[ Pobierz całość w formacie PDF ]
RS
Nóż potoczył się aż pod ścianę.
Seth podniósł go błyskawicznie, a Bulla przygniótł
kolanem do podłogi, pomagając sobie wolną ręką.
- Uspokój się - powiedział wolno, patrząc przeciw-
nikowi w oczy. - Jesteś zalany.
Jassy rozpoznała metodę Setha. Potraktował Bulla jak
wtedy Geronima - zastosował rytuał dominacji.
- A niech cię cholera! - wymamrotał Bull, próbując
bezskutecznie podnieść się z podłogi.
- Powiedziałem, uspokój się. - Seth jeszcze mocniej
go przygniótł i chwycił za gardło.
- Hej, co tam, do cholery! - zaprotestował ryży kum-
pel Bulla, odpychając kilku bilardzistów przypatrują-
cych się awanturze.
Jassy zastąpiła mu drogę.
- Hej! - burknął, wyciągając ręce, by ją odepchnąć.
Jassy sprężyła się i zgięła kolana, obniżając w ten
sposób
środek ciężkości. Nauczyła się tego ćwicząc dżudo.
W razie potrzeby mogła zastosować chwyt, którym po-
waliłaby faceta. Niestety, okazało się, że Bull miał tu
więcej kumpli.
- Co tu się dzieje? - Od baru poderwał się jakiś posi-
niaczony typ. Przyłączyło się do niego kilku bilardzi-
stów, otaczając Setha wrogim kręgiem.
Seth przytrzymywał Bulla przy podłodze, obserwując
nowych napastników. Choć nie trzymał noża w pogoto-
wiu, Jassy przeczuwała, że Seth umie się nim posługi-
wać. Tymczasem unieruchomiony Bull mamrotał pijac-
kie przekleństwa.
- Zamknij się wreszcie! Uspokój się! - powiedział
Seth stanowczo. - Nie wyciągaj noża na ludzi... bo skrę-
cisz sobie kark.
58
RS
Wreszcie Bull przestał się miotać. Seth wstał, a gapie
cofnęli się o krok. Sam przeciw wszystkim, a nie widać
po nim strachu, pomyślała Jassy. Gniewnym spojrze-
niem odstraszał każdego, kto spróbowałby go zaatako-
wać. Nie spuszczając wzroku z otaczających go męż-
czyzn, rzucił nóż na stół bilardowy i podszedł do Jassy.
- Idziemy do stolika - powiedział.
Tłum rozstąpił się, robiąc im przejście. Obejrzawszy
się Jassy dostrzegła jeszcze, jak ryży pomaga Bullowi
wstać. Nikt nie rzucił się za Sethem. Najwidoczniej nikt
nie śmiał przeciwstawić się odwadze i opanowaniu Wil-
czura.
Również Jassy była pod wrażeniem. Znała niewielu
mężczyzn, którzy byliby gotowi przeciwstawić się uz-
brojonemu zbirowi, a co dopiero całej grupie! Nie spo-
dziewała się, że ktokolwiek stanie w jej obronie. Zawsze
sama umiała sobie radzić w trudnej sytuacji i nie
musiała
liczyć na cudzą pomoc.
Właśnie chciała podziękować Sethowi, kiedy on rzu-
cił na stół należność, podniósł dżinsową bluzę Jassy i
nie
oglądając się na nią ruszył do wyjścia.
- Dzięki - rzuciła oschle, mijając Setha przytrzy-
mującego drzwi. - Uważasz się teraz za bohatera, pra-
wda?
Wziął ją za rękę i w milczeniu poprowadził do samo-
chodu.
- Co to za dowcipy z tym bohaterem? - Seth odezwał
się, dopiero kiedy już wyjechali z parkingu na szosę.
- Och, nic takiego - odparła Jassy, zakładając bluzę.
Było jej wstyd, że kiedy znalazła się w opałach, sko-
rzystała z pomocy Setha. Będąc przeciwniczką przemo-
cy, nie mogła się pogodzić z faktem, że ktoś był gotów
59
RS
w jej obronie złamać napastnikowi kark. Wyglądała
przez okno szoferki, napawając się widokiem majestaty-
cznych, wiecznie zielonych świerków.
