[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pocałunkami.
Potknął się, usiłując zdjąć buty i dżinsy, a Freddie
pieszczotliwymi ruchami dłoni uspokajała go i podniecała
jednocześnie.
- Spokojnie... - wyszeptała. - Nigdzie się nie wybieram.
Tak, to prawda, to on miał zamiar odjechać. Ale nie teraz.
Pózniej. Rano. Jeszcze nie teraz.
Brakowało jej siły woli. Silniejsza kobieta zdołałaby mu
się oprzeć, podziękowałaby Gabe'owi za uratowanie synowi
życia - a potem pomachałaby na pożegnanie i odetchnęła 7
ulgą, gdyby zniknął jej z oczu.
Nie Freddie. Nie teraz. Nie tej nocy. Potrzebowała jego
dotyku, ciepła, potrzebowała jego!
Powiedziała prawdę. Kiedy nie wiedziała, gdzie on jest,
czy coś mu się nie stało, choć Charlie był już bezpieczny -
czuła rozpacz, smutek, poczucie straty. %7łal jej było tego
wszystkiego, co mogli przeżyć. Co mogło się wydarzyć. Nie
oczekiwała, że to będzie na zawsze. Ale wiedziała, że dobrze
robi. Miała nadzieję, że nie angażując się w żadne związki po
śmierci Marka, uchroni siebie przed kolejnym cierpieniem.
Teraz myślała inaczej. Nie ma sposobu, by uchronić się przed
bólem. Jest wpisany w życie. Istnieje tylko udawana
obojętność. Teraz wiedziała, że to jest najgorsze ze
wszystkiego.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Leżała teraz, patrząc, jak Gabe śpi, okryła go kołdrą.
Uśmiechnął się lekko przez sen. Przyciągnął ją do siebie.
Freddie wtuliła się w niego, z trudem powstrzymując łzy.
Ucałowała go delikatnie w policzek.
- Kochan cię - wyszeptała.
Nie słyszał jej, ale tak było dobrze.
Gabe jeszcze leżał w łóżku, gdy dzieci się obudziły. Na
szczęście nie w sypialni ich matki. Było cudownie tak z nią
leżeć, zbyt kusiło go, by zostać jeszcze trochę, skraść jeszcze
parę pocałunków
Nagle Freddie usłyszała, że Emma już wstała, i prawie
wyskoczyła z łóżka, chwytając koszulę nocną.
- Nie mogą cię tu zobaczyć! - syknęła.
- Nie zobaczą - obiecał. Lecz gdy zniknęła w łazience,
leżał jeszcze przez chwilę, napawając się zapachem i
dotykiem pościeli. Wreszcie wstał, ubrał się i posłał łóżko.
- Wyjdziesz wreszcie? - spytała Freddie, już w szlafroku.
Policzki miała zaróżowione. Usta cudownie obrzmiałe od
pocałunków. - Gabe! Nie chcę im się tłumaczyć! - Wyglądała
na zrozpaczoną i nieszczęśliwą.
Dlatego, że wyjeżdżał? Czy dlatego, że nie wyjechał
poprzedniego wieczora? Czy go kochała?
- Gabe!
- Wiem, wiem! - Wystawił głowę za drzwi. Nie zauważył
dzieciaków, ich głosy dobiegały z dalszej części domu.
Przemknął schodami na dół. Jego bagaż stał przy
drzwiach, tam gdzie go wczoraj zostawił. Musi tylko
przemierzyć pokój, wziąć torbę i wyjść. W pięć sekund może
się znalezć za drzwiami. Za kolejnych pięć w samochodzie.
Nie będzie więcej pożegnań. Nie zobaczy już Charliego ani
Emmy. Ani Freddie.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Rozległ się tupot nóg na schodach. Obejrzawszy się, ujrzał
Charliego i Emmę, którzy wpatrywali się w niego ze
zdumieniem.
- Gabe! - Zbiegli pędem, lecz stanęli jak wryci na widok
jego torby przy drzwiach.
Wzruszył lekko ramionami i włożył kapelusz. Emma
pociągnęła nosem, a Charlie zaczął szybko mrugać oczami.
- Było już pózno... Więc pomyślałem, że pojadę rano... -
wyjaśnił.
Zjawiła się Freddie. Była w dżinsach i zielonym swetrze.
Schludna i czysta. Tylko włosy miała jeszcze rozpuszczone.
Tak jak w nocy, gdy zanurzał w nich twarz, dłonie, przytulał
do nich swój policzek. Poczuł ucisk w gardle.
Freddie patrzyła na niego bez słowa. Była blada. Nie
wyglądała jak kobieta, z którą się kochał tej nocy, lecz jak
kobieta o złamanym sercu. Czy naprawdę tak było? Czy
chciała, by został? Ale to oznaczało małżeństwo. Poświęcenie.
Odpowiedzialność. Wszystko to, przed czym Gabe uciekał
przez wiele lat. To znaczyło, że ma być taki jak Randall. A [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
pocałunkami.
