[ Pobierz całość w formacie PDF ]

względu na podeszły wiek i słabe zdrowie. Stary Firmin nie miał innego schroniska tylko Jerez. Co dzień wyruszał na
plac Nowy, aby włączyć się do grona najemników poszukujących pracy, jednakże zarządcy ferm, pomni na jego
rewolucyjną przeszłość i na kilkodniowy pobyt w więzieniu za przemytnictwo, spoglądali na niego z pogardą. Ileż to
śmiertelnie smutnych poranków spędził na placu dygocąc z zimna, dręczony głodem, mając jako jedyny posiłek mały
naparstek wódki, którą go poczęstował któryś z dawnych przyjaciół. A potem jeszcze smętniejszy powrót do domu,
widok wybladłych twarzyczek dziecięcych i gniewny wrzask szwagierki, łającej Firmina, że wraca do domu, kiedy
wszyscy inni pracują jeszcze.
 Znowu nic? Co?
 Nic, lecz nie rozpaczaj, kobieto. Myśl tylko o sobie i postaraj się zapomnieć o mej egzystencji.
Wtedy to Firmin. zawarł znajomość z człowiekiem, którego nazwał potem  swym aniołem opiekuńczym", z
człowiekiem, który po Salvatierrze miał na niego największy wpływ. Człowiekiem tym był stary Don Pablo Dupont.
Pewnego dnia bogacz ten widząc biedaka przypomniał so
bie o jakiejś drobnej przysłudze, jaką Firmin wyświadczył jego firmie w okresie zbrojnej rewolucji. Kaprys milionera
sprawił, że nieszczęsny Montenegro został najemnikiem Duponta, który wysłał go do swej winnicy Marchamalo. Z
biegiem czasu Firmin zdobył zaufanie swego chlebodawcy i został awansowany na stanowisko nadzorcy nad
robotnikami.
W owych czasach zapatrywania byłego rewolucjonisty uległy dużej zmianie. Uważał się teraz do pewnego stopnia za
jeden z filarów domu handlowego Braci Dupont: pysznił się znaczeniem, jakie zdobyła firma, powoli nawet zaczął
dochodzić do wniosku, że panowie bywają więcej warci, niż to się biedakom wydaje. Zapominając częściowo o
należnym Salvatierrze szacunku (przywódca rewolucji był podówczas nieobecny w Hiszpanii) Firmin ośmielił się
przyznać w obecności jednego z przyjaciół, iż od chwili ruiny wszystkich jego nadziei politycznych wcale mu się nie
powodzi zle. Był wciąż jeszcze zwolennikiem Republiki federacyjnej, tak  przede wszystkim federalnej. Hiszpania
nie będzie szczęśliwa, dopóki nie przyswoi sobie jego pojęć. Na razie jednak, jakkolwiek fatalne są jej rządy,
jakkolwiek naród ciągle jest uciskany, stosunki mimo wszystko uległy zmianie na korzyść. Jego córeczka i szwagierka
zamieszkały w winnicy, w starym budynku, przestronnym jak koszary, syn jego uczył się w Jerez, Don Pablo polubił
go bowiem za jego inteligencję, toteż obiecał staremu Firminowi wykierować chłopca na człowieka. Sam Firmin
zarabiał trzy pesety) dziennie, a obowiązkiem jego było notować dnie pracy, zbierać wyrobników i pilnować ich nie
pozwalając przed przepisową godziną wypoczynku tracić czasu na palenie papierosów.
Prostota ducha Firmina, jego wesołe i miłe usposobienie zaskarbiły mu względy chlebodawcy i całej jego rodziny, tak
że wkrótce obie rodziny zaczęły stanowić jakby jedną całość. Firmin umiał zawsze rozśmieszyć starego Don Pabla
opowiadając mu swe przygody z dni minionych, które przepędził w górach. Bawił się z synami Duponta, którzy woleli
jego rubaszne żarty niż lodowaty chłód angielski ich guwernantki. Firmin podobał się nawet pani Elwirze, siostrze
markiza San Dionisio, zawsze niezadowolonej z losu, który skrzywdził ją, czyniąc małżonką jakiegoś tam Duponta.
Słuchała jego opowieści z miną wielkiej damy, która raczy łaskawie rozmawiać ze starym koniuszym, swym
powiernikiem.
Stary Montenegro przyglądał się z zadowoleniem zabawom swego syna z dwoma młodszymi synalkami Duponta.
Tymczasem najstarszy z chłopców, przyszła głowa rodu, jakkolwiek bardzo jeszcze młody, przebywał tylko prawie
ciągle z matką, naśladując już z lekka jej wielkopańskie tony. Bywały dnie, kiedy powóz Duponta zaprzężony w
czwórkę ognistych koni zajeżdżał przed ganek letniej rezydencji, wzbijając tumany kurzu i wyrzucając na taras willi
Marchamalo cały transport smarkaczy. Był tam wraz z synami Duponta Ludwik, bratanek Don Pabla, który
administrował całą fortuną sieroty od chwili zgonu jego rodziców. Były tam i córki markiza de San Dionisio, dwa
niespokojne podlotki o niewinnie szelmowskim spojrzeniu, śmiałe jak ich ojciec. Potrafiły bić się na zabój z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl