[ Pobierz całość w formacie PDF ]
posmutniała. Czemu los obdarowywał dziećmi ludzi, którzy ich nie chcieli, podczas gdy
ją pozbawił wymarzonej szansy? Zabroniła sobie podobnych rozważań. Nie przynosiły
odpowiedzi, tylko ból.
Ingrid złapała się za głowę.
- Mam dziś mnóstwo pracy! Nie wiem, jak sobie poradzę, pilnując małego.
- Zaopiekuję się nim - zaproponowała Francesca bez namysłu, ku własnemu
zaskoczeniu,
- Nie mogę na to pozwolić. Podczas podróży poślubnej powinna pani spędzać czas
z mężem, w przyjemny sposób. Dziecko będzie przeszkadzać.
- W żadnym wypadku. Armando w niczym nie zawinił, a ja nie mam nic do roboty
- przekonywała Francesca.
Zdziwiło ją, że Marcos nazwał ich wyprawę podróżą poślubną, ale zaraz
przypomniała sobie, że to tylko gra pozorów na użytek mieszkańców.
Ledwie zadeklarowała pomoc, ogarnęły ją wątpliwości, czy podoła zadaniu. Lecz
gdy Ingrid wytarła chłopcu buzię i podała go jej, promienny uśmiech Armanda
rozproszył rozterki. Wzruszyło ją, że ufnie wyciągnął do niej rączki i objął ją za szyję.
Pachniał niemowlęciem, płatkami śniadaniowymi i słońcem. Najchętniej wycałowałaby
śliczną buzkę. Zamiast tego zabrała go na werandę i kołysała na kolanach, czekając na
śniadanie.
Jakaś dziewczynka przyniosła kojec. Naburmuszona mina chłopca wyraznie
mówiła, że nie chce w nim siedzieć.
R
L
T
- Bez obawy, Armandzie - uspokoiła go. - Nie wsadzę cię tam. Zostaniesz tutaj,
tylko bądz grzeczny.
Armando podziękował w swoim niezrozumiałym, niemowlęcym języku. Słuchając
radosnego gaworzenia, nie wątpiła już, że podjęła słuszną decyzję. Przez cztery lata
unikała dzieci, żeby nie przypominały jej utraconej córeczki. Lecz tuląc słodkiego
chłopczyka, doszła do wniosku, że zrobiła najlepszą rzecz od lat, nie licząc kochania się
z Marcosem.
Nagle stanął w drzwiach, jakby przywołała go myślami. Wyraznie strapiony, nie
od razu ją spostrzegł. Dopiero gdy Armando zwrócił ku niemu buzię, przywitał go
uśmiechem.
- Znalezliście ją? - spytała, gdy podszedł do stołu i odsunął sobie krzesło.
- Nie.
Armando wyciągnął do niego rączki. Marcos zabrał go i połaskotał po brzuszku.
Niechętnie go oddała. Marcos zabawiał malca, strojąc śmieszne miny.
Zmiech dziecka na jego rękach obudził nierealne tęsknoty. Zapragnęła zatrzymać
ich przy sobie na zawsze. Chciałaby bez końca przeżywać upojne noce i długie, piękne
dni, spokojne jak morze szczęścia. Ale iluzja nie mogła trwać wiecznie.
- Co zrobicie z Armandem, jeśli jego matka nie wróci? - spytała.
- Ktoś go wezmie na wychowanie.
- Kto?
- Jeszcze nie wiem.
Francesca wiele by dała, by mogli adoptować porzuconego chłopczyka. Marzenie
ściętej głowy! Papierowe małżeństwo nie stanowiło rodziny, nie dawało oparcia na
przyszłość.
- Bardzo mi przykro, Marcosie. Wyobrażam sobie, jak cię zmartwiła ucieczka Any.
- Tłumaczyłem ci, że nie wszystkich można uratować. Ale Ana nie wyjechała
sama, tylko z ukochanym. Nie wyląduje na ulicy. Może nawet wezmą ślub.
- Co się dzieje z tymi nastolatkami, gdy już opuszczą ośrodek? - spytała, by
zwrócić jego uwagę na pozytywne efekty działalności.
- Niektórzy idą na uniwersytet. Inni wybierają kierunki handlowe.
R
L
T
- Czy wielu studiuje w college'u?
- Całkiem sporo. Navarre Industries zatrudnia ich po uzyskaniu dyplomu, jeśli
tylko zechcą dla nas pracować.
Francescę wciąż zdumiewało, że ratując tylu ludzi od nędzy, Marcos rozpacza nad
każdą zagubioną duszą.
- Co by ich czekało, gdybyście do nich nie dotarli?
- Narkotyki, prostytucja, gangi, śmierć. Nawet wojna - dodał ze smutkiem.
- Jaka wojna?
- W Ameryce Południowej ciągle wybuchają rozruchy. Przywódcy oddziałów
guerilla, antyrządowej partyzantki, skusiliby wielu z nich do wystąpień przeciwko tym,
których uważają za ciemiężycieli narodu.
- Nie miałam pojęcia o tych sprawach - przyznała, zaszokowana.
Nagle zapragnęła dowiedzieć się, czy blizna na tułowiu i nocne koszmary to
pamiątka po dzieciństwie spędzonym na ulicy, czy walki w rewolucyjnej partyzantce.
Gdy spytała o to wprost, rysy mu stężały.
- Naprawdę sądzisz, że ta wiedza ci w czymś pomoże? %7łe szlachetna miłość
przepędzi demony?
Nieoczekiwany wybuch gniewu potwierdził jej podejrzenia. Nie potrafiła sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
posmutniała. Czemu los obdarowywał dziećmi ludzi, którzy ich nie chcieli, podczas gdy
ją pozbawił wymarzonej szansy? Zabroniła sobie podobnych rozważań. Nie przynosiły
odpowiedzi, tylko ból.
Ingrid złapała się za głowę.
- Mam dziś mnóstwo pracy! Nie wiem, jak sobie poradzę, pilnując małego.
- Zaopiekuję się nim - zaproponowała Francesca bez namysłu, ku własnemu
zaskoczeniu,
- Nie mogę na to pozwolić. Podczas podróży poślubnej powinna pani spędzać czas
z mężem, w przyjemny sposób. Dziecko będzie przeszkadzać.
- W żadnym wypadku. Armando w niczym nie zawinił, a ja nie mam nic do roboty
- przekonywała Francesca.
Zdziwiło ją, że Marcos nazwał ich wyprawę podróżą poślubną, ale zaraz
przypomniała sobie, że to tylko gra pozorów na użytek mieszkańców.
Ledwie zadeklarowała pomoc, ogarnęły ją wątpliwości, czy podoła zadaniu. Lecz
gdy Ingrid wytarła chłopcu buzię i podała go jej, promienny uśmiech Armanda
rozproszył rozterki. Wzruszyło ją, że ufnie wyciągnął do niej rączki i objął ją za szyję.
Pachniał niemowlęciem, płatkami śniadaniowymi i słońcem. Najchętniej wycałowałaby
śliczną buzkę. Zamiast tego zabrała go na werandę i kołysała na kolanach, czekając na
śniadanie.
Jakaś dziewczynka przyniosła kojec. Naburmuszona mina chłopca wyraznie
mówiła, że nie chce w nim siedzieć.
R
L
T
- Bez obawy, Armandzie - uspokoiła go. - Nie wsadzę cię tam. Zostaniesz tutaj,
tylko bądz grzeczny.
Armando podziękował w swoim niezrozumiałym, niemowlęcym języku. Słuchając
radosnego gaworzenia, nie wątpiła już, że podjęła słuszną decyzję. Przez cztery lata
unikała dzieci, żeby nie przypominały jej utraconej córeczki. Lecz tuląc słodkiego
chłopczyka, doszła do wniosku, że zrobiła najlepszą rzecz od lat, nie licząc kochania się
z Marcosem.
Nagle stanął w drzwiach, jakby przywołała go myślami. Wyraznie strapiony, nie
od razu ją spostrzegł. Dopiero gdy Armando zwrócił ku niemu buzię, przywitał go
uśmiechem.
- Znalezliście ją? - spytała, gdy podszedł do stołu i odsunął sobie krzesło.
- Nie.
Armando wyciągnął do niego rączki. Marcos zabrał go i połaskotał po brzuszku.
Niechętnie go oddała. Marcos zabawiał malca, strojąc śmieszne miny.
Zmiech dziecka na jego rękach obudził nierealne tęsknoty. Zapragnęła zatrzymać
ich przy sobie na zawsze. Chciałaby bez końca przeżywać upojne noce i długie, piękne
dni, spokojne jak morze szczęścia. Ale iluzja nie mogła trwać wiecznie.
- Co zrobicie z Armandem, jeśli jego matka nie wróci? - spytała.
- Ktoś go wezmie na wychowanie.
- Kto?
- Jeszcze nie wiem.
Francesca wiele by dała, by mogli adoptować porzuconego chłopczyka. Marzenie
ściętej głowy! Papierowe małżeństwo nie stanowiło rodziny, nie dawało oparcia na
przyszłość.
- Bardzo mi przykro, Marcosie. Wyobrażam sobie, jak cię zmartwiła ucieczka Any.
- Tłumaczyłem ci, że nie wszystkich można uratować. Ale Ana nie wyjechała
sama, tylko z ukochanym. Nie wyląduje na ulicy. Może nawet wezmą ślub.
- Co się dzieje z tymi nastolatkami, gdy już opuszczą ośrodek? - spytała, by
zwrócić jego uwagę na pozytywne efekty działalności.
- Niektórzy idą na uniwersytet. Inni wybierają kierunki handlowe.
R
L
T
- Czy wielu studiuje w college'u?
- Całkiem sporo. Navarre Industries zatrudnia ich po uzyskaniu dyplomu, jeśli
tylko zechcą dla nas pracować.
Francescę wciąż zdumiewało, że ratując tylu ludzi od nędzy, Marcos rozpacza nad
każdą zagubioną duszą.
- Co by ich czekało, gdybyście do nich nie dotarli?
- Narkotyki, prostytucja, gangi, śmierć. Nawet wojna - dodał ze smutkiem.
- Jaka wojna?
- W Ameryce Południowej ciągle wybuchają rozruchy. Przywódcy oddziałów
guerilla, antyrządowej partyzantki, skusiliby wielu z nich do wystąpień przeciwko tym,
których uważają za ciemiężycieli narodu.
- Nie miałam pojęcia o tych sprawach - przyznała, zaszokowana.
Nagle zapragnęła dowiedzieć się, czy blizna na tułowiu i nocne koszmary to
pamiątka po dzieciństwie spędzonym na ulicy, czy walki w rewolucyjnej partyzantce.
Gdy spytała o to wprost, rysy mu stężały.
- Naprawdę sądzisz, że ta wiedza ci w czymś pomoże? %7łe szlachetna miłość
przepędzi demony?
Nieoczekiwany wybuch gniewu potwierdził jej podejrzenia. Nie potrafiła sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]