[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znaczenia słów. Jednego była pewna: Cameron był dla niej kimś więcej niż tylko ko-
chankiem.
- Didi, przepraszam, jeśli cię obraziłem. Chcę, żebyś ze mną poszła w sobotę na
kolację. Tylko ty, nikt inny.
Uśmiechnęła się lekko.
- A gdybym uparła się pójść w legginsach i topie, to też byś chciał?
Odetchnął głęboko.
- Pójdzmy na kompromis. Niech Chris coś dla ciebie wybierze i zobaczymy, czy
cokolwiek ci się spodoba. Jeśli nie... wtedy się zastanowimy. A teraz chodz tu. - Przycią-
gnął ją do siebie i pocałował, po czym położył na czarny dywan leżący między sofami.
Wsunął dłonie pod jej top. - Umowa stoi?
- Stoi - odparła, sięgając do jego paska.
Kolejne dni minęły niepostrzeżenie. Cameron pracował w biurze, Didi w domu.
Kilim powoli, ale konsekwentnie nabierał kształtów.
Jedna z pracownic Camerona wzięła do siebie Charliego. Didi bardzo za nim tęsk-
niła, choć cieszyła się, że kociak znalazł dom. Bardziej niepokoiło ją to, że już niedługo
będzie tęsknić za Cameronem.
Wieczorami szli na spacer i na kolację bądz kupowali coś do jedzenia w pobliskim
sklepie. Noce natomiast należały do nich.
We wtorek do mieszkania zostały dostarczone sukienki dla Didi. Dobrano też do
nich niezbędne dodatki i buty. Każda kobieta byłaby zachwycona. Każda, ale nie Didi.
Czy Cameron zjawi się i pomoże jej coś wybrać? Nie. Całkowicie polegał na guście
Chris, chciał zobaczyć Didi w gotowym stroju. Aha, wspomniał też, że niezastąpiona
Chris zarezerwowała na sobotę wizytę w Tiara Spa. Masaż z gorących kamieni na pewno
doskonale zrobi Didi.
R
L
T
To nie masaż ją martwił. Od dawna nie była u fryzjera, a strzyżenie bez wątpienia
by się jej przydało. A co z makijażem? Sama nakładała jedynie podkład, szminkę i odro-
binę różu.
Nie była pewna, jak daleko chce się posunąć. Wprawdzie ostatnie dni nauczyły ją
trudnej sztuki kompromisu, ale nie chciała całkiem z siebie zrezygnować i dać się od-
mienić.
W sobotni wieczór z lustra patrzyła na nią obca kobieta. Wyrafinowana i eleganc-
ka. Ubrana w czarną sukienkę z organzy, czerwonousta, z misternie ułożoną fryzurą. Nie
zdecydowała się obciąć włosów, tylko kazała je ułożyć.
Miała ochotę uciec.
W jednym z magazynów znalazła fotografię Camerona z wysoką brunetką. Czyżby
z jej poprzedniczką? Możliwe. To ta kobieta, która wciąż dzwoni do Camerona? Bardzo
prawdopodobne. Jak mogła konkurować z kimś takim?
Słyszała, jak Cameron chodzi po swoim pokoju. Odkąd wróciła z salonu fryzjer-
skiego, nie widzieli się. Do wyznaczonej godziny został kwadrans.
Co pomyśli, gdy ją zobaczy? Czy nie pożałuje, że nie ma przy nim wysokiej bru-
netki? Didi była jednym wielkim kłębkiem nerwów.
Dlaczego udawała kogoś, kim nie jest? Ponieważ dziś wieczorem miała być part-
nerką Camerona. Dziś będzie kobietą, jakiej się spodziewał. Zrobi to specjalnie dla nie-
go.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Gotowa?
Ułożyła usta w uśmiech.
- Gotowa.
Otworzył drzwi i stanął w nich, żeby na nią spojrzeć.
Didi przeszła obok niego i sięgnęła po płaszcz.
- Po co ten pośpiech?
- Za bardzo się grzebałam i jeszcze się spóznimy.
- A nawet jeśli tak, to co? Stań, chcę na ciebie popatrzeć.
R
L
T
Didi wyprostowała się i powoli podniosła na niego wzrok. Wyglądał wspaniale.
Miała ochotę poprawić mu krawat, jakby była jego kobietą.
Cameron nie mógł oderwać od niej wzroku. Czarna sukienka doskonale na niej le-
żała, podkreślając nienaganną figurę. Sandałki na obcasie, pasek z ozdobną klamrą i mała
torebka dopełniały całości.