Jechali w milczeniu. Jassy już trochę ochłonęła, po-
stanowiła więc stawić czoło Sethowi.
- Sama też dałabym sobie radę - odezwała się po
chwili. - W barach i bazach wojskowych nieraz już wy-
chodziłam z opresji obronną ręką.
- A miałaś do czynienia z kryminalistą?
- Ten Bull siedział w więzieniu?
- Wsadzają go ze dwa razy do roku - wyjaśnił Seth.
- Za co?
- Różnie, za kradzieże, za pobicie - co tylko zech-
cesz. Kilka miesięcy temu siedział za pokaleczenie no-
żem jakiegoś człowieka. Teraz jest chyba na zwolnieniu
warunkowym.
Jassy odetchnęła z ulgą. Jak to dobrze, że jednak Seth
był w pobliżu. Wciąż jednak czuła, że musi przeprowa-
dzić z nim zasadniczą rozmowę.
- Ale ten facet wyciągnął nóż dopiero wtedy, kiedy
ty się pojawiłeś. Zresztą chyba nie powinieneś go tak
okropnie sponiewierać.
- To była tylko rozmowa - odparł. - Tacy ludzie jak
Bull O'Hara rozumieją, niestety, tylko taką perswazję.
- Znam kilka chwytów, którymi mogłabym szybko
unieszkodliwić Bulla, nie robiąc mu krzywdy - powie-
działa. Chciała mu dać do zrozumienia, że jego bohater-
ski wyczyn nie był aż tak bohaterski.
- Naprawdę? Studiowałaś dżudo na uczelni?
W jego pytaniu zabrzmiała tylko zwykła ciekawość.
Jassy nie spodziewała się po nim takiej reakcji. Najwy-
razniej nie chciał wdawać się w kłótnię.
60
RS
- Jako nastolatka, będąc w Japonii, uprawiałam
z bratem różne dyscypliny.
- Jednak przyznajesz się, że masz jakąś rodzinę - za-
uważył Seth. - Gdzie jest teraz twój brat?
- Nie żyje - rzuciła przez ściśnięte gardło. Dieter
służył w marines, zginął podczas akcji w Zatoce Per-
skiej.
- Tak mi przykro - powiedział ze współczuciem do
Jassy, która niewidzącym wzrokiem wpatrywała się
w ciemność. Nic dziwnego, że była przeciwniczką woj-
ny i wszelkiej przemocy, przemknęło mu przez głowę.
- Byliście sobie bliscy?
- Dieter był moim bratem, więc mogę tylko potwier-
dzić, że tak.
Seth był przekonany, że Jassy stara się skryć swoje
najgłębsze uczucia. Sam przecież bardzo się troszczył
o swoje dwie siostry, chociaż rzadko je teraz widywał.
- Musiałaś bardzo przeżyć jego śmierć. A co z rodzi-
cami?
- %7łyją oboje - odparła wiedząc z góry, że Sethowi
żadna informacja, jakiej może mu udzielić, i tak nie
wystarczy. - Mama mieszka w Ohio. Miejsce pobytu
ojca niezbyt mnie interesuje. Z pułkownikiem Reedem
nigdy nie mogłam się porozumieć, a teraz, kiedy roz-
wiedli się z mamą, nie muszę go widywać. - Głęboko
westchnęła. - Dajmy już sobie z tym spokój, dobrze?
- W porządku. - Seth wyczuł, że wyprowadził ją
z równowagi.
Jassy milczała aż do chwili, kiedy zjechali z szosy na
krętą i wyboistą drogę do Wilczego Gniazda. Gęste listo-
wie niemal zupełnie przysłaniało światło księżyca.
61
RS
- Możesz wysadzić mnie przy przyczepie - zapro-
ponowała, gdy minęli bramę wjazdową.
