[ Pobierz całość w formacie PDF ]
unieruchomię nogę. Za jakąś godzinę zaczniemy wołać. Może usłyszą
nas jacyś turyści?
- Dobrze.
Kate ściągnęła polar i podała go Sashy.
- Zdejmij górę od piżamy i włóż to.
- Po co?
- Bo twoja piżama jest różowa i łatwo ją zauważyć. Jeśli kogoś
zobaczymy albo usłyszymy, zaczniemy nią machać.
- A tata mówił, że mam za dużo różowych rzeczy - Sasha
usiłowała zażartować.
155
RS
Czekały. Po mniej więcej godzinie Sasha nagle uniosła głowę.
- Słyszysz? - zapytała.
Kate wytężyła słuch. Samolot. Zerwała się, chwyciła różową
górę od piżamy i zaczęła nią wymachiwać.
- Jak myślisz? Zobaczą?
- Mam nadzieję, że tak, kochanie. - Ponad koronami drzew
mignął żółty helikopter i zaraz zniknął, lecz po chwili zawrócił. Leciał
teraz niżej, wolniej. Nagle Kate dostrzegła za szybą twarz Badena. On
również ją zobaczył. - Twój tata nas widzi! - krzyknęła do Sashy.
Helikopter wzniósł się, zawrócił, na moment zawisł w
powietrzu. Ratownicy spuścili linę z przymocowanym do niej
nadajnikiem radiowym.
- Słyszysz mnie, Kate? - odezwał się Baden.
- Tak. Sasha jest bezpieczna. Ma złamaną nogę, ale jest
przytomna.
- Dzięki Bogu. Zaraz tam będę.
Baden, w kasku i jaskrawopomarańczowym kombinezonie,
przypiął się do liny i opuścił na skalną półkę.
Przyklęknął przy córce, a Sasha zarzuciła mu ręce na szyję. Po
tym wzruszającym powitaniu Baden sprawdził szynę
unieruchamiającą nogę Sashy i spytał:
- Dałaś jej jakiś środek przeciwbólowy?
- Tak. Godzinę temu.
156
RS
- Dobrze. Dzięki - rzekł i zwracając się do Sashy, zaczął
tłumaczyć: - Musisz być teraz bardzo dzielna. Założę ci taką uprząż, a
oni wciągną nas razem do helikoptera. Dasz radę?
- Dam, tato - zapewniła go Sasha. Spojrzała na Kate, jak gdyby
szukała u niej wsparcia. - Prawda, że dam radę?
Kate uścisnęła jej rękę.
- Oczywiście, że dasz radę, kochanie. A za kilka godzin, kiedy
już będziesz leżała w szpitalnym łóżku, popijając mleczny koktajl z
syropem blue heaven, pomyślisz, że to był tylko zły sen.
- Kate też wciągniecie, tato? Baden i Kate wymienili spojrzenia.
- Nie. Kate będzie musiała wrócić piechotą.
Oczywiście, że tak, pomyślała Kate, chociaż gardło jej się
ścisnęło.
Pomogła Badenowi przypiąć Sashę do liny, potem patrzyła, jak
wznoszą się w górę.
Azy, które przez dwanaście godzin dusiła w sobie, strumieniem
popłynęły jej po policzkach.
Głowa jej pękała z bólu. Daryl strofował ją od momentu, kiedy
spuścił drabinkę linową, by mogła się wdrapać na górę, potem gromił
ją, kiedy pokonywali kilkadziesiąt wykutych w skale stopni na
parking, potem prawił jej kazania przez całą drogę do szpitala w
Warragurze. Na koniec objął ją, serdecznie podziękował i zostawił z
kubkiem gorącej herbaty na oddziale ratunkowym.
157
RS
- Rozgrzewasz się? - spytał Linton, który zajrzał do pokoju
lekarskiego. - Podobno jesteś trudną pacjentką i odmawiasz siedzenia
w swoim boksie.
Kate wzniosła oczy do góry.
- Nie jestem pacjentką. Nic mi nie dolega. Nic takiego, na co nie
pomoże gorący prysznic i kilka godzin snu. - Objęła kubek dłońmi, by
rozgrzać palce, i poprawiła się na kozetce. - Na pewno jestem w
lepszej formie od ciebie. Balowałeś?
Linton wyraznie się zmieszał. Przysunął sobie krzesło i usiadł na
nim okrakiem.
- Zgodnie z twoim poleceniem starałem się jak najlepiej pełnić
obowiązki gospodarza i po pikniku pokazałem nowym studentom, jak
wygląda nocne życie w Warragurze.
Kate omal się nie zakrztusiła herbatą.
- Przecież ja cię tylko prosiłam, żebyś był mistrzem ceremonii na
pikniku. - Spojrzała na niego przeciągle i dodała: - Pielęgniarki ze
szpitala już ci się znudziły i zabierasz się za podrywanie studentek,
tak? Nie sądzisz, że są dla ciebie za młode?
