[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zawsze niedwuznacznie:  Nie mów! Słomka skrzypnęła nieprzyjemnie o dno szklanki.
Archie zsunął się z taboretu.
 Było dokładnie wpół do piątej  oświadczył.  Bo April poszła do kuchni spoj-
rzeć na zegar, czy już czas wstawiać kartofle. Do widzenia panu. Muszę już iść do
domu.
 O wpół do piątej?  Na wpół do siebie powtórzył chmurniejąc sierżant. I zwró-
43
ciwszy się znowu do chłopca spytał:  A może byś jednak wypił jeszcze jedną szklan-
kę?
 Dziękuję, nie  odparł Archie.  Czuję, że już więcej nie zmieściłbym.
Dina i April czekały na niego w bocznej ulicy opodal cukierenki. Dina chwyciła go
za ramię, April zasyczała jak żmija.
 Co on chciał z ciebie wyciągnąć?
 Ooch!  jęknął wywijając się z rąk siostry Archie.  Chciał się dowiedzieć, o któ-
rej godzinie usłyszeliśmy strzały. No, więc mu powiedziałem.
 Archie!  krzyknęła April.
 Powiedziałem, że było punkt wpół do piątej. April poszła właśnie do kuchni zoba-
czyć, czy już czas wstawiać kartofle. No i tyle.
Dina i April patrzyły sobie wzajem w oczy.
 Ach, Archie!  rzekła April.  Nie ma na świecie równiejszego chłopaka od cie-
bie.
I uściskała go. Dina objęła go z drugiej strony i ucałowała w policzek. Archie wyry-
wał im się piszcząc.
 Dość tego!  wołał.  Jestem mężczyzną i mam przyjaciela policjanta.
April zerknęła w stronę cukierenki. Mrużąc oczy powiedziała:
 Mów po imieniu: szpicla.  A potem do Diny:  Idz z Archiem do domu. Już ja
temu grubasowi sama powiem, co należy.
 Mam nadzieję  odparła Dina.
Archie protestował gwałtownie, Dina jednak wzięła go za rękę mówiąc:
 Chodz no ze mną. Twój przyjaciel wygląda na policjanta, ale jest szpiclem. Zresz-
tą, nie trzeba ci tego tłumaczyć.
 No, wiem  przyznał Archie.  Nadużył mojego zaufania.
April i Dina parsknęły śmiechem.
 Archie  poważnie oświadczyła Dina.  Oszczędzałam na puderniczkę, ale ku-
pię ci za te pieniądze pistolet wodny, na który od dawna masz ochotę. No, chodzmy już.
 Dina zwróciła się do April:  Liczę na ciebie, że zrobisz tego grubasa na szaro. Tylko
nie zapomnij, że masz być w domu na czas, żeby oskrobać jarzyny do obiadu.
April otrząsnęła się z niesmakiem:
 Proszę cię, nie wspominaj skrobania jarzyn w takim momencie.
Czekała, póki Dina z Archiem nie zniknęli z horyzontu. Wówczas dopiero przygła-
dziła włosy, poprawiła kołnierzyk bluzki i niedbałym krokiem weszła do cukierenki,
gdzie sierżant O Hare z nieszczęśliwą miną siedział nad pustą filiżanką po kawie. Przez
myśl April przemknęło wszystko, co postanowiła powiedzieć grubasowi o nikczem-
nych szpiclach wykorzystujących naiwność małych chłopców. Były w tym zaplanowa-
nym przemówieniu słówka, które Dina  a kto wie, może i Archie  przyjęliby okla-
44
skami. Lecz obserwując smutną minę sierżanta, April zmieniła zamiar. Wpadła na lep-
szy pomysł. Przy tym nie wiedziała na pewno, czy Archie się z czymś nie wygadał.
Wspięła się na taboret obok sierżanta O Hare i żałosnym głosikiem powiedziała do
Luke a:
 Chętnie wypiłabym syrop słodowy, ale mam tylko pięć centów, więc proszę
szklankę coca-coli.
 Coca-coli już nie ma  rzekł Luke.
April westchnęła dramatycznie.
 No, trudno. Proszę dać lemoniadę.
 Sprawdzę w magazynie, czy mam jeszcze butelkę lemoniady  odparł Luke.
April przez parę sekund siedziała bez ruchu. Potem odwracając niby przypadkiem
głowę, rozpromieniła się, jak by zaskoczona miłym spotkaniem.
 Ach, pan sierżant tutaj! Co za niespodzianka!
Sierżant spojrzał na April. Ręka zaświerzbiła go, żeby przełożyć smarkatą na kolanie
i wsypać jej porządne lanie. W porę jednak pohamował się wspomniawszy prawa psy-
chologii. Uśmiechnął się więc przyjacielsko i rzekł:
 Ho, ho, ho! Witam śliczną panienkę.
W tej chwili Luke wrócił ze składu i oznajmił:
 Niestety, lemoniada także już wyszła.
 No, trudno!  rzekła zbolała April.  Proszę po prostu szklankę wody.
 Chwileczkę  wtrącił się sierżant O Hare, jak gdyby olśniony nagłym pomysłem.
 Nie wypiłabyś, mała, syropu słodowego? Ja funduję.
Oczy April rozszerzyły się ze zdumienia i radości.
 Ach, panie kapitanie, jaki pan uprzejmy!
 Proszę podać podwójny czekoladowy syrop dla panienki  rozkazał sierżant
O Hare najwyrazniej mile połechtany.  Z kremem. Z podwójnym kremem.  Po
czym zwrócił się do April:  Nie jestem kapitanem. Mam rangę sierżanta.
 Ach!  westchnęła April.  Wygląda pan na kapitana.  Wlepiała w niego
ogromne, niewinne oczy, pełne podziwu.  Założę się, że pan wyjaśnił mnóstwo ta-
jemniczych zbrodni.
 Ano  skromnie odparł sierżant  to i owo zrobiło się w życiu.
Przyszło mu na myśl, że może jednak omylił się w swej pierwszej ocenie małej April
Carstairs. To, zdaje się, bardzo miła, dobrze wychowana panienka. Przy tym  niezwy-
kle inteligentna.
 Gdyby pan zechciał mi opowiedzieć o swoich wyczynach!  z przejęciem prosi-
ła April.
Sierżant O Hare opowiedział o dziewięciu rozpruwaczach kas bankowych, o melinie
gangsterów, o lwie, który uciekł z ogrodu zoologicznego i o zatrutych strzałach. April
45
wpatrując się w niego, zafascynowana, wypiła pierwszą szklankę syropu i połowę dru-
giej. Nagle łzy wezbrały w jej oczach.
 Ach, panie kapitanie... przepraszam, panie sierżancie... Chcę pana prosić o radę.
 Proś śmiało  odparł sierżant.  Zawsze ci służę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl