[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mary, nie możesz na mnie spojrzeć?
Zastanawiała się przez chwilkę, a potem obróciła twarz do ojca. Wyglądał dużo
starzej niż dwa dni temu.
- Bardzo mi przykro, kitusiu - powiedział zwyczajnie.
- Mnie też, tato.
- Mary... - Poruszył się niespokojnie na łóżku. -Mary...
Patrzyła na niego uważnie.
- Tato, nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Po prostu zrobiłam...
- Tak bardzo nas przestraszyłaś! - Jakże pragnął wziąć ją za rękę! Rozmowa bez
dotyku nie była żadnym porozumieniem. - Mary, kitusiu, dlaczego nie przyszłaś do
nas? Jesteśmy przecież twoimi rodzicami. Możesz się zawsze ze wszystkim do nas
zwrócić.
114
Madonna jak ja i ty
Miała zgaszone, nieobecne spojrzenie.
- No cóż - szepnął. - Mogę tylko dziękować Bogu za to, że na czas wróciłem do
domu.
Odwróciła od niego głowę.
Ciszę panującą w pokoju zakłócały przytłumione odgłosy szpitala - czyjeś kroki
na korytarzu, klekotanie wózków, głos recepcjonistki wzywający lekarza do
gabinetu zabiegowego.
Wtem usłyszeli lekkie stukanie do drzwi.
Mary poczuła, że serce zabiło jej mocniej. Jeśli to Mikę - pomyślała - to...
W uchylonych drzwiach zobaczyła Germaine.
- Marę?
Ted natychmiast zerwał się z łóżka.
- Doktor Wadę zakazał wszelkich wizyt - oświadczył.
- Tak, wiem, panie McFarland. - Germaine weszła do pokoju i zamknęła za sobą
drzwi. - Powiedziałam im, że jestem siostrą. - Marę, chcesz, żebym sobie poszła?
- Obawiam się, że Mary nie jest w stanie przyjmować teraz gości.
- Nie, nie, wszystko dobrze, tato. Cieszę się, że Germaine przyszła.
Germaine wolno zbliżyła się do łóżka; błyskawicznie dostrzegła obandażowane
dłonie. Rzuciła przewieszoną przez ramię torbę na krzesło i usiadła na łóżku,
jedną nogę podwijając pod siebie.
- Nie było cię dzisiaj przy maszcie.
- Byłam trochę zajęta - odpowiedziała jej Mary z uśmiechem.
- Mhm, widzę... Dzwoniłam do ciebie do domu. Amy Powiedziała mi, że miałaś atak
wyrostka i że tata zawiózł ClL do szpitala Encino. - Germaine uśmiechnęła się,
na jej policzkach wykwitły dołki. - Widzę, że już ci i wyrostek.
podniosła ręce.
- Nawet dwa.
*" No wiesz, Marę...
115
Barbara Wood
- Tak - wyszeptała.
Wyciągnął rękę i delikatnie poklepał jej obandażowaną dłoń.
- Pamiętaj, dziecko, że nie jesteś sama. Bóg w niebie jest po twojej stronie,
wystarczy tylko się do niego zwrócić. Grzechy można odkupić i zacząć życie od
nowa. Rozumiesz, co mówię, Mary?
- Tak, proszę księdza.
Lionel Crispin patrzył na nią z uspokajającym uśmiechem, ale w głębi serca był
bardzo zaniepokojony. Mary Ann należała do najlepszych uczennic w szkole
świętego Sebastiana. Zakonnice ją wprost uwielbiały. Była też
najinteligentniejszą i najenergiczniejszą członkinią Koła Młodych Katolików, a
jej co sobotę wyznawane grzechy brzmiały jak fraszka w porównaniu z grzechami
innych nastolatków.
Miał trzy powody do niepokoju. Po pierwsze nie wyznała mu grzechu zbliżenia
seksualnego, po drugie podjęła próbę samobójczą, a po trzecie - i to było
najbardziej przerażające - jako ciężarna matka usiłowała dopuścić się
morderstwa.
- Coś ci przyniosłem - powiedział i sięgnął do kieszeni, by wyciągnąć stamtąd
długi czarny różaniec, którego srebrzysty krucyfiks lśnił w świetle
podsufitowych lamp. Poruszył nim kilkakrotnie przed jej oczami, a potem oplótł
go na prawej dłoni dziewczyny.
- Sam Ojciec Zwięty go pobłogosławił.
- Dziękuję.
- Chciałabyś przyjąć wieczorem komunię?
- Nie, proszę księdza.
Oczywiście, że nie - pomyślał zatroskany. Komunia wiąże się przecież ze
spowiedzią, a ty jeszcze nie jesteś gotowa wyznać mi swoje grzechy.
Uniósł brwi i spojrzał na Teda. Rozumieli się bez słów. Potem ksiądz znowu
zwrócił się do Mary, tytft razem z pełnym wiary uśmiechem.
Już właśnie otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy
118
Madonna jak ja i ty
usłyszeli szybkie stukanie do drzwi i zaraz potem ujrzeli w nich doktora Wade'a.
- Dzień dobry - powitał wszystkich obecnych.
Na jego widok Mary trochę się rozpogodziła i bez powodzenia usiłowała unieść się
nieco na łóżku. Ksiądz wstał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
- Mary, nie możesz na mnie spojrzeć?