Przez moment Linton sprawiał wrażenie obrażonego, lecz
natychmiast się zreflektował i zmienił temat.
- Sasha Tremont jest już po operacji - poinformował. - Można ją
odwiedzać - dodał.
- Dzięki - odrzekła Kate i powiodła palcem po brzegu kubka.
Baden na pewno teraz przy niej siedzi, pomyślała. - Pózniej do niej
zajrzę.
158
RS
Powinna pojechać do domu, wziąć prysznic, pokończyć rozmaite
sprawy związane z wczorajszym piknikiem, ułożyć plan najbliższej
zbiórki skautek, zająć się milionem rzeczy.
Nie ruszyła się jednak z miejsca. Ogarnęła ją całkowita inercja.
- Linton mówił, że cię tu zastanę. - Schrypnięty głos Badena
wyrwał ją z otępienia.
Podniosła głowę. Wyglądał strasznie. Był nieogolony, oczy miał
podkrążone. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Gdyby zadzwoniła,
oszczędziłaby mu czterech godzin koszmarnego niepokoju.
- Sasha zasnęła - rzekł i usiadł obok niej.
- To dla niej najlepsze.
- Co za potworna noc - westchnął.
- Przepraszam, że nie zadzwoniłam i nie powiedziałam, gdzie idę
- zaczęła się usprawiedliwiać. - Ale myślałam tylko o Sashy, a poza
tym jestem tak przyzwyczajona do telefonu satelitarnego, że do głowy
mi...
- Nigdy, przenigdy nie rób tego więcej - przerwał jej Baden.
Skuliła się, jakby ją uderzył. Niemniej rozumiała jego gniew. Ma
rację. Nagle poczuła na ramieniu jego dłoń. - Słyszysz mnie? Nigdy
już nie chcę przeżywać podobnego koszmaru. - Objął ją i przytulił. -
To było szalone i cudowne. Ryzykowałaś, żeby ratować Sashę.
Mogłaś przecież i ty spaść w przepaść. Mogłaś zginąć.
- Ale na szczęście nic złego mi się nie stało. Baden odsunął ją od
siebie i ujął jej twarz w dłonie.
159
RS
- Kiedy twój telefon milczał, przemknęło mi przez głowę, że
jakiś szaleniec uprowadził ciebie i Sashę. Myślałem, że utraciłem cię
na zawsze. Najważniejsze było dla mnie to, że nigdy już się nie
dowiesz, że cię kocham.
- Kochasz mnie? - spytała, nie kryjąc zdziwienia. Ujął jej dłonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
unieruchomię nogę. Za jakąś godzinę zaczniemy wołać. Może usłyszą
nas jacyś turyści?
- Dobrze.
Kate ściągnęła polar i podała go Sashy.
- Zdejmij górę od piżamy i włóż to.
- Po co?
- Bo twoja piżama jest różowa i łatwo ją zauważyć. Jeśli kogoś
zobaczymy albo usłyszymy, zaczniemy nią machać.
- A tata mówił, że mam za dużo różowych rzeczy - Sasha
usiłowała zażartować.
155
RS
Czekały. Po mniej więcej godzinie Sasha nagle uniosła głowę.
- Słyszysz? - zapytała.
Kate wytężyła słuch. Samolot. Zerwała się, chwyciła różową
górę od piżamy i zaczęła nią wymachiwać.
- Jak myślisz? Zobaczą?
- Mam nadzieję, że tak, kochanie. - Ponad koronami drzew
mignął żółty helikopter i zaraz zniknął, lecz po chwili zawrócił. Leciał
teraz niżej, wolniej. Nagle Kate dostrzegła za szybą twarz Badena. On
również ją zobaczył. - Twój tata nas widzi! - krzyknęła do Sashy.
Helikopter wzniósł się, zawrócił, na moment zawisł w
powietrzu. Ratownicy spuścili linę z przymocowanym do niej
nadajnikiem radiowym.
- Słyszysz mnie, Kate? - odezwał się Baden.
- Tak. Sasha jest bezpieczna. Ma złamaną nogę, ale jest
przytomna.
- Dzięki Bogu. Zaraz tam będę.
Baden, w kasku i jaskrawopomarańczowym kombinezonie,
przypiął się do liny i opuścił na skalną półkę.
Przyklęknął przy córce, a Sasha zarzuciła mu ręce na szyję. Po
tym wzruszającym powitaniu Baden sprawdził szynę
unieruchamiającą nogę Sashy i spytał:
- Dałaś jej jakiś środek przeciwbólowy?
- Tak. Godzinę temu.
156
RS
- Dobrze. Dzięki - rzekł i zwracając się do Sashy, zaczął
tłumaczyć: - Musisz być teraz bardzo dzielna. Założę ci taką uprząż, a
oni wciągną nas razem do helikoptera. Dasz radę?
- Dam, tato - zapewniła go Sasha. Spojrzała na Kate, jak gdyby
szukała u niej wsparcia. - Prawda, że dam radę?
