[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszedł za nią do kabiny.
- Wiesz w ogóle, co znaczy to słowo? Wiesz, kto to jest tro-
glodyta? - spytał z niekłamanym wzburzeniem.
Gabi trochę za długo zwlekała z odpowiedzią, co on wyko-
rzystał i sam jej sobie udzielił.
- To jaskiniowiec, Gabi - wymruczał cicho, przysuwając się
bliżej i zniżając głos, by tylko ona go słyszała, bo winda za-
trzymywała się na każdym piętrze i dosiadało się do niej coraz
więcej osób. - A wiesz, co robił troglodyta, kiedy zachciało mu
się kobiety? Przerzucał sobie taką przez ramię, niósł w kąt ja-
skini, rzucał na stos miękkich zwierzęcych skór i dawał upust
swoim prymitywnym, wyuzdanym żądzom.
Słowa te, w połączeniu z jego bliskością, roznieciły w Gabi
taki żar, że przestraszyła się, że buchnie zaraz płomieniem,
S
R
a kiedy Aleks dodał: I prawdopodobnie na jednym razie się nie
kończyło", nogi zrobiły się jej jak z waty.
Ale wiedziała, że on się z nią tylko przekomarza, odgrywa za
to, że żartowała na jego temat z Jane. Przestał się nią intereso-
wać jako kobietą na wiele miesięcy przed swoim wyjazdem do
Szkocji.
Winda zatrzymała się na parterze i pasażerowie wysypali się
z kabiny do szpitalnego holu. Gabi miała nadzieję, że jej twarz
nie jest czerwona jak bluzka, którą na sobie miała.
- Wpadnę na urazówkę trochę się rozejrzeć - oznajmił Aleks
normalnym już głosem. - Zobaczę, co się tam zmieniło pod mo-
ją nieobecność, żeby nie palnąć jutro jakiejś gafy.
- Jutro!
Gabi wzniosła oczy do nieba - a więc los bywa złośliwy. Ale
nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Fakt, że Aleks
będzie pracował na tym samym co ona oddziale, doda jej może
motywacji do starania się o przeniesienie na pediatrię. Sama
zamierzała zajrzeć dzisiaj na swój oddział, żeby nadgonić trochę
zaległą papierkową robotę.
Teraz to odpada. Rzuciła więc obojętne To na razie" i zmie-
rzając w kierunku wyjścia, skoncentrowała się na wymazywaniu
z myśli wyobrażeń mrocznych jaskiń i stosów grubych zwierzę-
cych skór.
Znalazłszy się na zewnątrz, skręciła odruchowo w prawo,
wybierając starą drogę do domu. Trasa ta miała tę zaletę, że po-
trafiłaby ją pokonać nawet z zawiązanymi oczami, a więc mogła
S
R
myśleć w marszu, nie rozpraszając sobie uwagi rozglądaniem
się.
No dobrze! A więc wyrzuciła z myśli mroczną jaskinię i stos
zwierzęcych skór, ale jak ma wyrzucić wszystko inne, skoro
Aleks u niej mieszka? Czy zmieniać dalej swoje życie, czy ra-
czej dać sobie z tym spokój?
Z tych jałowych rozważań wyrwał ją pisk opon hamującego
ostro samochodu. Cofnęła się na chodnik, a ze szpanerskiego
czarnego kabrioletu, który się przed nią zatrzymał, wyskoczył,
nie otwierając drzwi, Josh Phillips.
- Gabi! Nie poznałem cię w pierwszej chwili. Ona, nie ona,
myślę sobie. Co ty u licha wyprawiasz, kobieto?
%7łycie ci niemiłe? Gdyby nie mój wspaniały refleks, byłabyś już
mokrą plamą na asfalcie.
Gabi uśmiechnęła się. Josha, pomimo jego niechęci do trwa-
łych związków, trudno było nie lubić. Był najwyższej klasy pe-
diatrą oddanym bez reszty dzieciom, które leczył.
Zamyśliłam się, ale jestem pewna, że rozejrzałam się, zanim
zeszłam z krawężnika. A poza tym na pewno wypadłeś zza tego
zakrętu z niedozwoloną szybkością.
Wziąłem go na dwóch kołach - przyznał Josh, przyglądając
się z zainteresowaniem jej nowej fryzurze.
- Zlicznie wyglądasz - dodał, taksując ją teraz wzrokiem
od stóp do głów. - Masz trochę czasu?
Wracam właśnie do domu, ale z nieba mi spadasz. Chciałam
cię o coś poprosić. Może wstąpilibyśmy gdzieś na kawę albo
drinka?
Jestem na twoje rozkazy, pani, mój rumak czeka!
- Dwornym gestem wskazał samochód. - Muszę wpaść
S
R
po drodze do szpitala, ale zabawię tam najwyżej parę minut.
Potem możemy pojechać do tej nowej winiarni nad rzeką. Od-
powiada?
Gabi kiwnęła głową i spojrzała z wahaniem na małe sporto-
we autko, niepewna, jak się do niego wsiada.
Josh wyczuł chyba jej zaambarasowanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
wszedł za nią do kabiny.
