, cienie...
Dusze zmarłych znane pod nazwą cieni , ponieważ są to cienie rzucane przez ży-
jących ludzi na jakiś ukryty ekran; cienie, które istnieją nawet wtedy, gdy człowiek już
umrze...
Odbicia więc muszą być stanem pośrednim między życiem i śmiercią, między sub-
stancją a cieniem...
Zaczynał już odczuwać tę sferę cienia, ową tajemniczą strefę świata nie będącego
światem ścian, pokoi, budynków, nie będącego światem żywych ciał, trawy i drzew. Jed-
nak owa strefa, owa kraina cienia jest jasna, nie mroczna, jakby było można sądzić.
Być może, za pomocą szczególnego zmysłu tkwiącego w jego mózgu, ujrzał po pro-
stu ową strefę w telegraficznym negatywie. Bo oto, gdy świat cieni okazał się tak ośle-
piająco jasny, świat żywych ciał był mroczny.
Nieoczekiwanie rozbłysła w nim ekstaza i zachwyt; uniesienie, jakiego doznał tonąc
i jakie udało mu się ponownie uchwycić w Gracchus...
Ach, teraz tonął na wodnym łożu... I nagle te trzy epizody jego życia, owe stany upo-
jenia, połączyły się, stały się jednym; był to jedyny prawdziwy moment w jego życiu.
One a może to okrążyło wartkim strumieniem całe jego życie. I skoczył w ów po-
tok, i popłynął nim.
85
Upojenie: intensywne jak orgazm; przesyciło całą jego jazń. A zarazem nie było ono
umiejscowione w żadnym konkretnym miejscu jego ciała...
Czuł słoną słodkość, niczym wydzielonej spermy. Czuł nie językiem, nie nosem; czuł
świadomością. Czuł zapach feromonu śmierci:..
Teraz. Ale nie umieraj. Przenieś się. Opuść swe żywe ciało. Pozostaw je. Niech cze-
ka na twój powrót. Będzie połączone z twym duchem srebrną nicią. Nić owa może roz-
ciągnąć się na miliony mil i nie pęknie. Uwolnij swe stopy od swoich stóp cielesnych,
jak uwalniałeś je od butów. Uwolnij swoje ręce od cielesnych rąk, jak uwalniałeś je od
rękawiczek. Zdejmij bluzę z ramion. Zdejmij spodnie z nóg. Zciągnij kamizelkę z piersi.
Uwolnij motyla z poczwarki pozwól mu ulecieć!
Jim otworzył oczy.
W tej samej chwili uczynił to również Weinberger. Spoglądali w dół na samych sie-
bie ale ich kopie nie oddawały ich spojrzeń. Dwa nieme, nieruchome ciała-zwłoki le-
żały poniżej z zamkniętymi oczyma.
Ani z lewej, ani z prawej strony nie było lustrzanych odbić, jedynie puste pudła, któ-
rych kontury wyznaczały delikatne woskowe, skrzące się lekko błony rozpuszczające się
powoli w złotej mgle. Dwójka mężczyzn uniosła się we wnętrzu złocistego plastra mio-
du o czarnej podłodze. Zciany poszczególnych komórek tego plastra stanowiła potężna,
choć niewidzialna, sieć elektryczności klatki Faradaya, odbita w nieskończoności. Sieć
energii.
I natychmiast prawie czerwone stworzenie, Zmierć, usadowiło się w klatce piersio- [ Pobierz całość w formacie PDF ]