Kate uścisnęła jej rękę.
- Oczywiście, że dasz radę, kochanie. A za kilka godzin, kiedy
już będziesz leżała w szpitalnym łóżku, popijając mleczny koktajl z
syropem blue heaven, pomyślisz, że to był tylko zły sen.
- Kate też wciągniecie, tato? Baden i Kate wymienili spojrzenia.
- Nie. Kate będzie musiała wrócić piechotą.
Oczywiście, że tak, pomyślała Kate, chociaż gardło jej się
ścisnęło.
Pomogła Badenowi przypiąć Sashę do liny, potem patrzyła, jak
wznoszą się w górę.
Azy, które przez dwanaście godzin dusiła w sobie, strumieniem
popłynęły jej po policzkach.
Głowa jej pękała z bólu. Daryl strofował ją od momentu, kiedy
spuścił drabinkę linową, by mogła się wdrapać na górę, potem gromił
ją, kiedy pokonywali kilkadziesiąt wykutych w skale stopni na
parking, potem prawił jej kazania przez całą drogę do szpitala w
Warragurze. Na koniec objął ją, serdecznie podziękował i zostawił z
kubkiem gorącej herbaty na oddziale ratunkowym.
157
RS
- Rozgrzewasz się? - spytał Linton, który zajrzał do pokoju
lekarskiego. - Podobno jesteś trudną pacjentką i odmawiasz siedzenia
w swoim boksie.
Kate wzniosła oczy do góry.
- Nie jestem pacjentką. Nic mi nie dolega. Nic takiego, na co nie
pomoże gorący prysznic i kilka godzin snu. - Objęła kubek dłońmi, by
rozgrzać palce, i poprawiła się na kozetce. - Na pewno jestem w
lepszej formie od ciebie. Balowałeś?
Linton wyraznie się zmieszał. Przysunął sobie krzesło i usiadł na
nim okrakiem.
- Zgodnie z twoim poleceniem starałem się jak najlepiej pełnić
obowiązki gospodarza i po pikniku pokazałem nowym studentom, jak
wygląda nocne życie w Warragurze.
Kate omal się nie zakrztusiła herbatą.
- Przecież ja cię tylko prosiłam, żebyś był mistrzem ceremonii na
pikniku. - Spojrzała na niego przeciągle i dodała: - Pielęgniarki ze
szpitala już ci się znudziły i zabierasz się za podrywanie studentek,
tak? Nie sądzisz, że są dla ciebie za młode?
Przez moment Linton sprawiał wrażenie obrażonego, lecz
natychmiast się zreflektował i zmienił temat.
- Sasha Tremont jest już po operacji - poinformował. - Można ją
odwiedzać - dodał.
- Dzięki - odrzekła Kate i powiodła palcem po brzegu kubka.
Baden na pewno teraz przy niej siedzi, pomyślała. - Pózniej do niej
zajrzę.
158
RS
Powinna pojechać do domu, wziąć prysznic, pokończyć rozmaite
sprawy związane z wczorajszym piknikiem, ułożyć plan najbliższej
zbiórki skautek, zająć się milionem rzeczy.
Nie ruszyła się jednak z miejsca. Ogarnęła ją całkowita inercja.
- Linton mówił, że cię tu zastanę. - Schrypnięty głos Badena
wyrwał ją z otępienia.
Podniosła głowę. Wyglądał strasznie. Był nieogolony, oczy miał
podkrążone. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Gdyby zadzwoniła,
oszczędziłaby mu czterech godzin koszmarnego niepokoju.
- Sasha zasnęła - rzekł i usiadł obok niej.
- To dla niej najlepsze.
- Co za potworna noc - westchnął.
- Przepraszam, że nie zadzwoniłam i nie powiedziałam, gdzie idę
- zaczęła się usprawiedliwiać. - Ale myślałam tylko o Sashy, a poza
tym jestem tak przyzwyczajona do telefonu satelitarnego, że do głowy
mi...
- Nigdy, przenigdy nie rób tego więcej - przerwał jej Baden.
Skuliła się, jakby ją uderzył. Niemniej rozumiała jego gniew. Ma
rację. Nagle poczuła na ramieniu jego dłoń. - Słyszysz mnie? Nigdy
już nie chcę przeżywać podobnego koszmaru. - Objął ją i przytulił. -
To było szalone i cudowne. Ryzykowałaś, żeby ratować Sashę.
Mogłaś przecież i ty spaść w przepaść. Mogłaś zginąć.
- Ale na szczęście nic złego mi się nie stało. Baden odsunął ją od
siebie i ujął jej twarz w dłonie.
159
RS
- Kiedy twój telefon milczał, przemknęło mi przez głowę, że
jakiś szaleniec uprowadził ciebie i Sashę. Myślałem, że utraciłem cię
na zawsze. Najważniejsze było dla mnie to, że nigdy już się nie
dowiesz, że cię kocham.
- Kochasz mnie? - spytała, nie kryjąc zdziwienia. Ujął jej dłonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]