Potknął się, usiłując zdjąć buty i dżinsy, a Freddie
pieszczotliwymi ruchami dłoni uspokajała go i podniecała
jednocześnie.
- Spokojnie... - wyszeptała. - Nigdzie się nie wybieram.
Tak, to prawda, to on miał zamiar odjechać. Ale nie teraz.
Pózniej. Rano. Jeszcze nie teraz.
Brakowało jej siły woli. Silniejsza kobieta zdołałaby mu
się oprzeć, podziękowałaby Gabe'owi za uratowanie synowi
życia - a potem pomachałaby na pożegnanie i odetchnęła 7
ulgą, gdyby zniknął jej z oczu.
Nie Freddie. Nie teraz. Nie tej nocy. Potrzebowała jego
dotyku, ciepła, potrzebowała jego!
Powiedziała prawdę. Kiedy nie wiedziała, gdzie on jest,
czy coś mu się nie stało, choć Charlie był już bezpieczny -
czuła rozpacz, smutek, poczucie straty. %7łal jej było tego
wszystkiego, co mogli przeżyć. Co mogło się wydarzyć. Nie
oczekiwała, że to będzie na zawsze. Ale wiedziała, że dobrze
robi. Miała nadzieję, że nie angażując się w żadne związki po
śmierci Marka, uchroni siebie przed kolejnym cierpieniem.
Teraz myślała inaczej. Nie ma sposobu, by uchronić się przed
bólem. Jest wpisany w życie. Istnieje tylko udawana
obojętność. Teraz wiedziała, że to jest najgorsze ze
wszystkiego.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Leżała teraz, patrząc, jak Gabe śpi, okryła go kołdrą.
Uśmiechnął się lekko przez sen. Przyciągnął ją do siebie.
Freddie wtuliła się w niego, z trudem powstrzymując łzy.
Ucałowała go delikatnie w policzek.
- Kochan cię - wyszeptała.
Nie słyszał jej, ale tak było dobrze.
Gabe jeszcze leżał w łóżku, gdy dzieci się obudziły. Na
szczęście nie w sypialni ich matki. Było cudownie tak z nią
leżeć, zbyt kusiło go, by zostać jeszcze trochę, skraść jeszcze
parę pocałunków
Nagle Freddie usłyszała, że Emma już wstała, i prawie
wyskoczyła z łóżka, chwytając koszulę nocną.
- Nie mogą cię tu zobaczyć! - syknęła.
- Nie zobaczą - obiecał. Lecz gdy zniknęła w łazience,
leżał jeszcze przez chwilę, napawając się zapachem i
dotykiem pościeli. Wreszcie wstał, ubrał się i posłał łóżko.
- Wyjdziesz wreszcie? - spytała Freddie, już w szlafroku.
Policzki miała zaróżowione. Usta cudownie obrzmiałe od
pocałunków. - Gabe! Nie chcę im się tłumaczyć! - Wyglądała
na zrozpaczoną i nieszczęśliwą.
Dlatego, że wyjeżdżał? Czy dlatego, że nie wyjechał
poprzedniego wieczora? Czy go kochała?
- Gabe!
- Wiem, wiem! - Wystawił głowę za drzwi. Nie zauważył
dzieciaków, ich głosy dobiegały z dalszej części domu.
Przemknął schodami na dół. Jego bagaż stał przy
drzwiach, tam gdzie go wczoraj zostawił. Musi tylko
przemierzyć pokój, wziąć torbę i wyjść. W pięć sekund może
się znalezć za drzwiami. Za kolejnych pięć w samochodzie.
Nie będzie więcej pożegnań. Nie zobaczy już Charliego ani
Emmy. Ani Freddie.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Rozległ się tupot nóg na schodach. Obejrzawszy się, ujrzał
Charliego i Emmę, którzy wpatrywali się w niego ze
zdumieniem.
- Gabe! - Zbiegli pędem, lecz stanęli jak wryci na widok
jego torby przy drzwiach.
Wzruszył lekko ramionami i włożył kapelusz. Emma
pociągnęła nosem, a Charlie zaczął szybko mrugać oczami.
- Było już pózno... Więc pomyślałem, że pojadę rano... -
wyjaśnił.
Zjawiła się Freddie. Była w dżinsach i zielonym swetrze.
Schludna i czysta. Tylko włosy miała jeszcze rozpuszczone.
Tak jak w nocy, gdy zanurzał w nich twarz, dłonie, przytulał
do nich swój policzek. Poczuł ucisk w gardle.
Freddie patrzyła na niego bez słowa. Była blada. Nie
wyglądała jak kobieta, z którą się kochał tej nocy, lecz jak
kobieta o złamanym sercu. Czy naprawdę tak było? Czy
chciała, by został? Ale to oznaczało małżeństwo. Poświęcenie.
Odpowiedzialność. Wszystko to, przed czym Gabe uciekał
przez wiele lat. To znaczyło, że ma być taki jak Randall. A [ Pobierz całość w formacie PDF ]