- Postawię samochód przy szopie ze sprzętem. - Nie
chciał tak szybko się z nią rozstać. - Odprowadzę cię.
- To nie jest konieczne - powiedziała rozdrażniona.
- Nic mi tutaj nie grozi. Zresztą mówiłam ci, że sama
potrafię sobie radzić.
W tej chwili Seth nie myślał o bezpieczeństwie, ale
też nie chciał się przyznać, że pragnie jej towarzystwa.
Ledwo zaczęli się rozumieć, a ona najwyrazniej już chce
zdezerterować.
- Jassy, nie musisz mi ciągle udowadniać, że jesteś
twarda. Wiem, że podróżując motorem po całym kraju
musisz być cholernie odważna. - Wjechał za szopę i wy-
łączył silnik. - Widziałem na własne oczy, jaka byłaś
dzielna, wchodząc pierwszy raz do zagrody z wilkami.
- No to dlaczego ci tak zależy, żeby mnie odprowa-
dzić? - zapytała, sięgając do klamki.
- Chcę jeszcze pogadać - odparł, chwytając ją za
rękę. - I być z tobą.
- Dosyć się nagadaliśmy - stwierdziła.
- Może o tobie. Ale zanim pójdziesz, Jassy, chcę ci
trochę opowiedzieć o sobie i o moich stosunkach z mie-
szkańcami miasteczka - powiedział, puszczając jej rękę.
- Nie zdajesz sobie sprawy, w co się dzisiaj wplątałaś.
- Ci ludzie z pewnością nie czują do wilków aż takiej
nienawiści, żeby napadać na pracowników schroniska.
- Jassy poruszyła się niecierpliwie, ale nie wychodziła
z szoferki.
- Niektórzy bardziej nienawidzą mnie niż wilków.
Twoje wejście ze mną do Białej Sosny było dla nich
jak czerwona płachta na byka.
62
RS
Jassy odwróciła się do Setha, jednak w ciemnościach
nie mogła dostrzec wyrazu jego twarzy.
- W dzieciństwie byłem najgorszym rozrabiaką [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
RS
Nóż potoczył się aż pod ścianę.
Seth podniósł go błyskawicznie, a Bulla przygniótł
kolanem do podłogi, pomagając sobie wolną ręką.
- Uspokój się - powiedział wolno, patrząc przeciw-
nikowi w oczy. - Jesteś zalany.
Jassy rozpoznała metodę Setha. Potraktował Bulla jak
wtedy Geronima - zastosował rytuał dominacji.
- A niech cię cholera! - wymamrotał Bull, próbując
bezskutecznie podnieść się z podłogi.
- Powiedziałem, uspokój się. - Seth jeszcze mocniej
go przygniótł i chwycił za gardło.
- Hej, co tam, do cholery! - zaprotestował ryży kum-
pel Bulla, odpychając kilku bilardzistów przypatrują-
cych się awanturze.
Jassy zastąpiła mu drogę.
- Hej! - burknął, wyciągając ręce, by ją odepchnąć.
Jassy sprężyła się i zgięła kolana, obniżając w ten
sposób
środek ciężkości. Nauczyła się tego ćwicząc dżudo.
W razie potrzeby mogła zastosować chwyt, którym po-
waliłaby faceta. Niestety, okazało się, że Bull miał tu
więcej kumpli.
- Co tu się dzieje? - Od baru poderwał się jakiś posi-
niaczony typ. Przyłączyło się do niego kilku bilardzi-
stów, otaczając Setha wrogim kręgiem.
Seth przytrzymywał Bulla przy podłodze, obserwując
nowych napastników. Choć nie trzymał noża w pogoto-
wiu, Jassy przeczuwała, że Seth umie się nim posługi-
wać. Tymczasem unieruchomiony Bull mamrotał pijac-
kie przekleństwa.
- Zamknij się wreszcie! Uspokój się! - powiedział
Seth stanowczo. - Nie wyciągaj noża na ludzi... bo skrę-
cisz sobie kark.