- Wyglądasz oszałamiająco.
Uśmiechnęła się, przyciągając jego uwagę do karminowych ust. Nie pamiętał, aby
kiedykolwiek miał zaszczyt towarzyszyć tak pięknej kobiecie.
- W takim razie chodzmy. - Sięgnęła po płaszcz, który Cameron trzymał przewie-
szony przez ramię.
- Poczekaj. - Chciał ofiarować jej coś, co będzie wyrazem uczuć, które do niej ży-
wił, choć nie potrafił ich nazwać. Czy się obrazi? Był tylko jeden sposób, by to spraw-
dzić. Wyjął z kieszeni pudełko. Po chwili jej oczom ukazał się pojedynczy kamień za-
wieszony na cienkim łańcuszku. - To diament na platynowym łańcuszku. Uznałem, że
taki prosty naszyjnik najbardziej ci się spodoba.
- Jest piękny - szepnęła. - Dzięki temu, co nazywasz prostotą.
- Załóż go dla mnie. - Podszedł do niej i zapiął naszyjnik.
Dopiero gdy znalazł się blisko Didi, poczuł zapach perfum, które zdominowały jej
naturalny, miodowo-migdałowy zapach.
Do Didi ten zapach nie pasował. Nie potrzebowała żadnych perfum, by uwodzić.
Wystarczyło, że jest sobą.
Dotknęła kamienia wiszącego między piersiami, ale jej spojrzenie nic nie zdradza-
ło.
- Dziękuję. To najpiękniejszy klejnot, jaki kiedykolwiek miałam na sobie.
- Cieszę się. - Miał ochotę ją pocałować, ale czerwona szminka wyglądała bardziej
jak tarcza niż zaproszenie. - Idziemy? - Podał jej płaszcz.
Sala balowa w hotelu wyglądała jak z bajki. Kryształy, świece, srebra lśniły na tle
śnieżnobiałych obrusów i marmurowych ścian. W powietrzu unosił się zapach francu-
skich perfum i przystawek serwowanych na srebrnych tacach.
R
L
T
Cameron wziął od kelnera dwa kieliszki szampana. Właśnie podawał jeden Didi,
kiedy podeszła do niego oszałamiająca blondynka ubrana w suknię w lamparci wzór. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
znaczenia słów. Jednego była pewna: Cameron był dla niej kimś więcej niż tylko ko-
chankiem.
- Didi, przepraszam, jeśli cię obraziłem. Chcę, żebyś ze mną poszła w sobotę na
kolację. Tylko ty, nikt inny.
Uśmiechnęła się lekko.
- A gdybym uparła się pójść w legginsach i topie, to też byś chciał?
Odetchnął głęboko.
- Pójdzmy na kompromis. Niech Chris coś dla ciebie wybierze i zobaczymy, czy
cokolwiek ci się spodoba. Jeśli nie... wtedy się zastanowimy. A teraz chodz tu. - Przycią-
gnął ją do siebie i pocałował, po czym położył na czarny dywan leżący między sofami.
Wsunął dłonie pod jej top. - Umowa stoi?
- Stoi - odparła, sięgając do jego paska.
Kolejne dni minęły niepostrzeżenie. Cameron pracował w biurze, Didi w domu.
Kilim powoli, ale konsekwentnie nabierał kształtów.
Jedna z pracownic Camerona wzięła do siebie Charliego. Didi bardzo za nim tęsk-
niła, choć cieszyła się, że kociak znalazł dom. Bardziej niepokoiło ją to, że już niedługo
będzie tęsknić za Cameronem.
Wieczorami szli na spacer i na kolację bądz kupowali coś do jedzenia w pobliskim
sklepie. Noce natomiast należały do nich.
We wtorek do mieszkania zostały dostarczone sukienki dla Didi. Dobrano też do
nich niezbędne dodatki i buty. Każda kobieta byłaby zachwycona. Każda, ale nie Didi.
Czy Cameron zjawi się i pomoże jej coś wybrać? Nie. Całkowicie polegał na guście
Chris, chciał zobaczyć Didi w gotowym stroju. Aha, wspomniał też, że niezastąpiona
Chris zarezerwowała na sobotę wizytę w Tiara Spa. Masaż z gorących kamieni na pewno
doskonale zrobi Didi.
R
L
T
To nie masaż ją martwił. Od dawna nie była u fryzjera, a strzyżenie bez wątpienia
by się jej przydało. A co z makijażem? Sama nakładała jedynie podkład, szminkę i odro-
binę różu.