- Wiesz w ogóle, co znaczy to słowo? Wiesz, kto to jest tro-
glodyta? - spytał z niekłamanym wzburzeniem.
Gabi trochę za długo zwlekała z odpowiedzią, co on wyko-
rzystał i sam jej sobie udzielił.
- To jaskiniowiec, Gabi - wymruczał cicho, przysuwając się
bliżej i zniżając głos, by tylko ona go słyszała, bo winda za-
trzymywała się na każdym piętrze i dosiadało się do niej coraz
więcej osób. - A wiesz, co robił troglodyta, kiedy zachciało mu
się kobiety? Przerzucał sobie taką przez ramię, niósł w kąt ja-
skini, rzucał na stos miękkich zwierzęcych skór i dawał upust
swoim prymitywnym, wyuzdanym żądzom.
Słowa te, w połączeniu z jego bliskością, roznieciły w Gabi
taki żar, że przestraszyła się, że buchnie zaraz płomieniem,
S
R
a kiedy Aleks dodał: I prawdopodobnie na jednym razie się nie
kończyło", nogi zrobiły się jej jak z waty.
Ale wiedziała, że on się z nią tylko przekomarza, odgrywa za
to, że żartowała na jego temat z Jane. Przestał się nią intereso-
wać jako kobietą na wiele miesięcy przed swoim wyjazdem do
Szkocji.
Winda zatrzymała się na parterze i pasażerowie wysypali się
z kabiny do szpitalnego holu. Gabi miała nadzieję, że jej twarz
nie jest czerwona jak bluzka, którą na sobie miała.
- Wpadnę na urazówkę trochę się rozejrzeć - oznajmił Aleks
normalnym już głosem. - Zobaczę, co się tam zmieniło pod mo-
ją nieobecność, żeby nie palnąć jutro jakiejś gafy.
- Jutro!
Gabi wzniosła oczy do nieba - a więc los bywa złośliwy. Ale
nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Fakt, że Aleks
będzie pracował na tym samym co ona oddziale, doda jej może
motywacji do starania się o przeniesienie na pediatrię. Sama
zamierzała zajrzeć dzisiaj na swój oddział, żeby nadgonić trochę
zaległą papierkową robotę.
Teraz to odpada. Rzuciła więc obojętne To na razie" i zmie-
rzając w kierunku wyjścia, skoncentrowała się na wymazywaniu
z myśli wyobrażeń mrocznych jaskiń i stosów grubych zwierzę-
cych skór.
Znalazłszy się na zewnątrz, skręciła odruchowo w prawo,
wybierając starą drogę do domu. Trasa ta miała tę zaletę, że po-
trafiłaby ją pokonać nawet z zawiązanymi oczami, a więc mogła
S
R
myśleć w marszu, nie rozpraszając sobie uwagi rozglądaniem
się.
No dobrze! A więc wyrzuciła z myśli mroczną jaskinię i stos
zwierzęcych skór, ale jak ma wyrzucić wszystko inne, skoro
Aleks u niej mieszka? Czy zmieniać dalej swoje życie, czy ra-
czej dać sobie z tym spokój?
Z tych jałowych rozważań wyrwał ją pisk opon hamującego
ostro samochodu. Cofnęła się na chodnik, a ze szpanerskiego
czarnego kabrioletu, który się przed nią zatrzymał, wyskoczył,
nie otwierając drzwi, Josh Phillips.
- Gabi! Nie poznałem cię w pierwszej chwili. Ona, nie ona,
myślę sobie. Co ty u licha wyprawiasz, kobieto?
%7łycie ci niemiłe? Gdyby nie mój wspaniały refleks, byłabyś już
mokrą plamą na asfalcie.
Gabi uśmiechnęła się. Josha, pomimo jego niechęci do trwa-
łych związków, trudno było nie lubić. Był najwyższej klasy pe-
diatrą oddanym bez reszty dzieciom, które leczył.
Zamyśliłam się, ale jestem pewna, że rozejrzałam się, zanim
zeszłam z krawężnika. A poza tym na pewno wypadłeś zza tego
zakrętu z niedozwoloną szybkością.
Wziąłem go na dwóch kołach - przyznał Josh, przyglądając
się z zainteresowaniem jej nowej fryzurze.
- Zlicznie wyglądasz - dodał, taksując ją teraz wzrokiem
od stóp do głów. - Masz trochę czasu?
Wracam właśnie do domu, ale z nieba mi spadasz. Chciałam
cię o coś poprosić. Może wstąpilibyśmy gdzieś na kawę albo
drinka?
Jestem na twoje rozkazy, pani, mój rumak czeka!
- Dwornym gestem wskazał samochód. - Muszę wpaść
S
R
po drodze do szpitala, ale zabawię tam najwyżej parę minut.
Potem możemy pojechać do tej nowej winiarni nad rzeką. Od-
powiada?
Gabi kiwnęła głową i spojrzała z wahaniem na małe sporto-
we autko, niepewna, jak się do niego wsiada.
Josh wyczuł chyba jej zaambarasowanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]