Zastanawiała się przez chwilkę, a potem obróciła twarz do ojca. Wyglądał dużo
starzej niż dwa dni temu.
- Bardzo mi przykro, kitusiu - powiedział zwyczajnie.
- Mnie też, tato.
- Mary... - Poruszył się niespokojnie na łóżku. -Mary...
Patrzyła na niego uważnie.
- Tato, nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Po prostu zrobiłam...
- Tak bardzo nas przestraszyłaś! - Jakże pragnął wziąć ją za rękę! Rozmowa bez
dotyku nie była żadnym porozumieniem. - Mary, kitusiu, dlaczego nie przyszłaś do
nas? Jesteśmy przecież twoimi rodzicami. Możesz się zawsze ze wszystkim do nas
zwrócić.
114
Madonna jak ja i ty
Miała zgaszone, nieobecne spojrzenie.
- No cóż - szepnął. - Mogę tylko dziękować Bogu za to, że na czas wróciłem do
domu.
Odwróciła od niego głowę.
Ciszę panującą w pokoju zakłócały przytłumione odgłosy szpitala - czyjeś kroki
na korytarzu, klekotanie wózków, głos recepcjonistki wzywający lekarza do
gabinetu zabiegowego.
Wtem usłyszeli lekkie stukanie do drzwi.
Mary poczuła, że serce zabiło jej mocniej. Jeśli to Mikę - pomyślała - to...
W uchylonych drzwiach zobaczyła Germaine.
- Marę?
Ted natychmiast zerwał się z łóżka.
- Doktor Wadę zakazał wszelkich wizyt - oświadczył.
- Tak, wiem, panie McFarland. - Germaine weszła do pokoju i zamknęła za sobą
drzwi. - Powiedziałam im, że jestem siostrą. - Marę, chcesz, żebym sobie poszła?
- Obawiam się, że Mary nie jest w stanie przyjmować teraz gości.
- Nie, nie, wszystko dobrze, tato. Cieszę się, że Germaine przyszła.
Germaine wolno zbliżyła się do łóżka; błyskawicznie dostrzegła obandażowane
dłonie. Rzuciła przewieszoną przez ramię torbę na krzesło i usiadła na łóżku,
jedną nogę podwijając pod siebie.
- Nie było cię dzisiaj przy maszcie.
- Byłam trochę zajęta - odpowiedziała jej Mary z uśmiechem.
- Mhm, widzę... Dzwoniłam do ciebie do domu. Amy Powiedziała mi, że miałaś atak
wyrostka i że tata zawiózł ClL do szpitala Encino. - Germaine uśmiechnęła się,
na jej policzkach wykwitły dołki. - Widzę, że już ci i wyrostek.
podniosła ręce.
- Nawet dwa.
*" No wiesz, Marę...
115
Barbara Wood
- Tak - wyszeptała.
Wyciągnął rękę i delikatnie poklepał jej obandażowaną dłoń.
- Pamiętaj, dziecko, że nie jesteś sama. Bóg w niebie jest po twojej stronie,
wystarczy tylko się do niego zwrócić. Grzechy można odkupić i zacząć życie od
nowa. Rozumiesz, co mówię, Mary?
- Tak, proszę księdza.
Lionel Crispin patrzył na nią z uspokajającym uśmiechem, ale w głębi serca był
bardzo zaniepokojony. Mary Ann należała do najlepszych uczennic w szkole
świętego Sebastiana. Zakonnice ją wprost uwielbiały. Była też
najinteligentniejszą i najenergiczniejszą członkinią Koła Młodych Katolików, a
jej co sobotę wyznawane grzechy brzmiały jak fraszka w porównaniu z grzechami
innych nastolatków.
Miał trzy powody do niepokoju. Po pierwsze nie wyznała mu grzechu zbliżenia
seksualnego, po drugie podjęła próbę samobójczą, a po trzecie - i to było
najbardziej przerażające - jako ciężarna matka usiłowała dopuścić się
morderstwa.
- Coś ci przyniosłem - powiedział i sięgnął do kieszeni, by wyciągnąć stamtąd
długi czarny różaniec, którego srebrzysty krucyfiks lśnił w świetle
podsufitowych lamp. Poruszył nim kilkakrotnie przed jej oczami, a potem oplótł
go na prawej dłoni dziewczyny.
- Sam Ojciec Zwięty go pobłogosławił.
- Dziękuję.
- Chciałabyś przyjąć wieczorem komunię?
- Nie, proszę księdza.
Oczywiście, że nie - pomyślał zatroskany. Komunia wiąże się przecież ze
spowiedzią, a ty jeszcze nie jesteś gotowa wyznać mi swoje grzechy.
Uniósł brwi i spojrzał na Teda. Rozumieli się bez słów. Potem ksiądz znowu
zwrócił się do Mary, tytft razem z pełnym wiary uśmiechem.
Już właśnie otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy
118
Madonna jak ja i ty
usłyszeli szybkie stukanie do drzwi i zaraz potem ujrzeli w nich doktora Wade'a.
- Dzień dobry - powitał wszystkich obecnych.
Na jego widok Mary trochę się rozpogodziła i bez powodzenia usiłowała unieść się
nieco na łóżku. Ksiądz wstał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]