Nie była pewna, jak daleko chce się posunąć. Wprawdzie ostatnie dni nauczyły ją
trudnej sztuki kompromisu, ale nie chciała całkiem z siebie zrezygnować i dać się od-
mienić.
W sobotni wieczór z lustra patrzyła na nią obca kobieta. Wyrafinowana i eleganc-
ka. Ubrana w czarną sukienkę z organzy, czerwonousta, z misternie ułożoną fryzurą. Nie
zdecydowała się obciąć włosów, tylko kazała je ułożyć.
Miała ochotę uciec.
W jednym z magazynów znalazła fotografię Camerona z wysoką brunetką. Czyżby
z jej poprzedniczką? Możliwe. To ta kobieta, która wciąż dzwoni do Camerona? Bardzo
prawdopodobne. Jak mogła konkurować z kimś takim?
Słyszała, jak Cameron chodzi po swoim pokoju. Odkąd wróciła z salonu fryzjer-
skiego, nie widzieli się. Do wyznaczonej godziny został kwadrans.
Co pomyśli, gdy ją zobaczy? Czy nie pożałuje, że nie ma przy nim wysokiej bru-
netki? Didi była jednym wielkim kłębkiem nerwów.
Dlaczego udawała kogoś, kim nie jest? Ponieważ dziś wieczorem miała być part-
nerką Camerona. Dziś będzie kobietą, jakiej się spodziewał. Zrobi to specjalnie dla nie-
go.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Gotowa?
Ułożyła usta w uśmiech.
- Gotowa.
Otworzył drzwi i stanął w nich, żeby na nią spojrzeć.
Didi przeszła obok niego i sięgnęła po płaszcz.
- Po co ten pośpiech?
- Za bardzo się grzebałam i jeszcze się spóznimy.
- A nawet jeśli tak, to co? Stań, chcę na ciebie popatrzeć.
R
L
T
Didi wyprostowała się i powoli podniosła na niego wzrok. Wyglądał wspaniale.
Miała ochotę poprawić mu krawat, jakby była jego kobietą.
Cameron nie mógł oderwać od niej wzroku. Czarna sukienka doskonale na niej le-
żała, podkreślając nienaganną figurę. Sandałki na obcasie, pasek z ozdobną klamrą i mała
torebka dopełniały całości.
- Wyglądasz oszałamiająco.
Uśmiechnęła się, przyciągając jego uwagę do karminowych ust. Nie pamiętał, aby
kiedykolwiek miał zaszczyt towarzyszyć tak pięknej kobiecie.
- W takim razie chodzmy. - Sięgnęła po płaszcz, który Cameron trzymał przewie-
szony przez ramię.
- Poczekaj. - Chciał ofiarować jej coś, co będzie wyrazem uczuć, które do niej ży-
wił, choć nie potrafił ich nazwać. Czy się obrazi? Był tylko jeden sposób, by to spraw-
dzić. Wyjął z kieszeni pudełko. Po chwili jej oczom ukazał się pojedynczy kamień za-
wieszony na cienkim łańcuszku. - To diament na platynowym łańcuszku. Uznałem, że
taki prosty naszyjnik najbardziej ci się spodoba.
- Jest piękny - szepnęła. - Dzięki temu, co nazywasz prostotą.
- Załóż go dla mnie. - Podszedł do niej i zapiął naszyjnik.
Dopiero gdy znalazł się blisko Didi, poczuł zapach perfum, które zdominowały jej
naturalny, miodowo-migdałowy zapach.
Do Didi ten zapach nie pasował. Nie potrzebowała żadnych perfum, by uwodzić.
Wystarczyło, że jest sobą.
Dotknęła kamienia wiszącego między piersiami, ale jej spojrzenie nic nie zdradza-
ło.
- Dziękuję. To najpiękniejszy klejnot, jaki kiedykolwiek miałam na sobie.
- Cieszę się. - Miał ochotę ją pocałować, ale czerwona szminka wyglądała bardziej
jak tarcza niż zaproszenie. - Idziemy? - Podał jej płaszcz.
Sala balowa w hotelu wyglądała jak z bajki. Kryształy, świece, srebra lśniły na tle
śnieżnobiałych obrusów i marmurowych ścian. W powietrzu unosił się zapach francu-
skich perfum i przystawek serwowanych na srebrnych tacach.
R
L
T
Cameron wziął od kelnera dwa kieliszki szampana. Właśnie podawał jeden Didi,
kiedy podeszła do niego oszałamiająca blondynka ubrana w suknię w lamparci wzór. [ Pobierz całość w formacie PDF ]