58
RS
Wreszcie Bull przestał się miotać. Seth wstał, a gapie
cofnęli się o krok. Sam przeciw wszystkim, a nie widać
po nim strachu, pomyślała Jassy. Gniewnym spojrze-
niem odstraszał każdego, kto spróbowałby go zaatako-
wać. Nie spuszczając wzroku z otaczających go męż-
czyzn, rzucił nóż na stół bilardowy i podszedł do Jassy.
- Idziemy do stolika - powiedział.
Tłum rozstąpił się, robiąc im przejście. Obejrzawszy
się Jassy dostrzegła jeszcze, jak ryży pomaga Bullowi
wstać. Nikt nie rzucił się za Sethem. Najwidoczniej nikt
nie śmiał przeciwstawić się odwadze i opanowaniu Wil-
czura.
Również Jassy była pod wrażeniem. Znała niewielu
mężczyzn, którzy byliby gotowi przeciwstawić się uz-
brojonemu zbirowi, a co dopiero całej grupie! Nie spo-
dziewała się, że ktokolwiek stanie w jej obronie. Zawsze
sama umiała sobie radzić w trudnej sytuacji i nie
musiała
liczyć na cudzą pomoc.
Właśnie chciała podziękować Sethowi, kiedy on rzu-
cił na stół należność, podniósł dżinsową bluzę Jassy i
nie
oglądając się na nią ruszył do wyjścia.
- Dzięki - rzuciła oschle, mijając Setha przytrzy-
mującego drzwi. - Uważasz się teraz za bohatera, pra-
wda?
Wziął ją za rękę i w milczeniu poprowadził do samo-
chodu.
- Co to za dowcipy z tym bohaterem? - Seth odezwał
się, dopiero kiedy już wyjechali z parkingu na szosę.
- Och, nic takiego - odparła Jassy, zakładając bluzę.
Było jej wstyd, że kiedy znalazła się w opałach, sko-
rzystała z pomocy Setha. Będąc przeciwniczką przemo-
cy, nie mogła się pogodzić z faktem, że ktoś był gotów
59
RS
w jej obronie złamać napastnikowi kark. Wyglądała
przez okno szoferki, napawając się widokiem majestaty-
cznych, wiecznie zielonych świerków.
Jechali w milczeniu. Jassy już trochę ochłonęła, po-
stanowiła więc stawić czoło Sethowi.
- Sama też dałabym sobie radę - odezwała się po
chwili. - W barach i bazach wojskowych nieraz już wy-
chodziłam z opresji obronną ręką.
- A miałaś do czynienia z kryminalistą?
- Ten Bull siedział w więzieniu?
- Wsadzają go ze dwa razy do roku - wyjaśnił Seth.
- Za co?
- Różnie, za kradzieże, za pobicie - co tylko zech-
cesz. Kilka miesięcy temu siedział za pokaleczenie no-
żem jakiegoś człowieka. Teraz jest chyba na zwolnieniu
warunkowym.
Jassy odetchnęła z ulgą. Jak to dobrze, że jednak Seth
był w pobliżu. Wciąż jednak czuła, że musi przeprowa-
dzić z nim zasadniczą rozmowę.
- Ale ten facet wyciągnął nóż dopiero wtedy, kiedy
ty się pojawiłeś. Zresztą chyba nie powinieneś go tak
okropnie sponiewierać.
- To była tylko rozmowa - odparł. - Tacy ludzie jak
Bull O'Hara rozumieją, niestety, tylko taką perswazję.
- Znam kilka chwytów, którymi mogłabym szybko
unieszkodliwić Bulla, nie robiąc mu krzywdy - powie-
działa. Chciała mu dać do zrozumienia, że jego bohater-
ski wyczyn nie był aż tak bohaterski.
- Naprawdę? Studiowałaś dżudo na uczelni?
W jego pytaniu zabrzmiała tylko zwykła ciekawość.
Jassy nie spodziewała się po nim takiej reakcji. Najwy-
razniej nie chciał wdawać się w kłótnię.
60
RS
- Jako nastolatka, będąc w Japonii, uprawiałam
z bratem różne dyscypliny.
- Jednak przyznajesz się, że masz jakąś rodzinę - za-
uważył Seth. - Gdzie jest teraz twój brat?
- Nie żyje - rzuciła przez ściśnięte gardło. Dieter
służył w marines, zginął podczas akcji w Zatoce Per-
skiej.
- Tak mi przykro - powiedział ze współczuciem do
Jassy, która niewidzącym wzrokiem wpatrywała się
w ciemność. Nic dziwnego, że była przeciwniczką woj-
ny i wszelkiej przemocy, przemknęło mu przez głowę.
- Byliście sobie bliscy?
- Dieter był moim bratem, więc mogę tylko potwier-
dzić, że tak.
Seth był przekonany, że Jassy stara się skryć swoje
najgłębsze uczucia. Sam przecież bardzo się troszczył
o swoje dwie siostry, chociaż rzadko je teraz widywał.
- Musiałaś bardzo przeżyć jego śmierć. A co z rodzi-
cami?
- %7łyją oboje - odparła wiedząc z góry, że Sethowi
żadna informacja, jakiej może mu udzielić, i tak nie
wystarczy. - Mama mieszka w Ohio. Miejsce pobytu
ojca niezbyt mnie interesuje. Z pułkownikiem Reedem
nigdy nie mogłam się porozumieć, a teraz, kiedy roz-
wiedli się z mamą, nie muszę go widywać. - Głęboko
westchnęła. - Dajmy już sobie z tym spokój, dobrze?
- W porządku. - Seth wyczuł, że wyprowadził ją
z równowagi.
Jassy milczała aż do chwili, kiedy zjechali z szosy na
krętą i wyboistą drogę do Wilczego Gniazda. Gęste listo-
wie niemal zupełnie przysłaniało światło księżyca.
61
RS
- Możesz wysadzić mnie przy przyczepie - zapro-
ponowała, gdy minęli bramę wjazdową.
- Postawię samochód przy szopie ze sprzętem. - Nie
chciał tak szybko się z nią rozstać. - Odprowadzę cię.
- To nie jest konieczne - powiedziała rozdrażniona.
- Nic mi tutaj nie grozi. Zresztą mówiłam ci, że sama
potrafię sobie radzić.
W tej chwili Seth nie myślał o bezpieczeństwie, ale
też nie chciał się przyznać, że pragnie jej towarzystwa.
Ledwo zaczęli się rozumieć, a ona najwyrazniej już chce
zdezerterować.
- Jassy, nie musisz mi ciągle udowadniać, że jesteś
twarda. Wiem, że podróżując motorem po całym kraju
musisz być cholernie odważna. - Wjechał za szopę i wy-
łączył silnik. - Widziałem na własne oczy, jaka byłaś
dzielna, wchodząc pierwszy raz do zagrody z wilkami.
- No to dlaczego ci tak zależy, żeby mnie odprowa-
dzić? - zapytała, sięgając do klamki.
- Chcę jeszcze pogadać - odparł, chwytając ją za
rękę. - I być z tobą.
- Dosyć się nagadaliśmy - stwierdziła.
- Może o tobie. Ale zanim pójdziesz, Jassy, chcę ci
trochę opowiedzieć o sobie i o moich stosunkach z mie-
szkańcami miasteczka - powiedział, puszczając jej rękę.
- Nie zdajesz sobie sprawy, w co się dzisiaj wplątałaś.
- Ci ludzie z pewnością nie czują do wilków aż takiej
nienawiści, żeby napadać na pracowników schroniska.
- Jassy poruszyła się niecierpliwie, ale nie wychodziła
z szoferki.
- Niektórzy bardziej nienawidzą mnie niż wilków.
Twoje wejście ze mną do Białej Sosny było dla nich
jak czerwona płachta na byka.
62
RS
Jassy odwróciła się do Setha, jednak w ciemnościach
nie mogła dostrzec wyrazu jego twarzy.
- W dzieciństwie byłem najgorszym rozrabiaką [ Pobierz całość w formacie PDF ]